Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Obudziłam się po dziewiątej i nawet się wyspałam, przez co miałam dobry humor. Niestety kiedy tylko sobie przypomniałam, że Chris chciał, żebym do niego przyszła, on od razu się pogorszył.

Powoli wstałam z łóżka i wcale się nie spiesząc, poszłam do łazienki, żeby wziąć orzeźwiający prysznic. Kiedy poczułam no sobie krople chłodnej wody, od razu się obudziłam i nieco rozluźniłam. Może tym razem Chris nie jest na mnie zły i po prostu chciał ze mną o czymś porozmawiać. O czymś zwyczajnym. O, na przykład o zbliżających się wyścigach. Albo planach na przyszły tydzień. Możemy rozmawiać o czymkolwiek, tylko żeby było to coś przyjemnego, błagam.

Złapałam za cytrynowy żel pod prysznic i dokładnie umyłam nim ciało. Następnie umyłam włosy, od razu nakładając na nie odżywkę. Wyszłam z kabiny i owijając się ręcznikiem, podeszłam do umywalki. Spojrzałam w lustro i umyłam twarz. Ubrałam się we wcześniej przygotowane ubrania i na spokojnie wyszłam z łazienki.
Biorąc telefon, zeszłam na dół i weszłam do kuchni. Już na samym wejściu, słyszałam kłótnie Matta z Lucasem. Nie wiem, o co tym razem poszło, ale w ich przypadku nie jest to takie ważne.

- Hejka- przywitałam się, zwracając na siebie ich uwagę.

Bracia od razu na mnie spojrzeli i uśmiechnęli się do mnie przyjaźnie.

- Witaj- odpowiedział z uśmiechem Matt.

- Cześć.

- O co się kłócicie?- zapytałam, idąc w stronę lodówki.

Jestem głodna, ale za cholerę nie chce mi się nic robić. Jakie to życie jest ciężkie.

- O to, który z nas ma zrobić śniadanie. Uznałem, że skoro Matt wstał później, to on powinien zrobić jedzenie dla naszej dwójki- wyjaśnił spokojnie Lucas.

Jak już mówiłam, w ich przypadku nie jest ważne, o co się kłócą. Tak samo jak to, że w ogóle się kłócą, bo to u nich codzienność.

- No, ale skoro ja wstałem później, to on powinien je zrobić, bo już się obudził!

- Nie! Robisz za to, że wstałeś później- krzyknął Lucas.

Nie widzę sensu w tej kłótni, bo równie dobrze każdy z nich mógłby sam zrobić sobie to cholerne śniadanie. Przecież to trwa pięć minut, a oni jak zwykle muszą robić z igły widły.

- Ale to nie fair!- krzyknął z oburzeniem Matt, wyrzucając ręce w powietrze.

- Nikt nie mówił, że życie jest fair- odpowiedział Lucas, wzruszając ramionami.

- Dobra koniec- powiedziałam i uderzyłam ręką o blat.- Ja wam zrobię śniadanie, tylko skończcie się już w końcu kłócić.

Oboje na mnie spojrzeli, szeroko się uśmiechając. Niewiarygodne, że wystarczy taka mała rzecz, żeby ich uszczęśliwić.

- Mówiłem już, że cię kocham?- zapytał Matt, na co się zaśmiałam.

- Tak- oznajmiłam.

Nieraz już mi to mówił. Przeważnie robił to w podobnych sytuacjach do tej. Czasami jest to dość irytujące, ale tak jak do wszystkiego da się przyzwyczaić.

Kiedy skończyłam robić śniadanie dla wszystkich, zaniosłam je do salonu i usiadłam na kanapie. Obok mnie rozsiedli się bracia i zaczęli jeść przygotowane przeze mnie kanapki.

- ŚNIADANIE!- krzyknęłam na cały dom, a już po chwili było słychać dwie pary stóp zbiegające ze schodów.

Alex i Dylan wparowali do salonu, o mało się nie zabijając. Szybko usiedli na kanapie i zaczęli jeść. Jeśli chodzi o jedzenie, to moi znajomi są do tego pierwsi. Zachowują się, jakby nie jedli od kilku tygodni i aż strach wyjść z nimi na miasto.

- Gdzie Chris?- spytał Dylan z pełną buzią.

- Pewnie u siebie- mruknęłam, przełykając kawałek kanapki. - Zaraz tam do niego idę.

- Po co?

- Chciał ze mną pogadać- machnęłam ręką, udając, że nie robi to na mnie żadnego wrażenia, choć prawda była inna. Bałam się w chuj.

- Oho- zaśmiał się Alex. - Czyżbyś coś zrobiła?

- Nic nie zrobiłam, okej?- powiedziałam nieco zirytowana. - A teraz wybaczcie, ale idę do Christiana.

- Powodzenia- krzyknął Matt, kiedy doszłam do odpowiednich drzwi.

Spojrzałam na niego przez ramię i lekko się uśmiechnęłam, co odwzajemnił. Westchnęłam i powoli otworzyłam drzwi gabinetu. Zajrzałam do środka i zobaczyłam pogrążonego w papierach Chrisa. Wyglądał na zmęczonego i lekko zmartwionego, co jest do jego niepodobne.

Weszłam głębiej i usiadłam na fotelu naprzeciwko chłopaka. Odchrząknęłam, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę, co od razu mi się udało.

- Hej- uśmiechałam się lekko.

- Cześć- mruknął i odwzajemnił uśmiech.

Odłożył kartki na jedną kupkę i oparł się o oparcie swojego fotela. Westchnął, przecierając twarz.

- Chciałeś ze mną rozmawiać- powiedziałam, przerywając w końcu niezręczną ciszę.

- Chciałem- przytaknął. - Muszę Ci coś powiedzieć, tylko proszę, wysłuchaj do końca i nie załamuj się.

Spojrzałam na niego zdezorientowana, nie mogąc wyczytać niczego konkretnego z jego twarzy.

- Okej?- odpowiedziałam.

- Musisz wyjechać do swojego brata- powiedział na jednym tchu i spojrzał na mnie zmartwiony.

Musiałam w głowie przekalkulować to, co właśnie mi powiedział. Była dość wczesna godzina, więc moja głowa nie pracowała jeszcze na pełnych obrotach, ale kiedy zrozumiałam, co powiedział, zamarłam w bezruchu. To nie może być prawda. On nie mówi poważnie. Może robi sobie ze mnie żarty? Albo... cokolwiek, byle to nie była prawda.

- Co, ale...- zaczęłam smutno- Ja nie chce.

Chris spojrzał na mnie troskliwie i wstał z fotela. Podszedł do mnie i kucnął obok mnie. Widać było, że on również nie jest z tego powodu zadowolony.

- Szef Skorpionów cię szuka i wie, jak wyglądasz. Chcę się zemścić za zabicie jego rodziny. Nie chce ryzykować, że coś Ci zrobi, a najlepszą opcją jest wysłanie cię do brata- wytłumaczył powoli.

Czułam łzy zbierające się w moich oczach, gdy przypomniałam sobie, przez co musiałam przez niego przechodzić. Szybko przytuliłam się do chłopaka. Może zabijanie rodziny Carla nie było dobrym pomysłem, ale czy jakikolwiek mój pomysł był dobry? Raczej nie. Moim celem było zamordowanie samego Carla, nie jego rodziny. Razem z ludźmi z naszego gangu, wysadziłam budynek, w którym miał on przebywać. Jak się później okazało, wyszedł na chwilę i przez to zabiłam kilka niewinnych osób. Zgadzając się na bycie w gangu, liczyłam się z tym, że różne osoby najprawdopodobniej wyżej postawione ode mnie, będą chciały się mnie pozbyć. Mimo to i tak się zgodziłam. Od około dwóch lat, jeżdżenie na różne akcje, czy branie udział w wyścigach, to moje życie, o którym nigdy wcześniej nawet nie śniłam.

- Nie chce do niego wracać- pociągnęłam nosem.

- Wiem o tym księżniczko, ale nie mamy innego wyjścia. Proszę cię, to dla twojego dobra.

- Okej, ale wy też tam pojedziecie- odsunęłam się i wytarłam wilgotne policzki.

- Przyjedziemy tam, jak tylko ogarniemy wszystkie sprawy, obiecuje- uśmiechnął się i potarł pocieszająco moje kolano.

- A kiedy mam samolot?- zapytałam.

- Jutro o 21.

- Dobra- mruknęłam i wstałam z fotela. - Powiedz Mattowi, żeby znalazł dla mnie informacje na temat jego brata i wszystkich innych potrzebnych osób.

Chris odprowadził mnie do drzwi, przy których jeszcze raz mocno mnie przytulił. Muszę być twarda. Znowu uciekam, tylko tym razem nie od brata, tylko do niego.

- Dasz radę księżniczko- zapełniał mnie, odsuwając się. - Tylko postaraj się ich tam nie pozabijać, okej?

- Postaram się, ale niczego nie obiecuję. Lecę się pakować- otworzyłam drzwi. - Zrobiłam kanapki, więc jeśli chcesz, powinny być jeszcze w salonie.

Posyłając mu ostatni uśmiech, wyszłam z pomieszczenia i od razu skierowałam się do swojego pokoju, żeby się spakować. To się nie dzieje naprawdę. To tylko głupi sen. Ugh. Kogo ja próbuje oszukać? Zastanawiam się, czy chłopacy zmienili się choć trochę. Nie mam na myśli ich wyglądu, bo pod tym względem na pewno coś się zmieniło, tylko chodzi mi o ich charaktery. Kiedyś mieli je okropne. Byli rozpieszczonymi, zbuntowanymi nastolatkami, którzy mieszkali ze starszym znajomym. Nie mieli za grosz kultury. W dodatku niejednokrotnie podnieśli rękę na kogoś słabszego od siebie, co nie powinno mieć miejsca. Jedyną osobą z paczki mojego brata, o której miałam jakieś dobre zdanie, był Peter. Często mi pomagał i jako jedyny przejmował się moim zdrowiem. Pilnował mnie, żebym coś zjadła i opatrywał mi rany, które zostały zrobione przez resztę. Kiedy całkowicie przestałam jeść, tylko on się tym przejął i pomagał mi wyjść na prostą. Przez docinki ze strony Liama o tym, że jestem gruba, moja psychika mocno ucierpiała. Chodziłam wtedy w dużych swetrach, zasłaniających dosłownie wszystko. Starałam się zakrywać rany i ewentualne blizny, jakie znajdowały się na moim ciele. Ale mu to nie pasowało i postanowił wyzywać mnie na każdym kroku.
Miałam dobre oceny, co dalej się nie zmieniło. Nigdy nie musiałam się uczyć. Wystarczyło, że w miarę słuchałam na lekcji i wszystko umiałam. Teraz częściej opuszczam godziny lekcyjne, przez co muszę się trochę pouczyć co jakiś czas. W szkole jestem dość dobrze znana. To przez moich przyjaciół. Grają w koszykówkę i obracają się w "wyższych sferach", a skoro się z nimi przyjaźnie, to ja też. Jestem jedyną dziewczyną, która stale jest w ich paczce. Czasami jakieś plastiki próbują się do nas wbić, ale nie wychodzi im to i zwyczajnie się poddają. Duża część płci pięknej z naszej szkoły mnie nie lubi, bo zadaje się, z kim się zadaje, ale szczerze nie przeszkadza mi to. Mam to po prostu gdzieś. I pomyśleć, że muszę wyjechać i zostawić to wszystko. Moich znajomych, szkołę, gang...

Wyjęłam trzy walizki i rozłożyłam je na środku pokoju. Do najmniejszej spakowałam broń, razem z pozwoleniem na nią. Do największej, zaczęłam pakować ubrania. Wszystkie na pewno się nie zmieszczą, więc wybierałam te, w których dość często chodzę i które zwyczajnie lubię. Jakby co, mogę pójść do sklepu i coś kupić. Do ostatniej włożyłam kosmetyki, zostawiając to, co będzie mi jeszcze potrzebne, i wszystkie inne tego typu rzeczy.

Padnięta spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę dwudziestą drugą. Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Przystanęłam przy progu salonu, by podsłuchać rozmowę chłopaków.

- Nie pozwolę jej tam lecieć! Wiesz, jak się tam męczyła, nie chce, żeby musiała przechodzić przez to wszystko jeszcze raz!- krzyknął Alex.

To miłe, że przejmuje się moim zdrowiem.

- Uspokój się. On nic jej nie zrobi. To prędzej ona go zabije i będzie wąchał kwiatki od spodu. Lepiej, żeby tam wróciła, niż żeby Carl ją zabił, co?- zapytał spokojnie Chris.

- Stary, on ma rację. Vi jest silna i da sobie radę. My i tak przylecimy tam dwa tygodnie po niej i będzie mieszkać z nami- mruknął Matt tak samo spokojnie jak Christian.

- Niech wam będzie, ale jeśli spadnie jej, choć włos z głowy, osobiście zabije tego debila wraz z jego przydupasami i nie będzie mnie interesowało, że jeden z nich jest jej bratem- powiedział poważnie Alex.

Zaśmiałam się cicho i wszyscy na mnie spojrzeli, a ich twarze od razu się rozpogodziły. Podeszli do mnie i zamknęli w szczelnym uścisku. To urocze, że tak się o mnie martwią.

- Nic mi nie będzie. Przecież to tylko dwa tygodnie- zapewniłam ich, kiedy tylko się odsunęli. - A teraz wybaczcie, ale idę spać. Dobranoc.

- Dobranoc mała- odpowiedział Alex.

- Dobranoc- odpowiedzieli w tym samym czasie Matt, Lucas i Dylan, na co posłali sobie mordercze spojrzenia.

- Dobranoc księżniczko- na sam koniec podszedł do mnie Chris i pocałował w czoło tak, jak robił to trzy lata temu. - Śpij dobrze. Jutro masz samolot.

- Wiem, pamiętam- powiedziałam i poszłam do siebie.

Od razu poszłam do łazienki i wzięłam błyskawiczny prysznic, bo nie chciało mi się za bardzo siedzieć w wannie. Ubrałam się w piżamę i wyszłam z toalety. Podłączyłam telefon I położyłam się do łóżka, praktycznie od razu pozwalając się porwać do krainy Morfeusza.

_____________________________

Mam nadzieję, że wam się podobało

Jeśli tak, zostawcie gwiazdkę I komentarz

Kocham was, do następnego

-justi-

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro