23. Taka miłość jak wasza przetrwa wszystko
Madison
- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że wziąłeś ze mną rozwód tylko dlatego aby nie rezygnowała z pracy?! - jeśli to co mówił było prawdą to nie wiedziałam co była mu w stanie zrobić. Byłam chrześcijanką i chociaż z całej siły starałam się przestrzegać przykazań teraz byłam w stanie złamać jedno z nich.
Zabiję go. Normalnie go zabiję i nikt mnie za to nie skrze a to tylko dlatego że miałam dom i wokół wiele ziemi. Zanim go znajdą ja już będę na tyle stara, że już nic nie będzie mnie obchodzić. A może dostanę demencji więc nawet nie będę wiedziała o tym co zrobiłam.
- Wiedziałem, że chcesz zrezygnować z kontraktu.
- Przecież na to się umawialiśmy! - podniosłam głos. - To miał być mój ostatni rok, po którym miałam zrobić sobie przerwę żebyśmy mogli wspólnie zaplanować przyszłość. Dom, dzieci a nawet pieprzonego psa. – wydarłam się.
- Myślałem, że cię unieszczęśliwiam, jeśli będziesz musiała zrezygnować z tej umowy. Pracowałaś na nią od wielu lat i nie chciałem żebyś musiała zrezygnować z tego czego najbardziej pragnęłaś.
Nie mogłam wprost uwierzyć, że mógł pomyśleć w ten sposób a tym bardziej podjąć taką decyzję samodzielnie bez porozumienia ze mną. Z nerwów zaczęłam chodzić po salonie w jedną i w drugą stronę niezwykle sfrustrowana, ale i zawiedziona jego postępowaniem.
- Powiedz mi w którym momencie wydawało ci się to właściwe? - nadal to do mnie nie docierało.
- Widziałem jak bardzo tego pragnęłaś a nie chciałem stać ci na drodze.
- Mówiliśmy o tym tak wiele razy, że nieważne co by się działo kończę swoją karierę raz na zawsze. - z trudem udało mi się zapanować nad łzami, które tak bardzo chciały pokazać jak bardzo zabolały mnie to co zrobił. – Wiedziałeś, że chcę zrezygnować w tym roku z modelingu nie dla ciebie a dla naszej wspólnej przyszłości. Nie zależało mi na tym tak bardzo jak na tym, aby stworzyć z tobą rodzinę. Nie mogę tego wszystkiego zrozumieć, dlaczego tak bardzo bałeś się ze mną o tym porozmawiać chociaż wszystko mieliśmy już zaplanowane. Myślałam, że byłeś ze mną szczęśliwy.
- Bo byłem. - zapewnił mnie z pełną mocą jednak w tej chwili nie wierzyłam mu ani na słowo, ponieważ wszystko co zrobił temu przeczyło.
- A ta kobieta w kawiarni? – musiałam wiedzieć w czym była lepsza ode mnie. Czego mu nie dawałam, że tak łatwo odpuścił. – Wiesz, jak się poczułam, kiedy was razem zobaczyłam! Jakby była odpowiednią kobietą dla ciebie.
- Lucy to...
- Nawet nie wiem czemu to roztrząsam. - tyle myśli kotłowało się w mojej głowie jednak z jakiegoś powodu patrząc na niego nie mogłam zmusić się do tego, aby poznać tą prawdę. Nie byłam gotowa na ból, który był gotowy mi zadać tylko jednym zdaniem, którego jednocześnie pragnęłam, ale i nienawidziłam. Dlaczego kobietą siedzącą naprzeciwko niego nie byłam ja.
- Nic nas z Lucy nie łączy... to znaczy łączy, ale nie tak jak myślisz. - zapewnił żarliwie jednak sam musiał przyznać sobie rację, że to co mówił nie miało najmniejszego sensu.
- Faktycznie. - zaśmiałam się szyderczo. – Bardzo dużo was łączy. Wyglądacie na ładną parę razem. Potraficie się cieszyć ze swojego towarzystwa i śmiać się jakby nic na świecie się nie działo. Jakby nasze małżeństwo było dla ciebie zwykłym świstkiem papieru. - mówiłam coraz chaotyczniej jednak nie potrafiłam się opanować. - I co najważniejsze jesteście bardzo podobni.
Miałam na myśli jego kolor skóry i dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Miało go to zaboleć tak jak mnie jego widok z nią tamtego dnia.
- To cios poniżej pasa. – oburzył się.
- Boli prawda! Mnie też to zabolało, kiedy mój własny mąż, którego kochałem nad życie i zrobiłabym dla niego wszystko z dnia na dzień oświadczył mi, że chce rozwodu. - tym razem nawet nie starałam się opanować łez, bo było to zbyt silniejsze ode mnie.
- Nie tego chciałem. – pokręcił głową.
Wpatrywałam się w niego osłupiała nie mogąc tego wszystkiego zrozumieć i zachodząc w głowę jak doszło do tej sytuacji. W tej właśnie chwili dzwonek w moich drzwiach przerwał nam uświadamiając o czyjejś obecności.
- Czego!!! - wrzasnęłam nie mogąc zapanować nad emocjami.
Powinnam odpoczywać i nie dopuszczać do siebie żadnych gwałtownych emocji, ale zbyt wiele słów zostało dzisiaj powiedzianych żebym mogła tak po prostu dojść do siebie. Zaczęłam masować brzuch czując niewielkie ukłucia w okolicy podbrzusza i chociaż nie powinnam się martwić poczułam niepokój. W ciągu tych kilkunastu godzin zbyt wiele się wydarzyło żebym tak łatwo doszła ze wszystkim do ładu.
- Cześć. - usłyszałam pewny głos Evana, który stanął w przejściu nie wiedząc co miał ze sobą zrobić. – Wszystko u was w porządku?
- Tak. Oczywiście. - uśmiechnęłam się do niego z przymusem. - Po prostu dowiedziałam się, że twój brat jest kompletnym kretynem, bo postanowił się ze mną rozwieść przez swoje głupie domysły. – spojrzałam na Owena. – Jesteś najgłupszym facetem jakiego w życiu poznałam.
- Nic z tego nie rozumiem. – Evan pomasował się ręką po czole jakby nie wiedział o co w tym chodziło więc postanowiłam mu to dosadnie wyjaśnić.
- Twój brat stwierdził, że jak weźmie ze mną rozwód to wtedy podpiszę mowę, o której marzyłam od wielu lat. Jednak zapomniał o tym, że to miał być mój ostatni rok, kiedy miałam zakończyć swoją karierę na zawsze. – z każdym słowem starałam się pokazać jak bardzo byłam zawiedziona jego postępowaniem.
- Proszę cię, nie denerwuj się. – Owen podniósł się z miejsca i już chciał do mnie podejść jednak mój wzrok wbił go w podłogę. – Pomyśl o dziecku.
- Kiedy ma się kogoś takiego za męża to normalne, że nie potrafię zachować spokoju. Tylko ty potrafisz mnie tak wyprowadzić z równowagi a myślałam, że już się bardziej nie da. - nie miałam zamiaru z nim dłużej rozmawiać, bo jeśli zostanę tutaj chwilę dłużej to naprawdę mu zrobię krzywdę. – Oj przepraszam. Zapomniałam, że jesteś moim byłym mężem. - nie chciałam być złośliwa jednak słowa wypadły z moich ust samoistnie.
Spojrzałam na niego ostatni raz nie chcąc dłużej wracać do tego tematu. Nie mogłam też rozmawiać z Evanem i chociaż cieszyłam się z jego przyjazdu w tej chwili musiałam pobyć przez chwilę sama, aby ułożyć sobie to wszystko w głowie.
Owen
Spoglądałem w kierunku Madison, kiedy masowała się kolistymi ruchami po brzuchu wchodząc na górę po schodach do swojej sypialni. Chciałem za nią pobiec i przeprosić jeszcze raz za to w jaki sposób zakończyłem nasze małżeństwo jednak w tamtej chwili wydawało mi się to właściwe. Nie chciałem jej zranić a po prostu jedyne na co liczyłem to, że będzie szczęśliwa.
- Coś ty znowu wymyślił! – Evan zatarasował mi dojście do schodów tak że nie miałem wyjścia i musiałem się z tego wszystkiego wytłumaczyć.
- Chciałem tylko żeby była szczęśliwa okej. - czułem się coraz bardziej przytłoczony całą naszą rozmową jednak nie mogłem dłużej trzymać tego w tajemnicy. To zżerało mnie od środka.
Tym bardziej że Madison myślała, że mnie i Lucy coś łączyło. Może i tak było, ale nie pod tym względem, o którym myślała. Lucy była kobietą która wspierała mnie najmocniej jak potrafiła, kiedy postanowiłem złożyć papiery rozwodowe a nawet mnie przed tym wzbraniała. Od początku wiedziała, że był to głupi pomysł jednak byłem tak bardzo zadufany w sobie i zakochany w swojej żonie, że chciałem ją uszczęśliwić. Nie zdawałem sobie jednak sprawy, że tak bardzo się we wszystkim pogubiłem popełniając tym samym największy błąd.
- Faktycznie ci się to udało.
- Nie musisz być ironiczny. - pomimo tego, że był ode mnie starszy zachowywał się jakby było całkowicie na odwrót. To on był tym zabawnym i rozluzowanym gościem, który rozbawiał całe towarzystwo. A ja tylko byłem tam tylko na doczepkę.
- A co innego mam ci powiedzieć. - zanim zdążyłem zorientować się co się dzieje już siedziałem na kanapie a obok mnie miejsce zajął Evan. Patrzył w moją stronę jak na starszego brata przystało z pełną uwagą i wsparciem. - Czasami zapominam, że jesteś z nas najmłodszy i że w większości przypadków chcesz dobrze, ale wychodzi całkowicie na odwrót.
- Co mam zrobić, aby jakoś to wszystko naprawić? - przeczesałem włosy rękami wiedząc, że to nie będzie takie łatwe.
Kiedy poznałem Madison zupełnie nie spodziewałem się, że ten związek przetrwa próbę czasu. Już wiele razy byłem obiektem drwin i wyśmiewania począwszy od okresu dorastania, ponieważ byłem inny od większości dzieci tylko dlatego że miałem ciemny kolor skóry. Mogłem wydawać się pewny siebie i wyluzowany jednak w głębi duszy nigdy nie zapomniałem tych wszystkich upokorzeniach.
Przez wiele lat w moim życiu pojawiało się wiele kobiet jednak z żadną nie mogłem stworzyć udanego związku. Kiedy teraz tak o tym myślałem każda z nich miała taki sam odcień skóry jak ja, bo wydawało mi się to normalne i naturalne, że powinienem wybrać sobie na żonę kogoś kto rozumiał, jak to było czuć się innym.
Kiedy na mojej drodze stanęła Madison zrozumiałem, że miłość nie zna granic i nieważne jak bardzo bym się starał nie mogłem o niej zapomnieć. Była wszystkim czego pragnąłem od przyszłej żony i po raz pierwszy zatraciłem się w tym związku wiedząc, że to było właśnie to. Wystarczyło, że tylko na nią spojrzałem i kompletnie przepadłem.
- Tego tak łatwo nie naprawisz bracie. – Evan nigdy nie owijał w bawełnę i to najbardziej sobie w nim ceniłem, ponieważ potrafił powiedzieć mi prawdę prosto z mostu nawet jeśli mogła być ona dla mnie bolesna. – Madison może i się od nas różni kolorem skóry jednak jest idealna dla naszej rodziny. Wie co to lojalność i nigdy się nie poddaje. Ale z drugiej strony jest też uparta i to właśnie jest twoją przeszkodą.
- Czyli muszę się ukorzyć.
- Powiedz jej co czujesz. – szturchnął mnie w ramię. - Madison cię kocha i to się nigdy nie zmieni.
- Skąd ta pewność? - sam już nie wiedziałem czy po tym co jej zrobiłem zachował się jakiś skrawek dobrych uczuć do mnie.
- Taka miłość jak wasza przetrwa wszystko.
Zastanowiłem się nad jego słowami, bo jeśli miał rację to może istniała szansa, żeby jakoś to jeszcze naprawić. Powiedziałem jej połowę prawdy, ponieważ została jeszcze cała ta sytuacja z Lucy. Dobrze wiedziałem co Madison miała na myśli, kiedy o nas mówiła jednak nie mógłbym zrobić zdradzając ją nawet pomimo tego, że nasze małżeństwo było zakończone. Nie mógłbym spojrzeć na żadną inną kobietę wiedząc, że moje serce w pełni należało do niej teraz i na zawsze.
Kiedyś złożyliśmy sobie obietnicę, że nieważne co by się działo zawsze będziemy sobie mówić o swoich problemach, obawach czy uczuciach przy pierwszej nadarzającej się okazji uciekłam jak tchórz. A mogłem zwyczajnie po prostu usiąść z nią i wytłumaczyć jej wszystko.
Było tego dużo do przemyślenia, ale i do wyjaśniania jej wszystkich tych sytuacji. Nie mogłem pozwolić, żeby to tak się skończyło, tym bardziej że oczekiwaliśmy dziecka - naszego małego cudu, który dał mi kolejną szansę, aby porozumieć się ze swoją byłą żoną. Nie zmarnuję ani chwili i w końcu wszystko jej powiem tylko musiałem się zastanowić jak to zrobić.
Tym bardziej że sekret, który tak skrzętnie ukrywałem zmieni wszystko.
Nie tylko nas, ale i całą moją rodzinę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro