Wybaczenie
***Julia***
Co mówią mi ludzie po zobaczeniu moich tatuaży? Zależy. Ci młodsi, czyli na przykład znajomi, mówią, że są piękne (potwierdzając, nomen omen, to, co sama o nich myślę) i proszą o namiar na tatuatora, który mi te cuda wykonał. Zgoła inaczej jest, jeśli dostrzegają to osoby starsze. Ciocie, które widzę od wielkiego dzwonu na jakimś weselu, pogrzebie, czy innej tego typu okazji, rzucają tekstem w stylu: ,,Taka dama, a wygląda jak brudnopis". Były patron po moim pierwszym tatuaży, tym na nodze, stwierdził z zawodem: ,,A więc jednak to zrobiłaś...".
No właśnie. Dlaczego zaczęłam- wiernie powtarzając za tatą- kłuć się dla przyjemności? Pomijając to, że tatuaże są dla mnie pięknym sposobem na wyrażanie siebie, chciałam się przez nie zacząć wyróżniać. Uniknąć dzięki temu wrzucenia mnie do jednego wora z każdym innym sędzią. Cóż, może wyjdę na naiwną idealistkę, ale dzięki dziarkom chciałabym ,,odkurzyć " ten zawód. Pokazać, że sędzia nie jest tylko pomnikiem zdolnym wyłącznie do wydawania wyroków.
Nie wszystkim się to podoba, ale jakoś niespecjalnie mnie to interesuje. To nie rosół, żeby każdemu pasowało. Wyszłam z założenia, że to moje ciało i to do mnie należy decydowanie o tym, jak będzie wyglądać. Jasne, słyszałam, że wyglądam, jakbym właśnie wypełzła z Alcatraz. Ale nie jestem odpowiedzialna za myśli innych ludzi.
Wystarczy, że przez pół życia myślałam, że jest inaczej. Godziłam się na rzeczy, których robić wcale nie chciałam, w imię jakiejś chorej zasady głoszącej, że jeśli nie będę się na wszystko zgadzać, były mnie zostawi.
Po rozstaniu z nim wyszłam strasznie niepewna siebie i tego, co teraz ze mną będzie, o ile będzie jeszcze cokolwiek. Tak naprawdę Wiktoria mnie wtedy uratowała. Gdyby nie fakt, że byłam w ciąży, być może rozważyłabym rzucenie się z okna. A dokładniej z czwartego piętra, na którym w tamtym czasie mieszkałam. Sama zastanawiałam się, ile jeszcze zniosę.
Cóż, jestem gotowa podnieść tezę, że żaden okres w życiu tak mnie nie przeciągnął. Nawet, kiedy orzekam w procesach bardzo medialnych, nie czuję się aż tak zmęczona psychicznie i fizycznie, jak byłam wówczas.
***
- Mam dla ciebie zadanie bojowe, mój młody padawanie - mówię, odwiedzając partnera (tak, niedawno w ten sposób zaczęłam nazywać Krychę) w kancelarii.
-Zamieniam się w sluch.
- Pomagasz mi ze zrobieniem kolacji. Przyjeżdża do mnie możny pomorski z Izabelą Kastylijską.
- Kto?
- No jak: kto? Mój brat!
- Jest chory i chce się z tobą pogodzić, zanim zejdzie?
- Nie. Ja go zaprosiłam.
- Ty umierasz?
- Nie. Chcę rodzicom i jemu przedstawić chłopaka - wyjaśniam z przekąsem. - A że jego syn za parę miesięcy wchodzi w pełnoletność, chcę go ad personam zapytać, co chciałby dostać.
- Powiedz, co między wami jest?
- A co ma być? Alek to mój brat.
- A mimo to oboje się wzajemnie rzucacie błotem.
- Ja w niego niczym nie rzucam. On sam sobie to robi.
Cóż, mimo wszystko muszę po części przyznać Parysowi rację. Relacje moje i Aleksandra od kilku lat przypominają krajobraz po Blitzkriegu. Zaminowany teren, na którym strach postawić krok w obawie przed wybuchem. Kiedyś było inaczej. Można było odnieść wrażenie, że jestem jego królewną. Teraz jestem raczej koszmarem. Jego największą zmorą i przekleństwem, o którym wspomina wyłącznie wtedy, kiedy faktycznie musi.
Moje rozmyślania przerywa wchodzący do gabinetu przełożony Krystiana. Adwokat Krzysztof Bałucki jest znany ze swojego dość oryginalnego stylu bycia i mocno niewyparzonego języka.
- Sędzia Maszewska - uśmiecha się na mój widok, dobitnie podkreślając mój tytuł zawodowy.
- Mecenas Bałucki - odwzajemniam gest.
- Wyjaśnij mi jedną rzecz- prosi. - Wolisz, gdy mówi się o tobie ,,osoba niepełnosprawna" czy ,,osoba z niepełnosprawnością"?
- Panie mecenasie- zakładam jedną nogę na drugą. - Najbardziej lubię, kiedy mówi się do mnie Julia.
***
- Poznajcie Krystiana- ledwo jestem w stanie stłumić cisnący się na usta śmiech po zobaczeniu czystego zaskoczenia na twarzach rodziny.
- Mamo, ona się chyba zjarała - wyrywa się Olkowi.- Sprawdźcie jej oczy.
- Sam sobie sprawdzaj oczy.
- Ile to trwa?- pyta zamiast tego tata.
- Tatuś, ja siedziałam z matematyki. Pytaj Krystiana.
- Jakieś cztery miesiące. Może trochę więcej.
Ojciec przez chwilę nic nie mówi. Zamiast tego podchodzi do nas, chwilę obserwuje, po czym mówi:
- Dbaj o nią.
Przez moment nie do końca wiem, jak się zachować.
- Dobra, to skoro tę formalną część mamy już za sobą, to zapytam. Kochany bratanku, jakiego prezentu sobie ode mnie życzysz?
- No właśnie... sprawa jest taka, ciociu, że...
- No co byś chciał?-indaguję.
- Tatuaż.... - mówi młody słabo, a Alek i Iza wyglądają, jakby zaraz mieli wybuchnąć niczym bomby zrzucone na Hiroszimę i Nagasaki.
- Kolejny masochista....- słyszę ciche westchnienie taty.
- Chryste, synu...- tym razem mój brat brzmi, jakby był bliski płaczu.
- No co?! - denerwuje się. - Przecież od osiemnastki będę miał wszystkie możliwe prawa, jakie są w tym kraju i nikt...
- Nie baw się w prawnika. Jeden już tej rodzinie wystarczy. I nie, nie będziesz mógł. Dopóki mieszkasz w moim domu...
- Dom jest też mamy.
- Karol...- przerywam tę dyskusję, wykorzystując chwilowe zawahanie Alka. - Przemyślałeś to, czy chcesz, bo jakiś kolega sobie zrobił i po prostu ci się podoba?
Brat unosi ostrzegawczo dłoń, chcąc chyba przekazać mi coś w rodzaju: ,,Chwila, jeszcze z nim nie skończyłem".
- Ta decyzja jest w pełni przemyślana, ciociu.
- Wiesz, że to boli, nie?
- Teoretycznie. Skoro ty masz tyle, a kobiety są ponoć mniej wytrzymałe na ból, to chyba nie jest aż tak źle.
- Ale powiało seksizmem, młody - śmieję się. - To już nie będzie jak z dziarką z gumy Turbo, która zmywała się po dwóch dniach. To także wiesz?
- Julia, on nie ma pojęcia, czym jest guma Turbo.
- W każdym razie wiesz, co mam na myśli, prawda?
- Tak.
- Więc?
- Jeśli chciała mnie ciocia zniechęcić, to nie wyszło.
- No dobra. Da się załatwić. Co byś chciał? Na początku proponuję coś małego. Najlepiej żadnych sentencji, tylko jakiś wzorek, na przykład na ramieniu. Tam praktycznie nie boli i da się w miarę łatwo zakryć.
***
- Powiem ci coś, Alek - oświadczam bratu, zamykając się z nim w gabinecie.- Może ci się to nie spodobać, jak wiele rzeczy, które ci powiedziałam, ale...kocham cię. I przepraszam za swoje zachowanie.
- Które konkretnie?
- Każde, którym ci podpadłam.
- Było tego trochę.
- Wiem. I dlatego przepraszam. Czasem miałam ochotę urwać ci ten zakuty łeb, ale że wyglądam przy tobie jak krasnal, mogłabym nie dosięgnąć.
- Dobra, nie produkuj się, krasnalu - macha ręką, zaraz mnie przytulając. Po chwili czuję, że stopy mam oderwane od ziemi.
- Postaw mnie!
- Co tam piszczysz?
- Żebyś mnie postawił!
- Pozwólcie Karolowi na ten tatuaż - przekonuję, biorąc oddech. - Prawda jest taka, że będzie pełnoletni, więc jeśli będzie chciał... i tak go nie zatrzymacie. Zresztą, on jest dokładnie jak ty. Wyrzucą go drzwiami, wejdzie oknem. Jak to nie zadziała, przebije się sufitem.
- To raczej twoja domena, sędzino.
- Ty to chyba dawno wciry nie dostałeś, hm?
- Proszę, nie bij!
- Tak, czy inaczej, zabrałabym go tam, gdzie ja robię swoje tatuaże. Sprawdzona ekipa. Krzywda się mu nie stanie. Karol zrobi pierwszy, ja zastanowię się nad czwartym...
- Mało ci?
- Luzuj, na razie się zastanawiam. Ostatnie słowo jeszcze nie padło. Ale ufasz mi, że będzie bezpieczny?
- Powiedzmy.
Hej!
Tadam, Julia pogodziła się z bratem!
Kto cieszy się ze mną?
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba<3
Do następnego!
P.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro