Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 9, 09.09 Środa cz.2

- Przepraszam. - mruknął cicho i niewyraźnie.

- Nie musisz przepraszać. - westchnąłem i skierowałem się w stronę szkoły.

- Ale nie powinienem się denerwować o tak głupią rzecz, w końcu pozwoliłem ci na to co zrobiłeś. Kai, wiesz czym jest osobowość 4D?

- Osoby z tą osobowością zachowują się inaczej, jakby były w sowim własnym świecie. - spojrzałem na niego zaciekawiony.

- Dokładnie, może jednak nie jesteś samym opakowaniem? A przebywałeś kiedyś z taką osobą?

- Tak, ale krótko. Przez miesiąc, może dwa,

- Ciekawe ile teraz wytrzymasz. - zaśmiał się, patrząc na mnie, a chwilę później odwrócił głowę przed siebie i zaczął patrzeć na ludzi, jakby ciekawiło go kim są i czemu tak bardzo się spieszą.

- Mam nadzieję, że długo. - uśmiechnąłem się do siebie.

Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, kiedy usłyszał moje słowa.

- Chcesz coś o mnie wiedzieć? Ja pytałem się wcześniej to teraz ty możesz mnie.

- Jeśli jesteś po pijaku chętny to jak to możliwe, że nie całowałeś się z Baekiem, albo jelonkiem?

- Jakoś nie miałem ochoty się z nimi całować. Ale nie powiedziałbym, że jestem chętny, taka sytuacja zdarzyła mi się pierwszy raz. Zazwyczaj jestem po prostu bardziej roześmiany i bardziej otwarty, odpowiadam na pytania, na które normalnie bym nie odpowiedział.

- Czuję się zaszczycony tym, że to mi oddałeś swój pierwszy pocałunek. - uśmiechnąłem się. - Czym się interesujesz?

- Lubię się uczyć, co dla niektórych jest dziwne. Czasem śpiewam, uwielbiam gotować, rysuję. Interesuje mnie też aktorstwo.

- Zaśpiewaj mi coś. - niemal podskoczyłem w miejscu i prawie spowodowałem wypadek.

Chłopak zaczął śpiewać jedną z piosenek, które słyszałem w radiu. To chyba "Boyfriend" Justina Biebera, ale z odrobinę zmienioną melodią.

- Masz śliczny głos. - powiedziałem, a w moim głosie było można usłyszeć podziw.

- Em... Eh, dziękuję. - zarumienił się i odwrócił głowę, aby to ukryć.

Zaśmiałem się cicho i zaparkowałem na szkolnym parkingu.

- Jesteśmy. - wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki i spojrzałem na niego.

- Dziękuję, że mnie podwiozłeś. - uśmiechnął się, wysiadając. - Kai, czy ta chustka w ogóle pasuje?

- Nie. - pokiwałem przecząco głową, też wysiadając i nakładając dach na auto.

- O matko. - zdjął materiał z szyi. - Jak mnie napadnie banda plastików, to nadal trzymam za słowo, że mnie obronisz.

- To oznacza, że musisz trzymać się blisko mnie. - wyszczerzyłem się i ruszyłem w stronę szkoły.

- Świetnie. - mruknął i ruszył za mną. - Widzę, że ten fakt nawet cię cieszy.

- I to nie wiesz jak bardzo.

- W sumie to dlaczego?

- W sumie... Nie wiem. - zwolniłem, by mógł wyrównać ze mną kroku.

Młodszy jęknął cicho, kiedy wpadł na moje plecy.

- Masz za długie nogi, chodzisz za szybko. Nos mnie boli.

- Przepraszam? - zachichotałem cicho.

- No i co się śmiejesz? Mnie naprawdę boli. - zrobił smutną minę, trzymając się za nos.

- Pokaż. - obróciłem się przodem do niego.

Zabrał ręce z twarzy i zadarł głowę do góry, aby na mnie spojrzeć. Obejrzałem jego nosek, a na końcu go cmoknąłem. Chłopak zrobił się czerwony na twarzy i jak najszybciej zwrócił swój wzrok w podłogę. Wziąłem jego dłoń i pociągnąłem do budynku, a ten posłusznie za mną podążył, nadal nie podnosząc głowy.

- Ja cię kiedyś zabiję. Jeśli ktoś to widział?

- To ma na co się gapić. - wzruszyłem ramionami.

- Jesteś jak Luhan. - mruknął, zrównując ze mną krok.

- To znaczy?

- Nie ważne czy ludzie się patrzą, robisz co chcesz i reszta cię nie obchodzi. Ja tak nie umiem, jeśli chodzi o związki.

- Mnie nie interesuje opinia ludzi, tylko osób dla mnie ważnych. - mruknąłem. - Gdzie masz lekcje?

- Trzecie piętro w 312. Ja tak nie umiem, wstydzę się nawet iść z kimś publicznie za rękę, nawet jeśli to dziewczyna. - mówił cicho, jakby się tego wszystkiego wstydził. Jaka wstydliwa z niego osóbka.

- Nie masz się czego wstydzić. Ja mam w 217.

- Ale tak już mam, jak tak z kimś idę i zauważę ludzi od razu próbuję się odsunąć albo puścić daną osobę.

- Ode mnie się nie odsunąłeś, a idziemy korytarzem pełnym uczniów. - zauważyłem.

- Ostatnio jak chciałem cię puścić, to złapałeś mnie mocniej, tak samo było za pierwszym razem, więc teraz nawet nie próbuję. - zaśmiał się i zatrzymał. - Masz tutaj lekcje.

Spojrzałem na salę. Faktycznie, moja klasa, a niedaleko na parapecie siedzieli Chan, Baek i Sehun. Pociągnąłem chłopaka w ich kierunku.

- Siema. - przywitałem się i usiadłem obok Huna.

- Em... Cześć. - młodszy spróbował zabrać swoją rękę z mojego uścisku.

- Kyunnie co ty masz na szyi?! Jongin?

- Nie drzyj japy Byun. - mruknąłem, opierając się o przyjemnie zimną szybę, a rękę młodszego puściłem, by było wygodniej.

- Nic takiego, za tydzień zniknie i nie będzie śladu. - mruknął, zakrywając ręką delikatnie siny ślad.

- Baekkie, skarbie, nie przesadzaj. Kyungsoo nie ma dwunastu lat, żeby nie wiedział co robi. - Chanyeol przyciągnął swojego chłopaka bliżej siebie i go przytulił.

- Ty nic nie wiesz! Ty nie wiesz jaki jest Kyunnie!

- Baek to co mam,£ to nie jest choroba. Myślisz, że ile ja mam lat, co? Twoje zachowanie mnie denerwuje. To, że czasem zachowuję się inaczej, nie znaczy, że zatrzymałem się w rozwoju. - czerwono włosy chyba się zdenerwował, bo ruszył dosyć szybkim tempem przez korytarz.

- Jesteś z siebie zadowolony? - warknąłem do chłopaka.

- Ale... Ja nic takiego nie zrobiłem. Po prostu martwię się o niego. - Hyun posmutniał, na co Chan od razu zareagował mocniejszym przytuleniem go.

- Już dobrze, skarbie. Wszystko sobie wyjaśnicie, tak? Na pewno zrozumie, to w końcu twój przyjaciel.

- Ja bym na twoim miejscu za nim poszedł... - spojrzałem na niego jak na kompletnego deblila. Boże Channie stać cię na lepszą partie...

- Jak Kyungsoo jest zły, to lepiej za nim nie iść. Może zrobić krzywdę, osobie która się napatoczy, ewentualnie sobie, ale to dużo rzadziej. - nagle jakby znikąd, pojawił się obok nas Luhan.

- Siema Lulu. - przywitałem się z nim i szturchnąłem Sehuna łokciem w żebra.

- Cześć. - mruknął, i spojrzał w kierunku w jakim odszedł wcześniej jego przyjaciel. - Lepiej sprawdzę czy nie zrealizował drugiej opcji.

- Jak coś to napisz, przyjdę pomóc. - zaoferowałem.

- Jasne. - uśmiechnął się i ruszył na poszukiwanie chłopaka.

Jak tylko dzieciak odszedł walnąłem Huna w tył głowy.

- Au! Za co? - blondyn złapał się za tył głowy.

- Miałem cię już wczoraj zdzielić, ale miałem zajęte ręce. - wzruszyłem ramionami i wyciągnąłem telefon, by sprawdzić godzinę.

- Ale o co ci chodzi? - zmarszczył brwi i spojrzał na moją blokadę. - Jestem niezłym fotografem co nie?

- Dobre ujęcie. - zaśmiałem się. - Za to, że młody przez ciebie ryczał, deklu.

- Sam się pchał, no to co miałem zrobić? Był na liście, no to skorzystałem. - wzruszył ramionami.

- Czemu się z tobą zadaję... - westchnąłem, a telefon rzuciłem na parapet, bo nie chciało mi się już go chować.

- Może dlatego, że robisz podobnie? - zaśmiał się. - I znamy się od przedszkola.

Nagle Byun zeskoczył z parapetu i zaczął biec tam, gdzie zniknęli jego przyjaciele.

- A temu co? - spojrzałem zaskoczony na wielkoluda.

- Lu nie może znaleźć Do i Baek biegnie mu pomóc. - chłopak wzruszył ramionami.

- A... Ok.

Zacząłem się trochę o niego martwić. A jeśli sobie coś zrobi?

- Co ty z nim robiłeś jak wyszliśmy? Wydawało się, że zaraz sam zaciągnie cię do pokoju. - zaśmiał się Yeol, patrząc na mnie.

- Tylko się całowaliśmy no i zrobiłem mu "K", a on mi to. - pokazałem czerwony punkt na mojej szyi.

- Nieźle. - zarechotał i poklepał mnie po ramieniu. - Ja przez kilka godzin wysłuchiwałem, jaki jestem nieodpowiedzialny, okropny, że jak zrobisz mu krzywdę to cie zabije, o Hunie też się nasłuchałem. Na koniec dostałem wykład jak ja mogę się z wami zadawać, a i nie zabrakło godzinnego mówienia, jaki to Kyunnie jest biedny i się o niego martwi.

- Irytuje mnie z każdą minutą coraz bardziej... - westchnąłem, kładąc się na ramieniu Huna. - Jakby nie to, że to twój chłopak bym mu coś powiedział.

- Wiesz martwi się o niego, przez to coś co tam ma, ale nie powiedział mi co to. Niby go trochę rozumiem, też bym się o was martwił, ale on to już przesadza, jest chyba gorszy od jego matki.

- Jego matka jest spoko kobietą, a to co on ma to nie choroba. - mruknąłem. - Rozumiem, że się martwi, ale on nie ma pięciu lat, a Baek nie jest pieprzoną niańką. Całowaliśmy się, zrobiliśmy po malince i nawet spaliśmy w jednym łóżku i jakoś Kyungsoo żyje, nie umarł i ma się dobrze.

- Tłumaczyłem mu, że wcale nie jesteś taki zły i się nim zajmiesz, ale on dalej swoje. - westchnął w momencie kiedy zadzwonił dzwonek. - Dobra panowie, to na lekcje.

- Nie chce mi się... Weźmy się zerwijmy. -spojrzałem na nich błagalnie.

- Boże, twoje pojawienie się o tej godzinie w takim razie było bez sensowne.

- Musiałem go odwieźć, więc miało sens... - mruknąłem i wstałem. - Ja idę na dach się kimnąć, widzimy się później.

Nie czekając na ich odpowiedź poszedłem we wspomniane wcześniej miejsce. Po chwili leżałem na zimnym betonie na szczycie szkoły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro