3
Obudziłam się przez hałasy dochodzące z dołu. Spojrzałam na zegarek, który pokazywał godzinę trzynastą dwadzieścia siedem. Wstałam ociążale z łóżka i po cichu poszłam na dół. Ci idioci obudzili mnie drugi dzien z rzędu. Nie ujdzie im to na sucho. Głosy doprowadziły mnie do kuchni, w której byli chłopcy. Chyba próbowali zrobić gofry, ale jakoś im to nie wychodziło.
- To nie działa!- wrzasnął Dylan, próbując otworzyć gofrownice.
- Pospiesz się, bo zaraz się spali- krzyknął szeptem Matt.
- Jak taki mądry jesteś, sam to otwórz- powiedział wkurzony Dylan i odsunął.
- Na pewno pójdzie mi lepiej niż tobie.
Matt przewrócił oczami i podszedł do gofrownicy. Jak pewnie się domyślacie, nie udało mu się otworzyć. A przecież nie ma w tym, nic trudnego. Wystarczy nacisnąć przycisk i otworzyć. Teraz nie wiem, czy oni są tacy tępi, czy to serio się zepsuło.
- I co? To wcale nie jest takie łatwe- wysyczał wkurzony Dylan.
Postanowiłam uratować te biedne gofry i otworzyć tę gofrownicę. Odbiłam się od framugi drzwi i przecisnęłam się między chłopakami, podchodząc do gofrownicy. Otworzyłam urządzenie i wyjęłam lekko przypalone gofry na talerz. Nalałam ciasto na kolejną porcję i odwróciłam się przodem do chłopaków. Popatrzyli na mnie nieco zdziwieni, a ja serio nie wiedziałam dlaczego.
- Wy naprawdę nie potraficie otworzyć gofrownicy?- przejechałam wzrokiem po bardzo brudnej kuchni i z powrotem utkwiłam swój wzrok w chłopakach. - I co tu się stało?- zapytałam, pokazując ręką na bałagan, który zrobili.
- Chcieliśmy zrobić ci niespodziankę, ale to diabelskie urządzenie nie chciało się otworzyć- powiedział Dylan, pokazując palcem na gofrownice.
- Zaraz to posprzątamy, tylko skończymy robić śniadanie- dodał Alex, nawiązując do mojej uwagi na temat bałaganu. - Skoro już nie śpisz, to idź się ubrać czy coś.
- Dacie radę otworzyć to diabelskie narzędzie?- zapytałam z uśmiechem, robiąc cudzysłów na nazwę, którą wymyślił Dylan.
- No dobra, najpierw pokaż, jak się to otwiera, a potem możesz iść się ubrać- powiedział Matt z uśmiechem.
Poczekałam chwilę, aż zrobią się gofry i pokazałam chłopakom, jak otworzyć gofrownice, a następnie poszłam do pokoju, żeby się ogarnąć. Weszłam do garderoby i wybrałam ubrania, z którymi poszłam do łazienki. Ubrałam się w beżowe szerokie spodnie i zwykły, czarny top na ramiączkach. Później założę do tego czarne adidasy i jakąś biżuterię. Nie, żeby jakoś bardzo mi na tym zależało, ale przydałoby się zrobić dobre wrażenie na bracie i jego kolegach. Wbrew pozorom jestem mega podekscytowana tym, że tam lecę. Nie cieszę się z tego, że zobaczę tych kretynów, tylko jakoś tak nie mogę się doczekać, aż zobaczę ich miny, kiedy mnie poznają.
Gdy się ubrałam, zeszłam na dół do chłopaków. Weszłam do salonu i dosiadłam się do nich. Zaczęliśmy jeść gofry i muszę przyznać, że nie są takie złe. Gdyby nie ja, nie zrobiliby nawet jednej porcji, ale to jest nieważne.
Po skończeniu posiłku była godzina 15, co oznaczało, że miałam niecałe 6 godzin do lotu. Postanowiłam spędzić ten czas jak najlepiej, na przykład oglądając film z przyjaciółmi.
- Skoro jadę dzisiaj do Sydney- zaczęłam, a wszyscy na mnie spojrzeli i czekali, aż skończę mówić- to, co powiecie na mały maratonik?
- Już się bałem, że nie zapytasz- zaśmiał się Alex. - Ja idę po przekąski, Dylan ty idź po koce, a ty mała, wybierz jakiś film.
- Okej- odpowiedział chłopak.
- Mała, to jest, twoja pała, a ja mogę być niska- warknęłam i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
Często się tak droczymy. Oczywiście to, co mówimy, nie ma na celu nikogo obrazić. Czasami ich głupie zachowanie udziela się i mnie, co nie zawsze dobrze się kończy. No ale cóż, taka już moja natura. Dosyć często wale tekstami, które były modne dobre kilka lat temu, ale co zrobić, jak one po prostu ze mną zostały.
- Wcale nie jest taka mała- odpowiedział Alex i uśmiechnął się zadziornie.
- Chyba się przeceniasz- uśmiechnęłam się pod nosem i wstałam.
- Chcesz się przekonać?- podszedł do mnie.
Staliśmy tak blisko, że nasze klatki piersiowe się stykały. W tym momencie nie interesowała nas obecność Matta. Po prostu dobrze się bawiliśmy, docinając sobie w różny sposób i tocząc bitwę na spojrzenia.
- Dobra, skończcie już. Mieliśmy oglądać film, a nie wasze seksy- odezwał się zniesmaczony Matt.
Oboje najpierw spojrzeliśmy na niego, a później na siebie i wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Odsunęliśmy się od siebie i Alex poszedł do kuchni, a ja usiadłam na kanapie i zaczęłam szukać filmu. Jak się pewnie domyślacie, wybrałam Horror.
W trakcie oglądania drugiego już filmu zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, spoglądając na twarze moich przyjaciół.
I pomyśleć, że za 2 godziny będę już w samolocie do Sydney. Będę za nimi tęsknić. Za kłótniami Matta i Lucasa, żartami Alexa. Za głupimi pomysłami Dylana i za mądrościami Christiana. To tylko dwa tygodnie. Jakoś dam radę. Muszę. Nie wiem, czy jestem gotowa na powrót na stare bagna. Niby już się pozbierałam i jakoś sobie to wszystko poukładałam, ale i tak jest to dla mnie ciężkie. Bo co jeśli oni się wcale nie zmienili i będą się nade mną znęcali? Albo nie przyjmą mnie do siebie? Lub wyśmieją?...
Nie, koniec. Muszę skończyć o tym myśleć i spędzać chwilę ze swoją popapraną rodzinką. Zresztą, zanim się obejrzę, oni już tam ze mną będą.
___
Gdy film się skończył, poszłam na górę, żeby się pomalować. Stwierdziłam, że zrobię trochę mocniejszy makijaż niż zwykle, bo trzeba zrobić dobre "pierwsze" wrażenie. Nałożyłam korektor, podkład, bronzer, róż, rozświetlasz, do tego zrobiłam czarne kreski i pomalowałam rzęsy i usta. Zazwyczaj robię tylko kreski, nakładam korektor i maluję rzęsy, ale chce dobrze wyglądać. Przynajmniej będę się lepiej prezentować, niż czuć.
Kiedy skończyłam makijaż, miałam 20 minut do wyjścia. Dopakowałam potrzebne rzeczy i na spokojnie zeszłam na dół. Poprosiłam chłopaków, żeby pomogli mi z walizkami, na co od razu się zgodzili. Poszli po moje bagaże i jak gdyby nigdy nic zanieśli je do auta. W międzyczasie podeszłam do Matta, który został w domu i się do niego przytuliłam. Kiedy chłopcy przyszli, mocno mnie objęli, niemalże miażdżąc mi wszystkie żebra.
- Będziemy za tobą tęsknić księżniczko- odezwał się Dylan.
- Ja bardziej- odpowiedziałam, powstrzymując się od płaczu, by nie rozmazać makijażu.
Jak chłopcy to zobaczyli, zaśmiali się, bo pewnie musiało to cudownie wyglądać. No ale prawda była taka, że wszyscy byliśmy blisko płaczu, ale różnicą było to, że oni mogli płakać, a ja nie, bo bym się rozmazała. Odsunęliśmy się od siebie, a Matt podszedł do stolika i wziął z niego czerwoną teczkę.
- Tu masz informacje na temat tych debili, razem z ich adresem.
- Dzięki.
- No, no, ale się wystroiłaś. Jestem pewny, że nie jednemu stanie na Twój widok- powiedział Dylan, rozluźniając nieco napiętą atmosferę. - A tak serio, to ślicznie wyglądasz- dodał i poczochrał mi włosy.
- Ej! - krzyknęłam, poprawiając je, na co wszyscy się zaśmiali.
- Chodź księżniczko, musimy jechać- odezwał się Chris, idąc w stronę drzwi.
Poszłam do góry po torebkę, do której włożyłam telefon, słuchawki i teczkę, którą dał mi Matt. Założyłam biżuterię oraz buty i wróciłam na dół. Pożegnałam się jeszcze z każdym z osobna i wyszłam z domu. Wsiadłam do auta Chrisa i ruszyliśmy na lotnisko.
- Twoje auto powinno stać w Sydney przed lotniskiem, a jeśli chodzi o szkołę, to już wszystko załatwiłem i zaczynasz od nowego tygodnia. Jak coś, masz to też w teczce, więc nie musisz martwić się, że zapomnisz- poinformował mnie Chris, kiedy byliśmy na miejscu.
Przytaknęłam głową, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa. Nie wierzę, że tam wracam.
- Dzwoń jak coś. Nawet jak nic się nie stanie, to i tak masz dzwonić- powiedział Christian, gdy oddał bagaże i miałam wchodzić na pokład.
- Jasne. Przyjedźcie jak najszybciej- powiedziałam i posłałam mu buziaka, po czym weszłam do samolotu.
___
Pierwsze godziny lotu siedziałam na telefonie i trochę spałam. Kiedy zostały cztery godziny, wyjęłam teczkę z aktami chłopaków i zaczęłam je przeglądać. Specjalnie dałam je do torebki, żeby móc do nich zajrzeć w trakcie drogi.
Na początek mój jakże kochany braciszek.
Imię: Justin
Nazwisko: Hood
Wiek: 20
Rodzina: Siostra Victoria
Gang: szef gangu Devils
Karany: przemyt broni i narkotyków, szybka jazda, udział w nielegalnych wyścigach
No, no. Tego się nie spodziewałam. Jakim cudem on jest moim bratem, skoro nawet przed policją uciec nie umie? Przydałaby mu się porządna lekcja. Ale nie w moim wydaniu, bo nie mam zamiaru mu w niczym pomagać.
Następny jest Liam. Muszę przyznać, że nawet ładny jest. Victoria, o czym ty myślisz?
Imię: Liam
Nazwisko: Thomson
Wiek:19
Rodzina: Rodzice Martha i Clifford
Gang: Devils
Karany: Udział w wyścigach, strzelanina, szybka jazda
No to w niezłe bagno zostali wciągnięci przez mojego brata.
Imię: Peter
Nazwisko: Parker
Wiek: 18
Rodzina: Matka Klara, ojciec zamordowany
Gang: Devils
Karany: Szybka jazda, przemyt części samochodowych
Ojciec został zamordowany? Ups?
Imię: Nathan
Nazwisko: Smith
Wiek: 18
Rodzina: Rodzice Jasmine i Simon, siostra Violetta
Gang: Devils
Karany: szybka jazda
Co przed policją nie potrafią spierdalać? Zaśmiałam się na tę myśl w myślach. Nie no, ale muszę przyznać, że ładny nawet jest.
Oo, a kogo my tu mamy? Kochanego Olivera.
Imię: Oliver
Nazwisko: Evans
Wiek: 18
Rodzina: Rodzice Gianna i Daniel
Gang: Devils
Karany: udział w wyścigach, przemyt broni, szybka jazda, przemyt motorów
Nie mogę uwierzyć, że mój brat założył gang. Wprawdzie nie jest tak dobry jak mój, ale to i tak coś. Z własnego doświadczenia wiem, że nie jest to takie proste, na jakie się wydaje.
Pozostałe dwie godziny lotu spędziłam na słuchaniu muzyki.
Gdy wyszłam z samolotu, poszłam odebrać walizki i ruszyłam na zewnątrz, do mojego samochodu. Zobaczyłam dość duże zbiegowisko, więc zaczęłam iść w jego stronę, bo pewnie tam stoi moje kochane autko. Przecisnęłam się przez tłum ludzi, tym samym docierając do mojego pięknego Audi r8, na którym siedział jakiś fagas, obściskujący się z blond plastikiem. Uduszę, powieszę i zabije.
- Hej, to twoje auto?- zapytałam, uśmiechając się uwodzicielsko.
Chłopak od razu odkleił się od tej dziewczyny, na co odeszła wkurzona i zeskanował mnie wzrokiem. Uśmiechnął się zadziornie, wracając do moich oczu, ale nie na długo. Nienawidzę takich ludzi. Może mi to nie przeszkadza, ale są osoby, które mogą nie czuć się zbyt dobrze przez takich napalonych nastolatków.
- A co, podoba Ci się?- zapytał, a ja przejechałam placem po matowej powierzchni auta.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo- mruknęłam, próbując trochę go poderwać.
- Rocznik dwa tysiące dwadzieścia, to chyba najlepszy z tej serii.
Widocznie nie jest aż taki głupi, na jakiego wygląda. Muszę się z nim zgodzić, ale to nie zmienia faktu, że to auto jest moje, nie jego. Dobra, koniec tego dobrego. Czas ośmieszyć go przed wszystkimi tu gromadzonymi. A przypominam, jest ich dość sporo.
- Zgadzam się z tobą- mruknęłam, przyglądając się maszynie. - W końcu sama je kupiłam- powiedziałam dość spokojnie, wzruszając ramionami.
Chłopak zbladł, ale nie dał po sobie poznać, że przez ten cały czas kłamał i podniósł się z maski. Patrzyłam na niego zimnym, wypranym z emocji wzrokiem, natomiast on zrobił się cały czerwony ze złości.
- Mała, to moje auto, więc idź stąd, zanim się zdenerwuję- warknął i do mnie podszedł.
Stanął w odległości jednego metra, jakby bojąc się, że jak podejdzie bliżej, to coś mu zrobię. I miałby rację, bo wydrapałabym mu oczy.
- Po pierwsze mała, to jest, twoja pała, a ja mogę być niska. Po drugie, to ja mam kluczyki, nie ty- warknęłam, pokazując mu przedmiot.
Mina zrzedła mu jeszcze bardziej i zaczął gorączkowo przeszukiwać kieszenie, próbując w jakiś sposób wybrnąć z tej sytuacji. Nie chce nic mówić, ale jest na przegranej pozycji.
- Ty szmato! Ukradłaś mi kluczyki!- wrzasnął i próbował mi je zabrać. - Posłuchaj albo mi je oddasz, albo dzwonie na policję- powiedział chłopak, na co się gorzko zaśmiałam.
- To ty posłuchaj- rzekłam na pozór spokojnie. - Albo odejdziesz od tego auta, albo inaczej porozmawiamy- wysyczałam w jego stronę.
- Inaczej?- zaśmiał się.
Nie no nie wytrzymam dłużej. Nic dziwnego, że rozmawia ze mną tak, jak rozmawia, ale gdyby wiedział, kim jestem, błagałby na kolanach o wybaczenie. Jak gdyby nigdy nic, kopnęłam go kolanem w klejnoty i przywaliłam mu prawym sierpowym, przez co klęknął na ziemi. Chwyciłam go za włosy, ale nie tak, żeby mocno bolało i się przybliżyłam.
- Radzę ci ze mną nie zadzierać, bo źle się to dla ciebie skończy, obiecuje- wysyczałam i go puściłam.
Chłopak spojrzał na mnie wystraszony i powoli wstał z ziemi. Cały czas utrzymując ze mną kontakt wzrokowy, wycofał się i zniknął z mojego pola widzenia. Zaśmiałam się cicho, bo nawet zabawnie to wyglądało i otworzyłam bagażnik. Kiedy schowałam walizki, ludzie dalej stali i uważnie mi się przyglądali. Czy oni nie mają swojego życia?
- Na co się gapicie? Rozejść się!- krzyknęłam, a oni od razu zaczęli się rozchodzić.
Wywróciłam oczami i wsiadłam do auta. Wpisałam w GPS adres i ruszyłam do domu mojego brata. Jestem ciekawa, czy w ogóle mnie pozna i jak zareaguje, kiedy skapnie się, że jestem jego siostrą. Moim zdaniem zmieniłam się i to bardzo, więc jest szansa, że będę mogła się trochę zabawić.
Po około 15 minutach byłam już na miejscu. Po drodze złamałam kilka przepisów, ale kto by się tym przejmował? Tu policja rzadko przejmuje się takimi małymi wykroczeniami. Zaparkowałam przed wejściem i wysiadłam z auta, od razu kierując się do drzwi wejściowych. Nie najgorzej się urządzili, ale ja lepiej.
Zadzwoniłam na dzwonek i czekałam, aż ktoś mi otworzy. Kiedy nikt tego nie zrobił, zadzwoniłam drugi raz, a później trzeci i tak, aż do momentu, w którym ktoś otworzy.
W drzwiach stanął, jeśli się nie mylę Nathan. Jest serio przystojny... Chłopak przeleciał wzrokiem po całym moim ciele z dwa razy, aż w końcu się odezwał.
- Hej piękna, co ty robisz?- zapytał miło.
Jeszcze raz zjechał mnie wzrokiem i uśmiechnął się dosyć uroczo. Bardzo dużo wysiłku włożyłam w to, żeby się nie zaśmiać. "Piękna"? Myślałam, że gruba kujonka. No ale cóż, nie wnikam. W sumie to Liam tak mówił, a nie on. Jeden kij.
- Hejka, jest Justin?- zapytałam, uśmiechając się przyjaźnie.
- Justina nie ma, ale jestem ja.
Po tych dwóch latach w gangu potrafię poznać, kiedy ktoś kłamie i on właśnie to robił. Może nie zawsze udaje mi się to poznać, ale bardzo często. Przepchnęłam się między nim a drzwiami i weszłam do domu. Szłam w stronę, z której dochodziły różne odgłosy i w ten sposób dotarłam do salonu. Wszyscy od razu oderwali się od patrzenia na telewizor i utkwili swoje spojrzenia we mnie.
- Co to za laska? Fajna jest- powiedział Liam i zeskanował mnie wzrokiem, na co przywróciłam oczami.
- Nie wiem, ale chciała rozmawiać z tobą- powiedział do mojego brata Nathan.
Justin spojrzał na mnie zaskoczony, a ja tylko się uśmiechnęłam, przygryzając lekko wargę od środka. Co jak co, ale trochę się stresowałam.
- Jeśli zrobiłem Ci bachora, to wyjdź i zrób testy na ojcostwo. I nie myśl, że coś z tego będzie, to było jednorazowe- powiedział obojętnie, a ja wpadłam na genialny plan.
Chciałam odwalić jakąś akcje, ale nie pomyślałam, żeby zrobić coś takiego. No ale może ten pomysł będzie zabawniejszy.
- Ale jak to!? To gdzie ja mam się podziać!? Rodzice wyrzucili mnie z domu, jak się dowiedzieli!- krzyknęłam "przerażona".
- Nie interesuje mnie to. Wyjdź i przyjdź, jak będziesz pewna, że jest moje- warknął Justin, na co ja już nie wytrzymałam i się zaśmiałam.
Chłopacy popatrzyli na mnie zdezorganizowani, co chwilę wymieniając się spojrzeniami. Mam dość specyficzne poczucie humoru, przez co często niszczę tego typu akcje.
- Wasze miny są cudowne- powiedziałam, nie mogąc przestać się śmiać.
Do pokoju wszedł Peter i muszę przyznać, że wyprzystojniał. Patrzył to na mnie, to na zdezorganizowanych chłopaków. W jego oczach widziałam, że najchętniej poszedłby stąd i wrócił, kiedy wszystko będzie już wyjaśnione.
- Co się stało? I kim jesteś?- zapytał Peter.
- H... Hej Peter- powiedziałam, gdy już się w miarę uspokoiłam.
- Kto to jest?- zapytał chłopaków.
- Próbujemy się tego dowiedzieć, ale ona zaczęła śmiać się jak jakaś wariatka- odpowiadał wkurzony Liam.
- Oj no już Thomson, nie unoś się tak- mruknęłam sarkastycznie.
Wszyscy co do jednego, popatrzyli na mnie, a na nich twarzach było widać wyraźne zdziwienie.
- Gadaj, skąd wiesz, jak ma na nazwisko- warknął Nathan, na co przewróciłam oczami.
Czy oni muszą być tacy tępi? Nie chcę nic mówić, ale mogliby wziąć pod uwagę to, że możemy chodzić razem do szkoły czy coś.
- Uważaj, bo co żyłka pęknie Nathanie- powiedziałam rozbawiona.
- Dobra, kim jesteś i czy jesteś w ciąży?- zapytał mój brat, najwyraźniej tracąc cierpliwość.
- Jak to, kim jestem? Nie poznajesz mnie braciszku?- zapytałam z naciskiem na ostatnie słowo.
Wszyscy popatrzyli na mnie jeszcze bardziej zdezorientowani. Ich mózgi serio tak wolno działają? Przecież jasno dałam im do zrozumienia, że jestem siostrą największego idioty z ich paczki. Skoro tak prostego przekazu nie rozumieją, to jak oni sobie na akcjach radzą? Albo w normalnym życiu. No bo wyobraźcie sobie, że ktoś mówi coś w stylu, odczep się od mojej laski, bo inaczej porozmawiamy, a oni po prostu stoją i patrzą na typa, nie wiedząc, co on właśnie powiedział. Masakra.
- Vi... Vici?- zapytał w końcu mój brat, na co kiwnęłam głową.
Od razu zerwał się z kanapy i chciał mnie przytulić, ale szybko zrobiłam krok w tył, bo wystraszyłam się jego nagłego ruchu. Jego twarz wyrażała ból, który szybko zmienił się w ogromną radość. Mówią, że kobieta zmienną jest, a o chłopakach nic nie wspomnieli. Ale jakby tak spojrzeć na niego z nieco innej strony, to widać podobieństwo do dziewczyny. Włosy ma nieco przydługawe, jak na chłopaka nie jest aż tak wysoki, więc jest trochę jak taka wysoka dziewczyna...
- Wróciłaś!- zawołał zadowolony. - Wiesz, jak się martwiłem? Wróciłaś na stałe?
- Jeśli to nie problem- odpowiedziałam lekko zmieszana jego zachowaniem.
- Jasne, że nie! Tak za tobą tęskniłem! Nie było cię trzy lata!- krzyknął
Szczerze nie spodziewałam się takiej relacji. Sądziłam, że będzie zły albo nie będzie mi wierzył. A może przemyślał swoje zachowanie i się zmienił? Chociaż nie jest to podobne do Justina, którego kiedyś znałam, ale chyba wolę trzymać się tej myśli. Nie wiedzieć czemu, uśmiechnęłam się lekko i poczułam powoli zbierające się w moich oczach łzy. Odetchnęłam z ulgą i rozejrzałam się po pomieszczeniu i twarzach chłopaków.
- Przepraszam cię naprawdę. Jak tylko przeczytałem list, od razu zacząłem żałować, że to wszystko robiłem. Proszę, wybacz mi... Nam- powiedział i pokazał na resztę chłopaków, na co pokiwali głowami. Wszyscy. Nawet Liam.
- Sorry, ale to może trochę zająć- powiedziałam niepewnie.
- Zrobimy wszystko, tylko żebyś nam wybaczyła- odezwał się Oliver.
- Przyniesiecie moje walizki z auta?- zapytałam i rzuciłam kluczyki Peterowi, który od razu złapał.
Niezły refleks ma chłopak.
- Jasne- odpowiedzieli Peter i Oliver w tym samym czasie, na co się zaśmiali i poszli na zewnątrz.
Ciężko będzie mi się do nich przyzwyczaić, ale jakoś dam radę. Zresztą, za niedługo przylecą tu moi przyjaciele, więc pewnie nie zdążę się nawet przełączyć na inny tryb życia.
- Chodź, pokaże ci pokój- powiedział Justin i ruszył na górę, a ja za nim.
Gdy byliśmy już przed drzwiami, przypomniało mi się, że w jednej z moich walizek jest broń, a nigdy nie wiadomo, kiedy zamek pęknie czy coś. Moje zachowanie nie było zbyt normalne, ale jak poparzona pobiegłam przed dom. Zobaczyłam Petera i Olivera patrzących na mój samochód z każdej strony. Oliver chciał już go dotknąć, ale mu przerwałam.
- Nie dotykaj- warknęłam, na co od razu odskoczył.
Peter zaśmiał się z jego reakcji i otworzył bagażnik. Już chciał brać walizkę z bronią, ale go wyprzedziłam i sama ją wzięłam. Ruszyłam w stronę mojego nowego pokoju, a za mną te przydupasy. Kiedy postawiliśmy walizki w moim pokoju, zeszliśmy na dół, a ci idioci, od razu poszli do mojego brata.
- Stary wiesz, jakie twoja siostra ma auto!?- wrzasnął Peter i pobiegł przed dom, a za nim reszta razem ze mną z tą różnicą, że mi się nie spieszyło, a im już tak.
- Skąd masz takie auto!?- spytał podekscytowany Justin.
Czemu się tym tak podnieca? Ma przecież gang. Też mógłby takie mieć. A no tak, zapomniałam. On jest zwyczajnie głupi.
- No nie wiem... może kupiłam?- powiedziałam sarkastycznie.
Już chciał je dotknąć, ale go powstrzymałam.
- Tylko je dotkniesz, a nie żyjesz- warknęłam, na co odskoczył od auta.
Około godziny dwudziestej, jak wróciliśmy do środka, udałam się do "swojego" pokoju.
Był nawet duży i widać, że był przygotowany dla dziewczyny. Bardzo ładnie się prezentował, więc nie będę narzekać.
Na samym wejściu na lewo stało duże łóżko, a obok niego szafka nocna. Przy dużym oknie, stało duże, jasne biurko. Naprzeciwko łóżka, była duża garderoba, z której przechodziło się do dość dużych rozmiarów łazienki, urządzonej w czerni i bieli. Na prawo od drzwi była toaletka, a na szafce przed garderobą był telewizor. Oprócz tego na drzwiach szafy wisiało duże lustro, a ściany były pomalowane na jasny szary.
Zastanawia mnie, po co im był pokój typowo dziewczęcy. Po krótkim namyśle stwierdzałam, że chyba wolę nie wiedzieć.
Zamknęłam drzwi na klucz i wybrałam numer do Chrisa. Miałam do niego zadzwonić zaraz po wylądowaniu, ale przez akcje z samochodem całkowicie wyleciało mi to z głowy. Znając go, raczej zły nie będzie.
- Hej- przywitałam się, kiedy odebrał.
Położyłam się na łóżku i spojrzałam na biały sufit. Dziwnie czułam się w tym pokoju. Tak nieswojo.
- Cześć księżniczko. Czemu tak długo nie dzwoniłaś?- zapytał.
- Musiałam odstawić szopkę i ci idioci podnieśli się moim autem- powiedziałam, śmiejąc się.
- Jaką szopkę?- spytał zdezorientowany Chris, a ja zaczęłam mu wszystko opowiadać.
---
Gadaliśmy jakieś dwie godziny. Przez ten czas zdążyłam wypakować walizki. Broń zostawiłam w walizce i dałam ją pod łóżko. Tak wiem, słaba kryjówka, ale jestem już zmęczona, a tu nie ma żadnego lepszego miejsca. Zostawiłam jeden zwykły pistolet i kilka noży. Pistolet dałam pod poduszkę, na wszelki wypadek, a noże pochowałam w różnych częściach pokoju.
Gdy skoczyliśmy rozmowę, wyjęłam z szafy piżamę i udałam się do łazienki, by wziąć długą kąpiel.
Jak wychodziłam z wanny woda, była już zimna. Szybko ubrałam się w piżamę i wykonałam moją codzienną pielęgnację twarzy. Wyszłam z łazienki i spojrzałam na zegarek. Było po godzinie dwudziestej trzeciej, prawie północ.
Podłączyłam telefon i udałam się na dół, po szklankę wody. Kiedy wróciłam już do pokoju, zamknęłam drzwi na klucz i od razu wskoczyłam pod kadrę.
Przydałoby się wymienić zamki w pokoju. Mam szafkę nocną na klucz, więc będę mogła trzymać tam jakąś broń. No ale nie ufam moim nowym współlokatorom, więc muszę je wszystkie wymienić. Z tą myślą poszłam spać.
______________________________
Przepraszam za możliwe błędy
Dajcie znać czy wam się podoba
Nie zapomnijcie zostawić gwiazdki
Kocham was i do następnego
-justi-
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro