Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. To, kiedy dokładnie jest ta kolacja?

Madison

Siedzieli obok siebie na kanapie i wydawali się niezwykle z siebie zadowoleni zwłaszcza wtedy, kiedy podałam im kawy. Zajęłam fotel obok zastanawiając się co miała na celu ta cała dziwna akcja.

- Jak się czujesz? – zapytał Evan zanim miałam okazję się odezwać. - Potrzebujesz może pomocy? Dziecko dobrze się rozwija? Odżywiasz się dobrze? Nie nudzi ci się tu samej? Może potrzebujesz...

- Evan przestań. - przerwałam mu zanim na dobre się rozkręcił. - Dobrze się czuję. Nie potrzebuje pomocy. Dziecko dobrze się rozwija. Mam specjalną dietę, więc jem wszystko tak jak powinnam. Nie, nie nudzi mi się tu samej.

- A może...

- Jeśli jeszcze raz zadasz jakieś durne pytanie to zaraz cię stąd wywalę. – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. - Lepiej powiedz, dlaczego i ty się pojawiłeś?

- Bo gdyby jaśnie pani odbierała telefon to może by mnie tu nie było. - przekrzywił nieznacznie głowy wpatrując się we mnie. - A może i tak bym się pojawił, kto to wie. - stwierdził odchylając się na oparcie kanapy.

- Potrzebowałam czasu, aby sobie to wszystko poukładać.

- Ale mogłaś to robić przy nas. - wyburczał jak naburmuszone dziecko.

- Mówisz dokładnie jak Ben.

- Bo oboje się o ciebie troszczymy. - zrobił to z takim wyrzutem, że poczułam się niepewnie.

- Dobrze już dobrze. - wyciągnęłam przed siebie dłoń, aby przestali mówić. – Wiem, że zawaliłam i dobrze o tym wiem. Jeśli tylko chcecie możecie tu wpadać o każdej porze dnia i nocy. Chociaż z tą nocą to nie przesadzajcie, bo lubię sobie pospać. – ostrzegłam ich.

Mój system dnia całkowicie uległ zmianie, ponieważ do tej pory wstawałam o godzinie piątej rano, robiłam szybkie śniadanie wspólnie z Owenem a potem leciałam do pracy. A teraz? A teraz to mogłam sobie spać nawet do jedenastej, bo nie mogłam się dobudzić albo budziłam się przed szóstą i starałam się dobiegnąć do łazienki, żeby nie zwymiotować na nowy dywan. Tak więc momentami było nawet ciekawie.

- Evan idź nam zamówić jedzenie a ja omówię z Madison jej sprawy biznesowe. – Ben klepnął w brata w ramię na co ten od razu poleciał jakby się za nim paliło. Nic w tym dziwnego, ponieważ mój szwagier miał to do siebie, że pochłaniał taką wielką ilość jedzenia, że dziwiłam się, że był tak wysportowany. Ale z drugiej strony, skoro spędzał na siłowni kilka godzin dziennie to nic w tym dziwnego, że potrzebował takiego zapasu energii.

- Jestem na diecie.

- Jesteś w ciąży. - przypomniał mi.

- I właśnie dlatego prowadzi mnie dietetyk, żeby zapewnić dziecku wszystko to co potrzebne. - spojrzałam na niego przeciągle. - Przez wiele lat byłam nauczona tego, aby jeść zdrowo i mniej tak aby nie przytyć ani nie schudnąć jednak teraz muszę się nauczyć od nowa jak to jeść warzywa, owoce czy tłuste potrawy.

- Na pewno wszystko u ciebie w porządku? - zapytał zaniepokojony.

- Tak. - posłała mu nieznaczny uśmiech. - Po prostu pierwszy raz jestem w ciąży i chciałabym zrobić wszystko jak należy. Chcę, żeby dziecko było zdrowe, dlatego wymyśliłam sobie tą dietę. Nawet mam specjalnego trenera, który dobrał pode mnie niektóre ćwiczenia. No i może mam swojego prywatnego lekarza, do którego wydzwaniam za każdym razem jak coś mnie zaboli. - może trochę przesadzałam jednak byłam w tym kompletnie zielona i niedoświadczona więc to normalne, że robiłam wszystko co wydawało mi się słuszne.

- Może zadzwoń do Eli, bo przecież mamy dwójkę dzieci więc jest w tym trochę doświadczona. Jeśli masz jakieś pytania po prostu ją zapytaj a na pewno ci na nie odpowie. - zapewnił mnie.

- Jedzenie zamówione. - oświadczył zadowolony z siebie Evan. - Powinno być tutaj w ciągu godziny a może trochę dłużej. - klasnął w dłonie. – Więc co będziemy robić?


***

No i po mojej diecie nici. Objadłam się tak jak nigdy jedzeniem z włoskiej restauracji, ale co ja mogłam poradzić, kiedy tak wszystko pięknie pachniało i jeszcze lepiej smakowało. Wepchałam się na kanapę pomiędzy Evana i Bena układając nogi na stoliku kawowym.

- A miałaś być na diecie. - zaśmiał się Ben.

- Jestem w ciąży to mi wolno. – wyburczałam. - Od jutra znowu będę się zdrowo odżywiać. - oświadczyłam niezwykle z siebie zadowolona.

W telewizorze leciał kolejny odcinek Bridgertonów ku niezadowolenie obu mężczyzn, ale nie razu nie chwycili pilota, aby go wyłączyć. No może dlatego że spojrzałam na nich w taki sposób, że od razu dotarło do nich, że nie był to zbyt dobry pomysł.

- Nie przyjechałem tylko po to żebyś podpisała dokumenty. Miałem do ciebie jeszcze jedną sprawę... – zaczął Ben tak niepewnie, że nie odrywałam od niego wzroku.

Odstawiłam pusty talerz na stolik i ponownie skupiła na nim całą uwagę. Jego mina była tak poważna, że przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, czy stało się coś więcej niż chciałbym mi powiedzieć.

- No mów w końcu. - ponagliłam go.

- Niedługo będziemy obchodzić z Eli szesnastą rocznicę ślubu i chcieliśmy zorganizować kolację dla najbliższych. - nie spuszczał ze mnie wzroku. - Chciałabym żebyś przyszła.

Już otworzyłam usta, żeby się zgodzić, kiedy dotarło do mnie, że będzie tam także Owen więc nie wiedziałam, czy chciałam się z nim spotkać po raz pierwszy od dawna podczas tak ważnej imprezy. Powinno to się odbyć zupełnie inaczej, tym bardziej że miałam z nim porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnić. Zaczęłam się zastanawiać czy to nawet nie będzie dobry pomysł i można by mnie uznać za bezduszną, bo wtedy może mój były mąż przyjąłby to o wiele spokojniej. Nie, nie mogłam potraktować w ten sposób rocznicowego przyjęcia Eli i Bena.

- W ten sposób spotkasz się z moim bratem a to sprawi będziecie musieli się jakoś zachować w towarzystwie. - szturchnął mnie żartobliwie w ramię. - Bo przecież nie dopuścicie do tego, aby zniszczyć moją rocznicę ślubu prawda?

- Skąd wiesz o czym myślałam?

- Masz to wypisane na twarzy. - stwierdził jakby to wszystko wyjaśniało.

- Przyjdę. – odparłam.

Nie mogłam odpuścić tak ważnego dla nich dnia, ponieważ byli dla mnie rodziną przez te wszystkie lata więc nie miałam zamiaru tego zmieniać. Eli to cudowna osoba, którą jak pierwszy raz spotkałam zachwyciła mnie swoim sposobem bycia i tym jak się do mnie odnosiła. Byłam pierwszą białą osobą jaka weszła do ich rodziny jednak nie dała mi ona odczuć, że w jakiś sposób byłam od nich inna.

Do dziś pamiętałam dzień, kiedy weszłam do ich domu i w momencie wmurowało mnie w podłogę, ponieważ do tej pory nie widziałam osoby, której afro tak bardzo by pasowało w połączeniu z jej pięknymi brązowymi oczami. Widząc moją minę zaśmiała się i zapytała, czy mogłaby robić za modelkę na co odparłam, że z całą pewnością tak. Od tamtej pory byłyśmy jak papużki nierozłączki z tą różnicą, że to ona uczyła mnie jak to było być w związku zwłaszcza z kimś należącym do rodziny Blacksmith.

Czasami też śmiała się z ich nazwiska, ponieważ to brzmiało ironicznie. Czarnoskóra rodzina, której nazwisko zaczyna się na "black" często wywoływało uśmiech na jej twarzy i czym często rzucała mężowi prosto w twarz.

- Cieszę się. - jego zadowolona mina utwierdziła mnie w tym, że podjęłam dobrą decyzję. Potem będę przejmować się spotkaniem z byłym mężem. Zdawałam sobie sprawę, że może być niezręcznie, zwłaszcza że uparcie unikałam kontaktu z nim, kiedy on tak bardzo o niego zabiegał.

- To, kiedy dokładnie jest ta kolacja? – dopytałam.

- W sobotę.

- Ale to jutro! – krzyknęłam.

- Właśnie dlatego tak nalegałem na spotkanie chcąc cię poinformować w ostatniej chwili żebyś nie miała czasu za dużo o tym myśleć.

Oparłam się z westchnieniem o kanapę czując się przytłoczona całą sytuację. Nie spodziewałam się, że tak szybko będę musiała spotkać się ze swoim mężem to znaczy ze swoim byłym mężem. Tak dziwnie była mi o tym myśleć.

Spojrzałam na moją lewą dłoń tak pustą i tak niepodobną jakby nie należała do mnie. Nie mogłam się przyzwyczaić do tego, że nie miałam na niej już pierścionka zaręczynowego ani obrączki, ponieważ ściąganie jej nawet podczas wybiegu sprawiało, że czułam jakby coś ściskało mnie w środku.

Powinnam się do tego przyzwyczaić jednak to nie było takie łatwe jak mi się z początku wydawało. Minęło trochę czasu, więc powinnam się z tym pogodzić.

- To nie było wobec mnie w porządku, ale i tak się pojawię. - pokiwałam głową pewna swojej decyzji.

- Przyjadę po ciebie. – zaproponował Evan.

- Mogę sama przyjechać.

- Nosisz w sobie mojego bratanka lub bratanicę więc nie chcę żebyś jechała tak długo samochodem. – złapał mnie za dłoń. – Jeśli chcesz kupię ci jakiś kolorowy napój i przekąski, żeby ci się nie nudziło. Mogę cię też zabawić miłą rozmowę. – kusił.

Pokiwałam głową zgadzając się, bo pewnie i tak by przyjechał nieważne od tego czy bym tego chciała czy nie. W sumie to dobrze, że nie będę musiała sama prowadzić, zwłaszcza że tak długa droga byłaby dla mnie uciążliwa nie dlatego że byłam w ciąży a dlatego że nie byłam przyzwyczajona do tak długiej jazdy i w dodatku tak częstej. Przeważnie albo ktoś po mnie przyjeżdżał albo po prostu wzywałam dla siebie taksówkę.

- Chyba się skuszę na ten kolorowy soczek. – stwierdziłam opierając głowę o jego ramię. – Ale ostrzegam cię nie zabieraj ze sobą swojego brata, bo coś ci wyrwę. Jestem w ciąży i hormony mi buzują więc od razu mnie uniewinnią. - ostrzegłam go.

- Nawet bym nie śmiał robić coś wbrew twojej woli. - pomimo tego, że starał się panować nad swoim głosem i tak wychwyciłam w nim, że przez chwilę jakby się załamał. Najwyraźniej moje słowa dały mu do myślenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro