Rozdział 3
Gdzieś w Nebrasce
30 czerwca, godzina 14:02
- Cholerny złom! - warknął poirytowany Oliver Queen, wysiadając z samochodu i podszedł do maski.
- Kiedy ostatni raz byłeś na przeglądzie? Całą drogę dziwnie hałasował. - wtrącił się Bruce Wayne, wysiadając od strony pasażera, podczas gdy blondyn otworzył maskę i kłąb dymu wystrzelił prosto w jego twarz. Mężczyzna zaczął machać dłonią, próbując odgonić dym i zaczął kaszleć, dusząc się.
- Zapytaj go jeszcze o panieńskie nazwisko matki. - rzuciła ironicznie Dinah Lance, opuszczając tylne siedzenie – Zobaczymy, na które pytanie będzie wstanie szybciej odpowiedź. - zaśmiała się. Wayne uniósł kącik ust, patrząc na nią.
Łucznik pochylił się nad silnikiem i zaczął coś przy nim majstrować.
- Znasz się na tym? - zapytał z niemym uznaniem drugi mężczyzna.
- Za chuja. - odparł po chwili, opierając dłonie na karoserii i patrząc na niego poważnie – Po prostu nie chce mi się słuchać waszych głupich uwag. - i to powiedziawszy wrócił do szperania przy maszynerii. Dinah i Bruce wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
- Nie żebym nie ufał umiejętnością Olivera... - zakaszlał sztucznie brunet – Ale co powiecie na poradzenie się internetu i odnalezienie drogi do najbliższego warsztatu samochodowego? Albo chociaż do Hastings? Hastings, tak? - spytał, chcąc się upewnić. Queen skinął twierdząco głową, prostując się i podpierając pod boki.
- Dajesz. - westchnął, odrzucając do tyłu swoje nieco przydługie włosy. Po zepsuciu się silnika wysiadła również klimatyzacja w samochodzie, a do tego stali na środku jakiegoś zadupia i słońce coraz bardziej dawało się im we znaki.
Wayne wyciągnął z kieszeni telefon i cmoknął niezadowolony.
- Brak zasięgu. - skrzywił się.
- Świetnie. - mruknęła Dinah, opierając się o swojego mężczyznę.
Zapadła cisza. Nagle Oliver pstryknął palcami, uśmiechając się szeroko.
- W schowku mam mapę. - oznajmił. Brunet spojrzał na niego z niedowierzaniem – Hal wcisnął mi ją przed wyjazdem! Tak na wszelki wypadek! - ucieszył się.
Bruce zaraz znalazł się w samochodzie, przeszukując schowek. Tymczasem Queen zamknął maskę samochodu. Wayne wrócił i rozłożyli mapę na nosie wozu. Cała trójka stanęła nad nią.
- Jechaliśmy tędy... - zaczął Oliver, jadąc palcem od wyjazdu z Kalifornii, przez autostradę – Jechaliśmy cztery godziny ze średnią prędkością... - jego głos zamienił się w ciche mamrotanie – Powinniśmy być gdzieś tutaj. - stwierdził, wskazując punkt na mapie. Bruce zmarszczył brwi.
- Nie, to nie możliwe. Raczej tu. - to mówiąc, wskazał inny punkt.
- Posłuchaj, Bruce...
Dinah odsunęła się od nich, wyczuwając kłótnię w powietrzu. Świetnie. Jeszcze tego brakowało. Westchnęła, rozglądając się dookoła. Wychyliła się zza samochodu, widząc jakiś punkt zbliżający się do nich z niedużą prędkością.
- Chłopaki?
- Nie wiem, jak to wygląda u was, w Gotham, ale my w Star City...
- Chłopaki.
- Doprawdy, Queeny?
- Chłopaki!
- Co?! - warknęli jednocześnie, odwracając się w jej kierunku. Przez chwilę milczała. Skrzyżowała ramiona pod piersiami, patrząc na nich z powątpiewaniem.
- Ktoś jedzie, może po prostu spytamy o...
Oliver wywrócił teatralnie oczami i wrócił spojrzeniem do Bruce'a.
- Słuchaj, Batzjebie – ja prowadziłem, ja patrzyłem na każdy mijany przez nas pieprzony znak i to ja sprawdzałem gdzie jesteśmy na Google Maps, kiedy ty szczałeś w toalecie na stacji benzynowej.
Lance wciągnęła głośno powietrze przez nozdrza i odliczyła w myślach do dziesięciu. Nie, to nic nie dało. Dalej ma ochotę urwać im łby. Już miała się zabrać za mord na narzeczonym i przyjacielu, kiedy zbliżający się punkt był od nich jakieś dwa metry dalej.
Owym punktem okazał się być starszy mężczyzna w ledwo ciągnącym pickupie.
- Przepraszam! - krzyknęła, zwracając na siebie uwagę staruszka, jednak nie swoich towarzyszy, którzy lada moment mieli przejść od słownych przepychanek do rękoczynów. Kierowca zatrzymał się i spojrzał na nią, wychylając się przez okno – Nasz samochód odmówił posłuszeństwa, narzeczony i kolega nie mogą dojść do porozumienia... Może mi pan powiedzieć, gdzie znajdziemy najbliższego mechanika? - zapytała, uśmiechając się do niego uprzejmie i licząc, że nie przejmie się zbytnio obelgami, którymi rzucali w siebie Bruce i Oliver.
- Mechanik? Najbliższy to w Hastings, kochanie. - stwierdził. Kobieta przytaknęła skinięciem głowy.
- A powie mi pan czy daleko do Hastings?
Mężczyzna spojrzał na nią dziwnie, po czym wskazał zarys miasta w odległości kilkunastu kilometrów od nich.
- Jak chcesz, to mogę was podrzucić, skarbie. - zaproponował, uśmiechając się przyjaźnie.
- Byłabym panu bardzo wdzięczna. - odpowiedziała. Coś przykuło jej uwagę – Słyszy to pan?
- Nic nie słyszę. - stwierdził po kilku sekundach nasłuchiwania.
- Cholera. Pozabijali się.
-------
Kocham ten rozdział. <3
Bajdełej, wczoraj szukając sobie czegoś na archiveofourown do poczytania trafiłam na połączenie Harry Potter/Oliver Queen/Slade Wilson. Tak. Czas zaprzestać szukania tam lektury.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro