19. Coś się stało Madison?
Owen
Chciałem zabrać gdzieś Lucy, a że znałem jedno wyjątkowe dla mnie miejsce od razu jej je pokazałem. Nie spodziewałem się, że tak bardzo będę chciał zobaczyć na jej twarzy uśmiech, który rozjaśniał mój dzień. Po tym co wydarzyło się z Madison tylko Lucy potrafiła utrzymać mnie na powierzchni i nie wiedziałem jakbym sobie bez niej poradził. Samo to, że mogłem widzieć ją codziennie w biurze sprawiało, że od razu czułem się lepiej. No i teraz byliśmy tutaj, gdzie pokazywałem jej najważniejsze dla mnie miejsce, w którym wydarzyło się tak wiele w moim życiu, ale i jeszcze więcej poczułem. Znała Madison, ale tylko raz a może dwa rozmawiały ze sobą jednak wiedziałem, że potrafiły się dogadać.
Szkoda, że wszystko tak się potoczyło, bo pomimo tego co się stało nadal nie mogłem zapomnieć o mojej byłej żonie co było głupim posunięciem. Roztrząsanie naszego małżeństwa nic mi nie da a jeszcze bardziej sprawi, że będę tkwił w czymś co już zostało zakończone.
- Dobrze się czujesz? – zapytała Lucy podpatrując na mnie zaniepokojona.
- Z tym miejscem wiąże się wiele wspomnień. - wyznałem sentymentem. - Czasami mam wrażenie jakby to wszystko było snem, z którego za chwilę się obudzę i dotrze do mnie, że wszystko jest jak dawniej.
- Może powinieneś powiedzieć jej prawdę, bo inaczej nigdy nie ruszysz do przodu.
- Nie. - pokręciłem głową. – Ona by tego nie zrozumiała.
- Owen. – Lucy położyła dłoń na mojej ściskając ją pokrzepiająco. - Powinniście sobie wszystko na spokojnie wyjaśnić, ponieważ to jak zakończyło się wasze małżeństwo jest dla mnie nie do pomyślenia. Mam wrażenie jakbym wchodziła pomiędzy was a nie chcę być tą osobą, przez którą się rozstaliście. - z każdym jej słowem czułem jakbym tracił ją coraz bardziej a to było ostatnie na co miałem ochotę. – Kocham cię, ale nie chcę wchodzić pomiędzy was więc jeśli będzie trzeba odejdę z twojego swojego życia.
- To nie chodzi o ciebie. - zapewniłem ją z pełną mocą, ponieważ nigdy nie była powodem mojego rozstania z Madison. – Jest wiele rzeczy, o których ci nie opowiedziałem jednak wolałbym zachować je dla siebie. Zapewniam cię jednak, że mój rozwód nie miał związku z tobą, ponieważ prędzej czy później i tak by się to stało.
Wiedziałem, że jeśli wyjawię prawdę Madison to ona nigdy nie pozwoliłaby mi odejść, ale z czasem zaczęłabym mnie nienawidzić. Ta tajemnica była dla mnie zbyt ważna dlatego postanowiłem, że nigdy jej nie wyjawię nieważne co by się działo. Teraz jednak miałem wrażenie, że wszystko zaczęło się rozpadać zanim dotarło do mnie, że chciałem rozwodu.
Może gdybym poczekał wszystko potoczyłoby się inaczej i wtedy nadal bylibyśmy razem. Może gdybym po prosto zebrał się w sobie i powiedział jej co tak naprawdę czułem. Mogłem tylko żałować podjętej przez siebie decyzji jednak dobrze wiedziałem, że w tamtej chwili to było jedyne słuszne wyjście.
Lucy już więcej nie poruszyła tematu mojej byłej żony za co byłem jej ogromnie wdzięczny, ponieważ przypominanie sobie wszystkich tych rzeczy, przy których się śmialiśmy wywoływały w moim ciele ból.
Wyszliśmy z kawiarni po zaledwie pół godzinie jednak poza kilkoma pierwszymi minutami ciężkiej rozmowy dalszy ciąg potoczył się o wiele lepiej. Rozmawialiśmy na zwyczajne tematy takie jakie chciałem usłyszeć, czyli jak jej szła nauka w szkole wieczorowej a nawet to jak szukała nowego mieszkania. Naprawdę chciałem jej pomóc w tym ostatnim jednak nawet nie chciała o tym słyszeć za co podziwiałem ją, ponieważ była niesamowicie samodzielna i rzadko kiedy prosiła mnie o pomoc. Dobrze wiedziała, że mogła to robić o każdej porze dnia i nocy, ponieważ nigdy bym jej nie odmówił.
Kompletnie nie spodziewałem się tego co stanie się, kiedy zaledwie kilka kroków ode mnie zobaczyłem znajomym postać. Mogłem się spodziewać, że prędzej czy później na siebie wpadniemy, ale nie w takim miejscu. Dopiero po chwili miałem ochotę strzelić sobie w twarz, ponieważ to było ulubione miejsce mojej żony a co za tym idzie także jej przyjaciela.
- Louis nie spodziewałem się ciebie tutaj. – wyszło trochę niezręcznie, bo przyprowadziłem Lucy w miejsce, gdzie i on przychodził z Madison. Rozejrzałem się niespokojnie szukając jej w tłumie, ale jego słowa sprawiły, że poczułem się jak kompletny kretyn.
- Madison już wyszła. – powiedział to w taki sposób, że od razu wiedziałem. Byłem głupcem sądząc, że unikniemy tego spotkania.
Wiedziałem, że powinienem porozmawiać ze swoją byłą żoną i wszystko jej na spokojnie wytłumaczyć a także opowiedzieć jej o Lucy, ale nie miałem odwagi. Louis przyjrzał się stojącej obok mnie kobiecie.
- Widzę, że wolisz młodsze. – wiedziałem, że zrobił to specjalnie, bo cały murem stał za Madison co w pewien sposób to bolało, że tak to postrzegał.
- Lucy to moja sekretarka. - powiedziałem jakby to wszystko wyjaśniało.
- I w dodatku mieszasz pracę życiem prywatnym. - na jego twarzy pojawił się grymas obrzydzenia. – Nie spodziewałem się tego po tobie, ale jak widać nigdy nie można być pewnym nawet kogoś takiego jak ty.
- Kim pan jest, żeby tak rozmawiać z Owenem?! – Lucy nie miała zamiaru się temu bezczynnie przysłuchiwać jednak w tej chwili wywołanie kłótni nie było niczym dobrym. Złapałem ją za ramię co od razu zrozumiała za znak, aby więcej się nie odzywać.
- Louis to przyjaciel jednocześnie agent Madison. – wyjaśniłem jej.
- I kiedyś twój przyjaciel. - wyrzucił mi to.
Dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, kiedy powiedziałem mojej żonie, że kogoś poznałem zniszczyłem wszystko. Miłość jaka się pomiędzy nami narodziła. Przyjaźń Louisa, która przez te wszystkie lata ewoluowała i mógłbym powiedzieć, że powierzyłbym mu wiele moich sekretów. Moich braci, którzy jak tylko dowiedzieli się prawdy zaczęli inaczej na mnie patrzeć. Jakby się mnie wstydzili.
Czułem jakbym tracił swoim życiu po kolei wszystkie osoby, które cokolwiek dla mnie znaczyły jednak sam byłem sobie winien. Podejmując taką a nie inną decyzję sprawiłem, że zniszczyłem wszystkie moje relacje. Poza moimi braćmi, ponieważ wiedziałem, że przez bardzo długi czas nie będą mogli mi wybaczyć tego co zrobiłem, ale z czasem im przejdzie.
- Wiem, że zniszczyłem naszą przyjaźń i nawet nie wiesz jak bardzo tego żałuję. - nie miałem zamiaru go okłamywać, bo czy tego chciał nadal uważałem go za swojego przyjaciela. Nawet teraz kiedy patrzył na mnie z nienawiścią i tylko moment dzielił go tego, aby nie uderzyć mnie prosto w twarz. Znając mnie pewnie by mu na to pozwolił.
- A żałujesz chociaż tego jak potraktowałeś swoją żonę? – zapytał. - Żałujesz tego, że ją zdradziłeś i zostawiłeś akurat wtedy, kiedy najbardziej cię potrzebowała?
- Dobrze wiesz, że tak. Przecież mnie znasz.
- Kiedyś tak myślałem, ale mój przyjaciel nigdy nie zostawiłby swojej ciężarnej żony dla kogoś innego.
- Dobrze wiesz, że nie miałem pojęcia o ciąży. - wysadziłem przez zaciśnięte zęby, ponieważ mówienie o tym było poniżej pasa.
- A gdybyś wiedział to zostałbyś z nią? Może byś i tak ją zostawił? – drążył.
Nawet nie musiałem długo zastanawiać się nad odpowiedzią, ponieważ wiedziałem jaka by była. Tak, nigdy nie zostawiłbym mojej żony, ponieważ gdyby powiedziała mi o dziecku wcześniej może nigdy by nie doszło do rozwodu.
Kiedy zauważył, że nie miałem zamiaru odpowiadać na jego pytanie tylko pokręcił głową. Nie wiedziałem czego ode mnie oczekiwał, ale zabrnąłem w tym wszystkim za daleko, żeby tak po prostu teraz się wycofać. Nawet jeśli bardzo to bolało, nawet jeśli tęskniłem za swoją byłą żoną wiedziałem, że nigdy nie uda mi się odwrócić tego co zrobiłem.
Louis zrobił zaledwie dwa kroki, kiedy rozdzwonił się jego telefon. Przez cały ten czas Lucy stała obok mnie i przysłuchiwała się naszej rozmowie jednak, kiedy odwróciłem się w jej stronę zauważyłem, że spogląda na mnie z tak współczującym wyrazem twarzy, że nie mogłem tego znieść. Znała mnie na wylot a także to jak trudno mi było przez pierwsze tygodnie po rozwodzie jednak nie poddawała się i krok po kroku wyciągała mnie z odmętów rozpacz. Jednak teraz nic nie mogła zrobić, aby cofnąć czas chociaż bardzo bym tego pragnął, ponieważ w tej chwili myślałem tylko o tym, aby móc trzymać swoją żonę w ramionach. Móc słyszeć jej śmiech i to jak raz za razem wyznawała mi, że mnie kocha.
- Słucham? – usłyszałem. – Ale jak w szpitalu? – zapytał nieznacznie zaniepokojony. Powinienem odwrócić się i odejść dobrze wiedząc, że czekała na mnie praca jednak z jakiegoś dziwnego powodu nie mogłem się poruszyć. Coś podpowiadało mi, że nie powinienem teraz ruszać się choćby na krok. – Ale co się stało? Nic jej nie jest? Coś z dzieckiem?
Jego ostatnie słowa sprawiły, że poczułem się jakby ktoś wylał mi kubeł zimnej wody na głowę. Pomimo że w pierwszych chwilach łudziłem się, że nie dotyczy to Madison teraz się w tym upewniłem a to tylko dlatego że żona Louisa nie była w ciąży. Na samą myśl, że coś mogło jej się stać miałem świadomość, że to moja wina, ponieważ po jego słowach wywnioskowałem, że wszystko widziała. A co najważniejsze to jak siedziałem przy jednym stoliku z Lucy.
- Coś się stało Madison? - zapytałem zanim skończył połączenie. Czułem jak coraz mocniejszy supeł zawiązywał mi się w gardle a wypowiedzenie każdego kolejnego słowa przychodziło mi z wielkim trudem.
- Tak, coś się stało Madison! – warknął w moją stronę a potem przeniósł wzrok na stojącą obok mnie kobietę. – Musiałeś zabierać ją akurat w to miejsce, żeby cię zobaczyła! To wszystko twoja wina! Gdyby was nie zobaczyła, nie wyszłaby w pośpiechu i teraz nie jechałaby do szpitala!
Nieważne jak bardzo starałem się zapanować nad emocjami nie mogłem wyżałować sobie tego co zrobiłem. Powinienem przewidzieć, że Madison może przyjść w to miejsce a ja jak głupi przyprowadziłem tu Lucy. Wtedy chciałem tylko pokazać jej wyjątkowe miejsce a sprawiłem, że stała się krzywda kobiecie, która tak wiele dla mnie znaczyła.
Cokolwiek się wydarzyło wiedziałem, że będzie mnie to prześladować do końca życia, ponieważ sam do tego doprowadziłem.
- Gdzie ją zabrali? - zapytałem wiedząc, że w tej chwili najważniejsza była Madison. Nic więcej się dla mnie nie liczyło nawet firma, która mogła w tej chwili zbankrutować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro