Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Portret dyrektora

Alice od godziny siedziała w gabinecie dyrektoram, uważnie słuchając opowieści Sapphire o jej przeszłości, aczkolwiek było trudne skupić się na tym. Kobieta opowiadała bardzo dokładnie, jakby prowadziła wykład dla ucznia mającego spore braki w wiedzy. Chociaż jej głos był kojący i wzbudzał ciekawość dalszego ciągu, nie mogła się wstrzymać od wrażenia, że znów siedzi na kolejnej nudnej lekcji profesora Binnsa — duch czarodzieja, który chyba nie zdawał sobie sprawy, że jest martwy, a jego lekcje usypiają niemal całą klasę. Minerva McGonagall, choć nie była tu zbytnio potrzebna, została, chcąc dodać otuchy swojej uczennicy.

Zeszły rok był tak szalony, że w życiu tej nastolatki wystarczyło ryzyka, niebezpieczeństwa. O ile Potter i Weasley zdecydowali się opuścić Hogwart, mając niesamowitą możliwość podjęcia pracy już jako Auror, ze względu na swoje zasługi rzecz jasna, skorzystali z tego. Tylko Granger wróciła do Hogwartu, by skończyć się uczyć, podobnie jak Alice, a tym samym Malfoy, Zabini i Luna Lovegood. Pansy Parkinson jeszcze podczas wojny została wcielona w szereg Aurorów i robiła naprawdę dobry kawał roboty. McGonagall mogła być tylko dumna ze swoich uczniów. Niemniej jednak nie podobało się w jakim kierunku to zmierzało, a prowadziło to do tego, że świat czarodziejów wcale nie był jeszcze bezpieczny. 

— Czyli mam rozumieć, że fakt, że przeżyłam klątwę uśmiercającą sprawia, że stałam się częścią goblińskiej przepowiedni? — dopytała Alice, odkładając pustą już filiżankę po herbacie. — Nie tego spodziewałam się po tym wszystkim.

— Eris streściła mi koniec Grindelwalda oraz kim był Tom Marvolo Riddle, potomek Salaza Slytherina, potomek rodziny Gaunt. Wszystko już wiem i domyślam się, że to może być dla ciebie trudne.

Trudne? Alice po całej wojnie, torturach, patrzeniu na śmierć znajomych osób jedyne czego chciała to normalnego życia w szkole ze swoim narzeczonym, przyjaciółmi. Chciała zdać ostatnie egzaminy i zakończyć edukację, by pójść do pracy. Święty Mung ostatnio poszukiwał uzdrowicieli, a ona o leczeniu miała pewne pojęcie, mimo że jej krew już nie uzdrawiała.

— Czy wiadomo, kim jest Twórca Śmierci? Chodzi o Śmierć jako osobę? — wtrąciła się pani dyrektor, próbując okazać jak największe wsparcie uczennicy. Rozumiała jej obawy jak nikt. 

— Problem w tym, że nikt go osobiście nie spotkał, przynajmniej do tej pory tak sądziłam — wyznała Sapphire, wstając z fotela, aby podejść do jednego z portretów dawnych dyrektorów. — Eris rozmawiała z Gridenwaldem, gdy jeszcze żył i powiedział jej o spotkaniu z nim, krótko po moim uwięzieniu w kamień. 

— Jako że mam dar mojej matki, jasnowidzenia, byłam bardziej podatna na różne wizje, niekoniecznie tylko dotyczące przyszłość — odparła Eris, śledząc poczynania swej ciotki. — Jedyne, co udało mi się ustalić to to, że Twórca Śmierci był czarodziejem, na tyle potężnym, że stworzył trzy Zaklęcia Niewybaczalne, Crucio... Imperio i Avadę — tu spojrzała na Alice. — Według przepowiedni pokonać go mogą ci czarodzieje, którzy oparli się mu. 

— Jaki jest jego cel? — spytała Alice.

— Nawet na portrecie jest przerażający — zauważyła Sapphire, zwracając na siebie uwagę pozostałych czarownic. — Był dyrektorem Hogwartu, kiedy zaczynałam swój pierwszy rok w Hogwarcie. Krótko się uczyłam przez moje serce, ale na tyle, by wiedzieć, że był wredny. 

— Byłaś w Hogwarcie?

— Dwa lata, potem musiałam odejść, ale nie byłam pierwszą czarownicą, która zrezygnowała w środku roku — stwierdziła, wciąż gapiąc się na porter Phineasa Nigellusa Blacka.

— Dziadek Syriusza.

— Och nie, znowu ty — odezwał się portret. — Myślałem, że więcej cię nie będę oglądać. Kolejny uczeń sprawiający kłopoty.

Sapphire wzruszyła ramionami.

— Nie mówiłam, że byłam dobrym Puchonem — parsknęła, ignorując kolejne obelgi pod swoim adresem od dawnego dyrektora Hogwartu, skupiając się na pustej ramie. — Czy on tam jest?

— Często go nie ma — odpowiedziała dyrektorka.

Czerwonowłosa czarownica pokiwała głową, odwracając się od portretów. Po dwóch latach Hogwart stał jej się obcym miejscem i słyszała tylko z opowieści Dumbledore'a, który jak się okazało również się tam uczył, ale nigdy się tam nie spotkali. Chciała zobaczyć Albusa na portrecie jako dyrektorka, była ciekawa jak czas się z nim obszedł i jak wyglądał, kiedy ona pod postacią kamienia pozostała młoda i piękna. 

— Badałam pochodzenia Twórcy Śmierci i jest to naprawdę interesujący przypadek — kontynuowała Eris. — Wiem tylko, że nie pochodził ani z Europy ani Ameryki, ciężko ustalić pochodzenie kogoś, kogo nie znamy prawdziwego imienia.

— Wydaje mi się, że pozostawienie tego całkowicie w waszych rękach to za duże brzemię. Proponuję poprosić o pomoc odpowiednie osoby.

— Ministerstwo niech się lepiej nie miesza — prychnęła Eris, pamiętając, że jeszcze niedawno roiło się tam od Śmierciożerców, kilka miesięcy nie wystarczyło, by o wszystkim zapomnieć. 

— Możecie zająć dawną komnatę Hastings, kiedy będziecie dalej szukać, zezwalam na dostęp do działu Ksiąg Zakazanych, ale proszę, abyście nie naprzykrzały się uczniom i nauczycielom. Niektórym ciężko jest wrócić do normalności. — Miała na myśli Snape'a, być może na kimś jeszcze tamte czasy odcisnęły swoje piętno.

Sapphire i Eris podziękowały za gościnę, po czym opuściły gabinet dyrektorki, zostawiając Alice samą z Minervą. Dziewczyna opadła zrezygnowana z powrotem na fotel, czując jak nogi się pod nią uginają. Miała dość przygód jak na jedno życie, a dodatkowo gdzieś na świecie czaił się kolejny zły czarnoksiężnik, okazujący się być pierwszym sprzed Voldemorta i Grindelwalda. Jak miała się przygotować do walki z nieznanym przeciwnikiem? Tym razem krew feniksa w żaden sposób jej nie uratuje.

Przecież jak jej przyjaciele się o tym dowiedzą, nie pozwolą jej ryzykować samej, a ich narażać również nie chciała. Alice spojrzała błagalnie na dyrektorkę, lecz w tym momencie ona podniosła wzrok ku jednemu z okien. Wkrótce gryfonka zrozumiała, co tak zaabsorbowało uwagę dyrektorki. Nad Zakazanym Lasdem unosiły się ciemne chmury. Nie, to nie były chmury, lecz czarny dym. 

Zakazany Las płonął.

— Manson wracaj do wieży — zwróciła się do uczennicy, wyczarowując patronus w postaci kota. — Niech nikt nie opuszcza zamku, a nauczyciele zbiorą się przy skraju lasu — rzuciła do kota, a ten udał się rozesłać wiadomość.

Gdy pani profesor wybiegła z gabinetu, Alice jeszcze stanęła bliżej okna, nie wierząc, że ktokolwiek mógłby wtargnąć na teren Hogwartu i podpalić Zakazany Las, przecież żyły tam centaury i inne istoty! A może to był tylko jakiś uczeń, który się wygłupiał?

— Jak mniemam, nie posłuchasz i tam pobiegniesz, dziewczyno? — odezwał się Black z portretu. — Obiło mi się o uszy niegdyś określenie Twórcy Śmierci.

— To czemu nic pan nie powiedział wcześniej? 

— A czy to ważne? —prychnął dumnie. — Stary czarnoksiężnik, korzystający ze starożytnej magii. Za moich dyrektorskich czasów był tu uczeń potrafiący z takiej magii korzystać. I tylko ktoś znający się na starożytnej magii, mógłby ci pomóc.

Alice popatrzyła dłużej na portret dyrektora Nigellusa Blacka, po czym ukradkiem zerknęła na wciąż pustą ramę. Pierwszy raz słyszała o starożytnej magii, ale zapewne stanowiła ona kolejny odłam magicznej mocy, tak jak czarna magia. Za czasów Blacka ktoś taką magią operował, ale skoro nikt o tym nie wiedział... nikt żywy jej tu nie pomoże. Wybiegła z gabinetu dyrektorki, pędząc korytarzami i nawołując Prawie-Bezgłowego Nicka, ducha domu Godryka Gryffindoru. Od jej początków w Hogwarcie zjawa jej towarzyszyła i służyła radą, liczyła na to, ze i tym razem jego pomoc okaże się być nieoceniona.

— Nick! Nick! Gdzie jesteś?!

Ale Nick nie zjawiał się. Nigdzie też nie było Irytka. Każdy portret na schodach szeptał między sobą, kiedy przechodziła obok. Wydawało jej się, że byli przestraszeni. Dwa piętra wyżej, dostrzegła stado duchów przyglądających się jednemu z obrazów. Alice podeszła bliżej, zamierając w bezruchu. Jeden z portretów był całkowicie zniszczony.

— Co tu się stało? — zapytała.

— To on... — szepnął jeden z duchów. — Był tutaj.

— Kto?

— Twórca Śmierci, czy to nie oczywiste? — przemówił kobiecy głos tuż za jej plecami. Alice odwróciła sie, by zobaczyć zbliżającą się Sapphire w towarzystwie Eris. — Pamiętam ten portret, zawsze mnie przerażał, ale nie pamiętam jakie nosił imię.

— Ja wiem — powiedziała Eris. — Koryfeusz Vundomhive.

Hogwart chyba właśnie znowu przestał być bezpiecznym miejscem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro