Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 8-9, 08.09-09.09 Wtorek cz.7 - Środa cz.1

Położyłem się obok młodszego i przytuliłem się do jego pleców, obejmując jego talie. Po chwili chłopak się położył i odwrócił przodem do mnie, po czym zaczął mnie głaskać po twarzy. W tym momencie uświadomiłem sobie, że jutro chłopak będzie mnie próbował zabić i jeszcze do tego Byun jak zobaczy malinkę... Mimo, że chłopaka lubię i na początku chciałem tylko się z nim przespać i kazać ode mnie spierdalać, to teraz tak nie jest. Ten stworek jest uroczy i pocieszny.

- Jesteś smutny, dlaczego?

- Bo jutro tak nie będzie... - spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się, jakbym próbował upewnić go, że wszystko jest dobrze. A może siebie próbowałem przekonać?

- To zależy tylko od ciebie, hyung.

- Co masz na myśli? 

- No, że wszystko zależy od ciebie. Ty decydujesz co zrobisz i jak spędzisz jutrzejszy dzień.

- Będziesz chciał spędzić jutro ze mną dzień? 

- Jak będziesz miły to może się zgodzę. Bo jeszcze nie wiem jak jutro się zachowam. - uśmiechnął się i po chwili cicho odezwał się. - Hej, Kai.

- Tak słodziaku? - odgarnąłem mu niesforny kosmyk włosów z oczu. 

- Coś ci powiem, bo na trzeźwo się nie przyznam, ale lubię cię.

Zachichotałem cicho i cmoknąłem go w nos.

- Też cię lubię. 

- A wiesz, że twoja usta teraz dobrze smakują? A przynajmniej smakowały przed chwilą.

- Wiem, smakują czekoladą. - pokiwałem twierdząco głową.

- Mhm. - uśmiechnął się i przytulił się do mnie mocno.

Objąłem go w pasie i schowałem twarz w jego włosach. Po kilku minutach usłyszałem jak młodszy cicho pochrapuje i poczułem, że jego oddech zwalnia i jest bardziej wyrównany. Odchyliłem się na tyle mocno by zrobić mu zdjęcie i ustawić na zdjęcie kontaktowe. Te jest o wiele lepsze niż poprzednie. Kyunggie mruknął mocniej mnie obejmując i chowając twarz w mojej klatce piersiowej. Uśmiechnąłem się i po chwili sam smacznie spałem.

***

Poczułem jak ktoś trąca moje ramię coraz agresywniej.

- Kai, Jongin wstawaj.

- A dostanę buziaka na dzień dobry? - mruknąłem, pocierając dłonią zaspane oczy. 

- Jak ładnie poprosisz to może.

- Proszę. - uśmiechnąłem się uroczo, podnoszą się do siadu.

- A dasz mi koszulkę na przebranie?

- Po co ci koszulka? - spojrzałem na niego wyrwany z pantałyku.

- Ta nie pachnie zbyt przyjemnie po całym dniu i całej nocy. - zaśmiał się.

- Poszukaj coś w garderobie. - pokazałem głową na odpowiednie drzwi.

- Jasne. - chłopak ruszył go garderoby.

Rzuciłem się z powrotem na łóżko z zamiarem pójścia dalej spać.

- Kai, no wstawaj.

Gdy tylko usłyszałem jego głos, przypominało mi się o moim buziaku.

- Ey a mój buziak? - Wstałem z łóżka i podszedłem do niego.

- No dobra. - mruknął, wywracając oczami.

Zbliżyłem się do niego tak, że dzielił nas kilka centymetrów. Oblizałem swoje usta i delikatnie uśmiechnąłem się, obejmując go w pasie i przyciągając do siebie.

- Kai, ale jeszcze powiedz mi proszę, co ma znaczyć to "K" na mojej szyi. - uśmiechnął się, ale z oczu biła chęć mordu.

- Em... Kim? Kai?... Kot?... Kyungsoo?

- Jesteś głupi. - zaśmiał się i stanął na palcach, po czym mnie cmoknął. - Teraz prawdę, poproszę.

- Kai... - mruknąłem i teraz ja go cmoknąłem w usta.

- A kto ci pozwolił zostawić to na mojej szyi? To się będzie trzymać teraz przez tydzień. 

- Ty też mi zrobiłeś. - odchyliłem szyję i pokazałem mocniejszy czerwony punkcik.

- Wiem, pamiętam wszystko. - mruknął, robiąc się czerwony. - Jak się czujesz z tym, że ukradłeś kilka pierwszych moich pocałunków?

- Dobrze mi z tym. - uśmiechnąłem się.

- Ja mam nadzieję, bo one do mnie już nie wrócą. A teraz idziesz się przebrać, tak?

- Przydało by się umyć. - przeczesałem jedną ręką włosy, a drugą nadal trzymał jego ciało.

- To może idź? A ja pójdę zjeść śniadanie, co? - spojrzał na mnie oczami szczeniaczka, opierając dłonie na mojej klatce piersiowej.

- Pewnie jest coś już uszykowane. - puściłem go i skierowałem się do garderoby. - Za piętnaście  minut zejdę.

Wszedłem do pomieszczenia i wybrałem ubrania na dzisiaj. W łazience odbyłem poranną rutynę i nałożyłem przyszykowane cichy, czyli czarne rurki, biała bluzka na na ramkach, do tego skórzaną kurtkę, a w pasie przewiązałem obowiązkowy element w szkolę, koszulę, tym razem założyłem czarno-czerwoną w kratkę. Szyję przyozdobiłem nieśmiertelnikiem i ułożyłem jeszcze wilgotne włosy. Ostatni raz przejrzałem się w lustrze i ruszyłem do kuchni, zahaczając po drodze o gabinet ojca by zabrać kluczyki od mojego auta . Tam zastałem Kyungsoo wpatrującego się dno już pustego kubka. 

- Jestem. - podszedłem do niego i położyłem brodę na jego ramieniu. 

- To dobrze. - mruknął, nie odrywając wzroku od osadu po herbacie w naczyniu.

- Wszystko ok? - zapytałem, cmokając jego szyję.

- Przystopuj trochę. - odepchnął moją głowę. - W sumie to nie było dobre, że się zgodziłem cię pocałować. My się nie znamy, Jongin. Wczoraj tylko powiedziałem, że cię lubię, ty mnie też i miło mi, że nie chcesz mnie zaciągnąć do łóżka, a potem zostawić. Ale to nie znaczy, że powinienem cię całować, a ty mnie.

- No dobrze... - mruknąłem lekko smutny.

Mi się taki układ nawet podobał, lubię go całować. Ma takie mięciusie usta i smakują malinami.

- Może kiedyś. - zaśmiał się i podsunął mi talerz z jedzeniem pod nos. - Jedz.

- Dzięki. - mruknąłem, zabierając kanapkę i nalewając sobie soku do szklanki i się z niej napiłem.

- Będziesz teraz zły czy coś? Kai, my nic o sobie praktycznie nie wiemy.

- Nie jestem zły... Po prostu lubię cię całować. - wzruszyłem ramionami. 

Zjadłem do końca i wypiłem duszkiem picie. Pochowałem wszystkie naczynia do zmywarki i ruszyłem do wyjścia z domu. Ubrałem brązowe timberlandy i poczekałem na młodszego.

- Może najpierw się poznajmy, co? - zaproponował, idąc za mną.

- Mi to pasi. - zaśmiałem się i zamknąłem za nami drzwi na klucz. 

Ruszyłem do garażu i otworzyłem bramę na pilot. Naszym oczom ukazało się białe Lamborghini Gallardo 550-2 z 2012 roku.

- Wow. - pokiwał głową z uznaniem. - Ciekawe czy jesteś tylko opakowaniem.

- Opakowaniem? - zdziwiłem się wsiadając do auta.

- No wiesz, kiedy ktoś ma dużo kasy, urodę i potrafi się ubrać, zazwyczaj nie ma nic w głowie. - wytłumaczył, gestykulując przy tym rękoma i zajmując miejsce w samochodzie.

- Przekonasz się  jak mnie poznasz. - zaśmiałem się i wyruszyłem w odpowiednim kierunku.

- To może powiesz mi coś o sobie?

- A co chcesz wiedzieć? - spojrzałem na niego.

- Hm... - zamyślił się na chwilę. - Skąd wzięło się Kai?

- Mój ojciec jest Amerykaninem i chciał, żebym miał tak na imię, ale moja mama się nie zgodziła więc wyszło, że tak mnie nazywali. 

- Czyli tak jakby masz dwa imiona? Jedno koreańskie i drugie, amerykańskie?

- Można tak powiedzieć. - pokiwałem głową.

- A czym wielki Kim Jongin się interesuje? - zaśmiał się, spoglądając na mnie tymi wielkimi oczami.

- Wyścigi, moda, muzyka... Hm, co jeszcze... Imprezy i taniec. 

- Tańczysz? - uniósł brwi zdziwiony i zamrugał oczami.

- Jak mi się nudzi. - zaparkowałem na podjeździe.

- Nieźle, pokażesz mi coś, kiedyś? - zapytał wysiadając z auta. - Wejdziesz czy już będziesz jechał?

- Obiecałem twojej mamie, że cię podwiozę do szkoły. - uśmiechnąłem się i wysiadłem z auta.

- No to chodź. - złapał mnie za rękę i pociągnął do drzwi domu.

- Kyunnie, na pewno wytrzeźwiałeś? - lekko się zdziwiłem gestem chłopaka.

- Kai, wcześniej cię pocałowałem, a ty pytasz czy wytrzeźwiałem dopiero teraz? - spojrzał na mnie zdziwiony. - Ale tak, wytrzeźwiałem. Tylko, że jak będziemy w szkole wróci moja niechęć do ciebie, przynajmniej tak mi się wydaje.

- Czemu? - pogubiłem się już kompletnie.

- Wytłumaczę ci później dobra? Teraz idę się przebrać i spakować, a ty możesz poczekać gdzieś tutaj. - powiedział i praktycznie wbiegł po schodach, po chwili znikając za jakimiś drzwiami, prawdopodobnie prowadzącymi do jego pokoju.

- Ok?  

Poszedłem do salonu i usiadłem na kanapie. Na przeciwko mnie był kominek, a nad nim zdjęcia w ciemnych ramkach. Podszedłem do nich i wziąłem pierwszą fotografię do ręki. Na niej widniał mały Kyungsoo.

- Uroczy prawda? - usłyszałem za sobą kobiecy głos.

Obróciłem się i ujrzałem mamę chłopaka. Ukłoniłem się nisko i odłożyłem zdjęcie na miejsce. 

- Tak. - uśmiechnąłem się miło do kobiety.

- Jesteś Kai? - posłała mi ciepły uśmiech i zlustrowała mnie dokładnie.

- Kim Jongin, dokładniej. Miło mi panią poznać. 

- Mnie również. Ciasta? Wczoraj piekliśmy z Kyungsoo. Zapraszam do kuchni. - wskazała ręką pomieszczenie i ruszyła w jego kierunku.

- Z chęcią. - wyszczerzyłem się i ruszyłem za nią.

Kobieta nałożyła nam po kawałku ciasta czekoladowego i nalała soku do dwóch szklanek, po czym wszystko postawiła na stole.

- Kyungsoo pewnie zejdzie najwcześniej za dziesięć minut. - zaśmiała się dźwięcznie. - Więc Jongin, mówisz, że mój syn był uroczy?

- Nadal jest. - wziąłem kęs przysmaku i popiłem to.

- Jongin wybacz proszę mi moją śmiałość, ale czy ty wolisz chłopców?

- Jestem biseksualny. Co mnie zdradziło? - zaśmiałem się dźwięcznie.

- Raczej heteroseksualny chłopak nie powie o drugim, że jest słodki. Poza tym, nie znam się na waszej modzie, ale wydaje mi się, że twoje spodnie są ciut za ciasne. - zachichotała.

- Jest taka opcje... - potarłem kark w zakłopotaniu.

Do kuchni nagle wpadł Do, ubrany w czarne rurki, tego samego koloru koszulkę i białą chustę przewiązaną w koło szyi, cmoknął mamę w policzek i nalał sobie wodę do szklanki.

- Zapomniałem się przywitać. Dzień dobry, mamo. - zaśmiał się.

- A jego spodnie co mówią? - zachichotałem cicho, pokazując na młodszego.

- Jego spodnie mówią, że jest stu procentowym gejem.

- Nie wrobisz mnie, Kai. Moja mama, wie o tym od dawna. - zaśmiał się czerwono włosy i usiadł przy stole.

- Nawet nie próbowałem. - podniosłem ręce w geście obronnym.

- Jasne, już ci wierzę. - pstryknął mnie w nos.

- Dzięki, kolego. - odwróciłem od niego głowę w akcie obrażenia się, zapominając o mojej malince, którą odsłoniłem.

- A właśnie, Kyungsoo, co ukrywasz, pod tą chustą? - zapytała zaciekawiona mama chłopaka.

- Ja? Nic? - zaśmiałem się cicho z chłopaka. - Zamknij się.

- Jak się odzywasz do kolegi? No dalej pochwal się, co tam masz.

- Mamo, odpuść. Proszę cię, wystarczy, że Baekhyun mnie zabije jak to zobaczy. - westchnął, kręcąc głową.

- Nie tylko twój pogrzeb będzie wyprawiany... - mruknąłem cicho.

- Ty się nie odzywaj, jesteś sprawcą wszystkiego.

- Nie prawda, sam jesteś winny bo mi pozwoliłeś.

- To nie byłem ja! - wstał i uderzył mnie delikatnie w tył głowy. - A udław się tym ciastem. Głupie pudełko.

- Nie mam  już na ciebie siły, Kyunnie. - westchnąłem.

- Wiesz, Kyungsoo jest specyficzny, musisz mu wybaczyć takie zachowania. Czasem mam wrażenie, że nadal jest na etapie dwunastolatka. Za chwilę powinno mu przejść.

-  Jestem przyzwyczajony do specyficznych ludzi, więc nic się nie stało. - uśmiechnąłem się uprzejmie.

- Ale o tym co jest z nim, musi ci sam powiedzieć, jeśli jeszcze tego nie zrobił. - wstała, odkładając naczynia do zlewu. - Zbierajcie się już lepiej, bo się spóźnicie.

- Dziękuję za ciasto. - wstałem z miejsca i wyciągnąłem klucze od auta. - Do widzenia. - ukłoniłem się i ruszyłem do drzwi.

Po chwili dołączył do mnie młodszy, założył buty, wciągnął na siebie czarno białą, flanelową koszulę i zarzucił plecak na ramię. Dopiero teraz zauważyłem, że na nowo ułożył włosy, aby delikatnie sterczały, zaczesane do tyłu i nie zabrał okularów. Odblokowałem samochód i do niegi wszedłem. Kyung zajął miejsce pasażera, a torbę położył na swoich kolanach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro