[ genialni porywacze ]
Wyszłam z przyjemnie ochładzanego klimatyzacją sklepu i uderzyło we mnie gorące czerwcowe powietrze.
Zdjęłam papierek od loda i wyrzuciłam go do najbliższego śmietnika. Zaczęłam iść w kierunku domu i powoli jeść mojego ulubionego rożka o smaku karmelu.
Kiedy byłam prawie pod domem poczułam czyjeś barczyste ręce łapiące mnie w pasie i zasłaniające mi usta. Próbowałam się wyrwać z uścisku jednak to nic nie dało.
Ktoś zaciągnął mnie w boczną uliczkę.
- Mamy ją. Luke będzie bardzo zadowolony - usłyszałam męski głos.
- Jeśli to chodziło na pewno o nią. Oby to nie była powtórka z rozrywki tak jak z ostatnią dziewczynką. Luke nas zabije wtedy chyba - odezwał się drugi.
- Na pewno o nią chodziło
- Dobra, Chris przenoś nas
Przenoś? Wsadzą mnie do auta? Gdzieś porwą? A może wysilili się i jakaś ciężarówka? Czemu chcą mnie porwać? I czemu jeden z nich powiedział jeśli chodziło o nią? Ktoś kazał mnie porwać?
Niespodziewanie zaczęło mi się kręcić w głowie a obraz stał się rozmazany.
Zamknęłam oczy.
Po chwili z całej siły nadepnęłam nogą na stopę chłopaka, który mnie trzymał. Ten mnie puścił a ja odbiegłam kawałek co okazało się być błędem bo wpadłam prosto na ścianę i upadłam na podłogę.
Otworzyłam spowrotem oczy.
Gdzie ja jestem? To z całą pewnością nie są ulice Manhattanu.
Odwróciłam się w kierunku porywaczy. Dwóch chłopaków na oko koło siedemnastu lat.
- Gdzie ja jestem? - zadałam pytanie.
- Powinnaś dostać karę za to, że mnie kopnęłaś - powiedział blondyn.
- Gdzie jestem?! - tym razem krzyknęłam i wysunęłam pięści gotowe do uderzenia - jakby to miało coś dać na chłopaków starszych i pewnie silniejszych ode mnie.
- Na statku - odpowiedział ten drugi.
- Jak to na statku?! Przecież byliśmy w Nowym Yorku! To nie możliwe! - powiedziałam i odsunęłam się pod ścianę.
- Przenieśliśmy się tu za pomocą tego - pokazał świecący na zielono zegarek.
- Niby jak? To nie jest możliwe! - krzyknęłam przerażona tym co się dzieje.
Przecież przed chwilą szłam do domu jedząc ulubionego loda. To nie możliwe, żeby od tak po prostu zniknąć magicznie z ulicy i to jeszcze z pomocą niby pseudo magicznego zegarka. Jedyny magiczny zegarek w jaki wierze to ten doktora Strange'a z komiksów.
- Słuchaj wiem, że to mało możliwe, ale to coś jest magiczne i równie magicznie nas tu przeniosło
- Może i mam jedenaście lat, ale głupia nie jestem
- Daj rękę - powiedział brunet i wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Nie - powiedziałam i próbowałam się cofnąć jeszcze bardziej do tyłu jednak zderzyłam się ze ścianą.
- Zaufaj mi, chcę ci teraz coś tylko pokazać
Porywacz karze mi sobie zaufać – myślę, że to jeden z najbardziej idiotycznych porywaczy dzieci na świecie.
Chwycił mnie za rękę, nacisnął jakiś przycisk na swoim zegarku i po chwili byliśmy w innym pomieszczeniu.
Zaczęłam piszczeć kiedy zobaczyłam jakiegoś potwora. Wyglądał jak puma jednak miał ogon skorpiona.
- Brayan widzę, że się spisałeś całkiem nieźle... - podszedł do nas starszy chłopak, z dużą blizną na części twarzy.
- To jest Shay - skąd on zna moje imię?
- Cześć, jestem Luke - chłopak uklęknął przede mną.
- Czemu mnie porwaliście? - zapytałam i zrobiłam krok do tyłu, jednak ponownie zderzyłam się ze ścianą. Gdybym mogła mieć jakąś super moc chciałabym mieć umiejętność przechodzenia przez ściany, teleportowanie się lub superszybkość. Ułatwiłoby mi to życie – chociażby w tej właśnie chwili.
To na pewno jeden z tych gorszych koszmarów, z których nie mogę się obudzić. Może kiedy uda mi się uciec to wtedy się obudzę?
Tato, pomóż mi. Proszę.
- Czeka na ciebie wielka misja Shay
- Misja? - szepnęłam zdziwiona.
Zostałam porwana przez bandę nastolatków – psychopatów.
pierwsze rozdziały są * według mnie * beznajdziejne, jednak proszę o to, żebyście się tym nie zrażali i czytali dalej. dziękuje ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro