23
Chłopak zrobił coś, czego w tym momencie bym się nie spodziewała, przytulił mnie. Od razu oddałam uścisk, starając się na rozpłakać.
- Kocham cię i to się nigdy nie zmieni- szepnął, a ja nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać.
Siedzieliśmy do siebie przytuleni już dobre 3 minut. Nie odzywaliśmy się do siebie, bo żadne z nas nie wiedziało, co ma powiedzieć. Jestem z siebie dumna, bo powiedziałam mu to, co chciałam i nie rozpłakałam się przy tym.
Odsunęliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy. Peter się lekko uśmiechnął, co nieco sztucznie odwzajemniłam.
Wstałam powoli z łóżka I podeszłam do drzwi. Zanim je otworzyłam, odwróciłam się w stronę chłopaka I spojrzałam mu w oczy z nadzieją.
- Przyjaciele?- zapytałam I wystawiłam do przodu rękę z wystawionym małym palcem.
Wiem, że to dziecinne, ale może tym poprawie trochę tę napiętą atmosferę.
- Przyjaciele- powiedział chłopak I uśmiechnięty wstał z miejsca.
Złączyliśmy palce i jeszcze raz się do siebie przytuliliśmy. Po chwili odsunęłam się od niego I posyłając mu lekki uśmiech, wyszłam z pokoju.
Gdy tylko drzwi się za mną zamknęły, oparłam się o nie I zjechałam wzdłuż nich na ziemię.
Zakryłam twarz dłońmi i się rozpłakałam. Widziałam w jego oczach, że to, co powiedziałam, sprawiło mu ból, co mnie bardzo zabolało.
Nie wiem, co się ze mną dzieje. Od przyjazdu tutaj, stałam się jakaś słabsza i bardziej wrażliwa na ból innych. A może po prostu tęsknię za moimi przyjaciółmi, rodziną z LA? Na szczęście powinni być tu jeszcze w tym tygodniu i mam nadzieję, że pomogą mi z tego wyjść.
Poczułam, że ktoś mnie przytulił, a po zapachu poznałam, że był to Liam. Podniosłam swój załzawiony wzrok I zobaczyłam, że na korytarzu stoją wszyscy moi współlokatorzy, oprócz Petera, u którego przed chwilą byłam.
- Cii- szepnął Liam I trochę się ode mnie odsunął. - Wszystko w porządku?- zapytał I spojrzał mi w oczy, szukając w nich jakiejkolwiek odpowiedzi na jego pytanie, ale najprawdopodobniej nie znalazł jej, bo pewnie patrzę właśnie na niego czarnymi jak smoła, wypranymi z emocji oczami.
- Co się stało?- zapytał Justin, podchodząc do nas.
- Nic- szepnęłam.
- Przecież widzę- powiedział I spojrzał na mnie z politowaniem.
Spuściłam wzrok I zaczęłam bawić się palcami. Jeśli mam być szczera, to nie ja powinnam teraz płakać, tylko Peter, bo w końcu to ja musiałam pogadać z nim, a nie on ze mną.
- Hej, możesz mi powiedzieć- mruknął pocieszająco mój brat I podniósł mój podbródek tak, żebym na niego spojrzała.
- Nic się nie stało, po prostu...- zacięłam się, bo nie mogę im powiedzieć, że tęsknię za domem, znajomymi i rodziną z LA, bo uznają mnie za pieprzone dziecko, które nie potrafi zrobić niczego same.
- Zrobił Ci coś?- zapytał poważnie Justin.
- Nie, nie, nie- pokręciłam głową. - Po prostu, nie mam dziś humoru- powiedziałam smutno.
- Po co byłaś u niego w pokoju?- zapytał mój brat.
- Poszła z nim porozmawiać- warknął do niego Liam.
- A ty skąd o tym wiesz?- Oliver spojrzał na nas podejrzliwie.
- No nie wiem...- udawał, że się zastanawia. - Powiedziała mi?
- A czemu akurat tobie?- zapytał mój brat.
- Bo wy zachowywaliście się, jakbyście coś brali?- wtrąciłam się do tej rozmowy.
- Przepraszam za to- powiedział, że skruchą w głosie mój bart. - Wracając, czemu nie masz humoru?- zapytał.
Może dlatego, że tęsknię za ludźmi, którzy mnie uratowali? Nie mogę tak powiedzieć. Ugh.
- Muszę pogadać jeszcze dzisiaj z Mattem- powiedziałam, bo w sumie to jest prawda. - Idę do siebie- powiedziałam I Liam pomógł mi wstać z ziemi.
Nie zwracając uwagi na resztę, wszedł ze mną do mojego pokoju I zamknął za nami drzwi.
Już sobie wyobrażam, jakie miny mieli chłopcy, bo w końcu mój wróg, pomógł i dostać się do pokoju I na luzie tam ze mną wszedł.
- To co, przyklejamy zdjęcia?- zapytał wesoło, stojąc na środku pokoju.
Zaśmiałam się cicho, ale pokiwałam głową. Podeszłam do biurka, gdzie dałam wszystkie moje zdjęcia i podałam je Liamowi. Wyjęłam też klej w taśmie, bo nim fajnie się przykleja i stanęłam obok Liama.
- Tym kleisz tył zdjęcia, a później przyklejasz na ścianę, rozumiesz?- zapytałam dosyć poważnie, bo nie chce, żeby zniszczył mi ścianę, czy coś.
- Rozumiem, proszę pani- odpowiedział rozbawiony. - A gdzie będziemy przyklejać?
- Nad łóżkiem- pokazałam na ścianę naprzeciwko nas.
- Więc bierzmy się do roboty- powiedział I razem ze mną podszedł do ściany.
Usiedliśmy na łóżku, bo musimy podzielić zdjęcia, żeby jakoś to wszystko wyglądało. Gdy już to zrobiliśmy, stanęliśmy na łóżku I wzięliśmy po jednym zdjęciu. Pokleiłam swoje i przykleiłam je na ścianę.
- Teraz ty przyklejasz z tej strony, a ja z tej, tylko nie wychodź za linie łóżka, no, chyba że akurat zdjęcie tak będzie, to po prostu je tam przyklej- powiedziałam I wzięłam się do roboty.
Przyklejanie zajęło nam jakąś godzinę, w ciągu której, dużo się śmialiśmy i wygłupialiśmy. Liam ani razu nie pytał o to, jak poszła rozmowa z Peterem, z czego bardzo się cieszę.
Efekt końcowy naprawdę mi się podobał.
Wzięłam do ręki telefon I zobaczyłam, że Matt do mnie pisał.
Matti
Kiedy mam przyjechać?
Ja
Możesz nawet teraz
Matti
Okey
Zaraz będę
Wyłączyłam telefon I spojrzałam na siedzącego na łóżku Liama, który uważnie mi się przyglądał.
- Matt zaraz będzie- powiedziałam I usiadłam obok niego.
- To ten niższy?- zapytał.
Zaśmiałam się z tego, w jaki sposób ich rozróżnia, ale i tak przytaknęłam głową.
- Po co?- zapytał tak jakby z pretensjami.
- Pamiętasz tą akcje kiedy tu byli?- spojrzałam na niego, a on kiwnął głową.
- No, ale co to ma wspólnego?
- Ma on pewną tajemnicę, o której miał powiedzieć reszcie, ale jak się wtedy okazało, nie powiedział- wyjaśniłam.
- Jaką tajemnice? To ma coś wspólnego z tym co mówił... Lucas? Że mu się podobałaś?- zapytał zaciekawiony.
- W zasadzie tak- powiedziałam.
Zdziwiło mnie to, że pamiętał o tym co mówili i to, że zgadł.
- Serio?- zapytał zadowolony, a ja kiwnęłam z rozbawieniem głową. - Więc... Dalej mu się podobasz?- zapytał, a ja się zaśmiałam.
- Ja? W życiu- powiedziałam rozbawiona, a Liam spojrzał na mnie zdziwiony.
- Czemu w życiu?
- Bo podoba mu się ktoś inny, a ja wiem kto- powiedziałam dumnie i opadłam na poduszki.
- Kto?- zapytał, a ja na niego spojrzałam.
- A tego to ci nie powiem- powiedziałam na wpół poważnie. - To jest ta jego tajemnica i pewnie sobie teraz myślisz, że taka tajemnica to nic ważnego, ale mylisz się, bo... To może zmienić dosłownie wszystko, ale nie tylko z tego powodu ci tego nie powiem.
- Czemu jeszcze?
- I tak nie znasz tej osoby- powiedziałam z zadziornym uśmiechem, bo wiem, że za niedługo pozna.
- To fakt, nie znam twoich znajomych- przyznał i położył się obok.
Rozmawialiśmy na jakieś błahe tematy, gdy usłyszeliśmy głos Justina z dołu.
- Vici! Ktoś do ciebie!- krzyknął, a ja od razu podniosłam się z łóżka, co uczynił też Liam.
Wyszliśmy z pokoju, akurat, gdy Matt wchodził po schodach. Podeszłam do niego I mocno go przytuliłam.
- Cześć skarbie- powiedział z uśmiechem, gdy już się odsunęłam.
- Hejka. Choć- powiedziałam I pociągnęłam go do swojego pokoju.
Po drodze minęliśmy Petera, który patrzył na nas zdziwiony. Uśmiechnęłam się do niego I zamknęłam drzwi od pokoju na klucz.
Usiadłam na łóżku I popatrzyłam wyczekująco na przyjaciela. Usiadł obok mnie I popatrzył na mnie niepewnie.
- A więc... Słyszałam, że na stołówce siedzieliście z moim bratem I jego przydupasami- zaczęłam, a on się zaśmiał.
- No, sam nie wiem, jak do tego doszło- podrapał się po karku.
- O czym gadaliście?- zapytałam zaciekawiona, bo może wie coś o tym, że ktoś mu się podoba.
- O tobie i też o Liamie- powiedział.
- Czemu?
- Eee... O tobie, bo byliśmy ciekawi, jak się czujesz, a o Liamie, bo ktoś mu się podoba- wyjaśnił.
- Wiem o tym- powiedziałam, a chłopak się zaśmiał.
- Dziwię się, że Oliver jeszcze żyje- powiedział rozbawiony. - Obudził cię?
- Tak- powiedziałam poważnie I zrobiłam naburmuszoną minę, z której się zaśmiał.
- I ty go jeszcze nie sprzątnęłaś?- zapytał oburzony.
- Nie miałam okazji- wzruszyłam ramionami.
- W takim razie, co takiego robiłaś?
- Gadałam z Peterem I przyklejałam zdjęcia z Liamem- powiedziałam, wskazując na ścianę ze zdjęciami.
- No, no fajnie wygląda- przyznał. - Tylko czemu akurat z nim i o czym rozmawiałaś z Parkerem?
- Nie wiem, tak jakoś, a rozmawialiśmy o nas- powiedziałam obojętnie.
- O NAS?- zapytał, dając wyraźny akcent na "nas".
- No- powiedziałam cicho. - Chodzi o to, że jak graliśmy w butelkę, przyznał, że mu się podobam, a na nie chciałam robić mu niepotrzebnej nadziei, że coś między nami może być, więc postanowiłam z nim o tym szczerze porozmawiać- wyjaśniłam wszystko.
- I jak to zniósł?
- Nie wiem, chyba nie najgorzej, ale ze mną było trochę gorzej...- mruknęłam.
- Jak to gorzej? Zrobił Ci coś?- zapytał I czekał na moją odpowiedź.
- Nie, nie, nic mi nie zrobił, po prostu widziałam w jego oczach, że go to boli i jakoś tak... Zabolało mnie to?- tak jakby zapytałam. - Nie wiem, co się ze mną dzieje, chyba... Tęsknię za wami wszystkimi- powiedziałam I spojrzałam na niego smutnym wzrokiem.
- Hej, mała- mruknął pocieszająco i mnie przytulił. - Nie wiem, czy ci to choć trochę pomoże, ale my też za tobą tęsknimy.
- Mała to jest, Twoja pała- powiedziałam dumnie I się zaśmiałam razem z Mattem.
- Wiesz, że już za niedługo przyleci reszta.
Dasz radę, a jak coś, masz mnie- powiedział I się odsunął.
- Dzięki, a teraz- powiedziałam już poważnie. - Miałeś im powiedzieć!- krzyknęłam.
- Wiem, ale bałem się- powiedział lekko zakłopotany.
- Ale czego? To są Twoi przyjaciele, na pewno zrozumieją.
- A jak nie?- zapytał smutno.
- Zrozumieją to, a jak nie, to nie są warci twojej przyjaźni- powiedziałam.
- Chyba wolę nie ryzykować...
- Oj nie! Jak ty im nie powiesz, to ja to zrobię- zagroziłam.
- Nie zrobisz tego- powiedział pewnie, ale widziałam w jego oczach, że wcale taki nie jest.
- Założymy się?- zapytałam I wzięłam do ręki telefon.
Wybrałam numer do Alexa I już miałam zadzwonić, kiedy Matt wyrwał mi go z ręki.
- Dobra! Powiem im, jak przylecą- powiedział.
- Okej- mruknęłam wesoło. - A co z Samem?- zapytałam.
- Mu nie powiem- powiedział pewnie, a ja opadłam, zrezygnowała na poduszki za mną.
- Niech Ci będzie- mruknęłam i zakryłam twarz dłońmi.
Poczułam, że materac obok mnie się ugina, co oznacza, że Matt położył się obok mnie. Odwróciłam się na bok I wpatrywałam się w zamyślonego chłopaka.
- Mam coś jeszcze- powiedziałam, a on od razu na mnie spojrzał.
- Co takiego?- zapytał I położył się w takiej samej pozycji co ja.
- Musisz poprowadzić akcje odebrania towaru Devils- powiedziałam, a jego oczy aż się zaświeciły.
- Ale że ja?- zapytał podekscytowany.
- Tak, ty- powiedziałam rozbawiona jego zachowaniem. - Zrobiłabym to sama, ale mam złamaną nogę- mruknęłam.
- Okej, dzięki- powiedział z uśmiechem. - A kiedy, ona będzie?- zapytał.
- W weekend- odpowiedziałam. - Przygotuję wszystkie potrzebne informacje, a ty przekażesz je reszcie.
- Tak jest.
Leżeliśmy chwilę I rozmawialiśmy o tym co się ostatnio działo u chłopaków. Niczego ciekawego się nie dowiedziałam, ale cóż, bywa.
Jeśli mam być szczera, to Matt naprawdę poprawił mi dziś humor, samym swoim towarzystwem. Cieszę się, że ich wszystkich poznałam i nie wiem, co bym zrobiła, gdyby ich teraz zabrakło. Pewnie bym się załamała, czy coś w tym stylu, ale na szczęście są ze mną i mnie wspierają we wszystkim, co robię.
- Dobra, koniec tego dobrego- powiedział poważnie Matt I usiadł na łóżku, co też zrobiłam. - Masz mi powiedzieć, co telefon od Liama robił u ciebie w pokoju i czemu ostatnio tak dobrze się dogadujecie?- zapytał, poważnie na mnie patrząc.
- Jeśli chodzi o to, że dobrze się dogadujemy, to mnie o to nie pytaj. To ta "blond księżniczka"- pokazałam palcami cudzysłów- dziwnie się zachowuje I jest dla mnie miła. W dodatku pocałował mnie dwa razy, co jest do niego wcale nie podobne.
- Dwa razy!?- zamknął oburzony, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
- Tak wyszło. Jego telefon był mu mnie, bo wczoraj w nocy, przyszedł do mnie, ponieważ zobaczył, że jestem aktywna na Instagramie i spytał się, czemu nie śpię i czy wszystko jest w porządku. Później oglądaliśmy razem film, który swoją drogą, był naprawdę spoko, choć nie obejrzałam go do końca... Ale wracając, zasnęłam, i on chyba później też, a jak wychodził z pokoju, żeby ogarnąć się do szkoły, musiał o nim zapomnieć, więc tu został I co chwilę mnie budził- wyjaśniłam wszystko, nie pomijając chyba żadnej istotnej rzeczy.
- I nic się nie działo?- zapytał podejrzliwie.
- Nic a nic- powiedziałam z uśmiechem I podniosłam obie ręce w górę.
- Masz szczęście- zagroził mi z uśmiechem palcem.
- Która jest godzina?- zapytałam, rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu mojego telefonu, który jeszcze niedawno był w mojej ręce.
- Nie zmieniaj tematu młoda damo- powiedział niskim tonem, z którego się zaśmiałam.
- Wcale nie zmieniam- powiedziałam oburzona.
- Zmieniasz, zmieniasz- powiedział. - Jadłaś coś dzisiaj?
- Teraz to ty zmieniasz temat- powiedziałam szybko.
- Masz racje, zmieniam, a teraz, odpowiedz na moje pytanie, czy jadłaś coś dzisiaj?- zapytał ponownie.
Nie mogę mu przecież powiedzieć, że zjadłam tylko jabłko, bo się wkurzy i powie wszystko Christianowi, a on tego tak nie zostawi i będzie kazał chłopakom cały czas za mną łazić.
- Już znam odpowiedź- mruknął ponuro.
- Nie znasz, bo jeszcze nie odpowiedziałam.
- Więc jak brzmi odpowiedź?- zapytał z nadzieją.
- Jadłam.
- Co?- zapytał I założył ręce na klatce piersiowej.
Patrzyliśmy na siebie w niezręcznej ciszy, którą na szczęście przerwało pukanie do drzwi.
Wstałam ostrożnie z łóżka I podeszłam do drzwi. Gdy już lekko je uchyliłam, podszedł Matt I mocno je zatrzasnął. Spojrzałam na niego wystraszona, ale on nic sobie z tego nie robił.
- Czy ty jesteś normalny!?- krzyknęłam. - Co gdybym dała tam rękę!?- zapytałam ze łzami w oczach.
- Prawie nic dzisiaj nie jadłaś!- krzyknął, dalej trzymając drzwi.
- I co z tego!?
- Jak to, co!? Głodzisz się!- wrzasnął, a ja poczułam, jak łzy spływają mi po policzkach.
- To nie prawda- warknęłam.
- Nie? To ile teraz ważysz, hm? Jak wyjeżdżałaś, ważyłaś 55 kg, a teraz? Pięćdziesiąt? Czterdzieści pięć?- zapytał z wyrzutami.
Nic nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam wzrok I wlepiłam ją w garderobę. Wiem, że ma rację, z tym że nie jem, ale to nie oznacza, że się głodzę. Jem, jak jestem głodna, a jak nie jestem, to nie jem, proste? Proste.
- Ile!- krzyknął i uderzył ręką w drzwi, aż podskoczyłam.
Nie wiem, co się z nim dzieje. Wcześniej był spokojny i razem się wygłupialiśmy, a teraz... Powiedziałabym, że jest zły, ale to byłoby zbyt mało powiedziane, bo on jest wkurwiony.
Patrzyłam na niego z ciągle pojawiającymi się łzami w oczach i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Nie wiem, ile obecnie ważę, ale wiem, że nie byłby zadowolony z odpowiedzi, obojętnie jaka ona by nie była.
- Mało- mruknęłam cicho.
- Mało, czyli ile?- zapytał już nieco spokojniej.
Mogę się założyć, że chłopacy już dawno są na korytarzu i wszystko słyszą.
- Nie wiem.
- To idź, się zważ- powiedział poważnie.
- Nie chce- powiedziałam spokojnie i wytarłam łzy.
- Nie chcesz?- zapytał, a kiwnęłam niepewnie głową. - Nie interesuje mnie to. Masz iść!- znów podniósł głos.
- Nie chce- wysyczałam przez zęby.
- Masz. Iść- warknął.
- Nie!- krzyknęłam stanowczo, ale nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia.
- Idź!
- Nie chce!- krzyknęłam, a chwilę później załkałam cicho.
Matt przez chwilę patrzył na mnie zmartwiony, ale szybko się otrząsnął i znów patrzył na mnie wzrokiem zabójcy.
- Chyba nie masz zamiaru znowu przez to wszystko przechodzić, co!?- zapytał.
- A skąd wiesz, czy tego właśnie nie chce!? Nie pomyślałeś o tym, że nie myślę o niczym innym niż o śmierci!?- zapytałam, płacząc.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony i po chwili przeniósł swój wzrok na mój nadgarstek, o którym szczerze zapomniałam.
Gdy zdałam sobie sprawę z tego, że widzi teraz, że się cięłam, schowałam rękę za siebie, a on od razu spojrzał mi w oczy.
- Czemu to zrobiłaś?- zapytał cicho, a w jego oczach pojawiły się łzy.
- Bo was nie było I nie miał kto mnie powstrzymywać- szepnęłam i spuściłam wzrok.
- Przepraszam, wszystko zepsułem- powiedział ze skruchą w głosie.
- Masz rację, zepsułeś. Dobrze wiesz, że nie lubię tego tematu, ale i tak nie odpuściłeś- powiedziałam poważnie I na niego spojrzałam.
- Wiem, ale martwimy się o ciebie- powiedział spokojnie i chciał dotknąć mojego policzka, ale odwróciłam głowę, żeby tego nie zrobił.
- Niepotrzebnie- mruknęłam.
- Zacznij normalnie jeść, proszę cię...
- To moje życie, nie twoje- powiedziałam pewnie.
- Ale przyjaźnimy się, więc jestem jego częścią- powiedział smutno.
- Koniec tematu- warknęłam.
- Rozumiem, że go nie lubisz, ale musimy o tym poważnie porozmawiać. Możesz zrobić to ze mną albo z Christianem, jak wolisz.
- Nie będziemy o niczym rozmawiać.
- Wiesz, że cię to nie ominie, a Chris na pewno zauważy, że schudłaś, a wtedy, nie będzie miał kto cię obronić, bo uważasz, że nie potrzebujesz pomocy i że wszystko jest w porządku, choć wcale tak nie jest.
- Mówię prawdę, wszystko jest w porządku, trzymam się jakoś...
- Teraz, a co będzie jutro lub za tydzień? Według ciebie dalej będzie w porządku, ale od kiedy Harry zginął na twoich oczach, nic nie jest w porządku- powiedział, a ja aż zaniemówiłam.
Jak on mógł o tym wspomnieć? Mamy zasadę taką, że nie rozmawiamy o Harrym, a on ją złamał.
Chyba zrozumiał, co właśnie zrobił, bo spojrzał na mnie wystraszony. Chciał mnie przytulić, ale szybko się odsunęłam w bok I spojrzałam na niego wzrokiem całkowicie wypranym z emocji.
- Vici, ja... Przepraszam- powiedział.
- Nie ma przepraszam, Matt. Złamałeś zasadę, wspomniałeś o nim, choć wiesz, że nie powinieneś- warknęłam załamana.
- Ja... Ja nie chciałem, przepra...- nie dokończył, bo mu przerwałam.
- Nie! Wspominając o nim, złamałeś jedną z najważniejszych dla mnie zasad, złamałeś mi serce tak, jak zrobił to on!
- Vici...
- Zejdź mi z oczu- powiedziałam.
- Co? Ale...
- Won!- krzyknęłam. - Bo nie ręczę za siebie- warknęłam.
- Vici, proszę cię...
Nie wytrzymałam I uderzyłam go prawym sierpowym tak mocno, że zatoczył się do tyłu i chyba słyszałam, jak coś mu tam chrupnęło. Ups?
Skorzystałam z tego, że odsunął się od drzwi I je otworzyłam. Nie zwracając uwagi na tych idiotów, stojących na korytarzu, zeszłam szybko na dół, nie przejmując się skręconą nogą.
Wzięłam buty i jedne z kluczyków, a następnie wyszłam z domu, trzaskając drzwiami. Weszłam do garażu i wzięłam auto, od którego mam kluczyki.
Jak się okazało, było to auto Petera, czyli czerwony Jeep Compass.
Wsiadłam do auta I wyjechałam z garażu, a następnie z podjazdu. Jazda autem z porządnie zawiniętą nogą nie jest zbyt łatwa i nie jest też najlepszym pomysłem, na jaki mogłam wpaść, ale już trudno.
___
Jeździłam już jakieś pół godziny i było mi strasznie nie wygodnie z tymi bandażami, więc postanowiłam, że pojadę do mojego starego miejsca I zostanę tam na jakiś czas.
Po niecałych 15 minutach dojechałam do mojego miejsca docelowego, czyli do lasu, gdzie znajduje się wielki klif, z którego można zobaczyć całe miasto.
Wjechałam ostrożnie do lasku i jechałam "drogą", aż nie dojechałam do klifu. Zaparkowałam auto I ostrożnie z niego wyszłam, zabierając ze sobą jeden but.
Z tego co wiem, Jeep od Petera, nie ma namierzacza, więc tak łatwo mnie nie znajdą.
Usiadłam na brzegu klifu i spojrzałam na miasto. Zaczęło się już ściemniać, więc widok był zajebisty. O tej godzinie, to miasto zaczynało swoje nocne życie, pełne imprez i zabawy do utraty tchu.
Często przychodziłam tu po szkole i nigdy nikomu o tym miejscu nie wspominałam, więc było ono takie moje. Zawsze mogłam się tu skupić, bo nikt mi nie przeszkadzał.
Często też właśnie w tym miejscu odrabiałam lekcje. Wiem, głupie trochę, ale jest tu cicho i spokojnie, więc jakoś tak fajnie się je robiło.
Zaczęłam żałować, że się wcześniej nie ubrałam, bo zaczęło mi się robić zimno. W sumie mogłam to przewidzieć, wychodząc w samej koszulce I majtach z domu i to w dodatku wieczorem.
Wstałam z ziemi I podeszłam do auta, by poszukać jakiegoś koca czy coś. Otworzyłam bagażnik i zajrzałam do środka.
Leżały tam jakieś dwie czarne torby. Otworzyłam jedną z nich, a moim oczom ukazała się różnego rodzaju broń. Chłopacy pewnie teraz zawał przeżywają, modląc się o to, żebym nie zajrzała do bagażnika, ale to, co tam się znajduje, nie robi na mnie żadnego wrażenia.
Zamknęłam torbę i sięgnęłam po drugą. Otworzyłam ją i uśmiechnęłam się pod nosem, bo znalazłam jakieś ubrania. Pewnie są to ciuchy na trening i to chyba czyste, bo nie śmierdzą.
Wyjęłam wszystko i zaczęłam to przeglądać. Znalazłam jakieś krótkie spodenki, ale ich nie zakładałam, bo były tam też dresy, które od razu założyłam, bo było mi zimno. Wzięłam rozpinaną bluzę i założyłam ją na moją koszulkę. Zapięłam zamek i schowałam resztę ubrań do torby.
Wróciłam na swoje poprzednie miejsce I wlepiłam wzrok w miasto tętniące życiem, całkiem odwrotnie niż ja...
___
Nad klifem siedziałam całą noc, płacząc i nawet na minutę nie zmrużyłam oka. Pewnie wyglądam teraz jak siedem nieszczęść, ale trudno. Nie wiem, która jest godzina, bo nie mam ze sobą telefonu, ale obstawiam, że jest około 4-5 nad ranem, bo słońce już wzeszło.
Postanowiłam, że posiedzę tu jeszcze kilka godzin i będę zbierać się do domu, gdzie na sto procent, będę miała porządny opierdol o to, że nie jem I za to, że nie było mnie całą noc. Matt pewnie już zadzwonił do chłopaków i im o tym powiedział, a jeśli nie, to powie im o tym jak już przyjadą.
Przez całą noc myślałam o wszystkim, co powiedział Matt I doszłam do wniosku, że ma rację. Od rzekomej śmierci Harry'ego, nic nie jest takie samo jak wcześniej. Wszyscy straciliśmy przyjaciela i nasza szczęśliwa jedenastka, zmniejszyła się do dziesiątki ludzi, którzy kiedyś byli rodziną, a teraz tylko się przyjaźnią.
Strata jednego z nas strasznie nas poróżniła i chyba nic już tego nie zmieni, bo już go z nami już ma, a gdyby okazało się, że żyje, to i tak nie byłoby tak samo jak kiedyś...
Kilka godzin później, pozbierałam się do kupy i wsiadłam do auta. Bardzo dobrze znam drogę do tego miejsca, więc do powrotu, nawigacja nie była mi potrzebna. Włączyłam radio I skupiłam się na drodze.
Jak psy mnie zatrzymają, to nie wiem, co zrobię, bo jadę właśnie nie swoim autem, ze skręconą nogą i w dodatku nie mam przy sobie swojego prawa jazdy, więc byłoby po mnie.
Szczerze boję się trochę wrócić do domu, bo będą się na mnie drzeć o to wszystko, a nie wiem, czy jestem w stanie tego słuchać.
Po godzinie jazdy, bo nie spieszyło mi się, by wracać do domu, dojechałam na miejsce. Zaparkowałam auto przed domem tak, żeby nie było go stamtąd widać i wysiadłam z niego.
Ruszyłam w stronę wejścia do domu, a gdy już tam dotarłam, weszłam po cichu do środka. Ściągnęłam buty I ostrożnie poszłam w stronę schodów. Może uda mi się przejść niezauważalnie do pokoju, ale żeby to się udało, muszę się postarać.
Przechodząc obok salonu, zajrzałam do środka I zobaczyłam, że chłopacy już przylecieli. Stałam tam chwilę I na nich patrzyłam, ale zapomniałam o tym, że miałam po cichu dostać się do pokoju, żeby nie wysłuchiwać teraz ich krzyków.
Wiecie co? Ja to mam pecha. Alex spojrzał w moją stronę I niemal niezauważalnie się uśmiechnął i odetchnął z ulgą. Schowałam się za ścianą, bo bałam się reakcji reszty chłopaków.
- Gdzie idziesz?- zapytał Liam, ale nikt mu nie odpowiedział.
Słyszałam wolne kroki zbliżające się do mnie, a chwilę później zza ściany wyszedł Alex. Stanął przodem do mnie i włożył ręce do kieszeni. Uważnie skanował moje ciało wzrokiem, a gdy już wrócił do moich oczu, spojrzał na mnie troskliwie.
- Martwiłem się- szepnął.
Poczułam łzy zbierające się w moich oczach, więc żeby ich nie zobaczył, szybko się w niego wtuliłam. Alex od razu oddał uścisk, gładząc przy tym moje plecy, żebym się uspokoiła.
Staliśmy w progu pokoju, więc reszta widziała, że już wróciłam, ale nic sobie z tego nie zrobiłam. Co dziwne, nie wydarli się jeszcze na mnie, ale lepiej nie chwalić dnia przed zachodem słońca.
- Mała- mruknął cicho.
- Mała to jest, Twoja pała- powierzałam cicho, ale przez panującą tu ciszę, wszyscy to chyba usłyszeli, bo zaczęli się śmiać.
- Wiesz, że nie- powiedział zadziornie Alex.
- Wiem.
- Powiesz mi, co się stało?- zapytał, nadal się ode mnie nie odsuwając.
Podniosłam głowę I na niego spojrzałam. Przytaknęłam głową i z powrotem go przytuliłam. Potrzebowałam go I jego bliskości. Zawsze do takich sytuacji podchodził na spokojnie, bo wiedział, że na siłę nic ze mnie nie wyciągnie.
Staliśmy tak jeszcze chwilę, aż się od niego nie odsunęłam i spojrzałam na resztę. O dziwo, nie patrzyli na mnie wściekle, tylko troskliwie.
Alex złapał mnie za rękę i pociągnął do mojego pokoju. Usiedliśmy na łóżku, a chłopak spojrzał na mnie wyczekująco. Westchnęłam I zaczęłam mu o wszystkim opowiadać.
- Czyli najpierw Matt wypomniał ci to, że nie jesz, a później temat przeszedł na Harry'ego?- zapytał.
- No.
- Jeśli chodzi o TEN temat, to rozumiem, że tak zareagowałaś, ale musisz zacząć jeść. Teraz tu jesteśmy, więc w szkole będziemy cię pilnować, ale w domu, będziesz musiała robić to sama, czy tego chcesz, czy nie- powiedziała spokojnie.
- Hmmm.
- No choć tu do mnie- powiedział z uśmiechem I rozłożył ręce, żebym się przytuliła, co od razy zrobiłam.
- Ale tej ucieczki Chris ci nie daruje, wiesz, o tym.
- Wiem, ale sama się o to prosiłam.
- Będziesz musiała mu powiedzieć- powiedział zmartwiony.
- To też wiem- westchnęłam. - Ale nie tylko ja mam coś do powiedzenia, wy też coś ukrywacie, wszyscy...
______________________________
Podoba wam się?
Jeśli jakiś błąd rzuci wam się w oczy, to napiszcie w komentarzu, a ja postaram się to poprawić
Trzymajcie się wszyscy
-justi-
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro