Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Problemy małe i duże


Budzik zadzwonił, rozrywając jej czaszkę na kawałeczki. Przez chwilę poważnie zastanawiała się, czy ten obóz jest wart jej wysiłku, a jej ciało błagało, żeby nie wstawała, ale stwierdziła, że nie może pokazać się z tak lekceważącej strony już trzeciego dnia. Z trudem dotarła na miejsce, wciąż nie wiedząc, jak rozwiązać problem z kubeczkiem moczu.

Jej myśli zaprzątała jednak głównie poprzednia noc. Jak znalazła się we własnej sypialni? Czy zapach i posmak wymiotów mógł być tylko jej złudzeniem? Miała nadzieję, że nie zapaskudziła pokoju Kamilii.

Kiedy zjawił się Maciek, widziała już z daleka satysfakcję na jego twarzy. Doskonale wiedział, że jako ich opiekunka dowiedziała się o całej satysfakcji. I wtedy coś jej przyszło do głowy.

— Maciek? — zawołała słodko, co zwróciło uwagę reszty grupy na śniadaniu. Chłopak wstał z dumą i powoli do niej podszedł. Jego koledzy ze stolika również wiedzieli o dowcipie i wymienili zadowolone spojrzenia pewni, że dziewczyna nic w tej sprawie nie wskóra.

— Tak? — Uśmiechnął się prowokacyjnie. Tylko czekał, aż ona zacznie swoją przemowę o byciu dobrym, żeby móc ją spektakularnie olać. A później znowu olać kogoś innego, ale już w trochę innym znaczeniu tego słowa.

— Myślę, że powinieneś odwiedzić panią pielęgniarkę — wyrzuciła z siebie z udawaną troską. Nie zdołał ukryć zaskoczenia.

— Co? — prychnął po chwili.

— Słyszałam, że masz problemy z siusianiem. Jeśli cię to boli, nasza pielęgniarka przeprowadzi specjalne badanie. Będzie musiała wprowadzić niewielki drut do środka...

— O co ci chodzi?! — oburzył się wyraźnie zażenowany.

— O co pani chodzi — poprawiła go, nie przejmując się już rolą troskliwej i dobrotliwej. Starała się sprawiać wrażenie groźnej i zawistnej. — A teraz posłuchaj mnie uważnie. Mam zamiar powiedzieć to dzisiaj na zajęciach. Opowiem wszystkim dokładnie, że Maciek ma problemy z siusianiem i nawet rozrysuję na tablicy, jak dokładnie ma wyglądać badanie, które ma przejść. Chyba że obiecasz mi, że nie będziesz więcej robił takich rzeczy. — Dała mu chwilę na przemyślenie. — I nie tylko obiecasz, ale będziesz się też tego trzymał — dodała szybko, żeby nie mógł nagiąć tego warunku. Przez chwilę patrzył na nią z nienawiścią, ale ostatecznie mruknął coś niecenzuralnego pod nosem i ze złością wrócił na swoje miejsce. Obietnicy nie wypowiedział, ale oboje czuli, że to Laura wygrała to starcie.

Dziewczyna wiedziała, że wymaganie przeprosin to jednak za dużo jak na trzeci dzień obozu. Maciek nie był nawet na siłach, by otwarcie się przyznać, że w jakimś sensie przegrał. Ale mimo że sytuacja z kubkiem moczu się nie powtórzyła, Laura nie czuła się dumna ze sposobu, w jaki to rozwiązała. Tak naprawdę chciała upokorzyć chłopaka, a to bardzo kłóciło się z całym jej systemem wartości. Szanowała wychowanie pełne miłości i akceptacji. Przyjechała na obóz z myślą, że da tym dzieciakom tego posmakować. Ale kiedy zobaczyła, że to właśnie brutalne działania liczą się w ich świecie, pocieszała się, że od czegoś trzeba przecież zacząć. I może Kamila miała rację: musiała im coś najpierw udowodnić, a dopiero wtedy będzie mogła im pomóc tak, jak sobie wymarzyła.

Porządek niemal każdego dnia na obozie był jasny. Po śniadaniu podopieczni mieli czas dla siebie. Wtedy wolontariusze krążyli po ośrodku, odbębniając swoje dyżury i reagując na wszelkie przykre incydenty. W tym czasie wybrane na dany dzień dzieci szły na indywidualne sesje ze specjalistami. Po obiedzie zaczynały się zajęcia integracyjne lub edukacyjne: gry i zabawy, których przeprowadzenie w całości należało do wolontariuszy. Później zaczynały się zajęcia grupowe, tym razem znów z fachowcami. Wieczorna zmiana pilnowała porządku przy kolacji i próbowała ogarnąć całą zgraję, zanim nastała cisza nocna.

Trzeciego dnia pomysłem Laury na integrację były zabawy nastawione wyłącznie na zapamiętywanie imion. Po pierwszym spotkaniu wiedziała już, że mało który uczestnik obozu chciał mówić o sobie coś więcej albo czerpał jakąkolwiek radość z siedzenia w kółeczku i słuchania innych. Tym razem chciała postawić na ruch i trochę śmiechu. Chociaż nie wyszło idealnie, bo wiele osób i tak buntowało się przeciw jakiemukolwiek posłuszeństwu, wracała do Sobianic z dużo lepszym humorem niż poprzedniego dnia. Ten nastrój co prawda nie był w stanie przesłonić gigantycznego kaca, ale to było w jakiś paradoksalny sposób wręcz motywujące: okazało się, że nawet w takim stanie umiała sobie poradzić.

W pokoju przekonała się, że jedyne, co jest w stanie zrobić, to po prostu położyć się i zasnąć. Po drzemce poszła do pokoju Kamilii, ale nikt nie odpowiedział na jej pukanie. Sprawdziła też w ogrodzie, ale tam również nikogo nie zastała. Jej ostatnią próbą była kuchnia.

O blat niedbale opierał się nieznajomy chłopak. Laura oceniła szybko, że wyglądał na niewiele starszego od niej, co więcej był nieziemsko przystojny. Miał trochę za duży nos, ale reszta jego twarzy przypominała wzór idealnych proporcji dla modela. W ręce trzymał plastikowy pojemnik i jadł z niego, gdy weszła. Jego bose stopy i luźny dres tylko potęgowały tę aurę swobody dookoła niego.

Zmierzył ją skupionym, ale beznamiętnym spojrzeniem, a ona nie powiedziała nic, co zresztą miała w zwyczaju, kiedy przedstawiciel płci przeciwnej zrobił na niej wrażenie.

— Jak się czujesz? — zapytał, nie przerywając jedzenia.

— Dobrze — odparła zaskoczona.

— Nie zapowiadało się — prychnął rozbawiony, ale to nie oderwało jego uwagi od ryżu z kurczakiem.

— Słucham? — bąknęła.

— Nie obraź się, ale nie chce mi się znowu was zbierać — oświadczył, nie okazując już ani rozweselenia, ani frustracji, ani właściwie niczego. To była zupełnie neutralna wypowiedź. — Będzie mi miło, jak następnym razem upijecie się trochę ostrożniej — rzucił tylko, odłożył pusty pojemnik do zlewu i wyszedł.

Laura przez chwilę trawiła to, co usłyszała, po czym po prostu parsknęła i ukryła twarz w dłoniach. Chciała jednocześnie zapaść się pod ziemię i śmiać się z całej tej sytuacji. Najpierw wybrała to drugie, a zważywszy, że miała tam jeszcze trochę pomieszkać, czuła, że na to pierwsze jeszcze przyjdzie czas.

Wieczorem długo nie mogła zasnąć. Doskonale wiedziała, że to upokorzenie nie da jej spokoju przez następne dni, a jeśli jeszcze raz spotka tego chłopaka, pewnie sparaliżuje ją z zażenowania albo będzie się rumienić na każde jego słowo.

— Idiotka, idiotka — powtarzała, klepiąc się w twarz, ale to wcale nie przynosiło ulgi. Przejrzała facebooka i do znudzenia oglądała filmiki o śmiesznych zwierzętach, ale senność wciąż nie przychodziła. Było już naprawdę późno, a ona nie chciała być niewyspana na obozie, więc postanowiła po prostu zamknąć oczy i liczyć, że w końcu ją zmorzy.

Rzadko zdarzało jej się spać w dzień i to tę jedną drzemkę winiła za ten problem. Zresztą zaczęły pić dosłownie po obiedzie, więc miała całą noc, żeby się wyspać. Leżała tak przez długi czas, ale czuła się wciąż tak samo pobudzona.

— Czego pragniesz? — Szept był tak cichy, że w pierwszej chwili Laura była pewna, że tylko go sobie uroiła. — Możesz mieć to, czego zapragniesz. — Tym razem nie miała wątpliwości. Słyszała głos, który dochodził ze ścian i zdawał się płynąć przez pokój. Nie był kojący ani łagodny, więc Laura nie śmiała nawet drgnąć. Przez chwilę czekała, wstrzymując oddech. — Mamy to, czego pragniesz. — Z walącym sercem zakopała się najłębiej pod kołdrę, jak umiała i po prostu zatkała uszy. Jednak szepty, chociaż już mniej wyraźne, docierały do niej dalej. Trwało to tak długo, że uznała, że musi wziąć się w garść. Chwyciła telefon i pozwalając sobie tylko wyjrzeć znad kołdry, oświetlała po kolei każdy fragment pokoju. Słysząc, że szept zdaje się nie dobiegać z żadnego konkretnego miejsca, naprawdę spodziewała się, że ujrzy jakąś zjawę, ale pokój był pusty. Włącznik światła znajdował się na tyle blisko, że wzięła kilka głębokich oddechów i z zamkniętymi oczami pobiegła do niego. Kiedy zapaliła światło nie ujrzała nic podejrzanego, ale wróciła szybko do łóżka, rozglądając się niespokojnie. — Czego pragniesz? — powtórzył szept i Laura aż podskoczyła. Zdecydowała, że opcje są tylko trzy: albo była chora psychicznie, albo dźwięk tak dziwnie roznosił się w tym budynku, albo duchy istnieją i właśnie przemawiał do niej jeden z nich. Wiedziała, że nie będzie w stanie zasnąć, więc jeszcze raz włączyła latarkę i powoli wyszła na korytarz. Chciała tylko zerknąć, czy pokoje w pobliżu mają zamknięte drzwi. Otwarte świadczyły o tym, że aktualnie nie były zamieszkane. Przeszła więc szybko korytarz, ale w pobliżu żaden pokój nie był zajęty. Kiedy głos znowu się odezwał, z walącym sercem zbliżyła się do ściany i przyłożyła do niej ucho. Wtedy usłyszała coś niesamowitego i zupełnie niewytłumaczalnego. Jakby tysiące osób szeptało do niej na raz tak szybko, że nie mogła rozróżnić słów. Kiedy skupiała się na jednym głosie miała wrażenie, że mówi w jakimś obcym języku, a cały ten szum nie ustawał nawet na chwilę.

— Laura? — Kiedy usłyszała własne imię wrzasnęła z przerażeniem i upuściła telefon. — Kurwa. — Kamila również odskoczyła na jej niespodziewaną reakcję. — Wszystko spoko? Co ty robisz? Jest prawie druga.

Ktoś zapalił światło i dziewczyna zobaczyła chłopaka, z którym minęła się w kuchni i rudowłosą nastolatkę. Cała trójka patrzyła na nią z niepokojem.

— Nic, nic — wydusiła w końcu. Była tak roztrzęsiona, że nie zastanowiła jej ich obecność na korytarzu w środku nocy. — Wydawało mi się, że coś słyszę. — Zdobyła się na uśmiech, próbując ukryć przerażenie. Spojrzeli po sobie, ale żadne nie wiedziało, co właściwie należy powiedzieć.

— Ale co dokładnie? — zaniepokoił się chłopak.

— Nie, nic. — Machnęła lekceważąco ręką. — Jestem po prostu zmęczona. Chyba pójdę się położyć.

— Czego pragniesz?

Dziewczyna błyskawicznie spojrzała na ścianę i niemal pisnęła.

— Laura, przerażasz mnie. — Kamila spróbowała rzucić tę uwagę z lekkością, ale zabrzmiała poważnie. Nie była zresztą jedyną osobą na korytarzu, która tak się czuła.

Dziewczyna błyskawicznie zdała sobie sprawę, że tylko ona słyszy szepty, więc uznała, że jej i tak podeptana już dostatecznie godność musi się ewakuować.

— Coś mi się musiało przyśnić. Chyba naprawdę muszę iść spać. — Wyminęła ich szybko i poszła do pokoju, starając się, żeby jej krok nie był zbyt szybki. Jeszcze raz zlustrowała pomieszczenie i zgasiła światło.

Szepty nie ustały i nie mogła zasnąć całą noc.

Obóz rozpoczął się we wtorek, więc zbliżał się weekend. Wolontariuszy było na tyle dużo, że mogli brać wolne w co drugą sobotę i niedzielę, a podopieczni mieli wtedy organizowane różne wyjazdy albo zwyczajnie dostawali trochę więcej luzu. Jakimś cudem przetrwała piątek i od razu zadeklarowała, że przez następne dwa dni się tam nie pojawi. Czuła się tak wyczerpana, że dosłownie nie pamiętała, jak znalazła się we własnym łóżku, ale tym razem miała niemal całkowitą pewność, że nie kryje się za tym żadne upokorzenie, w które zaangażowany był jakiś nieziemsko przystojny blondyn. Obudziła się o osiemnastej, wciąż zmęczona, ale też głodna. Zeszła na dół po kolację i zastała tam właścicielkę całej posiadłości.

— Dzień dobry — przywitała się uprzejmie, a staruszka obdarzyła ją szerokim uśmiechem.

— Jak twój wolontariat? — zapytała, przeglądając gazetę. Kiedy przyjmowała ją we wtorek, okazywała duże zainteresowanie tym, jak zamierza spędzać czas i była naprawdę miła i przyjacielska. Laura odpowiedziała jej w kilku słowach, bo zupełnie nie miała siły na pogaduszki, mimo że naprawdę polubiła tę starszą panią.

Do kuchni weszła rudowłosa nastolatka i w tym świetle można było dostrzec z łatwością, jaka jest drobna.

— O, Marlenka, poznałyście się już? To jest Laura, nasz gość, a to moja wnuczka, Marlena.

— Hej — rzuciła delikatnie zażenowana wspomnieniem ostatniej nocy.

— Hej... dobrze się już czujesz? Wyglądasz na zmęczoną — zauważyła, a Laura pokiwała szybko głową.

— Właśnie idę się przespać. Wszystko gra — zapewniła ją i szybko poszła do pokoju ze swoją kolacją. W pośpiechu zapomniała chwycić telefon z blatu, więc z frustracją wróciła na dół. Zanim dotarła do drzwi, usłyszała Marlenę.

— Babciu, ona słyszała szepty — zapewniła ją gorliwie, więc Laura zamarła. Podsłuchiwanie nie figurowało wysoko na jej liście bardzo złych występków, ale i tak nie lubiła tego robić.

— Marlena, błagam cię. Nie ma już Szeptuch, rozumiesz?

— Nie, nie widziałaś jej. Gdybyś ją zobaczyła...

— Tak, Aleks już mi to mówił. Mogła być zmęczona, mogła lunatykować, może jest chora na chorobę psychiczną, o której nie ma ochoty mówić nieznajomym. Możliwości jest wiele. Zajmij się proszę owsianką, bo mi się zaraz cała spali.

Westchnienie dziewczyny najwyraźniej skończyło rozmowę, więc Laura odczekała chwilę, żeby jej przyjście było wolne od podejrzeń.

W pokoju zamiast spać, przejrzała internet w poszukiwaniu objawów chorób psychicznych. Wpisała też hasło szeptucha, ale, tak jak się spodziewała, ten trop prowadził donikąd. Wiedziała już doskonale, że powinna zadzwonić do taty, ale uznała, że po jednej nocy dziwnych wydarzeń, to będzie zwyczajne panikowanie. Kolejny dzień miała mieć wolny, więc postanowiła poświęcić swoje samopoczucie, żeby po zmroku nasłuchiwać i upewnić się, że rzeczywiście zaczyna świrować.

Czuła się tak zmęczona, że postanowiła nastawić sobie budzik na dwudziestą trzecią, ale zupełnie nie pamiętała, czy w ogóle zadzwonił. Okazało się jednak, że wcale nie był potrzebny. Obudziła się sama z siebie około pierwszej nad ranem. Od razu zapaliła światło i to odrobinę ją uspokoiło.

Cisza w pokoju zdawała się niemal paraliżująca, więc pozwoliła sobie opaść na poduszki. Odetchnęła kilka razy i powoli ogarniało ją poczucie ulgi.

— Czego pragniesz? — Złowieszczy szept sprawił, że przerażenie chwyciło ją za serce. Zakryła tylko twarz dłońmi i czekała. Jeśli rzeczywiście ktoś miał stanąć tej nocy w pokoju, nie chciała tego widzieć.

— Kto to? — wydukała piskliwie.

— Pragniesz wiedzieć? — Szept odparł dopiero po chwili, jakby nawet jego zaskoczyło, że dziewczyna postanowiła nawiązać jakiś kontakt.

— Chcę spokoju — wyszeptała.

— Możemy dać ci wieczny spokój — zapewnił, a odkąd zaczęła mu odpowiadać, siła głosu rosła. Nie dążyła co prawda do krzyku czy normalnego tonu, ale szept zdawał się rezonować i wędrować w ścianach z dużo większą mocą.

— Nie chcę wiecznego spokoju — powiedziała przerażona, a po jej policzkach potoczyły się łzy. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek tak bardzo się bała. Właściwie nie była w stanie sobie niczego przypominać ani nawet myśleć. Chciała tylko, żeby to się skończyło.

— Nie znamy innego spokoju.

— Kim jesteś? — Odważyła się rozchylić palce i spojrzeć zerknąć, ale nie dostrzegła nikogo.

— Pragniesz wiedzieć?

— Tak — potwierdziła i powoli podparła się na łokciu. Pokój był świetnie oświetlony i zdecydowanie pusty. To pomogło jej przynajmniej trochę uspokoić oddech.

— Jesteśmy Szepty. Pora na nasze życzenie. Pragniemy, żebyś wyszeptała nasze imię.

— Szepty? — odparła niepewnie, nie zastanawiając się nawet, czemu podejmuje tę grę w lampę Alladyna z głosem we własnej głowie.

— Nie. Nasze imię.

— Nie znam go.

— Tomir — odpowiedziały Szepty, a Laura posłusznie powtórzyła.

Wtedy zawył alarm przeciwpożarowy.


Bardzo dziękuję za każdy komentarz pod pierwszym rozdziałem :) Starałam się wprowadzić każdą poprawkę, jaką mi sugerowaliście, a jeśli tutaj też coś wypatrzycie to oczywiście dajcie znać. Betowania opowiadania podjęła się SzalonyIntrowertyk, której zadedykowałam rozdział. Wielkie dzięki! <3 

Chciałam sprostować jeszcze jedną rzecz, bo w sumie mój wstęp mógł być trochę mylący. Napisałam, że tematyka będzie raczej młodzieżowa, ale, jak sami zauważyliście, wolontariat Laury to nie taki lekki kąsek. Bohaterowie są jednak w wieku późno-nastoletnim, więc może nie będzie  tak nastoletnio, ale wciąż dorastają, sprawdzają, kim są... I miałam na myśli bardziej to, że ich wewnętrzne rozterki, sposób postrzegania świata będą w jakiś sposób lżejsze. Z drugiej strony, mimo ich wieku, świat pozostaje tak samo poważny i ciężki, jaki jest w rzeczywistości. Tylko że obejrzymy to dość młodymi oczami :) Mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi :D


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro