Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 36, 15.10, Piątek cz. 3

- Ale męczy mnie to, kim jest ta osoba, która do mnie pisze... A bardziej mnie martwi to, że Luhan rozdaje mój numer i adres na prawo i lewo.

- Dał tylko mi. Nie martw się tym kochanie.

- Kai, nie jesteś pierwszy, który dostał takie dane o mnie od niego. - westchnąłem. - prosiłem go już kilka razy, aby już tego nie robił, ale nie słucha.

- Idiota... - westchnął. - Pogadam z nim o tym.

- Kocie, możesz zejść ze mnie, proszę?

Zsunął się na miejsce obok i zaczął rozpakowywać jedzenie, kanapki, truskawki w czekoladzie, jakąś sałatkę, wino i kieliszki.

- Jesteś kochany, ale chyba nie przemyślałeś tego wina. - zaśmiałem się cicho.

- Po lampce nic ci się nie stanie... - nalał trunku do połowy i podał mi go.

- No dobra. - wziąłem od niego kieliszek i napiłem się trochę.

Podniósł kieliszek do góry w akcie toastu i upił łyk. Wziąłem truskawkę i zjadłem ją, a drugą podstawiłem pod twarz bruneta. Uśmiechnął się i odgryzł kawałek. Tyknąłem jego nos kawałkiem owoca, na którym była jeszcze czekolada, przez co upaćkałem go nią. Przybliżył się i tyknął mój policzek, brudząc mnie brązową mazią. Zaśmiałem się, biorąc kolejną truskawkę, bo resztkę tej zjadłem i znów ubrudziłem starszego, tym razem w kąciku ust. Oblizał je czubkiem języka, a później zjadł owoc, który trzymałem w ręce.

- Zepsułeś mój plan. - szturchnąłem go i zlizałem czekoladę z jego nosa.

- Jaki plan? - zaśmiał się, całując mój brudny policzek i zlizując przysmak.

- Już nieważne, skoro go zepsułeś. - przerzuciłem swoje nogi nad tymi jego i przytuliłem się do chłopaka.

- Ej bo ja ciekawy jestem... - mruknął, upijając wino.

Zaśmiałem się i jeszcze raz ubrudziłem go w tym samym miejscu co wcześniej, po czym delikatnie pocałowałem. Pogłębił pocałunek, przejeżdżając po mojej wardze językiem. Rozchyliłem usta, jednak szybko oderwałem się od chłopaka.

- Teraz jesteś tylko mój, prawda?

- Jestem twój o ponad miesiąca. - wyszczerzył się głupio.

- O ja... To teraz te wszystkie szkolne pustaki i nie tylko one mogą mi zazdrościć.

- Taka seks dupa jak ja nie będzie ich rżnąć, mają nad czym lamentować. - zaczął je parodiować.

- Ta seksi dupa jest teraz moja i jej raczej nie oddam zbyt szybko. - zaśmiałem się, biorąc kilka łyków z kieliszka. - Czuję, że mnie znienawidzą, poza tymi, które nas shippują.

- A chuj Pana w ich przeterminowane dupy.

Zacząłem się śmiać jak głupi, jednak uspokoiłem się, znów czując wibrację w kieszeni. Wyciągnąłem telefon i przeczytałem wiadomość: "Nie ładnie tak mnie ignorować... Jeszcze zobaczysz, będziesz przez niego cierpieć", a moja mina zrzedła odrobinę.

- Co jest, Kyunnie? - spojrzał na mnie lekko zaniepokojony.

- Znowu wiadomość... Mówi, że będę żałować. - mruknąłem chowając telefon.

- Czego?

- Uznał, że będę cierpieć przez Ciebie. - westchnąłem. - Ale zignorujmy to, co? Jest fajnie, strasznie mi się podoba, a niedługo trzeba wracać do domu, żeby mama się nie martwiła.

- Dobrze. - pokiwał twierdząco głową i pocałował mnie, dzięki czemu odwróciłem swoje myśli w innym kierunku.

- Powiem ci, że z każdą taką przyjemną chwilą, lubię cię coraz bardziej.Ale nadal nie wierzę, że masz jedne z najlepszych wyników w szkole bez ściągania.

- To uwierz. - wzruszył ramionami, uśmiechając się.

Położyłem się na kocu i zacząłem wpatrywać w niebo, szukając różnych gwiazdozbiorów. Tata nauczył mnie ich wszystkich. Lubię patrzeć w gwiazdy, zawsze ja i osoba o której wtedy myślę, patrzymy na te same gwiazdy.

- Co widzisz? - oparł się rękami za siebie i spojrzał w górę.

- Widzę mnóstwo światełek, które układając się we wzory. Migoczą, ale tylko odrobinę, czasem tego nie widać, jeśli dobrze się nie przypatrzysz.

Poczułem rękę starszego, która owinęła się na moim pasie. Przysunąłem się do niego i położyłem głowę na jego ramieniu.

- A ty co widzisz?

- Widzę marzenia, obietnice i nieszczęście... - mruknął, wpatrzony w niebo.

- Czemu nieszczęście?

- Bo ludzie się żalą gwiazdom.

Uśmiechnąłem się delikatnie i odwróciłem głowę w jego stronę. Wygląda tak spokojnie, ale widać, że jest skupiony na tym co widzi.

- Lubię tą twoją stronę. - objąłem go ręką i przytuliłem się do niego.

- To znaczy? - spojrzał się na mnie z zaciekawienie.

- Kiedy jesteś skupiony i nie zachowujesz się tak, aby przypodobać się ludziom w szkole.

- Nie zachowuje się tak... - mruknął, robiąc smutną minę.

- Czasem, trochę tak. - odetchnąłem i zamknąłem oczy, czując przyjemny zapach. - Ale w sumie to też lubię.

- To robię to nieświadomie. - westchnął. - Kiedyś zależało mi by każdy mnie lubił, ale zrozumiałem, że to niemożliwe.

- A jednak wszyscy cię lubią. - zaśmiałem się cicho i cmoknąłem jego szyję.

- Nie prawda... Dużo osób udaję, bo ma z takiej przyjaźni korzyść i myśli, że nie widzę tych fałszywych uśmieszków i nie słyszę jak mnie obgadują.

- Dlatego nie chciałem zostać popularny. Ale masz Chanyeola i Sehuna, a no i teraz jeszcze mnie.

- Czyli tych, na których mi zależy. - uśmiechnął się.

- Najbardziej. - cmoknąłem go w usta.

***

- Chyba powinniśmy się zbierać. - westchnął Jongin, gdy zaczęło się robić zimno.

- Chyba tak. - pokiwałem głową, podnosząc się.

Zebrał wszystko do koszyka i wyciągnął do mnie rękę. Złapałem za nią i ruszyliśmy razem do wyjścia z parku.

- To to wszystko zostawiamy w aucie i wracamy pieszo.

- Dlaczego?

- Bo nie pozwolę ci prowadzić kiedy piłeś, skarbie.

- Nie mam po co się z tobą kłócić, prawda?

- No nie za bardzo. - zaśmiałem się.

Chłopak westchnął zrezygnowany i przez resztę drogi się nie odzywał. Gdy doszliśmy do samochodu zostawił wszystko w środku i upewnił się, że go dobrze zamknął, po czym ruszył w stronę mojego domu.

- Kai, teraz nie będziesz się do mnie odzywał? - dogoniłem go i złapałem za rękę.

- Nie, czemu? - spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem.

- Bo się do mnie nie odzywasz.

- Zamyśliłem się, przepraszam. - mruknął niewyraźnie, znów wpatrując się w przestrzeń przed siebie.

- O czym tak myślisz? Jeśli mogę wiedzieć.

- Myślę czy wystartować w wyścigach w sobotę, czy sobie darować.

- Jakich wyścigach? - zaciekawiłem się, spoglądając na niego.

- No tych normalnych. Tych co większość szkoły się złazi na nie.

- Kai, kochanie... Wiesz, ja nic nie wiem na ten temat, nie interesowałem się tym. - westchnąłem.

- Jezu, gdzie ty się pochowałeś, że nic na ten temat nie słyszałeś? Są organizowane nielegalne wyścigi i najbliższe są w sobotę, i się zastanawiam czy w nich nie wystartować.

- No przepraszam, że byłem grzecznym dzieciakiem, który pomagał mamie i bratu kiedy tylko mógł. - prychnąłem, odsuwając się od niego.

- Już mniejsza o to, ale na przerwach cały czas się o tym gada.

- Mam moich przyjaciół i z nimi rozmawiam. Nie mam gumowego ucha jak co po niektórzy.

- Cokolwiek...

- Eh... - westchnąłem. - Mogę jechać z tobą?

- Na wyścigi? Nie twoje klimaty, słońce. - wydał z siebie niezdefiniowany dźwięk, coś pomiędzy śmiechem, a prychnięciem.

- No i? Ale to twój świat, chcę go trochę poznać, ty mój poznałeś.

- Nie jestem przekonany, czy chcę żebyś poznawał akurat tą część mojego świata. - przy dwóch ostatnich słowach zrobił cudzysłów.

- Nie marudź murzynie. - zaśmiałem się i zatrzymałem go, przytulając od tyłu.

- Tylko nie murzynie! - mruknął obrażonym tonem.

- Kocham cię chyba, wiesz? - szepnąłem mu do ucha i cicho zachichotałem.

- Ja ciebie też, Kyunnie. - obrócił się w moich ramionach, z bananem na ustach.

- A zabierzesz mnie ze sobą? - spróbowałem zrobić uroczą minkę, mimo że pawie nigdy mi to nie wychodziło.

- Zastanowię się. - uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- A czemu się tak uśmiechasz? - przekrzywiłem delikatni głowę w prawo.

- Bo powiedziałeś, że mnie kochasz.

- Tak cię to uszczęśliwiło? Zakład wygrałeś czy jak?

- Tak kurwa, od razu z pięć... - prychnął i wyswobodził się z moich objęć.

- Hej, kochanie... Przecież żartowałem skarbie.

- Kiepski żart... - ruszył w poprzednim kierunku.

Dogoniłem go i od razu przytuliłem, mrucząc cicho, że go kocham i ma się nie obrażać. Zatrzymał się nagle i spojrzał na mnie nieodgadnionym dla mnie wzrokiem.

- Coś się stało?

- W ciągu niecałych pięciu minut powiedziałeś dwa razy, że mnie kochasz, a po południu nie byłeś w stanie tego zrobić, bo tego nie wiedziałeś...

- Możliwe, że nie chciałem się przyznać. - zachichotałem.

Poczułem jego miękkie wargi na swoich. Uśmiechnąłem się delikatnie, stając na palcach i starając się oddać pocałunek, jednak dalej uważam, że nie robię tego zbyt dobrze. Chłopak oplótł swoje ręce wokół mojej talii. Przerwałem tą jakże romantyczną chwilę, czując jak dreszcze spowodowane zimnem przechodzą mi po plecach.

- Jongin, chodźmy do domu, zimno mi. - wyszeptałem, blisko jego ust, ze wciąż zamkniętymi oczami.

- Będę romantyczny. - zaśmiał się i narzucił mi coś na ramiona.

- Teraz tobie będzie zimno, głupku. - spojrzałem mu w oczy.

Jakie one są piękne. Jak dwie okrągłe kostki gorzkiej czekolady.

- Nie jest mi zimno. Serio.

- A to co? - pokazałem na gęsią skórkę na jego ramieniu.

- A nie wiem, jej się spytaj. - zaśmiał się cicho.

- Chodź już, bo zmarzniesz i będziesz chory. - pokręciłem głową i pociągnąłem wyższego chłopaka w odpowiednim kierunku.

- Tak łatwo nie choruje. - cmoknął mnie w policzek.

- Jakoś ci tu próbuję pokazać, że się o ciebie martwię ciapo. - zaśmiałem się, splatając nasze palce. - Dziękuję za dzisiaj.

- Przyjemność po mojej stronie. - uśmiechnął się słodko.

Cmoknąłem go krótko w usta i uśmiechnąłem się, po czym przyspieszyłem trochę kroku, bo robi się coraz chłodniej i nie chcę, żeby był chory.

- Czego się tak spieszysz? - pociągnął mnie do tyłu, bo zostawał w tyle.

- Bo robi się zimno. - zdjąłem z siebie jego kurtkę i założyłem ją na jego ramiona.

- Będzie ci teraz zimno... - mruknął, przyciągając mnie do siebie.

- Kurcze... Mam fajnego chłopaka. Dziwnie się z tym czuję. - zaśmiałem się i objąłem go, nadal idąc przed siebie.

- Przyzwyczaj się do tego, bo nie mam zamiaru nigdzie się wybierać tak szybko.

- Poprzedni dwaj byli okropni. - westchnąłem, podchodząc do drzwi mieszkania.

Otworzyłem je i zaprosiłem starszego do środka. Zdjąłem buty i powiedziałem, że idę do kuchni zrobić herbatę, a on może iść gdzie chce.

- To znaczy? - podążył za mną.

- Jeden mnie zdradzał i nigdy mu nie pasowało, abyśmy się spotkali. Drugi miał problem z tym jaki mam kontakt z Jeongminem, z tym, że się uczę i coś wiem. Po prostu, że nie jestem tępy, a on chciał mieć chłopaka, który będzie go we wszystkim słuchał. - odpowiedziałem, stojąc do niego tyłem i stawiając czajnik na palnik.- Nawet nie mogę tych związków nazwać związkami.

- To ten drugi źle trafił, a pierwszy był dupkiem. - podszedł do mnie i cmoknął mnie w policzek, obejmując w pasie.

Uśmiechnąłem się, kładąc ręce na tych jego i pogłaskałem jego dłonie.

- A ty jak trafiłeś?

- Byłem z taką jedną laską dość pustą wśród towarzystwa, a na osobności nawet spoko była i z chłopakiem, ale to gimnazjalne dzieje.

- Teraz chyba oboje nadrabiamy, co? - zaśmiałem się, odwracając do niego przodem.

- Żałuję, że nie dowiedziałem się, że jesteś gejem na zeszłorocznym rozpoczęciu. - zachichotał, zbliżając się do moich ust.

- Co byś niby wtedy zrobił, huh?

- Wtedy pewnie nasza znajomość przedłużyłaby się o rok.

- Możliwe, ale w tamtym czasie byłem z tym pierwszym chłopakiem. - potarłem swoim nosem o ten jego i wyciągnąłem rękę, aby wyłączyć gaz, bo czajnik zaczął gwizdać.

- To ty byś go zdradził, a nie on ciebie. - zachichotał.

Zaśmiałem się i zalałem herbatę wrzątkiem, jeden kubek podałem Jonginowi, a sam ruszyłem do mojego pokoju. Wszyscy w domu już śpią. Mama wykończona po pracy, a młody po zabawie z Kaiem. Chłopak podążał za mną jak cień, a gdy już byliśmy na miejscu, rozsiadł się pod ścianą.

- Coś jeszcze chcesz wiedzieć? - usiadłem po turecku na krześle stojącym przy biurku.

- Na razie nie, jak przyjdzie mi do głowy to ci powiem.

- Dobrze. - pokiwałem głową. - Padam na twarz, nie wiem jak ty.

- Te wino mnie rozbudziło. - zachichotałem. - Ale ty idź spać, jeśli jesteś zmęczony.

- Taki miałem zamiar. To tu masz dresy, koszulkę i ręcznik. - mówiłem wyciągając kolejne rzeczy i kładąc je na krześle, na którym przed chwilą siedziałem. - Ja idę się umyć.

- Mogę iść z tobą? - wstał z miejsca, podchodząc do mnie.

- Hmm... Nie. - pokręciłem głową, śmiejąc się.

- No ej... - mruknął. - Ale ja chcę.

- A co ja będę z tego miał?

- Mnie? Nagiego?

- Aha? - zaśmiałem się, odsuwając od bruneta. - Chyba sobie dzisiaj takie widoki odpuszczę.

- Zabolało. - chwycił się za klatkę, tam gdzie powinno być serce.

- Kotek... Nie.

- Niech będzie. - rzucił się na łóżko i wtopił twarz w poduszkę.

Poszedłem do łazienki, gdzie wziąłem szybki prysznic, ubrałem się w spodnie dresowe i moją ulubioną za dużą koszulkę, po czy wróciłem do mojego pokoju. Jongin leżał w tej samej pozycji co kilkanaście minut temu.

- Kai, kochanie, wstawaj. Musisz iść się umyć.

- Już wstaje... - wymruczał, poprawiając się na posłaniu.

Położyłem się na wolnej przestrzeni i mruknąłem, że z brudasami nie śpię, po czym zepchnąłem go na ziemię. Chłopak krzyknął zaskoczony i złapał się za głową, którą uderzył o podłogę. Szybko zszedłem z łóżka i podszedłem do niego.

- Jezu, wszystko w porządku?

- Ał... - usiadł i zaczął masować obolałe miejsce. - Jest ok.

- Pokaż. - klęknąłem przed nim.

- Nie, jest dobrze. - wstał szybko z miejsca. - Idę się umyć.

Zgarnął rzeczy z krzesła i wyszedł z pokoju. Wróciłem na moje wcześniejsze miejsce, w głowie mówiąc, jaki jestem głupi. Po niecałych piętnastu minutach wrócił z łazienki, przebrany w moje rzeczy. Podszedł do mnie i ponownie położył się na łóżku.

- Hyung, przepraszam. - przysunąłem się do niego.

- Przecież mówiłem, że jest dobrze, słońce...

- Ale mogłeś sobie coś zrobić. - westchnąłem, przytulając się do niego.

- Ej... - obrócił się w moją stronę. - Nic mi się nie stało, więc nie przejmuj się tym.

- Chodźmy spać, ten dzień był ciężki.

- Co cię tak zmęczyło? - zachichotał.

- Zmęczyło mnie to, ze teraz mam popularnego chłopaka, zajmowaliśmy się moim bratem i jeszcze ten chłopak ciągał mnie gdzieś po parkach.

- Co robiłeś z bratem?

- A ty wredny jesteś. - mruknąłem i szturchnąłem go palcem w żebra.

- Ej no, nie kłuj mnie. - odsunął się na koniec łóżka. - Chodźmy spać.

- Dobrze, ale chodź tu do mnie.

- Dobranoc.

Przysunął się i mnie przytulił, po chwili już słodko spał. Zamknąłem oczy i po kilku minutach, też spałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro