Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 9, 09.09 Środa cz.3

*Kyungsoo Pov's*

Baekhyun jest nadopiekuńczy, ja rozumiem, że się o mnie martwi, bo czasem mam opóźnione reakcje i jestem zbyt impulsywny, jak na przykład dzisiaj rano, albo zachowuję się jak dziecko, ale bez przesady. Jakoś przeżyłem te siedemnaście, prawie osiemnaście lat, jestem cały i mam się dobrze.

Nie chciałem krzyczeć na przyjaciela, więc uznałem, że lepszą opcją będzie po prostu odejście. Poszedłem schodami piętro wyżej i ruszyłem korytarzem, aby dotrzeć do schodów prowadzących na dach. Ani Luhan, ani Baek nie wiedzą, że ja w ogóle wiem jak tam trafić, więc nie będą mnie tam szukać. Po drodze zaczepiła mnie jakaś dziewczyna, bo zauważyła "K" na mojej szyi, więc grzecznie poprosiłem, aby się odczepiła, ale ona zaczęła na mnie krzyczeć, że kradnę jej chłopaka, czy coś. Jako, że już byłem zdenerwowany, odepchnąłem dziewczynę, przez co ta wpadła na inną, a sam ruszyłem jeszcze szybciej na dach. Kiedy się tam znalazłem okrążyłem wejście i usiadłem opierając się plecami o ściankę, wysokości może 50 centymetrów i zacząłem wpatrywać się najpierw w pustą ścianę przed sobą, a następnie w chmury. Oglądanie takich rzeczy zawsze mnie uspokaja.

W którymś momencie usłyszałem że drzwi, którymi tu wszedłem się otwierają. To na pewno nie Hannie i nie Hyun. Po prostu będę cicho, może się o mnie nie dowie. Usłyszałem dzwonek czyjegoś telefonu i ciche przekleństwo. Znam ten głos. Wstałem i niepewnie ruszyłem w jego kierunku. To na pewnie nie ktoś z mojej klasy, ich głosy znam aż za dobrze, a gdyby to był ktoś z kim nie chcę rozmawiać zawsze mogę sobie stąd iść. Leżał, zakrywając oczy ręką, więc nie mógł mnie zobaczyć. Jego telefon, który znajdował się na jego brzuchu wciąż wibrował.

- Nie odbierzesz? - zapytałem, podchodząc bliżej starszego.

Szybko się podniósł zaskoczony tym, że tu jestem. Spojrzał na mnie i pokręcił przecząco głową znów opadając na plecy.

- Dlaczego?

- A po co?

- Może to coś ważnego. - wzruszyłem ramionami i usiadłem pod ścianą obok drzwi. - Czemu nie jesteś na lekcjach? Powinieneś na nich być.

- Ty tak samo. - zaśmiał się i obrócił na bok, by mógł na mnie spojrzeć.

- Ale ty jesteś w klasie maturalnej. A mnie nie ma na lekcji, bo jak jestem zdenerwowany to mówię za dużo.

- Spać mi się chce, więc i tak nic nie wyniósł bym z lekcji. - wzruszył ramionami.

- Pudełko? - zaśmiałem się cicho.

- Sam ocenisz. - zachichotał. - Czemu uciekłeś? Luhan cię wszędzie szukał i się denerwował. O Byunie nie wspomnę.

- Nie chciałem na nich krzyczeć. W złości wyciągam wszystko i to dosłownie. Oboje już przeze mnie ryczeli, jak kiedyś zacząłem im wypominać co robili i mówili. Już nie wspomę o tym co potrafiłem bratu powiedzieć. Z resztą to wiesz, że wszystko oceniam odrobinę inaczej od reszty, więc potrafiłem bardzo dobitnie im o tym wszystkim powiedzieć.

- Baekhyunowi kop w dupę by się przydał bo przesadza, nawet Chan mu to mówił jak go wczoraj zabrał, bo miał kilku godzinną pogawędkę na temat tego, że jest nieodpowiedzialny, tak samo jak ja i w ogóle czemu się ze mną i Sehunem przyjaźni, a ty jesteś bezbronny i niewinny.

- Zna mnie od przedszkola, wie o wszystkim co się wydarzyło w moim życiu. - spuściłem głowę, przypominając sobie, jak chłopak kiedyś insynuował mi, że może przez przypadek kiedyś zrobię to co mój ojciec.

- Rozumiem to, mnie Park i Oh też znają w chuj długo, ale tak nie fiksują jak on, a to co masz to nie choroba, nie zabije cię... - westchnął. - Dobra zmieńmy temat na weselszy.

- Przepraszam, ale w tym momencie chyba nie umiem. - schowałem twarz w dłoniach.

- Chcesz się przytulić? - zaproponował niepewnie.

- A mogę? - spojrzałem na niego zeszklonymi oczami.

- Jakbyś nie mógł, to bym się nie pytał. - zaśmiał się cicho i podszedł do mnie.

Kiedy usiadł obok mnie, od razu objąłem go ramionami w pasie, a głowę oparłem o jego ramię. Przysunął mnie jeszcze bliżej siebie i oparł głowę na tej mojej.

- Dziękuję, Kai. - odezwałem się cicho i pociągnąłem nosem.

- Nie masz za co dziękować, słodziaku.

- Wcale nie jestem słodziakiem. - burknąłem. - Jakaś dziewczyna mnie zaczepiła, że jej chłopaka odbieram, wiesz coś może o tym?

- Zarywasz do kogoś jeszcze oprócz mnie? - szturchnął mnie palce w bok.

- Zacznijmy od tego, że do ciebie nie zarywam. Ty już jesteś mój, więc nie muszę. - zaśmiałem się i złapałem go za rękę, żeby mnie nie szturchał.

- Jestem twój? - zdziwił się, a po chwili zaśmiał cicho. - Jeśli chodzi o to "K" to nie wiem, o co lasce chodziło, bo jak na razie jestem singlem.

- Tak, ty już jesteś pod moim urokiem. - poruszyłem palcami jakbym czarował i się zaśmiałem. - Próbowałem ją kulturalnie spławić, ale nie chciała się odczepić.

- Chyba coś w tym jest. Ignoruj takie pustaki. - polecił, nadal cicho chichocząc.

- Ale w czym? Chyba się zgubiłem, nie możemy rozmawiać na dwa tematy na raz, bo nie nadążam. - zaśmiałem się i dźgnąłem go delikatnie wolną ręką w bok.

- W tym, że jestem pod twoim urokiem.

- Tak uważasz? - podniosłem głowę, aby na niego spojrzeć.

- Hm... - zastanowił się przez chwilę. - Tak, tak uważam.

- A jak myślisz, czy ja jestem pod twoim urokiem?

- Trudne pytanie. - zaśmiał się. - Ale chyba tak.

- A dlaczego tak myślisz? - zamrugałem zaciekawiony, teraz zauważyłem, że Jongin ma naprawdę ładny uśmiech.

- Bo myślę, że nie każdemu, ledwo poznanemu chłopakowi, oddajesz pierwszy buziak i się do niego nie tulisz na dachu szkoły, kiedy masz gorsze chwilę.  

- Z tym buziakiem, to bym nie przesadzał, bo nie panowałem nad sobą aż tak bardzo jak bym chciał, okay?

- Tylko mówię. - oparł się głową o budynek za nami.

- Ale przytulać się do ciebie lubię. I chyba już wiem, czym jest ten niezidentyfikowany dla mnie zapach.

- Czym?

- Pachniesz wiatrem, płynem pod prysznic o zapachu truskawki i papierosami. - powiedziałem dumny ze swojego odkrycia.

- Wiatrem? - wybuchnął śmiechem, łapiąc się za brzuch. - Nigdy bym o tym nie pomyślał.

- Nie śmiej się ze mnie. Naprawdę można tak pachnieć, najbardziej idzie to wyczuć na psach, ale na ludziach rzadziej, bo używają dezodorantów, perfumów i zapachowych płynów do kąpieli.

- Czyli jestem wyjątkowy? 

- Jeśli tak uważasz. Można tak powiedzieć.

- A według ciebie? - zapytał uchachany, a w jego oczach można było zobaczyć ciekawość.

- Jesteś wyjątkowy, Kai. - pokiwałem głową. - Jedyny potrafisz tak szybko zmienić mi humor.

- Ma się talent. - uśmiechnął się, wyciągnął telefon i sprawdził godzinę. - Za 10 minut będzie dzwonek na przerwę.

- Już? Nie chcę jeszcze stąd iść. - podświadomie mocniej się do niego przytuliłem.

- Jak chcesz możemy, posiedzieć tu jeszcze kolejną godzinę. - zaproponował.

- Musisz iść na lekcje, ja też, ale możemy tu posiedzieć przez przerwę. Gdzie będziesz teraz miał?

- Nie wiem, a co?

- A tak się pytam. - wzruszyłem ramionami. - Nie ładnie, Jongin, tak mnie namawiać na opuszczanie lekcji, wiesz?

- Wierzę w to, że nadrobisz wszystkie zaległości. - uśmiechnąłem się.

- Oczywiście, że nadrobię i to bez problemu, ale co z tobą? - spojrzałem na niego, delikatnie zagryzając wargę.

- Teraz mamy powtarzanie materiału z dwóch poprzednich lat. - wzruszyłem ramionami.

- A ty jesteś taki genialny, że wszystko pamiętasz? - moja mina wyrażała coś w stylu "Mhm, jasne".

- Może nie aż taki genialny, ale po przeczytaniu notatek dam sobie radę na maturze. 

- Zobaczymy, a czy pan Kim ma wyobraźnię?

- Czasami zbyt wybujałą. - zaśmiał się cicho.

- Co masz na myśli? - odkleiłem się od niego, jednak mój wzrok ani an chwilę, nie opuścił jego twarzy.

- Nic ważnego. A czemu się pytasz?

- Lubię wiedzieć dużo rzeczy. To może sprawdzimy tą wyobraźnię, co? - wyszczerzyłem się i spojrzałem na chmury.

- No spoko, a jak?

- Mów co widzisz. - wskazałem na białe, puchowe obiekty na niebie. - Tam na przykład jest śpiący smok.

- A tam tancerz uliczny. - pokazał na chmurkę.

- Ja tam widzę wazon z zamkniętą różą. - zaśmiałem się. - O, a tam widzę sowę.

- Mi ona przypomina ciebie. - zaśmiał się dźwięcznie.

- Mówisz, że przypominam sowę?

- Mhm, to chyba przez oczy. - pokiwał twierdząco głową.

- Tata też takie miał. - uśmiechnąłem się delikatnie, a oczy znów mi się zeszkliły, więc spojrzałem szybko w niebo, by starszy tego nie widział. - A tam jest rycerz.

Tęsknię za ojcem, ale mam mu za złe to co zrobił tamtej kobiecie i dobrze zrobili, że dostał dożywocie. To nie było zachowanie człowieka, a jakiegoś zwierzęcia, bez ludzkich odczuć.

- Kyunnie coś się stało? - zapytał zmartwiony nastolatek.

- Nie, wszystko okay. - pokiwałem głową, ale nie spojrzałem na niego, przecież nie powiem mu, że mój tata jest w więzieniu.

- No dobrze. - w tej chwili zadzwonił dzwonek oznajmujący przerwę.

- Chodź na lekcje. - przetarłem oczy i wstałem, wyciągając do niego rękę.

Chwycił moją dłoń i pociągnął za nią, jednocześnie kładąc się. Wylądowałem głową na jego klatce piersiowej, objął mnie w pasie i mocno do siebie przytulił.

- Co robisz? Powinniśmy iść na lekcje. - mruknąłem, ale mimo wszystko się do niego przytuliłem.

- Jeszcze jest przerwa. -mruknął cicho.

- Ale czemu mnie przytulasz? - oparłem głowę na jego piersi, aby móc spojrzeć na jego twarz.

- Bo pocą ci się oczy. 

- One się nie pocą, to łzy. 

- Wiem, że to łzy, głuptasie. - zachichotał. - Ale nawet jeśli nie chcesz mi powiedzieć czemu płaczesz, to chociaż cie przytulę i odwrócę od tego uwagę byś o tym nie myślał i przestał płakać.

- Jesteś całkiem ładnym opakowaniem z dosyć ładnym i ciekawym wnętrzem. - przyłożyłem ucho do jego piersi i zacząłem słuchać bicia jego serca.

- Aleś się uczepił tego opakowania. - pokręcił głową ze zrezygnowaniem.

- Każdy jest opakowaniem i od niego zależy co będzie w nim trzymał.

Leżeliśmy tak jeszcze przez chwilę, aż nie zadzwonił telefon Kaia. Zrezygnowany odebrał połączenie i zaczął z kimś gadać.

- Wiem, że go nie znaleźli... Bo jestem z nim?... Nie mów mu, za chwilę i tak idziemy na lekcję... Jezu niech ogarnie hormony... To mu to wytłumacz?... Nie bo tu jeszcze przyleci... Na pewno?... Na dachu... No ok... Widzimy się w sali. - rozłączył się i schował telefon do kieszeni spodni. 

- Chanyeol? - spojrzałem na niego i zamrugałem oczami.

- Tak, Baek truje mu dupę, tym że coś sobie zrobiłeś i na pewno coś się stało i ma z nim ciebie poszukać.

- Chyba mam nowego ojca. - zaśmiałem się. - Bo Baekki jest moją drugą matką.

- Chan nie pójdzie na twojego ojca, prędzej da ci piwo i kondomy. - zarechotał, podnosząc nas. 

- Taki ojciec byłby super. - mruknąłem, po co ja ciągle poruszam temat mojego taty?

- Lepiej już chodźmy bo za chwilę wyczai gdzie się ukrywamy i zniszczy mi humor. - westchnął opuszczając mnie na ziemię.

- Wyczai, gdzie jesteśmy? Przecież powiedziałeś mu... Powiem ci, że nawet się cieszę, że byłeś tu ze mną, wiesz?

- Chan miął nie mówić Byunowi gdzie jesteśmy. - uśmiechnął się. - Cieszę się z tego powodu.

- Chodź. - ruszyłem schodami, wcześniej otwierając drzwi i ciągnąc za sobą starszego. - Jak ta dziewczyna teraz mnie zaatakuje, to nie wiem co zrobię.

- Teraz jesteś ze mną, więc jej coś ładnie powiem. - wzruszył ramionami, wyrównując ze mną kroku.

- Wiesz, że mam ochotę urwać ci głowę za tą malinkę, mimo że się na nią zgodziłem?

- Podejrzewam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro