Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. To ja jej to zrobiłem

Owen

Wyglądała prześlicznie w tej zielonej sukience, która przywoływała tak wiele wspomnień. Mój wzrok bezwiednie podążył w kierunku jej brzucha i aż ścisnęło mnie w piersi, kiedy zauważyłem niewielkie wybrzuszenie. Moje dziecko, o którym tak bardzo chciałem zapomnieć a im bardziej się starałem tym coraz częściej krążyło w mojej głowie. Patrząc na tą sytuację z boku widziałem mężczyznę, który zostawił najwspanialszą kobietę jaką spotkał w całym swoim życiu dla innej. I to w dodatku z dzieckiem. Gdybym był postronnym obserwatorem wcale bym się nie dziwił, że kobieta nie chciałabym mieć z nim nic wspólnego.

- Wpuścisz mnie czy mam stać na dworze? - zapytała tak zimnym tonem, od którego zrobiło się słabo i tylko drzwi powstrzymywałem od tego, aby po prostu upaść na podłogę.

Nie spodziewałem się, że tak nagłe spotkanie z nią wywoła we mnie tak wiele emocji. Dzwoniłem i pisałem do niej wiadomości jednak na żadną nie odpowiedziała, ale wcale się jej nie dziwiłem. Po tym co zrobiłem miała pełne prawo się na mnie wściekać i mnie nienawidzić. Dopiero dzisiaj coś się zmieniło, bo wysyła mi krótkiego smsa, ale nie miałem odwagi na niego odpisać. Po prostu stwierdziłem, że poczekam aż się z nią spotkam i kiedy tylko usłyszałem dzwonek do drzwi popędziłem do niej jak głupi.

- Tak, wejdź – odchrząknąłem zdenerwowany i wpuściłem ją do środka.

- Gdzie Eli? – zapytała rozglądając się po wnętrzu domu.

- W swojej sypialni. Jeszcze się szykuję.

- W takim razie do niej pójdę.

Nie zaszczyciła mnie ani jednym spojrzeniem i po prostu ruszyła na górę. Wydawała się taka nieprzyjemna i nieprzystępna, ale przecież czemu się dziwiłem. To ja jej to zrobiłem. Sprawiłem, że nie mogła spojrzeć mi w oczy. Zraniłem ją i zniszczyłem nasze małżeństwo.

Kiedy zniknęła mi z oczu pojawił się mój brat z wielkim pakunkiem w rękach. Nie przejmując się tym, że nie był u siebie zahaczył nogą o drzwi i zamknął je z pełnym impetem na jakie tylko było go stać.

- Twoja żona wygląda prześlicznie prawda? - powiedział swobodnie. – A przepraszam. Była żona. - wiedziałem, że chciał mnie zranić i w pełni mu się to udawało. Zacisnąłem jednak mocno zęby nie chcąc powiedzieć czegoś co jeszcze bardziej poróżniłoby mnie z moim bratem. Już i tak atmosfera była napięta.

Zaciskając dłonie w pięści postanowiłem, że nic nie pomoże mi przetrwać tego wieczoru jak alkohol. Otworzyłem barek w którym Ben przetrzymywał najlepsze trunki i od razu zacząłem sobie nalewać najlepszą wódkę jaką miał swoim asortymencie. Wychyliłem kieliszek i w ostatniej chwili udało mi się nie zakrztusić. Rzadko kiedy piłem więc nie spodziewałem się tego, że alkohol tak bardzo podrażni mi przełyk.

- Jak już nalewasz to może zrobić drinka i mnie. – stwierdził Evan zatrzymując się obok.

- Sam sobie zrób.

- Wiesz, że nigdy nie chciałem zranić cię specjalnie, ale to co zrobiłeś... koniec końców należało ci się i dobrze o tym wiesz.

- Wiem, ale nie musisz mi cały czas wypominać, że nie jesteśmy małżeństwem. – nie odrywałem wzroku do pięknych butelek i w końcu zacząłem przygotowywać mu ten cholerny trunek.

- Bo to dziwne. – wyburczał. – Zawsze zakładałem, że zostaniecie ze sobą do śmierci.

Ja też tak myślałem jednak życie wszystko zweryfikowało.

Nie zawsze mamy wpływ na to co się wydarzy w przyszłości.

Madison

Wpadłam do sypialni Eli jakby się ze mną paliło i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Oddychałam szybko i nierówno, ale to wina tego, że wbiegłam po schodach w momencie, kiedy mój były mąż nie mógł mnie już widzieć. Ze wszelkich sił starałam się nie pokazać jak jego widok na mnie podziałał. Przywoływał wszystkie dobre wspomnienia jakie mieliśmy, ale naprzód wysuwała się to jedno w którym dawał mi papiery rozwodowe.

Zaważyłam Eli, kiedy wychodziła ze swojej garderoby zapinając bransoletkę na nadgarstku i zatrzymała się w miejscu, kiedy tylko mnie zauważyła co było dziwne, bo powinna usłyszeć mnie wcześniej. Ten trzask drzwi i w ogóle.

- Madison co się stało? - jej mina złagodniała, kiedy dotarło do niej, że to tylko ja.

- Ukrywam się. – wymamrotałam.

Zachowywałam się jak jakoś małolata, która uciekała przed problemami, ale nie miałam odwagi z nim porozmawiać. Musiałam ochłonąć a do tego potrzebowałam czasu a także ogromnej rady od Eli.

- Aha. – usiadła spokojnie na łóżku nie przejmując się tym co powiedziałam. Zaczęła zakładać szpilki przyglądając mi się z niewielkiemu śmiechem. - Czyli spotkanie z byłym mężem się udało.

- Ani trochę się nie udało. – prychnęłam podchodząc do łóżka i siadając obok niej. - Zamieniłam z nim dosłownie dwa zdania a potem stwierdziłam, że najlepszym wyjściem z sytuacji będzie poszukanie ciebie.

- Czyli uciekłaś.

- Oddaliłam niczym dama a to różnica. – sprostowałam po czym zaczęłam jej się przyglądać.

Pomimo swoich trzydziestu siedmiu lat Eli mogłaby uchodzić za dwudziestolatkę. Miała piękną ciemną karnację jednak po tylu latach afro postanowiła coś zmienić i tym razem miała wyprostowane włosy które jak tylko dotknęłam miałam wrażenie jakbym trzymała suchą trawę. No ale co się dziwić, jeśli temperatura w jakiej te włosy były prostowane w momencie moje by popaliły.

- Pięknie wyglądasz. - dzięki pilatesowi wyglądała niesamowicie w zwiewnej kremowej sukience podkreślającej jej krągłości. Eli to taki dokładny przykład tego, że można być eleganckim zbytnio się nie starając.

- To ja powinnam to powiedzieć. - spojrzała na mój brzuch. – Ben mówi, że szalejesz.

- Lekko mówiąc. - skrzywiłam się.

- Z czasem ci przejdzie. – poklepała mnie po kolanie. – A więc Owen... - zaczęła temat.

Eli miała to do siebie, że nie owijała w bawełnę i otwarcie pytała o to co ją martwiło. Tym bardziej jeśli dotyczyło to członków rodziny, ponieważ nie mogła znieść tego, że ktoś z nas był nieszczęśliwy. Na wieść o naszym rozwodzie sama była w szoku i chyba do tej pory jeszcze do siebie nie doszła, bo kompletnie nie wiedziała o co w tym wszystkim chodziło.

Czyli wiedziałyśmy dokładnie tyle samo. Eli nie była wścibska a po prostu chciała dowiedzieć, jak się czułam jednak ja w tej chwili miałam kompletny mętlik w głowie. A myślałam, że przygotowałem się do tego spotkania. Chyba nikt by nie był na to wszystko przygotowany zwłaszcza po tak szybkim i niespodziewanym rozwodzie.

- Nie rozmawiałam z nim jeszcze. – wygładziłam sukienkę w miejscu, gdzie zaczęła się marszczyć i spojrzałem w kierunku Eli. – Ben twierdzi, że jesteśmy w stanie się zachować w swoim towarzystwie jednak nie jestem tego taka pewna. Jestem na niego tak wściekła, że miałam ochotę go uderzyć.

- Wiesz, że zawsze stanę za tobą murem. - złapałam mnie za dłoń i mocno ścisnęła. - Możecie nie być już małżeństwem jednak dla mnie nadal jesteś rodziną i nieważne co by się działo zawsze możesz na mnie liczyć. - uśmiechnęła się nieznacznie. - Nie będę miała nic przeciwko jeśli zrobisz mi ten prezent jest strzelisz go prosto w pysk.

- Wolę to zachować na inny dzień. - roześmiałam się. – A teraz skończmy rozmawiać o mnie a porozmawiajmy o tobie. To już szesnaście lat.

- Nie mogę w to uwierzyć, że minęło już tyle lat. - uwielbienie na jej twarzy pokazało mi, że pomimo upływu czasu nadal kochała swojego męża jak na początku. W pewien sposób czułam ból, bo nigdy tego nie doświadczyłam jednak byłam szczęśliwa z jej powodu i tylko na tym powinnam się skupić. – Ben i ja się zmieniliśmy, bardziej dojrzeliśmy, poznaliśmy siebie a nawet pokochaliśmy swoje wady. Kiedy go poznałam myślałam, że to będzie tylko przelotna znajomość jednak, kiedy widziałam jak bardzo się starał przekonać moich rodziców, że jest dobrym człowiekiem i zapewni mi wszystko pokochałam go jeszcze bardziej. Wszystko co zrobiliśmy i czego dokonaliśmy zawdzięczamy sobie nawzajem. Jestem pewna, że gdyby nie było go w moim życiu nigdy nie doszłabym do tego co mam. - mówiła to w tak piękny sposób, że po prostu czuło się w powietrzu tą miłość.

- Cieszę się twoim szczęściem. - powiedziałam a wtedy spojrzała na mnie w tak dziwny sposób. Nie chciałam, żeby w tym dniu smuciła się z mojego powodu. - Naprawdę jestem szczęśliwa więc i ty ciesz się tą chwilą. - zapewniłam ją.

Z dołu zaczęły dobiegać coraz głośniejsze rozmowy i wiedziałam, że trzeba w końcu zejść do reszty. Podniosłam się więc łóżka, wyciągnęła dłonią w stronę Eli, która w dalszym ciągu zastanawiała się czy mówiłam szczerze.

- No chodź. - ponagliłam ją.

- Jeśli będziesz miała z czymś problem albo po prostu chciała pogadać zadzwonisz prawda?

- Tak. – zapewniłam i mówiłam szczerze.

Eli była zdolna nawet do tego, że wydusiłaby ze swojego męża mój adres i przyjechała. Była moją ulubioną bratową i w sumie jedyną jednak bardziej traktowałam ja jak siostrę, której nigdy nie miałam.

- To dobrze, bo gdyby przyszło ci na myśl odsunąć się od nas koczowałabym pod twoim domem, ile tylko trzeba. - ostrzegła mnie, ale tego to zdążyłam się sama domyśleć.

- W takim razie postawię przed domem budę dla psa żebyś miała gdzie spać. – zażartowałam.

- Ale chociaż taką większą żebym mogła się w niej normalnie rozłożyć. – parsknęła śmiechem.

Wiedziałam, że jeśli zejdę na dół będę miała jej pełne wsparcie jednak z byłym mężem musiałam poradzić sobie sama. Zdawałam sobie sprawę, że Ben zrobił to specjalnie zapraszając mnie na rocznicową kolację dobrze wiedząc, że unikałam jego brata i nawet nie chciałam z nim rozmawiać. To nie był dobry pomysł, aby nasze spotkanie odbyło się w ich domu zwłaszcza podczas tak uroczystej okazji. Powinnam odmówić i nie przyjść, ale nie mogłam tego zrobić. Zwłaszcza patrząc na Eli, z którą nie miałam kontaktu od kilku tygodni a ona traktowała mnie tak jakby nic nigdy się nie stało. Nie chciałam ich zawieść dlatego nie wywołam żadnej kłótni, sprzeczki ani nie powiem nic co mogłoby sprawić, że atmosfera zrobi się napięta. To była sprawa między mną a Owenem i musieliśmy to rozstrzygnąć w innych miejscu i czasie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro