Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Kiedy cię spotkałam

Czytam każdy wasz komentarz i normalnie je kocham 😍😍😍😍


Madison

6 lat temu


Kolejny nudne przejęcie, na którym musiałam się pokazać, ponieważ marka, dla której pracowałam ceniła sobie kontakty z ludźmi i to częste więc nie miałam wyjścia. Youngbeauty, bo właśnie jej twarzą zostałam szczyciła się linią kosmetyków w szczególności dla młodych kobiet a nawet nastolatek. Praca z nimi była przyjemnością, ponieważ byli jedną z moich ulubionych firm która wychodziła naprzeciw swoim klientom. Uwielbiałam ten moment, kiedy dostawałam na swoim koncie społecznościowym powiadomienia od kolejnych młodych dziewczyn, które zaczynały swoją podróż z makijażem właśnie od Youngbeauty i były zachwycone.

Bycie idolką setek tysięcy nastolatek było jak spełnienie marzeń, ponieważ mogłam wyrażać samą siebie. Spotykałam się z nimi i nawet doradzałam, kiedy nie wiedziały, jak zacząć. Cieszyłam się z każdej chwili, ponieważ właśnie takiego życia pragnęłam. A pomaganie innym było wisienką na torcie.

- Pokaż, że chociaż się cieszy z tego spotkania. – Louis wyciągnął w moją stronę rękę z kieliszkiem szampana, który z wdzięcznością odebrałam.

- Już wolę rozmawiać z nastolatkami o makijażu niż rozmawiać z tymi ludźmi. - pomimo tego uśmiechałam się delikatnie, kiedy ktoś przychodził obok mnie i wznosił w toście swój kieliszek. - Fałsz wychodzi z każdej z tych osób.

- A czego się spodziewałaś. – parsknął śmiechem. - Większość tych ludzi udaje tylko że są mądrzy i mogą wszystko, ale tak naprawdę, kiedy przychodzi co do czego to uciekają jak małe dziewczynki.

Zaśmiałam się na jego dziwne porównanie i od razu humor mi się poprawił. Może jednak to spotkanie nie będzie takie nudne jak do tej pory mi się wydawało. Rozglądałam się wśród ludzi i wyłapałam kilka osób, które znałam, ale jakoś nie miałam ochotę z nimi rozmawiać. Ostatnie kilka tygodni było tak intensywne, że jedyne o czym myślałam to zaszyć się w swoim mieszkaniu i po prostu przespać najbliższe kilkanaście godzin. A najlepiej wyłączyć telefon i nie odzywać się przez tydzień.

- Co robisz jutro? - zapytał niespodziewanie na co spojrzałam na niego jak na idiotę, bo dobrze wiedział jaki był jutro dzień i co będę robić. – Nadal się nie poddałaś? Naprawdę cię nie rozumiem, dlaczego tak bardzo chcesz chodzić do kościoła patrząc na to co się od jakiegoś czasu odpierdala.

- Chodzę do kościoła dla boga a nie dla księży. – zaznaczyła. – A poza tym ja akceptuję cię takiego jakim jesteś więc ty też to zrób. Jestem wierząca i nic tego nie zmieni.

Wiara w moim życiu odgrywała bardzo ważną rolę, ponieważ odkąd tylko pamiętałam babcia zabierała mnie do kościoła i zamiast kazań najbardziej skupiałam się na pieśniach, które śpiewał chór. Nie miałam jakiegoś wybitnego głosu jednak uwielbiałam dołączać do nich i cieszyłam się z każdej chwili.

W dzisiejszych czasach znaleźć osoba wierzącą było bardzo trudno jednak to, że ktoś nie chodził do kościoła nie znaczyło to, że nie wierzył. Było wielu ludzi, którzy po prostu słuchali mszy w telewizji czy w radiu i dla mnie to też przejaw ich przekonań.

Wielkie poruszenie zapanowało przy wejściu więc machinalnie odwróciłam w tamtym kierunku głowę zastanawiając się czym tak ekscytowała się reszta gości. Pociągnęłam niewielki łyk szampana wiedząc, że musiał być to ktoś na tyle ważny, że reszta ludzi będzie chciała mu wejść do tyłka. Boże nie każ mnie za takie słowa, skitowałam w swoich myślach.

- Kto to? – zapytałam Louisa, bo jeśli ja czegoś nie wiedziałam on już tak. A że nie interesowałam się plotkami czy skandalami zawsze mogłam polegać na nim.

- Owen, Ben i Evan Blacksmithowie. - oznajmił jakby miało mi to coś mówić.

- Czyli kto?

- Ty naprawdę zachowujesz się pustelnik. - parsknął krótkim śmiechem. - Trójka braci, którzy posiadają największą firmę w Filedelfii a może nawet i w kraju. Kto ich tam wie czy nie na świecie. Nie siedzę w tym aż tak poważnie, żeby wiedzieć. – przyjrzał mi się zdecydowanie zbyt uważnie. – Co tak nagle się nimi interesujesz? - zapytał zaintrygowany.

- Zastanawia mnie tylko kto wywołał tak wielkie zamieszanie. - stwierdziłam beztrosko, ponieważ jakoś nie obchodziło mnie kim była ta osoba a w tym przypadku osoby.

Niedawno obchodziłam swoje dwudzieste trzecie urodziny a pomimo tego nie znalazłam osoby, z którą chciałabym spędzić resztę życia. Mój przyjaciel zapędzał się zdecydowanie za bardzo. Byłam jeszcze młoda jednak cechowało mnie to, że chciałam kiedyś spotkać w swoim życiu kogoś z kim mogłabym porozmawiać na zwyczajne tematy, nie musiałabym ukrywać tego kim jestem ani tego, gdzie pracowałam, a co najważniejsze mogłabym być sobą.

W świecie modelingu króluje fałsz i obłuda więc to było dla mnie największą przeszkodą, aby komuś zaufać. Na każdym kroku czekała osoba, która tylko patrzyła na to aż się potknę, żeby przysłowiowo jeszcze mnie podeptać. Zdawałam sobie sprawę z tego, że może nigdy nie spotkałam takiej osoby, dlatego nie wchodziłam w żadne związki, ponieważ chciałam być pewna tego co czułam a większość mężczyzn traktowałam jak zwykłych znajomych.

- Idę porozmawiać z przedstawicielami Youngbeauty a ty chociaż zabaw się przez chwilę. – spojrzał na mnie przeciągle. - Jesteś młoda a zachowujesz się jak zakonnica.

Kiedy tylko zniknął mi z oczu mogłam na spokojnie zaszyć się w jakimś miejscu, gdzie nikt mnie nie znajdzie a co nie byłoby lepsze jak tylne wyjście prowadzące do ogrodu. Zdawałam sobie sprawę, że większość ludzi będzie obecna na przyjęciu i nikt nie pomyśli o tym, aby podziwiać te piękne kwiaty i rośliny, które zauważyłam, kiedy tylko weszłam do sali.

Odstawiłam kieliszek na tacy przechodzącego kelnera i od razu skierowałam się do wyjścia. Na szczęście poza kilkoma osobami z którymi rozmawiałam przez dłuższą chwilę udało mi się w ciągu pół godziny opuścić pomieszczenie pełne rozmów i śmiechu.

Odetchnęłam z ulgą, kiedy drzwi zamknęły się za mną i w końcu nastała przyjemna cisza. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak bardzo brakowało mi odetchnięcia od tych wszystkich ludzi. Przez cały czas się ktoś koło mnie kręcił. Jak nie Louis to pracownicy Youngbeauty, wielu moich fanów czy nawet zwykłych ludzi, którzy chcieli zrobić sobie ze mną zdjęcie. Chciałam choć przez chwilę poczuć, że byłam sama na świecie.

- Ciężki wieczór? - wzdrygnęłam się słysząc obcy głos.

Kilka metrów ode mnie stał mężczyzna z papierosem w dłoni, który przyglądał mi się z zainteresowaniem. Urzekło mnie w nim to, że wydawał się spokojny pomimo tego, że gapiłam się na niego jak sroka w gnat. Nic nie mogłam jednak na to poradzić, że podziwiałam ciemny kolor jego skóry który tak bardzo mi się podobał a także oczy, które błyszczały psotnie. Był przystojny i zgrzeszyłabym gdybym tego nie dostrzegała.

- Bardzo. - westchnęłam robiąc kilka kroków do przodu tak że teraz mogłam opierać się ramionami o jedną z kolumn podtrzymującą balkon powyżej nas.

- Nie lubisz takich imprez?

- Wolałabym posiedzieć w domu i obejrzeć jakiś film. Nie pogardziłabym dobrą książką. - zaśmiałam się delikatnie z absurdu tej sytuacji, ponieważ rozmawiałam z kompletnie obcym mężczyzną a wydawało mi się jakby on w pełni rozumiał moje uczucie.

- Chcesz? - zapytał wyciągając w moją stronę papierosa.

- Nigdy tego nie robiłam. - przyglądałam się wyciągniętej dłoni jednak dotarły do mnie słowa Luisa abym w końcu trochę się zabawiła. Było też coś o tym, że żyłam jak zakonnica więc może to zmotywowało mnie, aby wyciągnąć w jego stronę rękę i wziąć papierosa.

Przyglądałam się przez chwilę jak żar po trochu go pochłaniał, ale w końcu wzruszyłam ramionami i przyłożyłam go do swoich ust. Pociągnęłam tak jak robili to na filmach jednak od razu gryzący dym podrażnił moje gardło. Zakaszlałam kilka razy czując jakby coś zaciskało mi płuca z całej siły jednak po chwili minęło.

- Chyba jednak nie pal. – parsknął śmiechem. – Jestem Ben.

- Madison.

- Wiem. - przyglądał mi się przez dłuższą chwilę. – Twoje zdjęcia są dosłownie w całym mieście a nawet i w kraju więc trudno byłoby ją przeoczyć.

To były właśnie plusy i minusy bycia sławnym jednak już sobie z tym poradziłam. Po prostu spełniałam się w tym co kochałam i nic więcej nie miało znaczenia.

- I co o mnie myślisz? - zapytała mnie zwykle ciekawa jego opinii, bo ludzie zawsze coś sobie o mnie myśleli nawet jeśli mnie nie znali.

- Że jesteś inna niż na zdjęcia. – stwierdził nawet się nie wahając. - Masz w sobie coś takiego, że bardzo łatwo się z tobą rozmawia, ale i sprawiasz wrażenie jakby można było ci się zwierzyć. Jesteś dobrą osobą wśród w stadzie hien. Mam rację? – zapytał.

- Zwykle ludzie mówią o moim wyglądzie jednak ty nie zrobiłeś tego ani razu. - przekrzywiłam nieznacznie głowę przyglądając mu się coraz bardziej zaciekawiona. Nikt nigdy do tej pory nie opisał mnie tak dokładnie a przecież to była nasza pierwsza rozmowa.

- A co ty możesz powiedzieć o mnie?

- Mam być szczera czy do dyplomatyczna?

- Może to i to.

- Jeśli mam być szczera to nawet nie mam pojęcia kim jesteś. - zaśmiałam się widząc jego zaskoczoną minę. - A jeśli mam być dyplomatyczna to podobno masz z braćmi firmę ale nie mam bladego pojęcia czym się zajmujecie.

- To zabolało. - przyłożył dłoń do serca. -
A już myślałem, że jesteś kolejną niewiastą, która będzie chciała któregoś z nas usidlić a ty nawet nie zdajesz sobie sprawy kim jesteśmy. - zaśmiał się. - Jesteś niezwykle ciekawą kobietą.

Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, ponieważ przyjmowałam jakiekolwiek komplement z wielką rezerwą, ale ja już tak miałam od dziecka, że nie wierzyłam w siebie. Z czasem przestało mnie to tak boleć, ale nie znaczyło to, że o tym zapomniałam.

- Ben wszędzie cię szukałem, dlaczego nie powiedziałeś, że... - usłyszeliśmy kolejny głos więc machinalnie odwróciłam się w jego stronę.

Przyglądałam się mężczyźnie, który szedł w naszym kierunku i który nie spuszczał ze mnie wzroku jakby oceniając. W chwili, kiedy spojrzałam w jego czekoladowe oczy poczułam jakby coś przyciągało mnie do niego i nieważne jak bardzo chciałabym odwrócić się na pięcie i odejść nie mogłam.

- Uciąłem sobie ciekawą pogawędkę z Madison. - stwierdził beztrosko po czym po raz kolejny wyciągnął w moją stronę papierosa. - Próbujesz jeszcze raz czy dajesz za wygraną?

Na samą myśl, że miałabym znowu poczuć ten palący dym w płucach miałam ochotę odmówić jednak życie było zbyt krótkie, żeby po prostu wegetować więc wyciągnęłam dłoń w kierunku papierosa. Dzieliło mnie od niego zaledwie kilkanaście centymetrów, kiedy zniknął on z moich oczu a to za sprawą mężczyzny, który pojawił się zaledwie kilka chwil temu. Bezceremonialnie upuścił go na podłogę i przygniótł swoim wypolerowanym butem.

- Ej! – krzyknęłam. – Chciałam zapalić!

- Z tego co zrozumiałem to nawet nie umiesz palić więc po co ci to? - zapytał przypatrując mi się uważniej.

- Bo mogę.

- To nie jest odpowiedź.

- Nie znam cię więc nie mam zamiaru ci odpowiadać. - spoglądałam prosto w jego oczy. Wzięłam spokojny oddech po czym po raz kolejny skoczyłam na głęboką wodę i zadałam pytanie nowopoznanemu mężczyźnie. – Zatańczysz ze mną? - zapytałam w przepływie chwili.

- Że co proszę? – odparł skołowany.

- Czy. Zatańczysz. Ze. Mną. - wyartykułowałam każde słowo.

Nie miałam pojęcia co mnie tak nagle napadło jednak coś ciągnęło mnie do tego mężczyzny i nie potrafiłam tego zrozumieć. Do tej pory traktowałam mężczyzn jak swoich współpracowników albo po prostu zwykłych nieznajomych a tutaj nagle nie mogłam oderwać od niego wzroku.

W tym ciemnym garniturze wyglądał tak niesamowicie, że nie mogłam oderwać od niego wzroku. Przyglądałam się jego ciemnym włosom ostrzeżonym na krótko, ale pomimo tego i tak delikatnie kręciły się na końcach, oczom które wywarły na mnie ogromne wrażenie a także wysokiej posturze, która pomimo tego że byłam na obcasach nadal mnie przewyższała. W tym mężczyźnie coś było jednak nie mogłam zrozumieć co takiego.

- Usłyszałem za pierwszym razem i nie musiałaś tego powtarzać. - włożył dłonie do kieszeni. - Pytam tylko dlaczego chcesz ze mną zatańczyć?

- A z czym muszą mieć jakiś powód? - odpowiedziałam pytaniem na pytania. Kiedy w dalszym ciągu nie odpowiadał odwróciłam się w kierunku jego brat nie chcąc jeszcze bardziej wychodzić na sfrustrowaną idiotkę. - Miło było cię poznać Ben.

- Ciebie również.

- Pana także. - posłałam w jego w kierunku wyćwiczony uśmiech i ruszyłam w stronę wejścia do sali.

Czekało mnie kilka godzin udręki jednak byłam w stanie jakoś to przeżyć. Przecież nic nie mogło być gorsze od tego co właśnie zrobiłam. Zapytałam kompletnie obcego mężczyznę czy mogłabym z nim zatańczyć.

Pomimo że nie dostałam odpowiedzi na moich ustach igrał niewielki uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro