Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Krzyk


Szepty ucichły, a z sufitu trysnęła woda. Laura zerwała się z łóżka i wybiegła na korytarz, ale zanim dotarła na parter, była już cała mokra. Wyglądało na to, że aktywował się dosłownie każdy czujnik dymu na jej drodze.

— Aleks, wyłącz to cholerstwo! — Staruszka ostrożnie schodziła po ogromnych schodach do salonu eskortowana przez Marlenę niczym królowa. — Laura! Wyjdźmy na zewnątrz — zarządziła. W trójkę podążyły przed budynek. — Na szczęście noc jest dzisiaj w miarę ciepła. — To nie pocieszyło przemokniętych dziewczyn. Jej wnuczka wręcz trzęsła się z zimna, mimo że jej piżama nie ograniczała się tylko do podkoszulka i spodenek, tak jak Laury. Kobieta zdawała się zupełnie nie przejmować tym, że ona również stanowiła właśnie niemal żywy kran. Spojrzała podejrzliwie na dom, a potem na dziewczyny.

— Przepraszam, że was o to zapytam, kochane. Czy któraś z was nie bawiła się ogniem w pokoju? — zapytała. Obie zaprzeczyły ruchem głowy, a staruszka nie miała powodów, by im nie uwierzyć. — Myślę, że wiem, kto może być sprawcą tego zamieszania. Tylko jak jeden papieros mógłby narobić takiego chaosu... — mruczała pod nosem. Laura nie odzywała się ani słowem i starała się nie patrzeć na pozostałe. Nie miała pewności, czy przestała już czuć zimno, bo rzeczywiście jest tak ciepło czy dalej po prostu paraliżował ją strach.

Po dłuższej chwili od strony drogi nadeszła Kamila. Miała na sobie swoją wysłużoną bluzę, wyglądała na zupełnie zrelaksowaną, a jej ubrania były całkowicie suche.

— Co ty tu robisz o tej porze? — syknęła jej babcia.

— Wyszłam zapalić — odpowiedziała zdumiona, że takie pytanie w ogóle padło. — Dużo ciekawsze jest chyba, co wy tutaj robicie? — Zmierzyła je spojrzeniem, niepewna, czy wypada jej w tej sytuacji parsknąć śmiechem. Nie widziała jeszcze trzech przemoczonych osób przed domem w środku nocy, a w jej rodzinie działy się już różne absurdalne rzeczy.

— Odpaliłaś go w środku? — zapytała kobieta, marszcząc brwi.

— Oczywiście, że nie. — Chociaż Kamila nie bała się kłamać i często uchodziło jej to płazem, te nocne eskapady na papierosa nie stanowiły żadnej tajemnicy dla babci czy kuzynostwa.

— Cóż, w takim razie to musi być jakaś awaria — uznała staruszka, chociaż w głębi duszy nie czuła się tego taka pewna. Tym razem zupełnie nie myślała o tym, jak nie znosi nałogu wnuczki, bo jej myśli pochłonęły różne podejrzenia. Nie zaczęła tyrady na temat szkodliwości tytoniu, co zauważyła i Kamila, i Marlena.

Z domu wyszedł Aleks.

— Możecie już wejść, zresetowałem wszystko — oznajmił beznamiętnie, wyciskając swój T-shirt na trzy kamienne schodki przed drzwiami. Laura nawet nie zwróciła uwagi, jak mokre ubrania przylegają do jego umięśnionej sylwetki. Jak w amoku podążyła za resztą, a wewnątrz stanęła po prostu na dywanie w salonie i bezmyślnie słuchała poleceń staruszki.

— Mogę pomóc — oświadczyła w końcu dość cicho, gdy zobaczyła, jak wszyscy zabierają się do ścierania podłóg, a chłopak biegnie sprawdzać, czy w żadnym pokoju nic się nie pali.

— Ależ absolutnie, kochana. Jesteś naszym gościem. Zaraz ktoś przyjdzie ogarnąć twój pokój. Może w tym czasie będziesz chciała napić się gorącego kakao? — Jej ciepły ton i serdeczny uśmiech pozwoliły jej się trochę odprężyć.

Laura wytarła krzesło w kuchni i rozłożyła się na nim wygodnie. Przymknęła oczy i wreszcie zaczęła myśleć. Szeptów już nie słyszała, ale rozmowa, którą z nimi odbyła, zdawała się zbyt prawdziwa, żeby uznać ją za sen albo wyobrażenie. Ale może każdy chory psychicznie człowiek tak to usprawiedliwia?

— Wszystko w porządku? — zapytała Kamila, która nagle pojawiła się w kuchni.

— Tak, chyba przysypiam — wymamrotała.

— Jeśli lubisz spać na mokrym, to możesz wracać do siebie — zasugerowała z przekąsem, ale Laura miała inne plany.

— Czy ten dom od zawsze należał do twojej rodziny? — wypaliła.

— Nie, niezupełnie. Czemu pytasz? — W tym momencie do kuchni wkroczył Aleks i Marlena. On wyciskał szmatę nad zlewem, ona zaczęła szykować kilka kubków na kakao. Laura poczuła się odrobinę skrępowana.

— Nie wiem. — Wzruszyła ramionami, by się wykręcić od tematu, w który sama chciała brnąć. — Tak z ciekawości.

— Nie został zbudowany przez naszych przodków, ale nasza babcia opiekuje się nim od wielu lat — sprecyzowała. — Na pewno wszystko w porządku? — zapytała, widząc, jak Laura obgryza paznokcie, wpatrując się bezmyślnie w jakiś odległy punkt przed nią.

— Mam problemy ze spaniem, stąd te zawiechy. — Spróbowała się roześmiać i miała nadzieję, że nie zabrzmiało to jak chichot psychopatki.

— Chyba wiem, co może ci pomóc...

— Kamila — upomniał ją Aleks twardo, ale uśmiechnął się pod nosem. Nie żeby potępiał picie alkoholu, ale byli tam, by dbać o dom i jego gości, a nie miał ochoty znów ścierać wymiocin z podłóg. Nawet kąciki ust Laury uniosły się delikatnie, ale wciąż zastanawiała się, jak sformułować jakiekolwiek pytanie, żeby nie wyjść na wariatkę. Chwilę gryzła kciuka, ale potem stwierdziła, że to nie była odpowiednia noc na takie rozmowy.

— Dobra, to ja idę posprzątać u siebie. — Wstała powoli i już zmierzała do wyjścia, ale jednak odwróciła się na pięcie. — Jedna rzecz mnie strasznie nurtuje — zaczęła. — To może się wydać dziwne — dodała z uśmiechem, grając jak najbardziej naturalną. — Mówi wam coś imię Tomir? — Starała się, by to pytanie zabrzmiało tak lekko, jakby pytała o czyjeś samopoczucie.

Marlena upuściła filiżankę, a ta roztrzaskała się na ziemi. Kamila oderwała się od mopowania podłogi i podniosła wzrok na Laurę, ale błyskawicznie się opamiętała i wróciła do przerwanej czynności. Tylko Aleks zachował całkowitą maskę spokoju.

— Ktoś tu się chyba naczytał książek o elfach — rzucił i zabrzmiało to niemal jak oskarżenie. — To ulubiona filiżanka babci — upomniał kuzynkę, a to wybudziło ją z szoku.

— Ale ze mnie sierota — zaśmiała się i wszyscy wrócili do swoich zajęć. Laura przyglądała się im jeszcze przez kilka sekund, ale cała trójka uporczywie nie zwracała na nią uwagi.

— Dobranoc — mruknęła tylko i wyszła.

— Aleks... — zaczęła Marlena z przerażeniem, gdy już jej nie było.

— Wiem. Trzeba powiedzieć babci. — przerwał jej. Ale Laura już tego nie słyszała.

Następnego dnia po prostu czuła, że nie może spędzić w tym domu ani chwili dłużej. Zadzwoniła do Oliwera, chłopaka, którego poznała pierwszego dnia wolontariatu, i umówiła się z nim na kawę.

Ubrała się szybko i spróbowała zakryć te paskudne wory pod oczami, ale wyglądało to wręcz śmiesznie, bo na co dzień nie malowała się wcale. Zmyła więc nieumiejętne plamy podkładu i, wyglądając jeszcze gorzej, zeszła na dół. Starała się wyjść jak najszybciej i jak najciszej, ale w salonie zastała właścicielkę domu wygodnie usadowioną w fotelu z książką.

— O, Laura — przywołała ją uprzejmie. — Usiądź proszę na chwilkę. — Dziewczyna wykonała polecenie dość nieufnie. Przez moment tylko dotykała pośladkami kanapy, jakby miała się z niej zaraz zerwać do biegu. — Wybacz, że muszę cię o to pytać, kochana. Próbujemy dojść do przyczyn tego, co się wydarzyło dzisiaj w nocy. Przycisnęłam trochę Kamilę i powiedziała mi, że widziała z zewnątrz zapalone światło w twoim pokoju.

— Tak — potwierdziła. — Nie mogłam zasnąć, więc chciałam się czymś zająć.

— Ale nie robiłaś nic, co mogłoby wywołać ten potop, prawda? — zaśmiała się, chociaż w jej oczach błyszczała czujność.

— O, nie, nie. — Poparła swoje słowa stanowczym gestem. — Może to rzeczywiście jakaś awaria... jakieś spięcie? — zasugerowała, mimo że kompletnie nie znała się na rzeczy.

— Pewnie tak. — Obdarzyła ją jeszcze jednym uśmiechem i wróciła do czytania książki. Laura poszła na stację.

O tej porze jej tata jeszcze pracował, ale już układała sobie w głowie, jak go poprowadzić rozmowę, którą chciała z nim odbyć. Zawsze trzymała rodziców na dystans i chociaż czuła się silnie związana ze swoją rodziną, to w jakiś dziwny sposób wynikało to właśnie z takiej oszczędnej relacji. Mało rozmów, mało zwierzania się, ale za to dużo miłości i zrozumienia. Dlatego zadanie tacie trudnego pytania jawiło się w jej głowie jako wyzwanie, ale musiała je podjąć. Nie mogła zignorować szeptów.

Oliwer czekał na nią przed jedyną kawiarnią w całym mieście. Wnętrze ozdobiono tlącymi się gdzie niegdzie świeczkami, a ściany przykryto lakierowanymi deskami. Wszystkie ozdoby były białe, a że cały wystrój stawiał raczej na prostotę, dominował kolor jasnego drewna.

— Całkiem tu ładnie — rzuciła, gdy zajmowali miejsce przy dwuosobowym stoliku.

— Trochę jak w saunie — odparł, co skomentowała delikatnym uśmiechem. Z zadowoleniem zauważyła, że na siedząco jego wzrost już jej tak nie przeszkadzał. Kiedy stali, aż bolała ją szyja od zadzierania głowy na wysokość prawie dwóch metrów. Gdzieś tam znajdowały się zwykle oczy Oliwera. — Gdzie dzisiaj zniknęłaś?

— Wykorzystałam sobie swoje wolne.

— Gorszy dzień?

— Gorsza noc — sprostowała, bo zapomniała ugryźć się w język. Nie chciała, żeby drążył ten temat. Sama jeszcze nie była pewna, co powiedziałaby komuś z zewnątrz, gdyby zapytał o jej problemy ze spaniem.

— Nie wyglądasz na imprezowiczkę — zauważył, prowokacyjnie unosząc brew. Zaśmiała się krótko, ale szybko zmieniła temat. Oliwer zdawał się przede wszystkim sympatyczny: był pierwszą osobą ze wszystkich wolontariuszy, która podeszła do niej, żeby się poznać i zupełnie nie okazywał skrępowania, kiedy rozmawiali. Szybko zeszli na jego ulubione tematy.

— No, a co ty robisz w wolnym czasie? — zapytała szczerze rozbawiona, kiedy z udawaną pogardą wyśmiał jej nudną odpowiedź.

— Przeglądam internet albo oglądam Kardashianki.

Pokiwała głową z uznaniem, po czym oboje parsknęli śmiechem. To właściwie pasowało do jego delikatnej urody i niesamowicie szczupłego ciała. Kilka godzin bezsensownego śmiania się z głupot, które opowiadał, pozwoliło jej zapomnieć o problemach. Słuchanie jego żartów i sączenie koktajlu czekoladowego dało jej posmakować prawdziwego odpoczynku, przynajmniej na te kilka chwil. Nie zauważyła oczywiście, jak schlebia mu jej uśmiech i z jaką fascynacją patrzy na każdy jej ruch.

Kiedy chciała odbić piłeczkę, uznała, że świetną opowieścią, jest historia o kubku moczu i rzeczywiście idealnie trafiła w humor Oliwera. Zagwizdał cicho i z udawanym uznaniem.

— Oblewanie się sikami! Pyszny żarcik. No, a ta cała kierowniczka... tak po prostu cię spławiła? — upewnił się, a ona skinęła głową. — To trochę chore. — Chyba po raz pierwszy przy Laurze powiedział coś całkowicie poważnie. Wzruszyła ramionami.

— Może była zajęta — rzuciła obojętnie.

— Może — potwierdził. — Ale to chyba średni przykład dla nas — zauważył. Po tym jak Laurze udało się chwilowo zażegnać ten konflikt, czuła, jakby jego wszelka powaga zniknęła. Jakoś nie czuła potrzeby się nad tym szczególnie rozwodzić.

— Ale w sumie... to tylko kubek moczu — zaśmiała się.

— Tak — odwzajemnił uśmiech. — Teraz tak. Gorzej jak któryś wyleje go na ciebie.

— Masz rację. — Gdy to sobie uświadomiła, poczuła się głupio, że spróbowała bagatelizować problemy swoich podopiecznych. — Chyba nie powinni poczuć, że mogą mi wejść na głowę.

Wieczorem Oliwer zastanawiał się, czy nie powinien zapłacić za ich zamówienia, ale powstrzymał się i ostatecznie każde z nich zapłaciło za siebie. Laura nie widziała w tym nic dziwnego i bez urazy wyszła na zewnątrz.

— To co, do zobaczenia w poniedziałek? — pożegnał się. — Może gdzieś później pójdziemy? — dodał szybko. — Wiedziałaś, że mają tu kino?

— Chętnie — odparła, a on odetchnął w duchu z ulgą. Zanim zauważył, że jest już gotowa, żeby sobie iść, rozłożył ręce, chcąc ją przytulić, co miał zresztą w zwyczaju, jeśli chodziło o żegnanie się z dziewczynami. Podskoczyła zaskoczona i zaśmiała się nerwowo, ale pozwoliła mu na to. Chociaż sytuacja wypadła dość niezręcznie, nie przejmowała się tym zbytnio, ale Oliwer miał mieszane uczucia. Nie przepadała za spoufalaniem się fizycznym, ale wiedziała, że niektórzy czują potrzebę wyrażać emocje trochę widoczniej niż ona. Po prostu zawsze zaskakiwało ją, gdy ktoś niespodziewanie wchodził w jej strefę komfortu.

Kiedy się rozdzielili, od razu wróciły do niej wszystkie problemy. Niemal uderzyło ją, że znów wraca do tego przeklętego domu, a czekała ją jeszcze poważna rozmowa z tatą. Idąc przez wioskę, zadzwoniła do niego i zaczęła od niezobowiązującej pogawędki o mijającym dniu.

— Mogę cię o coś zapytać?

— No pewnie.

— A o mamę? — wydukała nieśmiało. Ostatnie słowo ledwo przeszło jej przez gardło.

— Pytaj — odpowiedział i nie słyszała w jego głosie żadnej emocji. Co prawda najcięższy okres był już za nimi, ale wciąż unikali tego tematu, bo ta rana nie miała wystarczająco dużo czasu, żeby się porządnie zabliźnić.

— Ile wiadomo o tym, czy mogła być chora? — zapytała prosto z mostu.

— Chora psychicznie? — upewnił się. Zależało mu, żeby przybrać rzeczowy ton i utrzymać go do końca rozmowy. Nie chciał, żeby usłyszała chociaż jedno drgnięcie w jego głosie.

— Tak.

— Wiem tyle, ile ty wiesz. Przez prawie całe swoje życie zmagała się z depresją. Masz coś konkretnego na myśli?

— A takie rzeczy jak na przykład schizofrenia? Mogła na to cierpieć?

Westchnął ciężko.

— Nic na to nie wskazywało. Przynajmniej ja nic nie zauważyłem. Dlaczego teraz o to pytasz?

— Nie wiem — odpowiedziała szybko. — Czasem po prostu o tym myślę — dodała smutno. Nie odpowiedział.

Mógł oczywiście zapytać, czy wszystko u niej w porządku. To nie brzmiało jak pytanie, które zadaje się bez powodu. A jednak tego nie zrobił. Nigdy tego nie robił i miał się za to obwiniać już do końca życia.

Nie była pewna, czy chce znowu przez to przechodzić. Z jednej strony sama myśl o szeptach sprawiała, że jej serce przyspieszało. Jednak z drugiej zaczynała się w niej rodzić jakaś niezdrowa ciekawość. Postanowiła zdać się na los. Położyła się wcześnie i nie nastawiała budzika. Tak, jak się spodziewała, przebudziła się po pierwszej.

— Czego pragniesz?

Wstała szybko i włączyła światło, żeby dodać sobie otuchy. Upewniła się, że właściciel głosu tej nocy nie postanowił zmaterializować się w jej pokoju jako upiór i wzięła głęboki oddech.

— Chcę wiedzieć dokładnie, dlaczego do mnie mówisz i czy chcesz zrobić mi krzywdę — oznajmiła twardo. Wcześniej przemyślała to żądanie, pamiętając, jak głos opacznie zrozumiał jej prośbę o spokój.

— Mówimy do ciebie, bo pragniemy — wyszeptał. — Mówimy do ciebie, bo nas słyszysz. Mówimy, bo możemy uzyskać to, czego pragniemy od tych, którzy nas słyszą. — Przerwał na chwilę, jakby chciał się zastanowić nad drugim pytaniem. — Nie pragniemy krzywdzić tych, którzy nas słyszą. Nie pragniemy krzywdzić nikogo, dopóki tego nie potrzebujemy. Musimy krzywdzić tych, którzy nie spełniają naszych życzeń w zamian za własne.

— Czy to znaczy, że skrzywdzicie mnie, jeśli teraz nie spełnię waszego życzenia?

— Tak. — Serce podjechało jej do gardła. — Pora na nasze życzenie. Pragniemy, żebyś otworzyła pudełko, które ci wskażemy. — To nie wydawało się wymagające, więc Laura odetchnęła z ulgą. — Tędy — wyszeptał głos i tym razem usłyszała go dokładnie przy drzwiach. Wyszła na korytarz powoli i nieufnie, a on prowadził ją przez piętro. — Tędy — powtarzał zawsze o kilka kroków przed nią. Ostrożnie stawiała bose stopy, jakby całe piętro mogło nagle się zawalić od jej ciężaru. Weszła do drugiego skrzydła, oświetlając sobie drogę telefonem i gryząc paznokcie w obawie, że coś wyskoczy zaraz z ciemności. — Tutaj. — Stare drzwi uchyliły się przed nią z cichym skrzypnięciem, a ona zapaliła światło. Na suficie wisała tylko żarówka, a pokój okazał się starą graciarnią pełną prowizorycznych regałów zawalonych różnymi rzeczami. Mimo że głos wciąż pozostawał w ścianach, jakimś cudem była pewna, że chodzi o drewnianą skrzynkę na najwyższej półce. Chwyciła stare krzesło, stanęła na nim i zdjęła ją. Okazała się zadziwiająco ciężka i praktycznie zupełnie niewyróżniająca się. Musiała oprzeć ją na ugiętym kolanie, bo nie była w stanie udźwignąć jej w jednej ręce. Przejechała dłonią po jasnym drewnie i przyjrzała się wzorom na metalowym zapięciu z przodu, ale były tak misterne i malutkie, że nie potrafiłą stwierdzić, co przedstawiają. Z trudem podniosła kawałek metalu, a gdy tylko uniosła wieko, upuściła skrzynię, a ona upadła z hukiem na ziemię.

To, co zdołało się z niej wydobyć, przypominało trochę dymu, ale nie to tak zaskoczyło Laurę. Usłyszała nagle świdrujący i przeszywający wrzask, jakby to właśnie on uwolnił się z tego pudełka. Przytknęła dłonie do uszu, bo dźwięk wręcz ranił jej bębenki i nawet nie dosłyszała, ile hałasu narobiła upuszczona skrzynia, która zahaczyła jeszcze o krzesło, zanim huknęła o podłogę. Ostry krzyk trwał przez dłuższą chwilę, a gdy ustał, dziewczyna dosłownie zaczerpnęła haust powietrza, jakby dopiero teraz mogła oddychać. Oderwała dłonie od uszu, ale ręce wciąż trzymała w górze, w gotowości do obrony przed kolejnymi hałasami.

Aleks wyhamował krótki bieg ze swojego pokoju, dosłownie łapiąc się za otwarte drzwi graciarni. Spojrzał na dziewczynę ze zdumieniem.

— Co ty robisz? — zapytał, a gdy ujrzał skrzynkę, jego spojrzenie stało się nagłe mniej zdezorinetowane. — Co ty robisz? — powtórzył już ostrzej, a to ocuciło Laurę.

— Chyba lunatykowałam — wydukała. — Boże, nawet nie wiem, jak się tu znalazłam — skłamała, ale wcale nie musiała udawać zagubienia. Odwróciła się nieporadnie, żeby zabrać krzesło z przejścia.

— Ja tu posprzątam. Może idź się połóż — zasugerował, a ona nie śmiała zaoponować. Szybkim krokiem podeszła do niego, żeby go wyminąć, ale on złapał ją za ramię.

— Myślę, że powinnaś rozważyć spędzenie tych wakacji w innym pensjonacie — oświadczył dość chłodno, nie patrząc na nią. Nagle poczuła do niego jakąś nieopanowaną nienawiść. On ewidentnie wiedział! Oni wszyscy coś wiedzieli i nikt nie chciał jej powiedzieć. A teraz jeszcze bezczelnie sugerował jej, że nie była tam mile widziana.

— Też tak myślę — oświadczyła, ale dosłyszał w jej głosie więcej przerażenia niż wrogości.

Jak pewnie zauważyliście, nie jestem mistrzynią regularności. Najpierw sesja, zaraz semestr... nie jestem w stanie obiecać, że się poprawię, niestety :/ Ale mam nadzieję, że dalej zechcecie tu zaglądać. Betą niezmiennie jest SzalonyIntrowertyk i ogromnie za to dziękuję! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro