Rozdział 4 'Let's go'
Wyskoczyłem wyżej niż dotychczas. JaeBum potrzebował wyższej wystawy aby jego atak był skuteczny.
Posłałem piłkę w stronę atakującego.
Idealnie.
Brunet z całej siły uderzył w nią.
Nawet Jackson nie był w stanie tego obronić.
Wpadliśmy w rytm gry i teraz tylko coraz bardziej się nakręciliśmy.
JaeBum zatriumfował a ja z zadowoleniem uśmiechnąłem się do reszty.
Nasz wynik był wyższy od drużyny przeciwnika.
Prowizorycznego przeciwnika.
Yugyeom wyglądał na tak samo spokojnego jak w momencie, kiedy wszedł na boisko.
Arogancki i zbyt pewny siebie.
Szkoda tylko, że posiada takie umiejętności.
BamBam stał znowu po stronie boiska, na której grał Yugyeom.
Chłopak musiał cały czas się zmieniać.
Jako libero było do tego zobowiązany.
- Panowie! - ten głos nie należał do żadnego z chłopaków z drużyny.
JaeBum pierwszy odrócił głowę w stronę źródła głosu.
W drzwiach sali gimnastycznej stał mężczyzna. Był od nas o dobre dziesięć lat starszy.
- To menadżer. - powiedział do mnie Jinyoung. - Lee Wook.
- Cześć! - zawołał kapitan. Musiał mieć dobre relację z menadżerem, ponieważ mężczyźni zachowywali się jakby byli przyjaciółmi.
- To są nasze świeżaki. - Wook obrzucił nas uważnym spojrzeniem. Potem się rozpromienił. - Dostałeś fantastycznych zawodników. To przecież Mark Tuan z gimnazjum Gwoyang. - jego wzrok spoczął na Yugyeomie, który ze znudzeniem odbijał piłkę od parkietu. - No i duma gimnazjum Johsai. Kim Yugyeom.
- Dzień dobry. - rzucił krótko kasztanowy. Coś się we mnie zagotowało. Powinien okazać więcej szacunku.
Nawet jeśli królewicz jest przyzwyczajony do tego, że go chwalą.
Spojrzałem z ukosa na JaeBum'a. Kapitan chyba odniósł to samo wrażenie co ja.
- Jest cholernie bezczelny. - rzucił Jackson ze złością pakując książki do plecaka.
- I co na to poradzisz? - spytał Youngjae, bawiąc się rękawem marynarki.
Jackson spojrzał ze złością na przyjaciela.
- Powinieneś się ze mną zgodzić a nie występować przeciwko mnie.
- Nie zrobiłem tego. Zadałem pytanie.
- O jedno za dużo!
Youngjae uśmiechnął się przewrotnie.
- Jackson, dajesz się prowokować. On tego właśnie chce, zdenerwować i rozstroić nas wszystkich. - odparł spokojnie szatyn.
Miał rację. Uważnie obserwował Yugyeom'a i to jak się zachowuje. Widział, że jego zachowanie nas irytuje i czerpał z tego przyjemność.
Niesamowite, że Youngjae przejrzał go na wylot.
Brunet na chwilę przestał się rzucać i oparł głowę na dłoni.
Nareszcie zaczął myśleć.
Później się odezwał.
- Już rozumiem.
- Bajecznie. Możemy w spokoju iść do domu? - spytał z uśmiechem szatyn.
Kiwnąłem głową i wraz z chłopakami ruszyłem w stronę wyjścia ze szkoły.
Po drodze Jackson zszedł z tonu i zaczął żartować.
Wrócił mu humor a Youngjae wyglądał na dumnego z siebie.
Miał powody. Dał radę powstrzymać Jackson'a od dania Yugyeom'owi tego, czego chce.
Wiedziałem, że teraz brunet już nie okaże jak bardzo frustruje go kasztanowowłosy cwaniaczek.
- Wiecie co wam powiem? - powiedziałem nagle. - Nigdy mu nie wystawię. Nie tak jak on chciałby tego.
Youngjae spojrzał na mnie współczująco.
- I doprowadzisz do tego, że twoje marzenia legną w gruzach.
Siedziałem z głową wspartą na dłoni i uczyłem się matematyki.
Nie sprawiała mi większych problemów więc przygotowanie się na kartkówkę było przyjemną czynnością.
Jednak w tej chwili myślałem o Momo.
Była niezwykła od momentu, kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz.
Jej każda wystawa kończyła się idealnym atakiem.
Była wtedy dużo młodsza a jednak potrafiła aż tyle.
Widziałem ją tylko raz... Wywarła na mnie tak ogromne wrażenie, że nie potrafiłem jej zapomnieć.
Poniekąd to właśnie dzięki niej jestem tak doskonałym rozgrywającym.
Ona tego nie pamięta. To miało miejsce dość dawno, ale ja nigdy nie zapomniałem.
Nie sposób było jej nie poznać.
Nawet jeśli teraz jest już kobietą i przefarbowała włosy na blond, który zresztą bardzo jej pasuje.
Co?
Od kiedy zauważam takie błahostki?
Poczułem się odrobinę nieswojo.
Odrzuciłem książkę na bok i nerwowo przygryzłem ołówek.
Zaniepokoiły mnie własne myśli.
Pewnie dlatego, że jest już późno i mój mózg musi odpocząć. Przemęczyłem go matematyką i tyle. Zdjąłem z siebie koszulkę i padłem na łóżko.
Byłem wykończony.
Zaliczyłem trening umysłu i ciała więc nie dziwię się swoim zmęczeniem.
Przymknąłem powieki.
Muszę przyznać, że teraz jest jeszcze bardziej fascynująca niż wcześniej.
Chwilę później miarowo oddychając, zasnąłem.
Powoli dokończyłem posiłek. Nie zamierzałem się spieszyć tylko dlatego, że Jackson palił się na lekcje łączoną z klasą 1A, do której należały niemal prawie same dziewczyny.
- Szybciej. - zawył chłopak, przebierając nogami, jakby tańczył jakiś pieprzony taniec irlandzki.
Przepraszam za słownictwo.
Niekiedy nawet ja się denerwuję.
- Spokojnie. Nasi chłopcy nie są poinformowani z kim mamy lekcję. - powiedział Youngjae, dopijając sok.
Wyglądał na zażenowanego zachowaniem przyjaciela. Nie on jeden.
- Zajmiemy dobre miejsca, tylko niech Markie ruszy cztery litery! - rzekł z frustracją brunet.
Prosiłem go, aby się do mnie tak nie zwracał.
Jak zwykle mnie zignorował.
Teraz ja zrobię to samo.
- Chyba mam ochotę na dokładkę. - powiedziałem ze spokojem i ruszyłem w stronę okienka do wydawania jedzenia.
Jackson zatorował mi drogę.
- Przyjacielu...
- Prosiłem cię o coś. - zwróciłem się do chłopaka stanowczo.
Brunet wiedząc, że nic nie da rady wytargować, wrócił do stolika i z naburmuszoną miną usiadł obok Youngjae.
Wziąłem sobie dokładkę zupy i wróciłem do przyjaciół.
Jadłem w normalnym tempie, z zadowoleniem patrząc jak Jackson się uspokaja.
Zeszło z niego całe podniecenie więc przynajmniej się nie wygłupi przed dziewczynami.
Nie chciałem, aby mój przyjaciel został źle oceniony albo co gorsza wyśmiany.
- Możemy iść. - rzuciłem. Brunet podniósł się z miejsca i poszedł przodem.
Ruszyłem za nim, ale trzymałem się na dystans.
- Dobrze zrobiłeś a jemu zaraz przejdzie. - uśmiechnął się Youngjae i szybko dogonił Jackson'a.
Nawet jeśli nie dał po sobie poznać, również chciał usiąść przy stoliku z dziewczynami.
Pokręciłem lekko głową.
Zabawni są ci moi kumple.
Yugyeom przeszedł samego siebie. Zachowywał się co najmniej jak jakiś celebryta.
Dziewczyny dosłownie go obległy. Każda go znała i podziwiała.
Yugyeom posyłał mi znaczące spojrzenia, kiedy któraś z dziewczyn chciała z nim zdjęcie albo jego autograf.
Nie zrobiło to na mnie najmniejszego wrażenia. Nie one są moim wyznacznikiem talentu i umiejętności.
Denerwowało mnie po prostu zachowanie tego przeklętego królewicza.
Zawsze w centrum uwagi.
Udawał, że jest lepszy i podbudowywał swoje ego krytykując wszystkich jak leci albo starał się dowartościować kosztem innych.
Czasami jeszcze udawał, że słyszał o sobie już wszystko i nawet nie raczył podziękować za pochwałę.
Nie znosiłem go.
Niestety, fantastycznie odnalazł się w drużynie i zgrał się z każdym.
Oprócz mnie.
Oboje toczyliśmy otwartą wojnę na boisku, nawet wtedy, gdy staliśmy po jednej stronie siatki.
To na pewno nie pomagało drużynie, ale nie zamierzałem pierwszy odpuścić.
Nie byłoby to w moim stylu.
Otworzyłem zeszyt i zacząłem notować.
Cokolwiek byleby odwrócić swoją uwagę od przedstawienia Yugyeom'a.
- Dlaczego akurat on? - warknął Jackson z niezadowoleniem wpatrując się w kasztanowego.
- Nie wiem jak działają kobiety. - wzruszyłem ramionami i wróciłem do pisania.
- Szkoda mi tylko tej blondynki, która została wyrzucona z własnej ławki. - westchnął Youngjae.
Mój wzrok powędrował do kolegi obok.
Momo?
- Gdzie ona jest? - spytałem.
Szatyn spojrzał na mnie zdziwiony, ale nie zadał żadnego pytania.
- Siedzi z przodu i nie wygląda na szczęśliwą.
No tak.
Ona na pewno też chciała siedzieć obok Yugyeom'a.
Bo kto by nie chciał...
Przeglądałem harmonogram jaki dał nam Lee Wook.
Wyglądało na to, że za tydzień mamy mecz treningowy.
Nie miałem pojęcia z kim zagramy, bo pismo menadżera pozostawiało wiele do życzenia.
- Chciałbym dowiedzieć się kto będzie nas trenował. - rzucił Jackson zaglądając mi przez ramię.
- Podobno trener dzisiaj wraca z urlopu i już jutro będzie z nami na treningu. - odparł Youngjae. Jak zwykle jest świetnie poinformowany.
O cokolwiek bym nie zapytał, on zawsze zna odpowiedź.
- Musimy poprawić sprawność drużyny przed meczem treningowym. Tylko Jackson, ja i królewicz serwujemy z wyskoku... Jak serw będzie beznadziejny to nas zniszczą. - skomentowałem.
- Najpierw musisz wystawić Yugyeom'owi. - powiedział stanowczo Youngjae.
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem.
- Przecież mu wystawiłem.
- Ty wiesz o co mi chodzi. - odparł chłopak i ruszył przed siebie. - Do zobaczenia jutro! - pomachał nam krótko i zniknął za zakrętem.
Wraz z Jacksonem szedłem dalej, ale myślami byłem daleko stąd.
Nadal zastanawiałem się nad słowami Youngjae.
Czego on ode mnie wymaga? Nie będę grał pod niczyje dyktando.
- Ziemia do Mark'a. - brunet pstryknął mi palcami przed twarzą. Otrząsnąłem się z zamysleń.
- Nie chcę z nim grać. Mógł iść do każdego liceum... Dlaczego jest właśnie tutaj? - spytałem z lekkim żalem.
- Wiesz, że to samo pytanie mógłbyś zadać sobie? Nawet jeśli pod wieloma względami się różnicie to nadal jesteście do siebie podobni. - Jackson uśmiechnął się znacząco. Zmarszczyłem brwi. Nie mam nic wspólnego z Yugyeom'em.
- Chciałeś mnie obrazić?
Brunet westchnął.
- Nie.
____________________________________
Bądź co bądź nie jest tak źle narazie z tym opowiadaniem. Rozdziały są regularnie co dwa dni, jakoś sobie radzę XD
Myślę, że historia w miarę ciekawie zaczyna się tworzyć :)
Pozdrawiam XOXO
Do następnego 😚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro