Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[ genialni porywacze ]

Wyszłam z przyjemnie ochładzanego klimatyzacją sklepu i uderzyło we mnie gorące czerwcowe powietrze.
Zdjęłam papierek od loda i wyrzuciłam go do najbliższego śmietnika. Zaczęłam iść w kierunku domu i powoli jeść mojego ulubionego rożka o smaku karmelu.
Kiedy byłam prawie pod domem poczułam czyjeś barczyste ręce łapiące mnie w pasie i zasłaniające mi usta. Próbowałam się wyrwać z uścisku jednak to nic nie dało.
Ktoś zaciągnął mnie w boczną uliczkę.

- Mamy ją. Luke będzie bardzo zadowolony - usłyszałam męski głos.
- Jeśli to chodziło na pewno o nią. Oby to nie była powtórka z rozrywki tak jak z ostatnią dziewczynką. Luke nas zabije wtedy chyba - odezwał się drugi.
- Na pewno o nią chodziło
- Dobra, Chris przenoś nas

Przenoś? Wsadzą mnie do auta? Gdzieś porwą? A może wysilili się i jakaś ciężarówka? Czemu chcą mnie porwać? I czemu jeden z nich powiedział jeśli chodziło o nią? Ktoś kazał mnie porwać?
Niespodziewanie zaczęło mi się kręcić w głowie a obraz stał się rozmazany.
Zamknęłam oczy.
Po chwili z całej siły nadepnęłam nogą na stopę chłopaka, który mnie trzymał. Ten mnie puścił a ja odbiegłam kawałek co okazało się być błędem bo wpadłam prosto na ścianę i upadłam na podłogę.
Otworzyłam spowrotem oczy.
Gdzie ja jestem? To z całą pewnością nie są ulice Manhattanu.
Odwróciłam się w kierunku porywaczy. Dwóch chłopaków na oko koło siedemnastu lat.

- Gdzie ja jestem? - zadałam pytanie.
- Powinnaś dostać karę za to, że mnie kopnęłaś - powiedział blondyn.
- Gdzie jestem?! - tym razem krzyknęłam i wysunęłam pięści gotowe do uderzenia - jakby to miało coś dać na chłopaków starszych i pewnie silniejszych ode mnie.
- Na statku - odpowiedział ten drugi.
- Jak to na statku?! Przecież byliśmy w Nowym Yorku! To nie możliwe! - powiedziałam i odsunęłam się pod ścianę.
- Przenieśliśmy się tu za pomocą tego - pokazał świecący na zielono zegarek.
- Niby jak? To nie jest możliwe! - krzyknęłam przerażona tym co się dzieje.

Przecież przed chwilą szłam do domu jedząc ulubionego loda. To nie możliwe, żeby od tak po prostu zniknąć magicznie z ulicy i to jeszcze z pomocą niby pseudo magicznego zegarka. Jedyny magiczny zegarek w jaki wierze to ten doktora Strange'a z komiksów.

- Słuchaj wiem, że to mało możliwe, ale to coś jest magiczne i równie magicznie nas tu przeniosło
- Może i mam jedenaście lat, ale głupia nie jestem
- Daj rękę - powiedział brunet i wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Nie - powiedziałam i próbowałam się cofnąć jeszcze bardziej do tyłu jednak zderzyłam się ze ścianą.
- Zaufaj mi, chcę ci teraz coś tylko pokazać

Porywacz karze mi sobie zaufać – myślę, że to jeden z najbardziej idiotycznych porywaczy dzieci na świecie.
Chwycił mnie za rękę, nacisnął jakiś przycisk na swoim zegarku i po chwili byliśmy w innym pomieszczeniu.
Zaczęłam piszczeć kiedy zobaczyłam jakiegoś potwora. Wyglądał jak puma jednak miał ogon skorpiona.

- Brayan widzę, że się spisałeś całkiem nieźle... - podszedł do nas starszy chłopak, z dużą blizną na części twarzy.
- To jest Shay - skąd on zna moje imię?
- Cześć, jestem Luke - chłopak uklęknął przede mną.
- Czemu mnie porwaliście? - zapytałam i zrobiłam krok do tyłu, jednak ponownie zderzyłam się ze ścianą. Gdybym mogła mieć jakąś super moc chciałabym mieć umiejętność przechodzenia przez ściany, teleportowanie się lub superszybkość. Ułatwiłoby mi to życie – chociażby w tej właśnie chwili.

To na pewno jeden z tych gorszych koszmarów, z których nie mogę się obudzić. Może kiedy uda mi się uciec to wtedy się obudzę?

Tato, pomóż mi. Proszę.

- Czeka na ciebie wielka misja Shay
- Misja? - szepnęłam zdziwiona.

Zostałam porwana przez bandę nastolatków – psychopatów.

pierwsze rozdziały są * według mnie * beznajdziejne, jednak proszę o to, żebyście się tym nie zrażali i czytali dalej. dziękuje ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro