33. Razem z twoją mamą nie możemy się ciebie doczekać
Madison
- Jak to jej nie będzie! – oburzył się Ben jako pierwszy.
Do reszty chyba jeszcze nie docierało to co powiedziałam jednak nie zmieniało to faktu, że ich siostra się nie pojawi. Miałam zamiar wspierać ją w tej decyzji wiedząc, że nie była na to jeszcze gotowa a jej rodzina musiała to zrozumieć.
Spoglądałam na każdego z nich starając się rozszyfrować ich humory jednak na pierwszy plan wychodziło zaskoczenie. Co nie było wcale takie dziwne, bo przecież spotkaliśmy się w jednym konkretnym celu a najważniejsza osoba się nie pojawiła. Ben wyglądał jakby za chwilę miał wybuchnąć jednak jedyne co zrobił to odsunął krzesło od stołu i odszedł. Głośne trzaśnięcie drzwi uświadomiło mnie, że najwyraźniej musiał ochłonąć. Tuż za nim z miejsca podniosła się Eli, która powiedziała, że za chwilę wrócą.
Ich dzieci najwyraźniej nic sobie z tego nie zrobiły, bo po prostu odeszły od stołu i zaszyły się w salonie włączając telewizor na jakimś programie. Chociaż one nie robiły z tego powodu problemów co oszczędziło mi tłumaczenia im wszystkiego. Evan zaczął się śmiać z tej całej sytuacji. Spoglądałam, jak wyciąga dłoń w kierunku butelki wina, którą sobie bezceremonialnie otworzył i zamiast nalać sobie jak człowiek do kieliszka postanowił pociągnąć od razu z gwinta. Z kolei Owen najwyraźniej był jeszcze w szoku siedząc na miejscu jak zamurowany.
- Co się stało? - zapytał w końcu. – Powiedziałaś jej coś?
- Myślisz, że to przeze mnie! - byłam w szoku, że mógłby coś takiego pomyśleć.
- Ja tylko...
- Nawet nie chcę tego słuchać. - przerwałam mu wyciągając do góry dłoń. – Chciałam, żeby tu przyjechała, bo wiedziałam jakie to jest dla ciebie ważne więc nie rozumiem, jak możesz mnie posądzać o to, że coś jej powiedziałam. Rozumiem, że jesteś zdenerwowany jednak nie wyżywaj się za tą na mnie! – warknęłam i bezceremonialnie rzuciłam jego telefon na stół.
Byłam w stanie znieść wiele rzeczy, ale nie to, że to akurat on posądzał mnie o coś takiego. W wyrazie frustracji przeczesałam ręką włosy, ale musiałam jakoś ochłonąć z dala od niego, dlatego po prostu weszłam na piętro, gdzie znajdowała się moja sypialnia. Nie poszłam jednak do niej a zatrzymałam się przy drzwiach obok by po chwili je otworzyć i zamknąć za sobą.
Rozejrzałam się wokół gdzie będzie znajdował się pokój dziecięcy i z jakiegoś powodu zatrzymałam się na środku pomieszczenia. Prace remontowe jeszcze nie dobiegły końca, ale zdobiące jedną ze ścian malunki zwierząt dodawały temu miejscu delikatności. Wiedziałam, że kiedy to się skończy będzie tu niesamowicie.
W wyrazie frustracji usiadłam na kremowym dywanie, którym była wyłożona podłoga co nie było wcale takie łatwe przez mój zaokrąglony brzuch więc po prostu zmieniłam pozycję i położyłam się płasko na plecach.
Byłam zagubiona. Kiedy zdawało mi się, że pomiędzy mną a Owenem zaczynało się układać i byliśmy na dobrej drodze, aby w końcu wyjaśnić sobie wszystko działo się właśnie coś takiego co przekreślało to co udało nam się do tej pory stworzyć.
Lubiłam mieć poukładane i proste życie, więc nie podobało mi się tak wiele zmian, które zaszły w nim w ciągu tych kilku miesięcy, ponieważ było to dla mnie zbyt wiele. Zamiast skupiać się na dziecku i jego przyjściu na świat w tej chwili moje myśli krążyły wokół mojego byłego męża. Jeśli tak dalej pójdzie to nie wiedziałam czy będziemy potrafili się ze sobą porozumieć tym bardziej jeśli będzie chodziło o najważniejszą istotę w naszym życiu.
Tak bardzo zatraciłam się w swoich myślach, że dopiero skrzypnięcie drzwi mnie z nich wytrąciło, obróciłam głowę tak aby nie musieć się podnosić i spojrzałam w ich kierunku. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że był to właśnie Owen z miną tak zbitego psa, że zrobiło mi się go w momencie szkoda.
- Mogę wejść? - zapytał niepewnie z głową pomiędzy drzwiami.
- Możesz, ale jeśli powiesz jeszcze coś co mnie zdenerwuje to po prostu wyrzucę cię z domu. Na stałe.
- Zrozumiałem. - pokiwał głową i wszedł do środka.
W kilku krokach znalazł się obok mnie a nawet położył na co podniosłam brwi ze zdziwienia. Nie odzywałam się jednak, ponieważ to on powinien zacząć temat. No i pokajać się jeszcze trochę żebym mu wybaczyła, bo zwykłe „mogę wejść" to nie były dla mnie przeprosiny.
- Wszyscy już wyszli. - rzucił od niechcenia.
- Ben się wściekł.
- Przejdzie mu. – stwierdził jakby to nie miało dla niego znaczenia.
Bardzo wiele można było powiedzieć o jego bracie, ale na pewno nie to, że tak szybko zapominał o tym co się dzisiaj wydarzyło. Nie dziwiłam mu się, bo w sumie chyba on był z nich wszystkich najbardziej negatywnie nastawiony do tego spotkania, a kiedy Lucy się nie pojawiła to jeszcze bardziej utwierdziło go w tym, że to był głupi pomysł. Nie trzeba było być jakimś wielkim znawcą, żeby to wiedzieć.
A poza tym znałam go już od tylu lat, że wiedziałam, kiedy był zły, zirytowany czy po prostu zawiedziony. Dlatego też wiedziałam, że dla niego z nich wszystkich to było najważniejsze, bo czy tego chciał czy nie bardzo pragnął mieć siostrę. Pamiętałam jak bardzo Ben się ucieszył, kiedy dowiedział się, że jego brat poprosił mnie o rękę a ja się zgodziłam. Tej radości nie dało się z niczym porównać więc zrozumiałam, że czuł się zawiedziony całą tą sytuację. Miałam jednak nadzieję, że z czasem zrozumie, że to nie było łatwe dla Lucy.
- Przepraszam za to co powiedziałem. - obrócił głowę w moją stronę. – Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało, ale po prostu nie mogło do mnie dotrzeć to co się dzieje. Wydawało mi się, że była szczęśliwa, kiedy powiedziałem jej o tym spotkaniu więc nie mogłem zrozumieć co takiego się wydarzyło, że nie przyszła. - powinnam być na niego zła jednak z jakiegoś powodu nie mogłam, bo wiedziałam jak bardzo cenił sobie wartości rodzinne w tym swoich braci, żonę Ben i jego dzieci. Było to dla niego niezwykle ważne, aby móc utrzymać z nimi jak najczęstszy kontakt i jak najlepszy.
- Daj jej czas. - powiedziałam po chwili. - Sama nie wiem, czy miałabym odwagę spotkać się z tyloma obcymi osobami chociaż byłabym z nimi spokrewniona. – stwierdziłam.
- Nadal nie powiedziałaś, czy mi wybaczysz? - nie odrywając ode mnie wzroku pogładził mnie po policzku. – Nie chcę, aby moje głupie słowa sprawiły, że stracisz we mnie wiarę. Nie chcę cię zawieść o czym cały czas nie mogę przestać myśleć.
Nie zdawałam sobie sprawy, że tak właśnie się czuł przez cały ten czas. Zawsze znałam go jako osobę wesołą i otwartą więc teraz jego widok, takiego zranionego wywoływał w mojej głowie zamieszanie. Kiedy w dalszym ciągu nie odrywał swojej dłoni od mojego policzka sama nie wiedziałam, dlaczego oplotłam jego nadgarstek swoimi palcami. Czułam szybki puls bijący w rytm w jaki pracowało jego serce.
- Jesteś kretynem, ale może i ja nią jestem, skoro tak łatwo potrafię ci wybaczyć. – wyszeptałam.
Atmosfera zaczynała się zagęszczać jednak w tej chwili miałam to wszystko gdzieś, bo jedyne o czym myślałam to, aby poczuć jego wargi na swoich. Aby przypomnieć sobie jak to było zatracając się w chwili i w swoich uczuciach do niego. Postępowałam głupio, ale nie mogłam się oprzeć więc pochyliłam się w jego stronę i w końcu pocałowałam go tak jak pragnęłam tego od bardzo dawna.
Może i byłam w ciąży, ale nie byłam ślepa i potrafiłam dostrzec wszystkie atuty swojego byłego męża. Dokładnie widziałam wszystkie mięśnie które rysowały się pod jego irytująco ciasnymi koszulami, potrafiłam zachwycać się jego krótko przystrzyżonymi włosami a także tym, że miał ponad dwa metry wzrostu i tym samym sięgałam mu zaledwie do podbródka.
Nawet nie wiedziałam, kiedy a już znajdował się nade mną z jedną dłonią obok mojej głowy a drugą na moim biodrze. Manewrował moim ciałem tak jak chciał a ono słuchało go bez protestu, ponieważ było stworzone tylko dla niego i czy tego chciałam czy nie nikt nigdy nie wywoła w nim takich uczuć jak mój były mąż.
Jego wargi, które były złączone przez ten czas z moimi przypominały mi o tych wszystkich latach, w których czułam się szczęśliwa. Moje usta poruszały się wraz z nimi dobrze znając każdy jego ruch, każde mocniejsze dociśnięcie i każde przygryzienie wargi, które wywoływało w moim ciele jęk.
Czułam się w tym momencie tak bardzo szczęśliwa, że nic nie mogło jej zburzyć albo raczej myślałam, że nic takiego się nie wydarzy do czasu aż...
Momentalnie zrzuciłam siebie z oszołomionego Owena i przez chwilę leżałam nieruchomo zastanawiając się czy po prostu mi się to wydawało.
- Co jest? - usłyszałam zduszony jęk więc prawdopodobnie musiałam odepchnąć go mocniej niż mi się wydawało. Owen spoglądał w moją stronę zdumiony zaistniałą sytuacją jednak w tym wszystkim to chyba ja byłam bardziej zaskoczona.
- Czuję jego ruchy. - wyszeptałam zachwycona masując brzuch okrężnymi ruchami.
- Naprawdę?
- Chyba tak. - uśmiechnęłam się.
Był to kolejny etap ciąży a miałam wrażenie jakbym unosiła się w przestworzach. Pierwszy raz nasze dziecko dało jakkolwiek znać ze swojej strony i jedyne co czułam to wszechogarniające mnie szczęście.
Owen pochylił się w stronę mojego brzucha i zaczął do niego przemawiać jakby to miało w czymś pomóc, ale jednak tak się stało. Po raz kolejny poczułam trzepotanie no co wybuchłam głośnym śmiechem. Chciałam, aby i on tego doświadczył dlatego wzięłam jego dłoń i przyłożyłam do miejsca, w którym miałam wrażenie, że czułam delikatne ruchy.
- Razem z twoją mamą nie możemy się ciebie doczekać. - wyszeptał w mój brzuch. - Nawet nie wiesz, że jak bardzo chciałbym móc cię już poznać i wziąć w ramiona. Wiem, że kiedy pojawisz się w naszym życiu będzie cudownie i każdy z nasz zrobi wszystko, aby dać ci to co najlepsze. Obiecuję ci, że będę cię chronił z całych sił i nie pozwolę, aby stała ci się jakakolwiek krzywda. - kiedy on mówił ja z całych sił starałam się powstrzymać napływające do oczu łzy, ponieważ każde z jego słów było tak piękne, że nie mogłam opanować swoich emocji.
Czułam, że byliśmy na prostej drodze do tego, aby w końcu zacząć myśleć jak rodzice. Żebyśmy w końcu doszli do porozumienia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro