Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. To naprawdę koniec

Madison

Tuż po rozprawie zaczęłam załatwiać najpotrzebniejsze sprawy związane z pracą. Chociaż jedyne na co miałam ochotę to wejść pod koc i nie wychodzić spod niego przez najbliższy miesiąc nie mogłam sobie na to pozwolić. Zbyt wiele osób na mnie liczyło abym mogła ich tak po prostu zawieść. A ja byłam na to zbyt dobra, aby tak po prosto ich wszystkich zignorować.

To miało być moje ostatnie zlecenie, po którym miałam odejść tak jak planowaliśmy z Owenem więc tym bardziej nie miałam zamiaru z tego zrezygnować. Moi pracodawcy nie byli z tego względu zadowoleni jednak, kiedy wytłumaczyłam im powód zgodnie stwierdzili, że nie ma sensu przedłużać ze mną umowy.

W ciągu tych kilkunastu lat zarobiłam tyle że mogłam na spokojnie przestać pracować i do końca życia nie przejmować się za co żyć. Dobrze inwestowałam tym samym moje wynagrodzenie z miesiąca na miesiąc wzrastało co było zasługą Bena - starszego brata mojego męża a raczej już byłego męża. Był niesamowity i inwestował moje pieniądze świetnie się przy tym bawiąc a ja byłam niezmiernie zadowolona, że mogłam przy tym trochę zarobić.

Praktycznie do samego wieczora byłam na nogach i nie miałam ani chwili wytchnienia więc kiedy w końcu wyjeżdżałam na górę z walizką w rękach czułam dopadające mnie zmęczenie. Westchnęłam opierając się obok windy i jedyny o czym w tej chwili marzyłam to po prostu położyć się i zasnąć.

Drzwi otworzyły się z cichym łoskotem a z wnętrza mieszkania dotarły do mnie przyciszone głosy kilku osób. Moje szpilki stukały o podłogę więc nic dziwnego, że po chwili nastała cisza jakby rozmówcy nie chcieli abym usłyszała o czym rozmawiali.

W mieszkaniu oprócz Owena byli obecni jego bracia, którzy od razu spojrzeli w moim kierunku. Zacisnęłam mocniej dłoń na walizce starając się nie pokazać jak bardzo bolało mnie to, że musiałam opuścić to miejsce. Gdzie spędziłam najwspanialsze dni mojego życia, z mężczyzną którego kochałam ponad wszystko.

- Za pół godziny mnie nie będzie. - rzuciłam w kierunku swojego byłego męża i nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem weszłam do naszej sypialni.

Ułożyłam walizkę na łóżku i nie czekając ani chwili dłużej zaczęłam wynosić z garderoby najpotrzebniejsze rzeczy, te które coś dla mnie znaczyły. Pozostałe omijałam wiedząc, że są prezentami właśnie od niego i nie chciałam, aby mi przypominały o najlepszych latach mojego życia.

Nie udało mi się zmieścić wszystkiego, ale to nic. To były tylko rzeczy, które mogłam zastąpić innymi jednak na samą myśl, że miałabym stąd wyjść i już nigdy nie wrócić poczułam, jak coś przewracało mi się w żołądku. Zebrałam jeszcze moje ulubione kosmetyki, przybory toaletowe po czym zamknęłam z trudem walizkę. Zsunęłam ją powoli z łóżka wiedząc, że nie uda mi się jej unieść.

Zatrzymałam się z dłonią na klamce po raz ostatni omiatając wzrokiem całe pomieszczenie. Urządzałam nie tylko naszą sypialnię, ale i całe to mieszkanie tak abyśmy czuli się oboje w nim komfortowo. Wybrałam zasłony, poduszki, koce, pościel, dywany a nawet obrazy i to wszystko po to, abym musiała to teraz zostawić.

W końcu po wielu minutach udało mi się otworzyć drzwi by zamknąć je po chwili za sobą. Ciągnęłam walizkę w kierunku salonu, gdzie w dalszym ciągu znajdowała się trójka mężczyzn.

- Nie musisz tego robić. – powiedział Owen podnosząc się z miejsca. - Możesz na spokojnie tutaj mieszkać a ja się wyprowadzę.

- Już ci powiedziałam, że go nie chcę. - warknęłam jego stronę na co spojrzał na mnie oczami wielkimi jak spodki. Nigdy nie odezwałam się do niego w ten sposób więc nic w tym dziwnego, że teraz był zaskoczony moim zachowaniem, ale kto by nie był, gdyby dowiedział się, że miłość jego życia znalazła sobie kogoś innego.

Puściłam rączkę walizki, aby oddać mu ostatnią rzecz, która była dla mnie bezcenna. Ściągnęłam z palca serdecznego obrączkę wraz z pierścionkiem i odłożyłam go na stolik kawowy. Widziałam, jak spoglądał na nie kiedy zdejmowałam je z dłoni a potem odkładałam. Bolało go to, ale ja czułam się o wiele gorzej.

- Mogłaś je spokojnie sprzedać. - wydusił z trudem.

- Sam możesz to zrobić. - odparłam bezczelnie. - Sprzedaj wszystko co nie ma dla ciebie znaczenia. Już mnie to nie obchodzi. - pogarda zawarta w moich słowa po raz kolejny wprawiła go w zdumienie.

- Madison może usiądź na chwilę. - odezwał się po raz pierwszy Evan, drugi brat mojego męża wyciągając w moją stroną zachęcając dłoń. To on był tym bardziej wyluzowanym i wygadanym, tym który zawsze chciał wszystkich pogodzić. - Nie wiem co się pomiędzy wami wydarzyło jednak to nie może się tak skończyć. Jesteście parą idealną.

- Nie dla twojego brata. - spojrzałam na niego z bólem w oczach nie kryjąc tego co czułam. - To nie ja znalazłam sobie kogoś innego.

W dalszym ciągu bolało mnie, że on tak po prostu przekreślił całe nasze życie tylko dlatego że zakochał się w kimś innym. Powinnam była krzyczeć, wydzierać się czy nawet go uderzyć, ale po prostu nie miałam na to wszystko siły. Wszystko wykorzystałam na to, aby nie rozpaść się na jego oczach.

- O czym ty mówisz?! - wtrącił się Ben patrząc raz na mnie raz na swojego brata jakby faktycznie o niczym nie wiedział. Nie miałam pojęcia, ile i jak dużo powiedział mu Owen jednak najwyraźniej nie przyznał się do niczego.

- O tym, że twój brat znalazł sobie inną. - powiedziałam nie mając zamiaru go kryć.

- Owen o czym ona mówi! – krzyknął Evan patrząc na brata całkowicie zaskoczony.

- A czego nie zrozumiałeś w tym co ci powiedziała. - odparł niczego niewzruszony.

- Czy ciebie kompletnie porąbało! – wydarł się na co sama się wzdrygnęła. Dzisiaj chyba z każdego z nas wychodził istny demon, bo do tej pory nigdy się tak nie zachowywaliśmy. Ta sytuacja jak widać przerosła nie tylko mnie, ale także jego braci, którzy najwyraźniej nie wiedzieli, czy mają dalej trzymać jego stronę czy wyjść razem ze mną.

- Dajcie spokój, to już zakończony rozdział. - przerwałam im nie chcąc, aby w dalszym ciągu wydzierali się na swojego brata. To w końcu była rodzina a rodzina zawsze trzymała się razem.

Złapałam za rączkę walizki czując jak gula podchodzi mi do gardła i jeszcze chwila dzieliła mnie od tego, aby nie wybuchnąć płaczem. Owen spojrzał na mnie tak jakbym była dla niego obcą osobą i wtedy do mnie dotarło, że to naprawdę koniec. Nasze małżeństwo zostało zakończone szybko, ale i bardzo emocjonalnie dla mnie, ponieważ mojego byłego męża to nie obchodziło.

- Mam nadzieję, że znajdziesz szczęście, którego tak bardzo pragniesz. - powiedział do mnie.

- Już je znalazłam. - odparłam znacząco i wyciągnęłam z kieszeni złożoną kartkę, którą od dawna chciałam mu pokazać jednak, kiedy on dał mi papiery nie miałam takiego zamiaru. Nie mogłabym wyjść jednak nie mówiąc mu prawdy i tak po prostu go okłamywać. - Chciałam ci to dać tamtego dnia, kiedy wróciłam wcześniej z pracy jednak wtedy oznajmiłeś, że chcesz rozwodu.

- Co to jest? – zapytał, kiedy podsunęłam po blacie w jego stronę złożoną kartkę.

Złapałam za walizkę wiedząc, że po moich słowach rozpęta się piekło jednak dla mnie było już na to za późno. Nie byliśmy już małżeństwem więc to co sobie o mnie pomyśli to już jego sprawa. Spojrzałam na niego z powagą w oczach i oznajmiłam.

- Jestem w jedenastym tygodniu ciąży. – poczułam, jak łzy zbierały się w moich oczach więc jak najszybciej powiedziałam to co chciała, żeby wyjść. - Jak tylko dziecko się urodzi skontaktuje się z tobą i wtedy zdecydujesz czy będziesz chciał uczestniczyć w jego życiu. Nic, poza tym mnie nie obchodzi.

Widziałam, jak rozkładał kartkę i patrzył zaskoczony na zdjęcie USG które od kilku tygodni trzymałam przy sobie. Przeniósł powoli wzrok i przeniósł go na mój brzuch jakby mógł zobaczyć rosnące w nim dziecko. Nasze dziecko.

Bolało mnie to, bo chciałam abyśmy wychowali je razem jednak nie było nam to dane. Nie chciałam też, aby zostawał ze mną tylko ze względu na nie, więc nie powiedziała mu o nim wiedząc, że nie byłby ze mną szczęśliwy. Skoro spotkał w swoim życiu inną kobietę nie miałam zamiaru stawać mu na drodze.

Odwróciłam się do niego plecami i nie czekając dłużej podeszłam do czekającej na mnie windy i weszłam do niej. Obróciłam się tylko na chwilę, aby wcisnąć przycisk i wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Stał przy kanapie jakby nie wiedział, czy miał do mnie podbiec czy mnie zawołać jednak nie miał na to tyle czasu, bo wtedy drzwi windy zaczęły się zamykać.

Dopiero wtedy, kiedy straciłam go z oczu mogłam spokojnie oprzeć się o ścianę i pozwolić sobie na wypuszczenie drżącego oddechu. Moja dłoń bezwiednie powędrowała w kierunku brzucha w obronnym geście jakby chciała ochronić dziecko.

Nie planowaliśmy go jednak spadło to na mnie tak niespodziewanie. Bardzo się ucieszyłam, ponieważ było połączeniem nas obojga. A tak, poza tym chcieliśmy mieć kiedyś dzieci więc dla mnie było to jak kolejny krok w przypieczętowaniu naszego małżeństwa.

***

Godzinę później spotkałam się z Louisem w moim nowym domu. Stał tuż obok mnie spoglądając w kierunku wejścia z takim wyrazem twarzy, że zachciało mi się śmiać. Dokonałam tego zakupu pod wpływem chwili jednak dopiero teraz dotarło do mnie o czym ja w ogóle myślałam.

- Jesteś pewna, że chcesz tu zostać? - zapytał patrząc wystraszonym wzrokiem w kierunku budynku. – To rudera.

- Rudera. - przyznałam mu rację. - Ale moja własna.

- Miałaś różne pomysły, ale ten przebija wszystko. - pokręcił głową zdegustowany jednak sięgnął po walizkę stojącą przy moich nogach i powoli zaczął iść w kierunku budynku.

Położyłam dłonie na biodrach i rozkoszowałam się ciepłem dnia a także tym jaka cisza panowała wokół. Zamieszkanie w otoczeniu lasu było spełnieniem moich marzeń i chociaż dom nie przypominał nie wiadomo jakiej rezydencji pokochałam go od pierwszej chwili.

Pomimo tego, że dom już miał swoje lata i trzeba było włożyć w niego wiele pracy już nie mogłem się doczekać aż zacznę. Chciałam zrobić wszystko sama i ile będę mogła tyle zrobię a resztę zostawię fachowcom. Jednak sama świadomość tego, że zrobiłam wszystko, aby ten dom spełnił jedno z moich marzeń była niesamowita. Przyłożyłam dłoń do brzucha wiedząc, że już za kilka tygodni będę mogła zauważyć, jak rośnie w nim dziecko i chociaż moje życie w pewnym sensie się skończyło nie miałam zamiaru się poddać. Zasługiwałam na o wiele więcej.

- Przecież mówiłam ci, że kupię dom. - uśmiechnęłam się do niego i ruszyłam wprost do mojego wymarzonego domu.

- Ale myślałem, że będzie wyglądał o wiele lepiej. - otworzył drzwi które zaskrzypiały, ponieważ od wielu lat nikt tutaj nie mieszkał. - Chociaż wewnątrz wygląda normalnie. – westchnął.

- Właśnie dla takiego widoku go kupiłam. - rozejrzałam się wokół. - Jeszcze zobaczysz, że kiedy z nim skończę będzie wyglądał nieziemsko.

Byłam pełna zapału, aby krok po kroku zmieniać ten w dom w przytulny kącik. Na szczęście na widok pięknej drewnianej podłogi odetchnęłam z ulgą, bo wiedziałam, że nie została ona zniszczona przez lata samotności więc wystarczyło ją tylko delikatnie odnowić. Dzięki niej przestronny salon wyglądał wręcz bajkowo, zwłaszcza że po jednej stronie ciągnęły się okna od sufitu do podłogi, gdzie można było wyjść na taras. Gdy obróciłam się w prawą stronę od razu miałam widok na kuchnię a także ogromny stół jadalniany który postanowiłam także zostawić i odnowić.

A na piętrze znajdowały się cztery pokoje i dwie łazienki. Nie miałam pojęcia kto budował ten dom jednak sprawił mi nim niesamowitą radość.

- Jak poszło z Owenem? - zapytał chociaż miałam nadzieję, że tego nie zrobi, ale czego innego mogłam się spodziewać po swoim najlepszym przyjacielu. - Bo chyba mu powiedziałaś?

- Powiedziałam. - nie byłam osobą, która by go okłamywała.

- I jak to przyjął?

- Nie mam pojęcia. - ściągnęłam z ramion marynarkę czując się o wiele lepiej. - Zanim miał okazję coś powiedzieć uciekła.

- Zdajesz sobie sprawę, że on będzie chciał o tym porozmawiać.

- Ale to nie znaczy, że ja miałam ochotę. - spojrzałam na Luisa. – To on postanowił zakończyć nasze małżeństwo więc jeśli będzie chciał rozmawiać będzie musiał poczekać aż będę na to gotowa.

- Zawsze myślałem, że akurat wy będziecie ze sobą do końca. - uśmiechnął się nieznacznie, bo dobrze wiedział, ile ta miłość dla mnie znaczyła.

Louis był ze mną od samego początku jak zaczynałam swoją karierę i wspierał mnie najmocniej jak umiał. Takiego agenta chciałbym mieć dosłownie każdy a trafił się mnie. Ja też byłam przy nim, kiedy zaczął spotykać się z wieloma kobietami aż w końcu spotkał Beth. Potem jej się oświadczył, zamieszkali razem a na koniec wzięli ślub. Nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego jak z nią, a kiedy dwa lata po ich ślubie pojawił się ich syn wiedziałam, że rodzina była w komplecie.

- Ja myślałam tak o tobie i o Beth. - usiadłam z westchnieniem na kanapie która lata świetności mają już dawno za sobą. - I cieszę się, że w tym przypadku się nie pomyliłam.

- Jesteś pewna, że chcesz tutaj spać? - rozejrzał się po raz jakby szukał zagrożenia. – Wiesz, że może zostać u nas tyle ile trzeba.

- Wystarczy mi to co mam. - uśmiechnęłam się do niego, żeby w końcu przestał się tak denerwować. - Naprawdę sobie poradzę.

- Skoro tak chcesz. - spojrzał na mnie po raz ostatni. – Ale jakby co dzwoń o każdej porze a od razu przyjadę.

Louis w końcu wyszedł a ja mogłam na spokojnie rozejrzeć się po całym domu. Wiedziałam, że od jutra musiałam zacząć robić porządki, ale dzisiaj po prostu prześpię się na kanapie w salonie, bo wydawała się w o wiele lepszym stanie niż łóżko w sypialni.

Przede mną wiele pracy jednak miałam czas, aby robić to powoli. Jeszcze przez kilka miesięcy będę w stanie schylać się i chodzić normalnie a potem już tylko pozostanie mi czekać na moje dziecko. Z westchnieniem oparłam głowę na kanapie a dłoń przyłożyłam do brzucha gładząc go powolnymi, kolistymi ruchami.

Chociaż starałam się panować nad emocjami z moich oczu popłynęły łzy, ponieważ nie spodziewałam się, że moje życie może wywrócić się do góry nogami w tak krótkim czasie.

Byłam jednak silna i przetrwam nawet to.

Przecież rozpad małżeństwa to nie koniec świata prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro