Rozdział 1 'Team'
Zbiegłem po schodach, trzymając w jednej ręce torbę treningową a plecak w drugiej. Niewiele zabrakło do tego, bym wywinął efektownego orła przed Jacksonem, który mnie cały czas pospieszał.
- Pośpiesz się Markie... - marudził oparty o poręcz.
- Nie mów tak do mnie. - warknąłem, szybko przeszukując szafki w poszukiwaniu czegoś na śniadanie.
- Wiesz, że i tak to będę robił? - zaśmiał się brunet, sprawdzając godzinę w telefonie. Natychmiast odechciało mu się śmiać. - Coś mi się wydaje, że Youngjae ci dzisiaj zrobi krzywdę.
- Nie spóźnimy się. - wymamrotałem, pochłaniając porcję płatek.
Starałem się wszystko robić na maksymalnych obrotach, ale byłem jedynie człowiekiem.
- Lekko mówiąc...
- Idziemy. - oznajmiłem, otwierając drzwi i wiążąc sznurówki trampek.
Jackson jednak mnie zignorował i zniknął w mieszkaniu.
Co on robi?
Stanąłem jak wryty i zastygłem z ręką wyciągniętą w stronę drzwi.
Chwilę później z mieszkania wypadł brunet wraz z moją torbą treningową. Zrobiłem wielkie oczy a chłopak powiesił mi moją własność na ramieniu.
- Podziękujesz kiedy indziej. - krzyknął Jackson i popędził przed siebie. Dzisiaj znowu się ścigamy?
Zamknąłem drzwi i ruszyłem biegiem za przyjacielem.
Pierwszy dzień w szkole jest dla mnie zawsze stresujący.
Jestem osobą, która nie lubi odrzucenia i za każdym razem boję się, że ktoś mnie nie polubi. Pal sześć jeśli ja również nie przepadam za tą osobą.
Gorzej, kiedy ktoś patrzy na mnie krzywo od tak.
Zresztą nieważne.
Przyśpieszyłem, żeby dogonić przyjaciela.
Przecież nie dam mu wygrać.
Znowu remis. Za każdym razem nie byłem ani lepszy ani gorszy od Wang'a. To odrobinę irytujące.
Nie lubię przegrywać ani remisować.
Szczególnie w sporcie.
Oparłem ręce na kolanach i stałem w takiej pozycji, łapiąc powietrze.
Jackson położył się na trawie i regulował oddech z uśmiechem na twarzy. Nie miałem zielonego pojęcia z czego się tak cieszył, ale wolałem nie pytać o powód.
- Jesteście! - usłyszałem za sobą głos Youngjae, który już zmierzał w naszą stronę.
Wyglądało na to, że chłopak odczuł ulgę widząc mnie i Wang'a.
- Jak zawsze na czas. - powiedziałem. Zabrzmiałem chłodno. Niestety, moja barwa głosu sprawiała, że zawsze tak brzmiałem i nikt się tym nie przejmował.
Szatyn spojrzał na zegarek w telefonie i uśmiechnął się lekko.
- Na czas, ale przesadziłeś z tym jak zawsze. - Jackson wydał z siebie dźwięk, który miał być imitacją śmiechu, ale brzmiał bardziej jak zaawansowana gruźlica.
- Wypraszam sobie. Przeszedłem po tego delikwenta około dziewiątej, ale on wolał jeszcze zamknąć się w łazience na godzinę. - rzucił brunet, podnosząc się z ziemi.
- Lepiej mi się myśli w wodzie. - wzruszyłem ramionami. Youngjae posłał mi zdziwione spojrzenie, po czym jedynie się roześmiał.
Co dostrzegł w tym śmiesznego? Nie wiem.
Youngjae był osobą, która często się uśmiechała. Nie potrzebował powodów, aby posłać komuś uśmiech. Podziwiałem jego optymizm.
Zazdroszciłem mu również, że potrafi wyrazić wszystkie swoje uczucia i emocje w bardzo prosty sposób.
Jest niezwykle pozytywnym i pomocnym człowiekiem, który stara się jak może dogadać z każdym.
Taki jego charakter... Mój jest zupełnie inny i czasami tego żałuję.
Czasami to znaczy często.
Jackson pstryknął mi palcami przed nosem.
- Markie żyjesz?
- Nie nazywaj mnie w ten sposób. - mruknąłem.
Wywołało to uśmiech zarówno na twarzy Youngjae jak i Jackson'a.
Nie potrafię być jak Youngjae, ale przynajmniej bycie sobą mi wychodzi.
Ruszyłem przodem w stronę wejścia do szkoły.
Trafiłem do klasy wraz z moimi przyjaciółmi, co przyjąłem z ogromną ulgą.
Nie miałem ochoty na rozdzielanie się.
Siedziałem w ławce w przedostatnim rzędzie i wpatrywałem się w okno.
Jedyne co chciałem teraz zrobić to odnaleźć salę gimnastyczną.
Niestety, fizycznie musiałem znajdować się w tym nudnym miejscu, zwanym salą lekcyjną.
Co dwie minuty dostawałem kopniaka w krzesło od Jackson'a, siedzącego za mną. Nie był to dobry pomysł, żeby chłopak usiadł ze moją osobą.
Przez cały rok będzie mi przeszkadzał.
W ławce obok mnie usadowił się Youngjae i zawzięcie kreślił coś w zeszycie.
Byłem przekonany, że spisywał plan lekcji. Szatyn znał naszą dwójkę i wiedział, że ani ja ani Wang nie będziemy znali rozkładu zajęć. Czasami miałem wyrzuty sumienia z powodu wykorzystywania dobroci Youngjae, ale on zawsze powtarzał mi, że mu to nie przeszkadza.
Jedyne co mogłem zrobić, to dbać o to, żeby nie zgubić planu otrzymanego od przyjaciela.
Kolejne uderzenie w krzesło.
- Mam cię uderzyć czy jak? - odwróciłem się do bruneta i spojrzałem na niego z powagą.
- Możesz mnie posłuchać.
Uniosłem brwi do góry i czekałem aż przyjaciel powie, co ma do powiedzenia.
- Klub siatkarski nie jest całkowicie wygaszony. Nie będziemy startować od zera. - rzucił chłopak, co wprawiło mnie w lekkie zdziwienie.
- Naprawdę?
- Nie żartuję.
- Powiedzmy, że ci wierzę. - odparłem i odwróciłem się z powrotem do tablicy. Nauczyciel zdzierał sobie gardło, odchrząkując co chwila, aby zwrócić moją uwagę. - Zrozumiałem aluzję, będzie miał Pan problemy z krtanią. - powiedziałem obojętnie a oczy całej klasy skierowały się na mnie.
Czyżbym powiedział coś nie tak?
Przebrałem się w sportowy strój i ruszyłem biegiem w stronę sali gimnastycznej.
Wang i Youngjae już na mnie czekali.
Pierwszego dnia szkoły udało mi się już wylądować na dywaniku.
Fajnie, Mark, zobaczymy jak długo będziesz tak bezmyślnie się odzywał.
Wpadłem do pomieszczenia i przystanąłem na chwilę. Hala była ogromna.
Moje oczy rozszerzyły się dwukrotnie i chłonęły obraz, który roztaczał się przede mną.
Wspaniałe miejsce, będę tutaj spędzał jak najwięcej czasu.
Chłopaki już zdążyli założyć siatkę i teraz odbijali sobie piłkę.
Jackson jak zwykle się popisywał i starał się wyglądać efektownie przy odbiorze piłki, ale Youngjae uniemożliwiał mu to, posyłając piłkę z dużą prędkością w stronę bruneta.
Jackson grał w obronie. Był bardzo dobrym obrońcą, ale potrafił też świetnie zagrywać.
Jego zagrywka była zabójcza, dzięki ogromnej sile chłopaka i latach praktyki.
Pierwszy nauczył się serwować z wyskoku.
Pierwszy nauczył się odbierać z przewrotem.
Nie potrafiłem mu dorównać w obronie, ale było coś w czym byłem lepszy.
- Do mnie!! - krzyknąłem do Youngjae i pobiegłem na boisko.
Chłopak wybił piłkę w górę. Około trzy metry nad parkietem.
Wyciągnąłem ręce w górę i odbiłem się od ziemi.
Piłka była w idealnym miejscu do wystawienia.
Moje dłonie dotknęły piłki i pewnym ruchem posłałem ją w stronę Youngjae. Piłka poleciała dokładnie w to miejsce, z którego chłopak najlepiej atakował.
Wiedziałem jak wystawić szatynowi tak, aby wyciągnąć z atakującego sto procent umiejętności.
Wystarczyło żebym analizował każdy jego atak. Później po prostu już automatycznie wystawiałem piłkę w najbardziej lubiany przez Youngjae sposób.
Szatyn wyskoczył i uderzył w piłkę z całą mocą.
Wystarczył ułamek sekundy, aby znalazła się ona w boisku.
Nie było szans na blok czy obronę.
Nie przy takim ataku.
Mogłem nie potrafić tego co Jackson czy Youngjae, ale było coś w czym byłem niepokonany.
Była pozycja, na której nie można było mnie zatrzymać. Ani mnie ani piłki, którą wystawiałem do atakującego.
Bycie rozgrywającym to coś więcej niż dobre wystawienie.
Bycie rozgrywającym to bycie filarem drużyny, dzięki któremu ona sama może dać z siebie wszystko.
Dlatego jestem dumny z tej pozycji.
Słońce chowało się powoli za horyzont w chwili, gdy wraz z Jacksonem wracałem do domu.
Chciałem wreszcie zostać sam, ale Wang stwierdził, że nie ma najmniejszej ochoty wracać w pojedynkę więc się do mnie doczepił. Fantastycznie, dzięki przyjacielu.
- Jutro mamy dostać aplikację do klubu.
- Przecież miał nie istnieć. - odparłem.
- Rozumiem, że chciałeś zbudować drużynę na swój sposób, ale to tak nie działa.
Musisz zrozumieć, że nie wszystko idzie po twojej myśli ilekroć tego chcesz.
Popatrzyłem przez chwilę na bruneta a potem bez słowa ruszyłem przed siebie. Nie wiem, czy on jest odpowiednią osobą, aby mnie pouczać.
Wolałem po prostu odejść zanim wypowiedziałbym słowa, których później bym żałował.
Niestety, Jackson nie zrozumiał o co mi chodziło.
- Mark, stój.
Udałem, że nie słyszę co Jackson do mnie mówi.
- Nie ignoruj mnie.
Brunet zastąpił mi drogę a ja westchnąłem zrezygnowany.
- Nie ignoruję... Nie dzieje się po mojej myśli, trudno. Doskonale to rozumiem więc nie musisz mnie o tym uświadamiać. - zdobyłem się na najbardziej spokojny ton jaki tylko potrafiłem.
Z Wangiem bywało jak z małym dzieckiem, któremu trzeba było dokładnie wszystko wytłumaczyć.
Powoli i spokojnie.
- W takim razie dobrze. - powiedział chłopak i wycofał się. Nie miałem pojęcia czy dotarł do niego cały przekaz jaki niosła ze sobą moja wypowiedź. Jeśli jednak zrozumiał o co mi chodziło, to bardzo dobrze się stało.
- Do jutra. - rzucił przez ramię Jackson i uśmiechnął się szeroko.
Czyli nie zrozumiał.
Pomachałem mu krótko i kontynuowałem drogę powrotną do domu.
Musiałem opanować swoje emocje i nerwy. Wang miał specyficzny sposób bycia i nie mogłem tego w nim zmienić. Lubiłem go takiego.
Nie byłbym dobrym przyjacielem, gdybym kazał mu się zmienić.
Jestem nadwrażliwy.
Potrzebowałem swojego stoickiego spokoju jak za czasów gimnazjum.
Bałem się, że za chwilę zwyczajnie wybuchnę i...
Nie.
Do tego nie mogę dopuścić.
____________________________________
Wróciłam z czymś zupełnie nowym.
Co sądzicie?
Czekam na opinie:D
Do kolejnego 💋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro