8. Moja Madison
Owen
4 lata temu
Kroczyła w moją stronę ubrana w przepiękną białą suknię a na czubku jej głowy zaczepiony został welon. Nigdy bym nie przypuszczał, że taki widok mógł sprawić, że z moich oczu popłyną łzy jednak nie wstydziłem się ich wiedząc, że moja Madison była przepiękna.
Podejmując decyzję o ślubie zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nie będzie nam łatwo pogodzić i pracy i całego planowania, ale jakoś się udało. Od razu odrzuciliśmy pomysł, aby wynająć organizatorkę ślubów, ponieważ to miał być nasz dzień więc chcieliśmy, aby wszystko było tak jak sobie wymarzyliśmy.
Ślub miał się odbyć w wynajętej przez nas sali, do której dostępu nie miały żadne media. Pomimo tego, że początkowo planowaliśmy to zrobić na dworze wiedzieliśmy, że przez to nie będziemy mieli prywatności więc zrezygnowaliśmy. W pomieszczeniu znajdowała się tylko najbliższa rodzina i nikogo więcej, ponieważ chcieliśmy, aby naszym szczęściem cieszyli się ci którzy nas wspierali.
Samodzielnie układaliśmy menu, kompozycję kwiatów, wystrój sali a nawet udało nam się uzyskać pozwolenie od księdza na ślub co nie było łatwe, zwłaszcza że nie byłem wierzący jednak dla mojej Madison byłem w stanie chodzić razem z nią do kościoła byle tylko mogła mieć swój wymarzony ślub.
Jedyne czego nie robiliśmy razem to wybór jej sukni ślubnej, ale teraz patrząc na nią było tego warte, ponieważ była najpiękniejszą kobietą na świecie. Nie znałem się na modzie jednak potrafiłem odróżnić czym różniła się koronka od zwykłego materiału, zwłaszcza że miała ją całą na sobie. Jej suknia wyróżniała się prostotą, czyli była dokładnie taka jak moja przyszła żona. Delikatny dekolt, rękawy aż do nadgarstków, spływająca do samej ziemi bez rozcięcia, czy jak to się tam nazywało. Z trudem mogłem zebrać myśli.
- Mój kochany. - wyszeptała zatrzymując się tuż obok mnie i wycierając palcami moje mokre od łez policzki.
- Pięknie wyglądasz. - wydusiłem z trudem.
Uśmiechnęła się do mnie w taki sposób, że od razu ogarnął mnie spokój. Do tej pory nie docierało do mnie, że bałem się tego momentu nie dlatego że nie chciałem tego ślubu a dlatego że ona mogła się rozmyślić. Przez cały czas trwania naszego związku jedyne czego się bałem to, że uzna mnie za niegodnego jej albo kogoś z kim nie warto być. Te obawy sprawiły, że czułem się niepewnie jednak teraz wszystko zniknęło.
- Dziękuję. - albo mi się wydawało, ale zarumieniła się jeszcze bardziej. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo nie mogłam doczekać się tego dnia. - posłała mi tak cudowny uśmiech, że od razu się od niego rozpływałem. - Jesteś jedyny w swoim rodzaju. Wyjątkowy i właśnie dlatego cię pokochałam.
Wziąłem jej dłoń w swoje i składałem czułe pocałunki na jej knykciach nie mogąc się doczekać aż w końcu powiemy sobie słowa przysięgi. Aż w końcu będę mógł nazywać ją żoną.
Gdy przerwało nam głośne chrząknięcie z trudem oderwałem się od miłości mojego życia i odwróciłem do czekającego na nas księdza. To, że udało nam się go przekonać, aby cała ceremonia odbyła się w pilnie strzeżonym budynku było wielkim wyzwaniem jednak w końcu dał się przekonać, zwłaszcza kiedy dokładnie opowiedziałem mu z czym może się to wiązać. Obleganie kościoła przez paparazzo nie przypadło mu do gustu więc odpuścił.
- Czy jesteście gotowi? – zapytał patrząc na nas pokrzepiająco.
- Jesteśmy.
- Tak. - powiedzieliśmy w tym samym momencie.
Po chwili zaczęła się ceremonia, podczas której z pełnym skupieniem słuchałem każdego słowa księdza stojącego przed nami. Poprosiłem go nawet aby przytoczył o hymn miłości, ponieważ moja narzeczona bardzo go uwielbiała na co przystał z wielką ochotą.
Nie liczyło się nic oprócz stojącej przy mnie kobiety, która ściskała moją dłoń zarazem delikatnie, ale i stanowczo. W tle leciała cicha muzyka nie zagłuszając, kiedy powoli mówiliśmy słowa przysięgi. Wszystko było wręcz idealnie. Kobieta stojąca obok mnie. Otaczająca nas rodzina. Atmosfera. To wszystko sprawiało, że nie potrzebowałem niczego innego od życia.
W momencie, kiedy zakładałem jej obrączkę na palec poczułem jakby ktoś poklepał mnie po ramieniu i powiedział, że był ze mnie dumny. Chociaż nigdy nie wierzyłem w duchy i różne zabobony miałem nadzieję, że moi rodzice są przy nas i widzieli mnie w momencie, który był dla mnie najszczęśliwszy. Przecież od zawsze tego pragnęli abyśmy znaleźli kobiety z którymi moglibyśmy spędzić resztę życia i które by nas uszczęśliwiały.
Moim szczęściem była Madison.
Madison
Po raz kolejny spoglądałam na obrączkę znajdującą się na mojej dłoni i jeszcze nie mogłam uwierzyć, że w końcu byliśmy małżeństwem. To wydawało się tak nierealne, bo chociaż przygotowania szły pełną parą i wydawało nam się, że z każdym dniem zbliżamy się do naszego wymarzonego dnia to i tak wszystko się niemiłosiernie ciągnęło.
Aż w końcu byliśmy tutaj w sali pełnej osób, które były dla nas ważne. Ja po jednej stronie a on po drugiej jednak co kilka sekund wyłapywaliśmy się w tłumie jakby jakaś niewidzialna siła cały czas nas do siebie ciągnęła. Z moich ust nie schodził uśmiech, ponieważ jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak teraz.
- Proszę to dla ciebie. – obok mnie pojawił się jak zawsze niezawodny Louis. Mój przyjaciel, któremu mogłam się wypłakać i który wspierał mnie nas, kiedy byliśmy oblegani przez prasę. Starał się najbardziej jak mógł, żeby ten dzień był dla nas normalny trzymając od nas wszystkich którzy chcieliby otrzymać zdjęcie czy przeprowadzić wywiad.
- Wiesz, że gdyby nie ty nie mielibyśmy takiego spokoju. – posłałam mu wdzięczny uśmiech po czym rozejrzałam się po sali. Nasi najbliżsi bawili się w najlepsze nie przejmując tym, że ktoś może wpaść i robić im zdjęcia a tego najbardziej pragnęłam. – Jak udało ci się ich wszystkich przechytrzyć?
Dosłownie każdy wiedział o naszym zbliżającym się ślubie i z trudem udało nam się utrzymać jaki będzie to konkretny dzień jednak ktoś nas przechytrzył i wyciekło to do prasy. Musieliśmy dosłownie uciekać z własnych mieszkań kilka dni przed ślubem tylko po to, aby móc spokojnie przygotować się do niego i zorganizować to wszystko tak aby nikt nas nie zauważył. Czułam się jak przestępca uciekający przed wymiarem sprawiedliwości jednak wiedziałam, że tylko w ten sposób będziemy mogli cieszyć się tym dniem.
W tym celu zrobiliśmy wszystko, aby właściciel wynajętej sali a także jego pracownicy do momentu aż weszliśmy do środka nie wiedzieli kto konkretnie bierze ślub. Na szczęście w tym w przypadku nam się udało i pod budynkiem nikt na nas nie czekał więc miałam nadzieję, że tak będzie do końca dnia. Może reagowaliśmy z przesadą jednak każdemu pracownikowi został odebrany telefon i tylko pod takim warunkiem mogli dzisiaj pracować.
- Jakby co bierzecie ślub na jednym z jachtów po drugiej stronie miasta. - mrugnął do mnie przekornie.
- I wszyscy w to uwierzyli? - musiałam przyznać, że byłam zaskoczona.
- Oczywiście że tak. - parsknął śmiechem. - Chyba nikt nie spodziewał się po was tego, że zorganizujecie ślub i przyjęcie w pierwszej lepszej podrzędnej sali. Przecież jesteście sławni więc to normalne, że urządzicie wszystko z przepychem. - pokręcił oczami jakby naprawdę nie wierzył w to, że ludzie o nas tak myśleli.
Powinnam się obrazić jednak wiedziałam, że nie było w tym co mówił żadnego podtekstu a tylko stwierdzał fakt. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego ludzie tak bardzo byli przekonani co do tego, że jeśli ktoś ma pieniądze to wszystko będzie organizował z przepychem i luksusem.
Ludzie nas nie znali, dlatego myśleli w ten sposób, ale jeśli tak było im wygodnie to już nie był mój problem. Przecież i tak zawsze ktoś doczepi się do tego, że miałam torebkę za kilka tysięcy dolarów, zegarek za o wiele więcej albo samochód, który mógłby wyżywić przez rok trzyosobową rodzinę. Ludzie bardzo szybko nas oceniali jednak nie patrzyli na to jacy byliśmy, ale tego zmienić już nie mogłam. Trzeba było po prostu z tym żyć.
- Gdzie jest Beth? - zapytałam chcąc porozmawiać dłużej z jego żoną, która tak samo jak reszta nie mogła doczekać się tego dnia. Była chyba jedyną osobą, która nie była zazdrosna o swojego męża tylko dlatego że pracował ze mną albo raczej pracował dla mnie. Nawet czasami się z tego śmiała, kiedy w nagłówkach gazet pokazywali nasze zdjęcia i podejrzewali nasz romans. To była naprawdę cudowna kobieta, która nie przejmowała się takimi plotkami i tak bardzo wierzyła we własnego męża.
- Bawi się. - wskazał mi dłonią kierunek. – Nie mieliśmy ostatnio zbyt wiele czasu dla siebie.
- Może zrób sobie wakacje. – zasugerowałam.
- Nie mam na to czasu.
- To nie była prośba. - oświadczyłam twardo. - Pracujemy razem, odkąd tylko pamiętam i z tego co wiem to mieliście wakacje dwa góra trzy razy. – pokazałam mu to na palcach, aby to do niego dotarło. - Rozumiem, że praca jest ważna, ale rodzina jest najważniejsza więc zabierz je na jakieś luksusowe wakacje i spędźcie trochę czasu razem. Potrzebujecie tego zarówno ty jak i oni. - spojrzałam w kierunku jego żony i siedmioletniego syna Williama. – Czas tak szybko leci i nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak szybko urósł. Chcesz przegapić więcej wspomnienie z jego dzieciństwa?
Louis odszedł nic nie mówiąc jednak wiedziałam, że dałam mu do myślenia. Miałam nadzieję, że zastosuje się do mojej, że tak powiem delikatnej rady i spędzi z rodziną więcej czasu. Jeśli ja zauważyłam jak jego syn tak szybko urósł to tym bardziej on a nie chciałam, żeby potem czegokolwiek żałował.
- Jak się moja żona? - poczułam oplatające mnie w pasie ramiona a także delikatne muśnięcia na szyi.
- Twoja żona nie może się doczekać wspólnego życia. - oparłam się o niego całym ciałem przyglądając się naszym przyjaciołom, którzy cieszyli się tym z niem. - Będzie piękne.
- I bardzo, ale to bardzo udane. - wyszeptał mi do ucha.
O tym byłam przekonana, ponieważ wiedziałam, że nigdy nie sprawi, że w niego zwątpię. Nigdy też nasza miłość nie zmieni się a stanie się jedyna w swoim rodzaju.
Czekało mnie u jego boku piękne i szczęśliwe życie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro