Dzień 37, 16.10 Sobota cz.3
Wstał i poszedł za mną. Wyciągnąłem go gdzieś w kąt, gdzie zaczęliśmy tańczyć, a raczej poruszać się w rytm muzyki, ocierając się o siebie, bo tańcem tego nazwać nie można. Nawet taka mała ilość alkoholu potrafi mnie ośmielić i sprawić, że się zachowuję, jak ktoś upity. Jongin obrócił mnie tyłem do siebie i zaczął subtelnie poruszać moimi biodrami, a moją szyję całować. Wplotłem palce jednej ręki w jego włosy. Jakie one są miękkie. Tańczyliśmy z dobrą godzinę, aż Kai mnie nie obrócił i nie wpił się w moje usta, popychając jednocześnie na pobliską ścianę. Jęknąłem cicho, gdy uderzyłem o ścianę, ale odpowiedziałem na jego pocałunek, zaplatając ręce na jego karku. Zaczął błądzić po moim ciele rękoma, brutalnie wpychając się do środka moich ust językiem. Westchnąłem w jego wargi, rozchylając przez to usta. Kurcze, a nie chciałem mu tak szybko pozwolić na pogłębienie pocałunku.
- Chodźmy do mnie. - wymruczał jak się oderwał, by złapać oddech.
- Chyba spać kochanie. - zaśmiałem się.
- Ja dzisiaj nie będę spał i ty raczej też nie... - wychrypiał, wsuwając ręce pod moją bluzkę.
- Aż tak pijany nie jestem, kotku. - zaśmiałem się, zabierając z siebie jego ręce.
- No, ale kotek...
- Kai, pamiętasz co mi mówiłeś? Udowodnij mi, że nie jesteś ze mną tylko dlatego, że chcesz mnie zaliczyć i powstrzymaj się. - spojrzałem mu w oczy i pogłaskałem po policzku.
- Boże... Ale to trudne... - jęknął, opierając się o ścianę tuż obok mnie.
- Dasz radę kochanie, ja w ciebie wierzę. - uśmiechnąłem się do niego i go przytuliłem, przypadkowo ocierając się o jego kroczę.
- Nie pomagasz Kyungsoo... - zajęczał odsuwając się na "bezpieczną" odległość.
- To zrobię tak. - przyciągnąłem go do siebie tak, aby stał do mnie tyłem i objąłem go, usłyszałem jego cichy śmiech.
- Nie wiem jak ty, ale ja już nie mam ochoty na imprezowanie...
- Chodźmy do domu, jestem zmęczony. - mruknąłem jak dziecko, nie puszczając go i przytuliłem się policzkiem do jego pleców.
- Ale żeby pójść, musisz mnie puścić. - zaśmiał się głośno, obracając przodem do mnie.
- Jestem zbyt zmęczony. - zrobiłem smutną minkę, ciągle się do niego tuląc.
- Musisz tylko dostać się do wyjścia, potem mogę cię przenieść. - westchnął, głaskając mnie po placach.
- No dobrze, to prowadź. - odkleiłem się od niego i ruszyłem za nim do wyjścia.
Po chwili, przedzierania się między spoconymi ludźmi doszliśmy do drzwi, a starszy zebrał mnie na ręce. Wtuliłem się w niego tak, jak Jeongmin zawsze wtula się we mnie, kiedy przenoszę go do spania.
- Jak małpka. - starszy wsadził mnie do pojazdu i zapiął pasy, a następnie obszedł go dokoła i usiadł na swoim miejscu.
Skuliłem się na siedzeniu, mrucząc pod nosem niewyraźnie, że na dworze jest strasznie zimno i pociągnąłem nosem. Usłyszałem jak auto rusza z miejsca, a na mnie upadł jakiś ciepły materiał.
- Cieplutkie. - zamruczałem nakrywając się tym czymś, co chyba jest kurtką. - A gdzie jedziemy?
- Odwiozę cię do domu i zmykam do siebie.
- A musisz? Lubię z tobą spać, hyung. - wyciągnąłem głowę spod kurtki i spojrzałem na niego.
- Muszę, rodzice dzisiaj mieli wrócić wcześniej.
- A ty i tak do późna byłeś ze mną? Jesteś głupi, wiesz? Mogłeś mi powiedzieć.
- Uwielbiasz mnie obrażać... - westchnął, zatrzymując się przed domem.
- Bo cię kocham i jestem małym hejterkiem. - zachichotałem oddając mu kurtkę.
- Miłej nocy kochanie. - pochylił się i złożył delikatny pocałunek na moich wargach.
- Dobranoc, skarbie. - uśmiechnąłem się uroczo i wysiadłem z samochodu, po czym poszedłem do domu.
- Koungsoo to ty?! - usłyszałem krzyk mojej mamy z salonu, gdy tylko przekroczyłem próg mieszkania.
- Tak mamo, spokojnie. Mówiłem ci, że wrócę dzisiaj późno. - wszedłem do salonu i uśmiechnąłem się do kobiety.
- Wiem, ale to nie zmienia faktu, że się martwiłam. - uśmiechnęła się ciepło. - A Jongin też przyszedł?
- Nie, jego rodzice dzisiaj mieli wrócić wcześniej z pracy, więc pojechał, żeby się z nimi zobaczyć. Bardzo mało czasu spędzają w domu. - westchnąłem, siadając obok niej i przytuliłem się do mamy.
- Tak? Dlaczego? - zainteresowała się, przytulając mnie jeszcze mocniej.
- Są strasznie zapracowani. Praca to chyba ich dom.
- Oh... To smutne...
- Nie wyobrażam sobie tego, gdybyś ty miała tak pracować. - cmoknąłem mamę w policzek i zamknąłem oczy, kładąc głowę na jej ramieniu.
- Też siebie tego nie wyobrażam. - zaśmiała się cicho i zaczęła głaskać mnie po głowie.
- O jeju, jak miło. - mruknąłem, po chwili zasypiając, przytulonym do rodzicielki z uśmiechem na ustach.
***
*Kai Pov's*
Wróciłem do domu i poszedłem od razu się umyć, by spłukać całe podniecenie i przeżycia z wieczora.
- Kai?! - zawołała któryś raz z kolei moja mama, chcąc, abym wreszcie zszedł na dół.
- Już idę mamo! Prysznic biorę!
Szybko spłukałem z siebie pianę i wyszedłem na ocieplane płytki. Dokładnie się wytarłem i nałożyłem świeże bokserki i spodnie dresowe, narzuciłem ręcznik na mokre włosy i zszedłem na dół.
- Cześć mamuś. - uśmiechnąłem się do niej i cmoknąłem w policzek.
- Cześć skarbie, długo cię nie było. Gdzie się podziewałeś?
- Byłem w parku, a potem w klubie. - usiadłem na kanapie, po turecku tuż obok niej.
- Cześć synu. - tata usiadł w fotelu, naprzeciw sofy i uśmiechnął się. - Czy ty aby nie za często bywasz w klubach i nie za dużo pijesz?
- Cześć, dzisiaj tylko tańczyłem. - zaśmiałem się cicho.
- A cóż się takiego stało, huh?
- Kierowcą byłem, musiałem takiego jednego znajomego odwieźć do domu.
- A co u... Jak je było, tej twojej dziewczynie... Sunmi? - mama usiadła wygodniej, poprawiając kubek w dłoniach.
- Nigdy nie byliśmy razem mamo. - zaśmiałem się, poprawiając sobie ręcznik by mi nie spadł.
- Nie? Ale jak to? - kobieta zmarszczyła brwi, patrząc na mnie zdziwiona.
- Normalnie. Nie byliśmy razem.
- Nie nadążam za tobą dzieciaku. - zaśmiała się, odkładając kubek na stolik. - Ale właściwie to mógłbyś sobie jakąś znaleźć, prawda?
- Jasne, kochanie. - przytaknął mój ojciec, widząc wzrok mamy.
- Znalazłem, tylko chyba nie będziecie z tego zadowoleni. - spojrzałem z lekką obawą na obojga z nich.
- Każdy lepszy od Sehuna. - mężczyzna pokazał na mnie palcem, jakby chciał podkreślić swoje słowa.
- Fuj... - jęknąłem, wyobrażając sobie Huna i siebie w łóżku. - Nie to nie jest Hunnie.
- No to...? - rodzicielka spojrzała na mnie wyczekująco.
- Chłopak z rocznika niżej. - uśmiechnąłem się lekko na samo wspomnienie młodszego.
- Aż się uśmiecha... Jak się nazywa? - uśmiechnał się po chwili tata, widząc, że mama nie może wydusić słowa.
- Do Kyungsoo.
- Coś mi mówi to nazwisko... Czy jego mama nie jest nauczycielką w liceum? - matka nagle się ożywiła, jakby ktoś ją z transu wyrwał.
- Jest. - pokiwałem głową na zgodę. - A co?
- Bardzo porządna kobieta, więc jej syn też powinien być taki. - uśmiechnęła się, kładąc nogi na stoliku. - Może niech przyjdzie do nas na obiad?
- Jego mama jest fajna. - zaśmiałem się. - A kiedy będziecie w domu, przed wieczorem?
Spojrzałem się na obojga z nich i zdjąłem ręcznik z głowy, odrzucając go na oparcie.
- W sobotę? - spojrzała na swojego męża, pytająco.
- Nie mogę, mam spotkanie... - westchnął zrezygnowany.
- Nie musicie się tak spieszyć, jesteśmy razem od kilku dni dopiero.
- Jongin, kiedy ostatnio miałeś kogoś na stałe? Ja nawet nie pamiętam. Ten dzieciak musi być jakiś inny, skoro aż tak zawrócił ci w głowie.
- W gimnazjum, mamo... To wcale nie tak długo... I tak Kyungsoo jest wyjątkowy dla tego błagam was jak przyjdzie na ten cały obiad, nie palnijcie czegoś głupiego... - spojrzałem że zrezygnowaniem to na rodzicielkę, to na płodziciela.
- Ale o czym ty mówisz? Przecież jesteśmy super rodzicami. - oburzył się pan domu, jeśli tak można go nazwać, bo przecież tu nie bywa zbyt często.
- Rodzicami może i jesteście super, ale czasami sie tak nie zachowujcie... - westchnąłem, przypominając sobie ich wpadkę sprzed kilku lat.
- Co zrobiliśmy nie tak?
- Gadanie o tym jak pięknie zesrałem się w wieku trzech lat na basenie publicznym przy mojej uwczesnej dziewczynie to nie było superaśne, super rodzice... - dwa ostatnie słowa prawie prychnąłem.
- To było tylko raz. - zaśmiał się tata. - I to nadal mnie bawi.
- Przyznajcie się, nie lubiliście jej i chcieliście ją jak najszybciej wykurzyć...
- Tak, była okropna. Była gorsza od Sehuna. - zachichotała matka.
- Przekaże mu to. Ucieszy się że jest lepszy od Krystal. - zaśmiałem się głośno.
- Niech się chłopak cieszy. A teraz spać wszyscy bo późno. - zarządziła głowa rodziny.
- Która jest godzina tak w sumie? - przeciągnąłem się, prostując każdą kość.
- Po dwudziestej czwartej synu.
- W takim razie dobranoc. - przytuliłem mamę i kiwnąłem głową do taty, a następnie pokierowałem się do swojego pokoju.
Starsi odpowiedzieli mi, krótkim "Branoc" i również zniknęli u siebie. Rozwiesiłem mokry ręcznik i poczłapałem do łóżka. Wtuliłem się w mięciutką pościel i już po chwili smacznie spałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro