Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Stan Nebraska, Hastings,

30 czerwca, godzina 17:07

Batman ostrożnie położył dłoń na zimnej powierzchni przeźroczystej komory, w środku której znajdował się nieprzytomny Robin z założoną na usta i nos maską, która najpewniej doprowadzała do jego organizmu gaz, dzięki któremu utrzymany był w takim stanie od blisko trzech dni.

Mężczyzna przełknął ciężko ślinę, zaciskając drugą dłoń w pięść, po czym powoli obrócił głowę, aby spojrzeć na swoich towarzyszy. Strzała stał w bezruchu przy kapsułach Artemis i Roya, a Canary dokładnie przyglądała się mechanizmowi przy komorze Connera.

- Otwieramy? - zapytał cicho. To pytanie wisiało niewypowiedziane w powietrzu od kilku minut, ale wyglądało na to, że cała trójka zwyczajnie bała się je zadać.

- Nie radziłbym, Batmanie.

Trójka herosów, obróciła się w kierunku drzwi. Szmaragdowy Łucznik naciągnął strzałę na cięciwę, a Mroczny Rycerz uniósł dłoń z kilkoma Batarangami.

- Vertigo! - sapnął blondyn.

- Crane. - białe „oczy" Nietoperza zwęziły się groźnie, patrząc na dwie sylwetki stojące przed nimi.

- Środek, który opracowaliśmy ze Scarecrowem specjalnie dla drużyny młodych jest jednocześnie spełnieniem marzeń i największych koszmarów. - rzekł niewzruszony ich postawą hrabia Vertigo – Jestem niezwykle ciekaw jak wygląda ich idealne życie, ale nie jesteśmy niestety w stanie zajrzeć do ich umysłów... - spojrzał ze smutkiem w oczach na stojące po jego prawej kapsuły, chociaż mimo wszystko uśmiechał się szeroko.

- Co masz na myśli? - spytała Canary, nie spuszczając z niego wzroku.

- Znajdują się teraz w swoim idealnym świecie, gdzie nikt nigdy nie słyszał o Lidze Sprawiedliwych, nie istniejecie. - podjął się odpowiedzi Scarecrow – Odłączenie ich od źródła gazu nic nie da. Została im już podana taka dawka, że wybudzenie ich z naszej śpiączki graniczy z cudem. I szczerze wątpię, aby byli zadowoleni po przebudzeniu...

Ni z tego, ni z owego całe pomieszczenia zadymiło się, a kilka minut później, gdy dym opadł, nie było śladu ani po Vertigo, ani po Scarecrowie.

- I co? To tyle? - spytał z niedowierzaniem Strzała.

- Aż tyle, Ollie. Aż tyle... - westchnął z bólem Batman, patrząc na nieprzytomnego Robina, na którego ustach malował się delikatny uśmiech.

Stan Oregon, Ośrodek Wypoczynkowy Dla Młodzieży

3 lipca, godzina 17:57

„Naprawdę? Musisz wszystkich zaczepiać? Wszystkich? Przechodniów, policjantów, a teraz nawet Colda?!"

- Budzi się! - szesnastolatek stęknął, zaciskając powieki i potarł twarz dłonią.

- Głowa mnie boli. - jęknął.

- Nic dziwnego. - usłyszał nad sobą głos Kenta – Star City przywalił ci z całej pary piłką, a potem zarżnąłeś czołem o ziemię. - niechętnie otworzył oczy, gdzie zobaczył nad sobą pochylającego się Dicka i Connera.

- Czemu czuję się, jakby mózg mi zamarzał? - spytał słabo.

- To ty masz mózg? - odparł szybko młodszy.

- Bo położyliśmy ci worek z lodem, żeby zmniejszyć obrzęk. - uświadomił go drugi i zaraz spojrzał na Graysona – Jasne, że miał mózg.

- Miał?

- Miał. - skinął głową – Ale już nie ma, bo Star City tak mu przypieprzył piłką, że wypadł. - trzynastolatek zaśmiał się głośno.

- Uświadom mnie tylko, czemu nazywasz go „Star City"?

Wally powoli zaczął się podnosić do siadu, ignorując toczącą się nad nim dyskusję. Poczuł jak kręci mu się w głowie...

- Bo nie pamiętam jak się nazywa.

...a następnie silne mdłości.

Zerwał się na równe nogi i jak poparzony poleciał do małej toalety przylegającej do ich wspólnego pokoju, po czym upadł na kolana, przytulając się do muszli klozetowej.

Mimo własnych odgłosów wymiotów, usłyszał zbliżające się kroki. Poczuł jak Dick kładzie jedną dłoń na jego plecach, a drugą odgarnia mu włosy, aby ich sobie nie zarzygał. Kilka minut później, gdy wymioty ustały, powoli obrócił głowę w stronę nieco zmartwionych oraz nieco zniesmaczonych współlokatorów i uśmiechnął się do nich słabo.

- Hej, Wally, co robisz? - zapytał żartobliwie młodszy, chcąc rozluźnić atmosferę.

- Nasłuchuję. - odrzekł szybko – Ponoć jak się przyłoży ucho do muszli klozetowej to słychać szum morza. Chciałem sprawdzić osobiście.

Trzynastolatek parsknął śmiechem, jednak Conner patrzył na nich niewzruszony ze swoją kamienną twarzą.

- Wally, trenujesz coś? - spytał nagle.

- Co? Nie. - mruknął zaskoczony – A co?

- Biegłeś. - rudzielec skinął zmieszany głową – Szybko. Bardzo szybko. - na chwile zamilkł, jakby się zastanawiając – Jak Struś Pędziwiatr.

- Wydawało ci się. - zaśmiał się West. Grayson pokręcił przecząco głową.

- Ja też to widziałem. - poparł bruneta – Myślałem, że tylko mi się zdawało, ale...

Stan Nebraska, Hastings,

30 czerwca, godzina 17:30

- Bat, Strzała. - Canary przywołała ich do siebie, nawet na nich nie patrząc. Dwójka bohaterów podeszła do blondynki, która stała przy komorze nastoletniego sprintera – On...

- Drga. - dokończył za nią Mroczny Rycerz, patrząc na nogi i dłonie nastolatka, które zostały wprawione w ruch.

- Wibruje jak Barry, kiedy używa mocy. - zauważył łucznik.

Nastała cisza. Wpatrywali się w rudzielca, aż jego ciało przestało się poruszać.

- Musimy ich przetransportować do Strażnicy. - zadecydował Batman, odchodząc od nich na kilka kroków i przyłożył palec do mikronadajnika ukrytego w masce na wysokości prawego ucha – Znaleźliśmy ich.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro