37. Rzucę ostatni raz a potem mogę z nim porozmawiać
Madison
Zaczęłam łomotać w drzwi domu Bena i Eli jak najmocniej potrafiłam, byleby tylko dostać się do środka i dorwać tego który był odpowiedzialny za wszystkie problemy które na mnie spadły. Naprawdę lubiłam mojego szwagra, bo z łatwością przychodziło nam rozmawianie na różne tematy i wymienianie się sugestiami jednak w tej chwili miałam ochotę go udusić.
- Może trochę się uspokój. – zaproponował Owen.
Trochę się obawiałam, że to w jaki sposób spokojnie się zachowywał i cały czas podpatrywał na mnie zaniepokojony mogło doprowadzić do tego, że i on w końcu wybuchnie. Jak na kogoś kto dowiedział się, że nadal był w związku małżeńskim niesamowicie lekko to przyjął.
- Jestem spokojna! - warknęłam nie przestając uderzać w drzwi.
Jak tylko ten dzień się skończy miałam ogromną ochotę, aby wrócić do domu, zdjąć z nóg buty które niezwykle mnie uciskały, nalać pełną wannę wody wraz z solą do kąpieli i zaszyć się w niej na godzinkę lub dwie. Relaks murowany, ale musiałam w pierwszej kolejności zakończyć to co zaczęłam.
- Madison? - w końcu drzwiach pojawiła się Eli, która nie wiedziała, czy spoglądać na mnie czy na Owena. Przez chwilę miałam ochotę zapytać, czy wie o tym co odwalił jej mąż, ale postanowiłam, że mogłam tego dowiedzieć się później.
- Gdzie Ben? - może wychodziłam na źle wychowaną jednak w tej chwili byłam tak wściekła, że jedyne o czym mogłam myśleć to to, aby dorwać go w swoje ręce.
- W salonie. – wymamrotała skołowana.
Nie czekałam na dalszy rozwój wydarzeń a po prostu wparowałam do ich domu i znalazłam winowajcę siedzącego sobie, jak gdyby nigdy nic przed telewizorem. Kiedy tylko mnie zobaczył na jego ustach pojawił się uśmiech jednak im dłużej mi się przyglądał znikał on z jego twarzy.
- Madison co się stało? - podniósł się jakby dotarła do niego powaga sytuacji.
- Ty mi powiedz. - wysadziłam przez zaciśnięte zęby nie spuszczając z niego wzroku.
W tym samym czasie do pomieszczenia weszli Owen i Eli jednak nie odzywali się ani słowem czekając na rozwój wydarzeń.
- To ty wparowałaś mi do domu jak tornado więc to ja powinienem zapytać co się stało.
- Bardzo wiele. - odpowiedziałam spokojniej, aby nieco go uspokoić a potem zaatakować. – Twój brat bez mojej wiedzy zadzwonił do moich rodziców i stwierdził, że to dobry sposób, aby nas pogodzić a nawet zaprosił ich na obiad. Jakby tego było mało nadal nie złożył łóżeczka, które obiecał, że złoży. A na koniec pracuje jak najęty i wraca w nocy, kiedy już śpię. Więc chyba jestem trochę zdenerwowana. – stwierdziłam na koniec.
Kiedy cały czas prowadziłam swoją przemowę krok za krokiem zbliżałam się w jego kierunku tak aby nie czuł się zagrożony do czasu aż będzie na to za późno. Im dłużej na niego patrzyłam zastanawiałam się jak mogłam nie dostrzec tego, że był tak wielkim manipulatorem. Wiele razy spotykałam się z nim po swoim rzekomym rozwodzie i ani razu nie zauważyłam na jego twarzy poczucia winy czy nawet tego, że żałował co zrobił.
- No to chyba możesz być nieco zestresowana. - stwierdził kiwając powoli głową.
- Stwierdziłam, że jako starszy i odpowiedzialny brat przemówisz mu do rozsądku.
- No pewnie, że tak.
- I może wytłumaczysz mu jak ważne jest, aby rodzina zawsze się wspierała nawet w trudnych chwilach. I żeby zawsze była ze sobą szczera, ponieważ to niesamowite mieć w swoim życiu tak dobre i oddane osoby. – mówiłam dalej.
- Oczywiście.
- I może wytłumaczysz mu jak to złe jest oszukiwanie własnej rodziny. I ukrywanie przed nimi prawdy jak na przykład podstawienie znajomego sędziego, aby udawał, że nasze małżeństwo jest nieważne, gdzie tak naprawdę nigdy nie doszło do jego rozpadu! - wraz z ostatnimi moimi słowami na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie pomieszane z przerażeniem.
- Madison mogę to wyjaśnić. – starał się załagodzić sytuację, ale na to było już za późno.
- Oczywiście że tak i z wielką chęcią posłucham. – powiedziałam podnosząc z kanapy poduszkę. – Ale to potem. – i nie czekając na jego reakcję rzuciłam nią w niego.
Zanim zdążył się otrząsnąć z szoku łapałam wszystko co miałam pod ręką i rzucałam w niego z pełną wściekłością, dopóki nie wyrzucę z siebie całego tego stresu. W ruch poszedł pilot, od telewizora który rozbił się o jego brzuch, książka leżąca na kanapie którą trafiłam go w głowę i usłyszałam głośne stękniecie. Ale miałam frajdę z tego, że mogłam wyżyć się właśnie na nim za wszystko co się wydarzyło.
Złapałam kolejną rzecz, która mi się nawinęła i był nią niewielki wazon, w którym znajdowały się szklane kulki. Już nawet miałam się zamachnąć, gdy poczułam, jak oplatają mnie silne ramiona a szklane naczynie zostaje odebrane z moich rąk.
- Wydaje mi się, że chyba zrozumiał. - wyszeptał mi do ucha Owen.
- Rzucę ostatni raz a potem mogę z nim porozmawiać. - ciskałam gromy w kierunku Bena. – Oddaj mi wazon.
- Nie ma mowy. Pomyśl o dziecku. Tyle stresu mu zaszkodzi.
- Dobra. - tylko dlatego że martwiłam się o swoje dziecko przestałam a nawet usiadłam na kanapie z wielkim westchnieniem.
- Chciałem dobrze. - winowajca całej tej sytuacji stał z dala ode mnie z ręką przeciśniętą do czoła.
- Fantastycznie ci to wyszło. - wysadziłam przez zaciśnięte zęby. - Powiedz mi jak wpadłeś na ten pomysł, chyba że ktoś ci pomógł, bo jakoś nie wydaje mi się żebyś mógł zrobić to sam.
- Ktoś mi powie o co chodzi? – zapytała Eli zatrzymując się tuż obok swojego męża. Wiedziałam, że może być na mnie zła, że tak na niego napadłam jednak miałam bardzo ważny powód, aby to zrobić i miałam nadzieję, że mnie zrozumie.
Streściłam jej więc pokrótce co się wydarzyło począwszy od dnia rozwodu a skończywszy na spotkaniu z sędzią sprzed godziny. Przelewałam w swoje słowa wszystkie emocje jakie czułam i dorzuciłam nawet kilka razy, że byłam zawiedziona postawą mojego szwagra która niezwykle mnie zawiodła.
Zaufanie jakim go darzyłam przestało istnieć pod wpływem jego głupiej decyzji. Może i chciał dobrze, ale nie przemyślał długofalowych konsekwencji jakie wynikną z jego działań. Ani to jak mogłam się poczuć, kiedy dowiem się prawdy.
- Wow. – wysapała Eli zajmując miejsce obok mnie. Miałam swoją odpowiedź czy wiedziała o wszystkim co robił jej mąż jednak najwidoczniej nie zdawała sobie z tego sprawy. – Czy ciebie do reszty pogięło! – napadła na niego.
- Chciałem pomóc. - tłumaczył się nieporadnie.
- Czy ktoś jeszcze brał w tym udział? – zapytałam ponownie.
- Nie. – pokręcił głową. – Ale co mogłem zrobić innego, skoro mój brat kompletnie zwariował i chciał rozwalić najlepszą relację w całym swoim życiu. Nie mogłem na to pozwolić, dlatego użyłem swoich znajomości i zrobiłem co zrobiłem, ale niczego nie żałuję.
Wybuchłam śmiechem. Tak właśnie na zareagowałam na słowa mojego szwagra, bo inaczej nie potrafiłam. Zachowywał się tak jakby kompletnie nic się nie stało a ja już zaczęłam w głowie układać plany na samotne macierzyństwo. Co z tego, że pomiędzy mną a Owenem układało się dobrze, skoro nie potrafiliśmy zdecydować się na szczerą rozmowę.
Zakryłam usta dłonią, ale to nawet nie pomogła powstrzymać się od śmiechu. Poczułam jak nawet łzy spływały mi po policzkach by po chwili spaść na moją bluzkę.
- Kpisz sobie ze mnie! – krzyknęłam, kiedy udało mi się opanować i otrzeć łzy.
- A co miałem zrobić! – krzyknął. - Jesteście dla siebie stworzeni i nie mogłem pozwolić na to, żeby tak po prostu się to skończyło. Przyznaj szczerze. Nie cieszy cię to chociaż przez chwilę, że nadal możecie być szczęśliwi? - to pytanie o zawisło pomiędzy nami a ja nie potrafiłam znaleźć na nie odpowiedzi.
To było trudne przyznać przed samą sobą, że po części miał rację, ponieważ gdybym miała okazję cofnąć rozwód to bym to zrobiła. Uczucia pomiędzy ludźmi są niezwykle zawiłe jednak ja przez cały ten czas byłam pewna tego co czułam do swojego męża - którego swoją drogą już mogłam tak nazywać, skoro oficjalnie nie mieliśmy rozwodu.
Wydawało się to niezwykle absurdalne, że nasze małżeństwo zakończyło się tylko dlatego, że Owen nie chciał abym rezygnowała ze swojej kariery. Gdzie zaledwie kilka dni później i tak to zrobiłam, ponieważ planowałam to od dawna. To wszystko wydarzyło się z jakiegoś konkretnego powodu i szczerze wierzyłam w to, że taki był boski plan.
- Szkoda, że jestem w ciąży, bo z chęcią bym się napiła. – westchnęłam.
- Czyli się nie gniewasz? – Ben podszedł o krok bliżej.
- Nie wiem teraz to czuję, ale na pewno przez długi czas ci tego nie zapomnę. - przeszywałam go swoim czujnym spojrzeniem. - Nawet nie znasz dnia ani godziny, kiedy odpłacę ci się tym samym.
- A ty jak się z tym czujesz? – zapytał w kierunku Owena.
Nawet się nie zorientowałam, kiedy zajął miejsce obok mnie. Siedział tak blisko, że czułam emanujące od niego ciepło. W pełni dotarło do mnie, że nadal byliśmy małżeństwem a nawet mieszkaliśmy razem czy spędzaliśmy za sobą o wiele więcej czasu niż kiedy pracowaliśmy.
- Zajebiście. – wyszczerzył się w kierunku swojego brata. – Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczny, że jednak masz łeb na karku i myślisz.
- Owen! – krzyknęłam.
- No co! – odkrzyknął spoglądając w moim kierunku za szczerym uśmiechem. - Nawet nie wiesz jaka to ulga, kiedy mogę otwarcie nazywać cię swoją żoną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro