Dzień 8-9, 08.09-09.09 Wtorek cz.7 - Środa cz.1
Położyłem się obok młodszego i przytuliłem się do jego pleców, obejmując jego talie. Po chwili chłopak się położył i odwrócił przodem do mnie, po czym zaczął mnie głaskać po twarzy. W tym momencie uświadomiłem sobie, że jutro chłopak będzie mnie próbował zabić i jeszcze do tego Byun jak zobaczy malinkę... Mimo, że chłopaka lubię i na początku chciałem tylko się z nim przespać i kazać ode mnie spierdalać, to teraz tak nie jest. Ten stworek jest uroczy i pocieszny.
- Jesteś smutny, dlaczego?
- Bo jutro tak nie będzie... - spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się, jakbym próbował upewnić go, że wszystko jest dobrze. A może siebie próbowałem przekonać?
- To zależy tylko od ciebie, hyung.
- Co masz na myśli?
- No, że wszystko zależy od ciebie. Ty decydujesz co zrobisz i jak spędzisz jutrzejszy dzień.
- Będziesz chciał spędzić jutro ze mną dzień?
- Jak będziesz miły to może się zgodzę. Bo jeszcze nie wiem jak jutro się zachowam. - uśmiechnął się i po chwili cicho odezwał się. - Hej, Kai.
- Tak słodziaku? - odgarnąłem mu niesforny kosmyk włosów z oczu.
- Coś ci powiem, bo na trzeźwo się nie przyznam, ale lubię cię.
Zachichotałem cicho i cmoknąłem go w nos.
- Też cię lubię.
- A wiesz, że twoja usta teraz dobrze smakują? A przynajmniej smakowały przed chwilą.
- Wiem, smakują czekoladą. - pokiwałem twierdząco głową.
- Mhm. - uśmiechnął się i przytulił się do mnie mocno.
Objąłem go w pasie i schowałem twarz w jego włosach. Po kilku minutach usłyszałem jak młodszy cicho pochrapuje i poczułem, że jego oddech zwalnia i jest bardziej wyrównany. Odchyliłem się na tyle mocno by zrobić mu zdjęcie i ustawić na zdjęcie kontaktowe. Te jest o wiele lepsze niż poprzednie. Kyunggie mruknął mocniej mnie obejmując i chowając twarz w mojej klatce piersiowej. Uśmiechnąłem się i po chwili sam smacznie spałem.
***
Poczułem jak ktoś trąca moje ramię coraz agresywniej.
- Kai, Jongin wstawaj.
- A dostanę buziaka na dzień dobry? - mruknąłem, pocierając dłonią zaspane oczy.
- Jak ładnie poprosisz to może.
- Proszę. - uśmiechnąłem się uroczo, podnoszą się do siadu.
- A dasz mi koszulkę na przebranie?
- Po co ci koszulka? - spojrzałem na niego wyrwany z pantałyku.
- Ta nie pachnie zbyt przyjemnie po całym dniu i całej nocy. - zaśmiał się.
- Poszukaj coś w garderobie. - pokazałem głową na odpowiednie drzwi.
- Jasne. - chłopak ruszył go garderoby.
Rzuciłem się z powrotem na łóżko z zamiarem pójścia dalej spać.
- Kai, no wstawaj.
Gdy tylko usłyszałem jego głos, przypominało mi się o moim buziaku.
- Ey a mój buziak? - Wstałem z łóżka i podszedłem do niego.
- No dobra. - mruknął, wywracając oczami.
Zbliżyłem się do niego tak, że dzielił nas kilka centymetrów. Oblizałem swoje usta i delikatnie uśmiechnąłem się, obejmując go w pasie i przyciągając do siebie.
- Kai, ale jeszcze powiedz mi proszę, co ma znaczyć to "K" na mojej szyi. - uśmiechnął się, ale z oczu biła chęć mordu.
- Em... Kim? Kai?... Kot?... Kyungsoo?
- Jesteś głupi. - zaśmiał się i stanął na palcach, po czym mnie cmoknął. - Teraz prawdę, poproszę.
- Kai... - mruknąłem i teraz ja go cmoknąłem w usta.
- A kto ci pozwolił zostawić to na mojej szyi? To się będzie trzymać teraz przez tydzień.
- Ty też mi zrobiłeś. - odchyliłem szyję i pokazałem mocniejszy czerwony punkcik.
- Wiem, pamiętam wszystko. - mruknął, robiąc się czerwony. - Jak się czujesz z tym, że ukradłeś kilka pierwszych moich pocałunków?
- Dobrze mi z tym. - uśmiechnąłem się.
- Ja mam nadzieję, bo one do mnie już nie wrócą. A teraz idziesz się przebrać, tak?
- Przydało by się umyć. - przeczesałem jedną ręką włosy, a drugą nadal trzymał jego ciało.
- To może idź? A ja pójdę zjeść śniadanie, co? - spojrzał na mnie oczami szczeniaczka, opierając dłonie na mojej klatce piersiowej.
- Pewnie jest coś już uszykowane. - puściłem go i skierowałem się do garderoby. - Za piętnaście minut zejdę.
Wszedłem do pomieszczenia i wybrałem ubrania na dzisiaj. W łazience odbyłem poranną rutynę i nałożyłem przyszykowane cichy, czyli czarne rurki, biała bluzka na na ramkach, do tego skórzaną kurtkę, a w pasie przewiązałem obowiązkowy element w szkolę, koszulę, tym razem założyłem czarno-czerwoną w kratkę. Szyję przyozdobiłem nieśmiertelnikiem i ułożyłem jeszcze wilgotne włosy. Ostatni raz przejrzałem się w lustrze i ruszyłem do kuchni, zahaczając po drodze o gabinet ojca by zabrać kluczyki od mojego auta . Tam zastałem Kyungsoo wpatrującego się dno już pustego kubka.
- Jestem. - podszedłem do niego i położyłem brodę na jego ramieniu.
- To dobrze. - mruknął, nie odrywając wzroku od osadu po herbacie w naczyniu.
- Wszystko ok? - zapytałem, cmokając jego szyję.
- Przystopuj trochę. - odepchnął moją głowę. - W sumie to nie było dobre, że się zgodziłem cię pocałować. My się nie znamy, Jongin. Wczoraj tylko powiedziałem, że cię lubię, ty mnie też i miło mi, że nie chcesz mnie zaciągnąć do łóżka, a potem zostawić. Ale to nie znaczy, że powinienem cię całować, a ty mnie.
- No dobrze... - mruknąłem lekko smutny.
Mi się taki układ nawet podobał, lubię go całować. Ma takie mięciusie usta i smakują malinami.
- Może kiedyś. - zaśmiał się i podsunął mi talerz z jedzeniem pod nos. - Jedz.
- Dzięki. - mruknąłem, zabierając kanapkę i nalewając sobie soku do szklanki i się z niej napiłem.
- Będziesz teraz zły czy coś? Kai, my nic o sobie praktycznie nie wiemy.
- Nie jestem zły... Po prostu lubię cię całować. - wzruszyłem ramionami.
Zjadłem do końca i wypiłem duszkiem picie. Pochowałem wszystkie naczynia do zmywarki i ruszyłem do wyjścia z domu. Ubrałem brązowe timberlandy i poczekałem na młodszego.
- Może najpierw się poznajmy, co? - zaproponował, idąc za mną.
- Mi to pasi. - zaśmiałem się i zamknąłem za nami drzwi na klucz.
Ruszyłem do garażu i otworzyłem bramę na pilot. Naszym oczom ukazało się białe Lamborghini Gallardo 550-2 z 2012 roku.
- Wow. - pokiwał głową z uznaniem. - Ciekawe czy jesteś tylko opakowaniem.
- Opakowaniem? - zdziwiłem się wsiadając do auta.
- No wiesz, kiedy ktoś ma dużo kasy, urodę i potrafi się ubrać, zazwyczaj nie ma nic w głowie. - wytłumaczył, gestykulując przy tym rękoma i zajmując miejsce w samochodzie.
- Przekonasz się jak mnie poznasz. - zaśmiałem się i wyruszyłem w odpowiednim kierunku.
- To może powiesz mi coś o sobie?
- A co chcesz wiedzieć? - spojrzałem na niego.
- Hm... - zamyślił się na chwilę. - Skąd wzięło się Kai?
- Mój ojciec jest Amerykaninem i chciał, żebym miał tak na imię, ale moja mama się nie zgodziła więc wyszło, że tak mnie nazywali.
- Czyli tak jakby masz dwa imiona? Jedno koreańskie i drugie, amerykańskie?
- Można tak powiedzieć. - pokiwałem głową.
- A czym wielki Kim Jongin się interesuje? - zaśmiał się, spoglądając na mnie tymi wielkimi oczami.
- Wyścigi, moda, muzyka... Hm, co jeszcze... Imprezy i taniec.
- Tańczysz? - uniósł brwi zdziwiony i zamrugał oczami.
- Jak mi się nudzi. - zaparkowałem na podjeździe.
- Nieźle, pokażesz mi coś, kiedyś? - zapytał wysiadając z auta. - Wejdziesz czy już będziesz jechał?
- Obiecałem twojej mamie, że cię podwiozę do szkoły. - uśmiechnąłem się i wysiadłem z auta.
- No to chodź. - złapał mnie za rękę i pociągnął do drzwi domu.
- Kyunnie, na pewno wytrzeźwiałeś? - lekko się zdziwiłem gestem chłopaka.
- Kai, wcześniej cię pocałowałem, a ty pytasz czy wytrzeźwiałem dopiero teraz? - spojrzał na mnie zdziwiony. - Ale tak, wytrzeźwiałem. Tylko, że jak będziemy w szkole wróci moja niechęć do ciebie, przynajmniej tak mi się wydaje.
- Czemu? - pogubiłem się już kompletnie.
- Wytłumaczę ci później dobra? Teraz idę się przebrać i spakować, a ty możesz poczekać gdzieś tutaj. - powiedział i praktycznie wbiegł po schodach, po chwili znikając za jakimiś drzwiami, prawdopodobnie prowadzącymi do jego pokoju.
- Ok?
Poszedłem do salonu i usiadłem na kanapie. Na przeciwko mnie był kominek, a nad nim zdjęcia w ciemnych ramkach. Podszedłem do nich i wziąłem pierwszą fotografię do ręki. Na niej widniał mały Kyungsoo.
- Uroczy prawda? - usłyszałem za sobą kobiecy głos.
Obróciłem się i ujrzałem mamę chłopaka. Ukłoniłem się nisko i odłożyłem zdjęcie na miejsce.
- Tak. - uśmiechnąłem się miło do kobiety.
- Jesteś Kai? - posłała mi ciepły uśmiech i zlustrowała mnie dokładnie.
- Kim Jongin, dokładniej. Miło mi panią poznać.
- Mnie również. Ciasta? Wczoraj piekliśmy z Kyungsoo. Zapraszam do kuchni. - wskazała ręką pomieszczenie i ruszyła w jego kierunku.
- Z chęcią. - wyszczerzyłem się i ruszyłem za nią.
Kobieta nałożyła nam po kawałku ciasta czekoladowego i nalała soku do dwóch szklanek, po czym wszystko postawiła na stole.
- Kyungsoo pewnie zejdzie najwcześniej za dziesięć minut. - zaśmiała się dźwięcznie. - Więc Jongin, mówisz, że mój syn był uroczy?
- Nadal jest. - wziąłem kęs przysmaku i popiłem to.
- Jongin wybacz proszę mi moją śmiałość, ale czy ty wolisz chłopców?
- Jestem biseksualny. Co mnie zdradziło? - zaśmiałem się dźwięcznie.
- Raczej heteroseksualny chłopak nie powie o drugim, że jest słodki. Poza tym, nie znam się na waszej modzie, ale wydaje mi się, że twoje spodnie są ciut za ciasne. - zachichotała.
- Jest taka opcje... - potarłem kark w zakłopotaniu.
Do kuchni nagle wpadł Do, ubrany w czarne rurki, tego samego koloru koszulkę i białą chustę przewiązaną w koło szyi, cmoknął mamę w policzek i nalał sobie wodę do szklanki.
- Zapomniałem się przywitać. Dzień dobry, mamo. - zaśmiał się.
- A jego spodnie co mówią? - zachichotałem cicho, pokazując na młodszego.
- Jego spodnie mówią, że jest stu procentowym gejem.
- Nie wrobisz mnie, Kai. Moja mama, wie o tym od dawna. - zaśmiał się czerwono włosy i usiadł przy stole.
- Nawet nie próbowałem. - podniosłem ręce w geście obronnym.
- Jasne, już ci wierzę. - pstryknął mnie w nos.
- Dzięki, kolego. - odwróciłem od niego głowę w akcie obrażenia się, zapominając o mojej malince, którą odsłoniłem.
- A właśnie, Kyungsoo, co ukrywasz, pod tą chustą? - zapytała zaciekawiona mama chłopaka.
- Ja? Nic? - zaśmiałem się cicho z chłopaka. - Zamknij się.
- Jak się odzywasz do kolegi? No dalej pochwal się, co tam masz.
- Mamo, odpuść. Proszę cię, wystarczy, że Baekhyun mnie zabije jak to zobaczy. - westchnął, kręcąc głową.
- Nie tylko twój pogrzeb będzie wyprawiany... - mruknąłem cicho.
- Ty się nie odzywaj, jesteś sprawcą wszystkiego.
- Nie prawda, sam jesteś winny bo mi pozwoliłeś.
- To nie byłem ja! - wstał i uderzył mnie delikatnie w tył głowy. - A udław się tym ciastem. Głupie pudełko.
- Nie mam już na ciebie siły, Kyunnie. - westchnąłem.
- Wiesz, Kyungsoo jest specyficzny, musisz mu wybaczyć takie zachowania. Czasem mam wrażenie, że nadal jest na etapie dwunastolatka. Za chwilę powinno mu przejść.
- Jestem przyzwyczajony do specyficznych ludzi, więc nic się nie stało. - uśmiechnąłem się uprzejmie.
- Ale o tym co jest z nim, musi ci sam powiedzieć, jeśli jeszcze tego nie zrobił. - wstała, odkładając naczynia do zlewu. - Zbierajcie się już lepiej, bo się spóźnicie.
- Dziękuję za ciasto. - wstałem z miejsca i wyciągnąłem klucze od auta. - Do widzenia. - ukłoniłem się i ruszyłem do drzwi.
Po chwili dołączył do mnie młodszy, założył buty, wciągnął na siebie czarno białą, flanelową koszulę i zarzucił plecak na ramię. Dopiero teraz zauważyłem, że na nowo ułożył włosy, aby delikatnie sterczały, zaczesane do tyłu i nie zabrał okularów. Odblokowałem samochód i do niegi wszedłem. Kyung zajął miejsce pasażera, a torbę położył na swoich kolanach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro