Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VI

Przewracałam kolejne kartki z czarnymi znaczkami tuszu, który przedstawiał dane osobowe poszczególnych osób w Szkole Walki. Instytucja posiadała budynki w całym kraju, ale najbardziej znacząca była ukryta w stolicy. Dostawali się do niej potomkowie nadnaturalnych, którzy połączyli się z rdzennymi mieszkańcami Ziemi. Takie dzieci były szybsze, silniejsze, inteligentniejsze od ludzi, ale nie dorównywali nawet do pięt dzieciom śmiertelników z innych planet.

Jednak niektóre dokumenty miały uszczerbki, a informacje które były zawarte w większości danych, zostały pominięte lub ozdobione tak słowami, że nie miały nic wspólnego z poprzednimi. Nie byłabym sobą, gdybym się w to nie zagłębiła. Kilka kontaktów do odpowiednich postaci i już wiedziałam, że nie tylko ja szukam Wybrańca. Kazałam jeszcze informatorom wgłębić się w sekrety aktów, a szpiegów wysłałam na planety moich współlokatorów.

Już kilka minut później dostałam wykaz nazwisk pół-śmiertelnych, którzy są w to zamieszani. Wystarczyło poprzekręcać imiona czy nazwiska i mieć dostęp do danych rządu sąsiednich planet. Jednak rady ojca znów okazały się niezastąpione. Kiedyś miałam za zadanie złapać jak największą ilość wysoko postawionych urzędników. Długo wtedy na świecie nie żyłam, by wiedzieć po co mi oni.

Niewielka postać sprawnie zagłębiała się w labiryncie korytarzy. Zobaczywszy strażnika szybko schowała się za zakrętem tuląc rozgrzanymi plecami chłodną ścianę. Zapewniło jej to ulgę i chwilę relaksu lecz młoda istotka doskonale wiedziała, że szybko musi pozbyć wartownika. A może jednak nie? Wzięła głęboki wdech i cisnęła jednym ze sztyletów w ścianę naprzeciwko siebie. Jak się spodziewała, żołnierz zareagował natychmiastowo i wbiegł prosto w jej pułapkę. Nie zauważył stojącej w cieniu dziewczynki, tylko skupił się na źródle hałasu. Ona korzystając z jego nieuwagi, wskoczyła mu na plecy i drobnymi rączkami oplotła szyję postawnego mężczyzny w żelaznym uścisku. Zdezorientowany próbował ją zrzucić szamotając się, ale jedyne co zyskiwał, to mocniejszy ucisk. W końcu wpadł na pomysł, by uderzyć jego napastnikiem o ścianę. Przewidując to szatynka zeskoczyła z niego i prześliznęła się między jego nogami. Duża siła uderzenia sprawiła, że echo rozniosło się szybko wśród pustych korytarzy. Dziecko, doskonale zdając sobie sprawę, że zaraz ktoś się tym zainteresuje, uderzyło piąstką wartownika. Wydawać by się mogło, że nic tym nie wskóra, jakże mylne spostrzeżenie. Odziana w hełm głowa odskoczyła na drugą stronę, z taką siłą, że zderzyła się ze ścianą. Było to dla niego jak kubeł zimnej wody, ale mroczki przed oczami powstrzymały go od gwałtownego podniesienia się. Obrócił się powoli i jakież było jego zdziwienie, gdy przed sobą zobaczył uroczo wyglądającą dziewczynkę. Przez chwilę myślał, że umarł i przed sobą ma istotę niebiańską. Niestety, bardziej pasowało do niej określenie anioła śmierci.

Machnęłam ręką, jakbym chciała odgonić natrętne wspomnienie. Wtedy poznałam i zmusiłam głównego gubernatora do złożenia Przysięgi Krwi. Od niej nie da się uwolnić, nawet śmierć nic nie wskóra, bo kropla czerwonej cieczy łączy też z jego potomkami.

Gdy inne dzieci w moim wieku zaczynały płakać jak przewróciły się, ja potrafiłam beznamiętnie patrzeć na cierpienia i tryskającą wokół posokę. Przechodząc przez miasteczka w trakcie misji, często rozmyślałam, jak to jest bawić się beztrosko z rówieśnikami. Wtedy zazdrościłam im, że mogą biegać w wytartych ubraniach, śmiać się z samego siebie, a niewinne sprzeczki szybko puszczać w niepamięć. Niedługo później zrozumiałam, że nie miałam czego i skupiłam się na staniu idealnym następcą tronu.  

~~~

Oto mamy malutki fragment dzieciństwa Raven.
Ten moment, gdy już przeliczasz dni na godziny, by powrócić do domu...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro