Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32. Dlaczego jesteś dla mnie taka miła?

Owen

Dzisiaj. To miało być niezapomniany wieczór, podczas którego cała rodzina w końcu pozna oficjalnie Lucy czego bardzo się obawiałem. Ona również, bo była niezwykle miłą i ułożoną młodą kobietą, która liczyła na dołączenie do grona rodziny. Nawet nie mogłem sobie wyobrażać jak to było wychowywać się bez rodzeństwa tylko z jednym rodzicem, aby w końcu i tak go stracić.

- Myślisz, że jej się spodoba? – Madison krzątała się pomiędzy kuchnią a salonem, gdzie rozstawiliśmy wielki stół, który swoją drogą musieliśmy kupić, bo nie pomieściłby wszystkich.

Wiedziałem jak ważne dla niej było, żeby wszystko poszło według jej myśli jednak prawda była taka, że bardzo rzeczy mogło pójść nie tak a tym bardziej się wydarzyć. Podchodziłem do tego niezwykle luzacko, ale może dlatego że już znałem Lucy od kilku miesięcy i dobrze ją poznałem.

- Będzie zachwycona wszystkim. - złapałem ją za ramiona, żeby w końcu przestała chodzić jak najęta. – Nie masz się czym przejmować. Zapamiętaj sobie, że to zwykła rodzinna kolacja i nic więcej.

- To twoja siostra.

- Wiem, ale najlepszym co możemy dla niej zrobić to po prostu być sobą. – zapewniłem.

- Okej. - westchnęła ciężko jakby przyznanie tego nie przyszło jej z łatwością. - Po prostu chcę, żeby czuła się u nas dobrze.

- U nas? - to był jej dom jednak już kilka razy przyłapałem ją na tym, że mówiła jakby był nasz wspólny. Za każdym takim razem czułem jakby serce miało mi wypaść z piersi i unieś się w przestworzach.

Wyraźnie zauważyłem, że zarumieniła się, kiedy dotarło do niej co powiedziała jednak po chwili spojrzała mi poważnie prosto w oczy. Uwielbiałem w niej to, że miała w sobie niezachwianą wiarę w ludzi tak samo jak we mnie chociaż ani trochę na to nie zasłużyłem. Przyjęła mnie pod swój dach chociaż mogła mnie po prostu wyrzucić i gdyby otwarcie oświadczyła nie chce mnie w swoim życiu pewnie bym odszedł. Do końca życia jednak wiedziałbym, że zniszczyłem i zrujnowałem to co było niezwykle wyjątkowe.

- Jakby nie patrząc prawie tu mieszkasz. – wymamrotała.

Miała rację, bo w sumie w ciągu tych kilku tygodni bardzo wiele się zmieniło. Do firmy jeździłem tylko dwa razy w tygodniu i to na kilka godzin tak żeby nie musieć jej zostawiać na dłużej. Wiedziałem, że sobie sama poradzi jednak mając ją bliżej siebie jakoś lepiej mi się pracowało i byłem spokojniejszy wiedząc, że była bezpieczna. Odkąd dowiedziałem się, że będziemy mieli dziecko zachowywałem się jak jakiś psychopata ciągle sprawdzając jak jej samopoczucie, czy dobrze się odżywiała, z dzieckiem wszystko w porządku a nawet czy się wyspała.

W dodatku coraz więcej ubrań pojawiało się w sypialni gościnnej tak że gdybym sprawdził dokładniej pewnie potwierdziłbym to co już wiedziałem wcześniej. Miałem w niej wszystkie swoje ubrania a szafa w apartamencie, w którym przez kilka lat mieszkaliśmy świeciła pustkami. Nie wiedziałem jak i kiedy się to stało jednak tu było moje miejsce. Przy niej i przy naszym dziecku.

- A więc mogę zostać na dłużej? - zapytałem z zapartym tchem.

- Jeśli tylko tego chcesz.

Nie potrzebowałem większej zachęty. Wiedziałem, że gdyby mnie o to poprosiła zostałbym z nią tyle ile tylko by chciała. Nawet i na całą wieczność.

Madison

Pozwalając mu zostać w moim domu może wykazywałam się głupotą jednak lubiłam jego towarzystwo a wręcz go łaknęłam. Zanim byłam w stanie jeszcze coś od siebie dodać rozdzwonił się dzwonek do drzwi ratując nas z tej niezręcznej sytuacji.

- Pójdę otworzyć. - posłałam mu niewielki uśmiech, odsunęłam od niego. Ruszyłam w kierunku dobiegających z zewnątrz głosów a uśmiech na mojej twarzy był naturalny, ponieważ dobrze wiedziałam kto się za nimi znajdował.

Starałam się zapanować nad swoimi rozedrganymi nerwami jednak nie było to łatwe, kiedy czułam na swoich plecach jego wzrok. Może to było niemądre, że postępowałam tak nierozsądnie, ponieważ ciągle gdzieś w głębi siebie czułam, że mógłby mnie zranić po raz kolejny a nie wiedziałam czy tym razem mogłabym się z tego podnieść. Wiele rzeczy mieliśmy jeszcze do wyjaśnienia jednak to nie była odpowiednia pora, aby to zrobić. Nie wiedziałam nawet czy kiedykolwiek zbiorę się na odwagę, aby zapytać czy... Nie powinnam teraz o tym myśleć, dlatego otrząsnęłam się z głupich rozmyślań i z szerokim uśmiechem otworzyłam drzwi.

Na pierwszym planie oczywiście pojawił się Evan, który od razu wziął mnie w ramiona i mocno uściskał. Zaśmiałam się. Za każdym razem, kiedy go widziałam pokazywał mi się z zupełnie innej strony niż znali go pozostali. Nie był tylko bawidamkiem, który podrywał kolejne panny a niezwykle rodzinną osobą, która chciałaby każdego pogodzić. To kochałam w nim najbardziej.

- Urosłaś. – stwierdził przyglądając mi się wnikliwie.

- Tak to bywa. - wzruszyłam beztrosko ramionami, bo już nie ruszały mnie te komentarze o mojej wadze czy o tym jak bardzo urosłam w pasie. Nie byłam jakąś próżną osobą, która bardzo przejmowała się swoim wyglądem, tym bardziej że nosiłam w sobie dziecko więc każdy któremu to przeszkadzało mógł iść przysłowiowo do diabła.

- Przesuń się Evan i daj się przywitać. - bezceremonialnie został odepchnięty na bok przez Eli, która otaksowała mnie wzrokiem z góry na dół i posłała szeroki uśmiech. – Wyglądasz cudownie kochana. – i tym razem ona wzięła mnie w ramiona.

Powitaniom nie było końca, tym bardziej że na dokładkę doszedł jeszcze jej mąż a także dzieci, które najwyraźniej cieszyły się, że mogły wyjść z domu o czym mnie poinformowały z wielkimi uśmiechami. No i może jeszcze byli podekscytowani tym, że już niedługo w ich rodzinie pojawi się ktoś nowy.

Rozsadziłam wszystkich przy stole za wyjątkiem jedynej osoby, której brakowało a była to właśnie Lucy. Puste krzesło pokazywało powagę sytuacji. Spojrzałam na zegarek na ręce i dotarło do mnie, że powinna już być tu dwadzieścia minut temu jednak do tej pory się nie pojawiła więc zaczęłam się trochę denerwować.

- Może zadzwoń do niej. – zasugerowałam Owenowi, kiedy i on spojrzał któryś raz z kolei na telefon.

To był dla niego niezwykle ważny wieczór a najważniejsza osoba nadal się nie pojawiła i wiedziałam, że nie było mu z tym lekko. Tym bardziej że jego bracia także zaczęli się niecierpliwić jednak rozumiałam, że ta sytuacja mogła przytłoczyć Lucy.

- Może dajmy jej czas. – powiedział niepewnie.

- Daj telefon. - powiedziałam i nie czekając na jego reakcję samego sobie wzięłam. – Zadzwonię do niej.

- Ale...

- Zjedźcie coś a ja sprawdzę, jak wygląda sytuacja. - podniosłam się z miejsca wskazując im na zastawiony stół oczywiście rzeczami, które zamówiłam a nie sama wykonałam. Jeszcze nie do końca przyzwyczaiłam się do tego, że musiałam sobie sama gotować a przestała to robić za mnie kucharka tak jak wcześniej. Proste danie nie stanowiło problemu, ale dla nich chciałam wszystkiego co najlepsze, a gdyby przyszło im do głowy zajrzeć do kosza zobaczyliby opakowania z cateringu.

Postanowiłam, że najlepiej z nią porozmawiać z dala od pozostałych członków rodziny więc narzuciłam na siebie obszerny sweter i wyszłam na zewnątrz. Było trochę chłodno więc nie chciałam się przeziębić, ale miałam idealną okazję, żeby popatrzeć na gwiazdy, które świeciły tak jasno, że mogłoby się to wydawać nierealne. Po raz pierwszy widziałam je w całej okazałości a mieszkałam tu już od kilku miesięcy nadal się do tego nie przyzwyczaiłam.

Podświetliłam ekran jego telefonu i od razu pojawił się komunikat, aby wpisać odpowiedni pin. Przez chwilę się zawahałam jednak kliknęłam te cztery liczby, które wydawały mi się odpowiednie i musiałam przyznać, że trochę się zdziwiłam, że się udało. Myślałam, że już dawno zmienił swoje hasło jednak w dalszym ciągu była nim data naszego ślubu.

Po odblokowaniu telefonu aż zachłysnęłam się powietrzem, kiedy zauważyłam nasze wspólne zdjęcie z dnia naszego ślubu. Pogładziłam je delikatnie patrząc na nasze wielkie uśmiechy a także to jak spoglądaliśmy w swoim kierunku. Za każdym razem robił tak sprzeczne rzeczy już naprawdę nie mogłam go rozgryźć.

W końcu ogarnęłam się wiedząc, że nie mogłam tak tego wszystkiego roztrząsać. Wyszukałam w spisie kontaktów jej imię i od razu wcisnęłam przycisk zadzwoń. Przyłożyłam go do ucha i cierpliwie czekałam aż w końcu usłyszałam dźwięk odbieranego połączenia.

- Owen przepraszam cię, ale nie mogę...

- Z tej strony Madison. - przerwałam jej wiedząc, że najwyraźniej coś musiało się stać, bo jej głos był jakiś dziwnie stłumiony. – Co się dzieje Lucy?

Przez dłuższą chwilę słyszałam tylko jej bardzo szybki oddech jakby jeszcze chwila dzieliła ją od ataku paniki. Dopiero teraz dotarło do mnie jak to bardzo mogło być dla niej trudne.

- Wystraszyłam się. – powiedziała. - Nie spodziewałam się, że to spotkanie tak bardzo mnie zdenerwuje i spanikowałam. Naprawdę chciałam was wszystkich oficjalnie poznali jednak nie jestem na to jeszcze gotowe. Bardzo cię przepraszam.

Rozmyślałam nad jej słowami i doszłam do wniosku, że może zbyt szybko naciskaliśmy na to spotkanie pomimo tego, że miała czas na to, żeby się przygotować. Dla nas to była tylko formalność jednak najwyraźniej dla niej coś o wiele poważniejszego czego bardzo się obawiała.

- Nie musisz mnie przepraszać. - pokręciłam głową chociaż nie mogła tego widzieć. - Najważniejsze jest abyś ty się dobrze z tym czuła, jeśli nie jesteś gotowa na spotkanie nie będziemy naciskać. Poczekamy na ciebie tyle ile będzie trzeba tego możesz być pewna.

- Dlaczego jesteś dla mnie taka miła? – zapytała. – Nawet mnie nie znasz.

- Nie muszę cię znać, aby wiedzieć, że jesteś niesamowicie silną młodą kobietą, która potrafiła zebrać się na odwagę, przyjdź do zupełnie obcej osoby i powiedzieć mu, że jest jego siostrą. Nie wiem czy sama zdobyłabym się na taką odwagę jaką ty się wykazałaś. - musiałam jej powiedzieć co czułam, bo z jakiegoś powodu wiedziałam, że potrzebowała kogoś komu mogłaby się wygadać a ja byłam do tego idealna.

Im dłużej rozmawiałyśmy tym bardziej rozumiałam, dlaczego tak bardzo się wahała. Zapewniałam ją, że jeśli tylko będzie chciała zawsze może do mnie wpaść z wizytą nieważne czy to będzie dzień czy noc.

Lucy była niezwykle miłą osobą, która opowiedziała mi o całej swojej przyszłości i pomimo tego, że zaczęło się robić coraz chłodniej nie przerwałam jej ani razu. Chciałam ją poznać, a jeśli była gotowa opowiedzieć mi o tym przez telefon, słuchałam. Z tego co zdążyłam się dowiedzieć, jej mama i tata Owena mieli krótki romans jednak tylko jedna ze stron się zaangażowała. Nie mogłam zrozumieć jak można być tak bezdusznym człowiekiem, aby porzucić swoje własne dziecko i nie przejmować się czy będzie miało za co żyć.

- Jeśli będziesz chciała porozmawiać na żywo wiesz, gdzie mnie szukać. – dodałam na koniec.

- Na pewno kiedyś wpadnę. – zapewniła.

- Miło było z tobą porozmawiać. Wracam do środku i powiem wszystkim, że wypadło ci coś pilnego.

- Ale...

- Nie przejmuj się tym. Nie będę się na ciebie gniewać. Zapewniam.

- Skąd wiesz?

- Kiedy ich spotkasz mogą wydawać ci się nieprzystępny jednak prawda jest taka, że oni też chcą cię poznać. Tylko może nie okazują tego tak entuzjastycznie. – przekonywałam ją.

Pożegnałam się chwilę później wiedząc, że całe towarzystwo niecierpliwie się coraz bardziej sądząc po podniesionych głosach. Odwróciłam się po raz ostatni spoglądając na gwiazdy świecące na niebie i weszłam do domu, aby przekazać im tą ważną wiadomość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro