28. Być może zniszczę naszą rodzinę
Owen
- Kiedy powiedziała, że chce pomalować pokój dla dziecka myślałem, że chodzi jej o jakiś zwykły kolor, ale nie to. - powiedziałem do stojących obok mnie braci, kiedy wpatrywaliśmy się w projekt, który przygotowała dla nas na laptopie.
Na jednej ze ścian tuż koło okna która miała być pomalowana na neutralny beżowy kolor miały znaleźć się malunki różnych zwierząt, w różnych wielkościach i w różnych pozach, które stanowiły pewnego rodzaju jedność. Było ich dokładnie siedem i miałem wrażenie, że każdy z nich było coraz bardziej skomplikowany.
Od naszej rozmowy z Madison minęło dokładnie osiem dni a ja miałem wrażenie jakbym z dnia na dzień tracił ją coraz bardziej. Widziałem, jak odsuwała się ode mnie za każdym razem, kiedy robiłem dla niej coś dobrego albo kiedy chciałem porozmawiać na jakiś na neutralne tematy.
W dalszym ciągu koczowałem jej domu i pracowałem zdalnie, byleby tylko być jak najbliżej niej. Chociaż ani razu nie zająknęła się na ten temat abym w końcu się wyniósł czułem, że prędzej czy później to nastąpi jednak nie byłem gotowy, aby ją stracić. Starałem się kilka razy wytłumaczyć jej co tak naprawdę łączy mnie z Lucy, skoro nie było to nic romantycznego, ale nie chciała słuchać. Jeśli tak dalej pójdzie to w końcu pomimo tego, że nosiła w sobie moje dziecko przywiążę ją do krzesła tak aby wysłuchała wszystkiego od początku do końca i zrozumiała moje motywy.
- Jak wam idzie chłopcy? – zapytała prowodyrka całego tego zamieszania niezwykle zadowolona siebie. Oparła się ramieniem o framugę z kubkiem parującej herbaty w dłoni. Spoglądała w naszym kierunku czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
Wyglądała cudownie w żółtej sukience na cienkich ramiączkach i gumką w pasie podkreślająca jej krągłości a zwłaszcza ciążowy brzuszek. Coraz częściej łapałem się na tym, że nie mogłem oderwać od niego wzroku, ale nic w tym dziwnego, bo podziwiałem rosnące w niej dziecko. Nawet świadomość tego, że nadal nie wiedzieliśmy jakiej płci było maleństwo nie niszczyła żadnej z tych chwili, bo oczekiwanie na ten cud było o wiele wspanialsze.
- Czym ci podpadł nasz brat? – zapytał Ben trzymając w dłoni tablet.
Dobrze wiedział, że coś musiałem odwalić, skoro dała nam takie zadanie, które było ponad nasze możliwości. Żaden z nich nie zorientował w sytuacji a to tylko dlatego że przywitała ich serdecznie i nawet poczęstowała ciasta. Nie znałem z tej strony mojej byłej żony, ale jednak posiadała w sobie coś z mściwej kobiety, która postanowiła zabawić się moim kosztem i to w obecności moich własnych braci. W pewnym stopniu to było nawet zabawne, ponieważ czy tego chciała czy nie nadal jej na mnie zależało. Gdyby tak nie było to nie starałaby się tak bardzo zaleźć mi za skórę.
- Za dużo gada. – pociągnęła łyk herbaty z kubka rozkoszując się każdą chwilą. – Tym bardziej takie głupoty, że aż w trudno w to uwierzyć.
- Powiedziałem prawdę. - sprostowałem chociaż wiedziałem, że to brzmi naciąganie.
- Ależ ja ci wierzę. Skoro mówisz, że nic cię nie łączy z Lucy to ja ci wierzę. - wzruszyła ramionami jakby mało ją to obchodziło.
- Jakoś nie widać.
-To już twój problem.
- A o co tak w ogóle wam poszło? – odezwał się Evan i jakby powoli kierował się w stronę Madison. Nie powiem, ale zabolało, bo od razu przyjmował stronę mojej byłej żony zamiast mojej jednak czego ja mogłem się spodziewać, skoro tak bardzo ukrywałem prawdę. Nie tylko przed nią, ale i przed pozostałymi członkami mojej rodziny.
- O Lucy. - powiedziałem dobrze wiedząc, że znali moją sekretarkę, tylko z widzenia, ale jednak mieli okazję ją zobaczyć.
- Owen. - usłyszałem w głosie z najstarszego brata tak wielki zawód, że poczułem go prosto w piersi.
- To tylko asystentka. - powiedziałem lekko poirytowany.
- Gdyby tak było to nie powstawałby cały ten problem. – stwierdził Evan. – Z jakiegoś powodu ten temat nadal powraca i ciągle was rozdziela. Może w końcu usiądźcie na spokojnie i wyjaśnijcie sobie wszystko i przestańcie powtarzać, że nic was do cholery nie łączy!
- Evan życie nie jest takie proste jak ci się wydaje. - podniosłem głos. – Co ty możesz w ogóle wiedzieć o życiu, skoro myślisz tylko o tym jak poderwać kolejną laskę!
- To niesprawiedliwe. – oburzył się.
- Ale prawdziwe.
- Tu nie chodzi o mnie, ale o wasze małżeństwo, które tak łatwo spieprzyłeś przez głupie widzimisię a teraz jest jeszcze ta panna. – prychnął.
Coraz bardziej czułem się skołowany, jak miałem wybrnąć z tej sytuacji, zwłaszcza że cała trójka sprzeciwiła się przeciwko mnie. Nie wiedziałem jak długo jeszcze będę mógł wytrzymać, skoro teraz byłem na granice wybuchu a co dopiero ukrywać to wszystko w dalszym ciągu. Życie zaczynało mi się walić i kiedy już myślałem, że bardziej się nie da znowu działo się coś co wszystko niszczyło. Jak tak dalej pójdzie to tylko krok dzielił mnie od tego abym w końcu nie mógł widywać się z własnym dzieckiem i nawet nie będę mógł uczestniczyć w jego życiu. To wszystko zaczęło mnie tak bardziej dobijać.
- Nie znasz wszystkich faktów więc lepiej się nie wtrącaj. – ostrzegłem go.
- Więc nam wytłumacz. – dodał Ben jako jedyny który zachowywał zdrowy rozsądek i nie dawał się ponieść emocjom.
- Nie mogę.
- Możesz, ale nie chcesz.
- To nie tak miało wyglądać. – wiedziałem, że oni tak łatwo nie odpuszczą.
Westchnąłem kompletnie pokonany, ponieważ to był właśnie ten moment, w którym wyznam im całą prawdę i być może zniszczę naszą rodzinę. Tyle czasu ukrywałem przed nimi ten ważny fakt jednak z jakiegoś powodu nie byłem w stanie wyznać im prawdy. Nie wiedziałem, jak zareagują a chciałem mieć jeszcze czas, aby jakoś to sobie poukładać w głowie a potem jakoś rozsądnie im przekazać.
- Lucy to nasza siostra. - spoglądałem im prosto w twarz mówiąc te kilka słów tak ważnych dla każdego z nas. Słów, które mogły sprawić, że nasza rodzina może się podzielić, ponieważ każdy z nas myślał, że nasi rodzice pomimo swoich wad i zalet potrafili stworzyć szczęśliwy związek.
Kiedy po raz pierwszy w moim życiu pojawiła się Lucy myślałem, że to głupi żart jednak im więcej szczegółów poznawałem docierało do mnie, że ona mówiła prawdę. W pierwszej chwili prawie wyrzuciłem ją ze swojego biura jednak wtedy pokazała mi list zaadresowane do jej matki od mojego ojca. Od razu rozpoznałem charakter pisma który pomimo upływu lat wszędzie bym rozpoznał. Byłem w szoku.
Przeczytałem każde słowo i nie mogłem uwierzyć, że ktoś kto mnie wychował potrafił być takim potworem i zostawił swoje dziecko tylko dlatego że nie chciał, aby dowiedziała się o tym jego żona. Potrafił zdradzać moją matkę przez wiele miesięcy jednak nie odważył się do tego przyznać a tylko uciekł, jak utwórz w momencie, kiedy konsekwencje jego zdrady stały się nieodwracalne. Nie mogłem zrozumieć jak można być tak podłym człowiekiem. Im dłużej z nią rozmawiałem docierało do mnie, że nie zależało jej na naszych pieniądzach a po prostu na tym, aby poznać swoją rodzinę. Swoich braci.
Z sekundy na sekundę patrzyłem jak na twarzach moich braci pojawiał się pełen wachlarz emocji. Zaskoczenie, niedowierzanie, szok, irytacja a nawet i wściekłość. Spodziewałem się tego dlatego tak trudno było mi powiedzieć prawdę, ponieważ po nich mogłem się spodziewać wszystkiego a nawet tego, że byli zdolni, aby odnaleźć Lucy i wygarnąć jej to co myślą prosto w twarz. Chciałem ich do tego przygotować jednak prawda była taka, że sam nie byłem gotowy, aby się tym z nimi podzielić.
- Co ty pieprzysz! – jako pierwszy zareagował Ben, który rzadko kiedy podnosił głos jednak zrobił to teraz.
- Nie mamy siostry. – dodał Evan.
- Lucy to nasza młodsza siostra. – oznajmiłem im i kiedy w końcu zrzuciłem z ramion ten ciężar poczułem się niesamowicie lekki.
- Jakaś laska robi cię w bambuko a ty się dajesz. – Evan parsknął śmiechem jednak nie zdawał sobie sprawy z tego co ja wiedziałem i jakie posiadałem informacje.
- Też tak myślałem. - spojrzałem po kolei na każdego z moich braci. - Zrobiłem testy dna z których jasno wynika, że jest ona naszą siostrą.
Wiedziałem, że to będzie dla nich szok jednak prędzej czy później ona chciałaby ich poznać a ciągłe zbywanie jej sprawiało, że czułem się jeszcze bardziej podle. Lucy dawała mi czas dobrze wiedząc, że kiedy się ujawni może zrobić się nieprzyjemnie i to nie tylko dla naszej rodziny, ale dla całej prasy w momencie, kiedy wpadną na ten trop. To nie była jej wina, że chciała po prostu poznać swoich bliskich po tym jak kilka miesięcy temu odeszła jej matka. Po tym jak znalazła w jej prywatnych rzeczach list, który jasno wskazywał na to kto był jej ojcem.
- Ale jak to możliwe! – uniósł się Evan chodząc w pokoju jak nakręcony.
Czułem, że Madison stała tuż za mną jakby chciała mnie wesprzeć w tej trudnej chwili i byłem jej za to wdzięczny pomimo tego co przeze mnie przeszła, jak bardzo ją zraniłem. Stała za mną murem nawet wtedy teraz kiedy rozwalałem życie każdego z nas i wywracałem je do góry nogami.
- Normalnie. - wzruszyłem ramionami. – Mamy tego samego ojca.
To była jawna zdrada w kierunku naszej mamy która była mu tak bardzo oddana i spełniała każdą jego zachciankę. A on tak po prostu zdradził ją z pierwszą lepszą kobietą. Nie powinienem w ten sposób myśleć, ponieważ nie znałem całej sytuacji i może tata oszukał ją mówiąc, że nie miał dzieci ani rodziny.
Może była nieświadoma tego, że to tylko zwykła przygoda a nie wspólne życie. A może było całkowicie na odwrót. Teraz się tego nie dowiemy jednak nie miałem zamiaru dalej tego roztrząsać, bo w tej chwili byliśmy ja, Evan, Ben i Lucy która tak bardzo pragnęła zaznać rodzinnego ciepła, że postanowiła mnie odnaleźć.
- Od kiedy wiesz? – wiedziałem, że Ben tak łatwo nie odpuści i będzie drążył temat.
- Kilka miesięcy. – nie miałam zamiaru go ani chwili dłużej oszukiwać ani nikogo innego.
- A kiedy miałeś nam zamiar o tym powiedzieć? – zapytał. – Może jak moje dzieci będą pełnoletnie, jak twoje dziecko dorośnie i wtedy przyprowadzisz ją do domu i powiesz „hej mały to jest twoja ciocia?!" Jak, mogłeś tyle czasu ukrywać przed nami prawdę!
- Myślałem, że tak będzie lepiej. - starałem się chronić swoją rodzinę z całych moich sił, ale po drodze gdzieś zapomniałem o tym, że wspieraliśmy się wszyscy nawzajem. Oddzieliłem się od reszty i to doprowadziło do tego, że teraz miałem wrażenie jakby moje życie było w kawałkach i tylko Madison i dziecko sprawiały, że jakoś jeszcze się trzymałem.
- To się pomyliłeś. – warknął w moją stronę.
- Ben może trochę zwolnijmy. – Madison weszła pomiędzy nam wyraźnie zaniepokojona rozwojem sytuacji. - Odetchnijmy chwilkę i usiądźmy na spokojnie, aby sobie to wszystko wyjaśnić. Bez krzyków i obwiniania się o wszystko dobrze?
Patrzyłem, jak stała przede mną niczym tarcza i starała się, aby żaden z nas nie powiedział o słowo za dużo i tym samym zniszczył naszą relację. Byłem jej niesamowicie wdzięczny za to, że tak bardzo kochała naszą rodzinę.
W pewnym stopniu cieszyłem się, że mogłem to zrobić w jej obecności, ponieważ potrafiła sprawić, że każdy z moich braci w momencie się uspokajał. Działała jak bufor pomiędzy nami, ale i była niesamowicie mądra dlatego wiedziałem, że przy niej będziemy mogli porozmawiać i wytłumaczyć sobie wszystko na spokojnie.
Moja rodzina była dla mnie niesamowicie ważna i nie chciałbym by mnie znienawidziła. Dlatego musiałem stanowczo powiedzieć im, że nieważne co będzie się działo i nieważne co napiszą gazety chciałem, aby Lucy uczestniczyła w naszym życiu. Będę o to walczył aż do końca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro