Dzień 39, 18.10 Poniedziałek cz.2
- Skarbie co jest? - szturchnąłem go w kolano.
- Nic, nie mam humoru. - mruknął cicho.
- Przecież widzę, że coś cię dręczy... - westchnąłem cicho, chwytając jego twarz i pociągnąłem ją żeby na mnie patrzał.
- Mówiłem, nie mam humoru, Kai. - westchnął i przechylił się w moją stronę, jakby chciał, żebym objął go ramieniem.
Zrobiłem to i przeciągnąłem go bliżej siebie.
- Miałem iść z chłopakami nad rzekę Han, chcesz iść z nami?
- Idę na lekcje, ale ty możesz iść. - odezwał się cicho, kiedy zabrzmiał dzwonek oznajmiający lekcję.
- Kyunnie... Jak chcesz mogę zostać...
- Nie trzeba, idź z chłopakami, a ja idę na lekcje. - wstał z ławeczki, zostawiając mnie samego i ruszył do szkoły.
- Kotek! - krzyknąłem i ruszyłem za nim.
- Czego krzyczysz? - odwrócił się w moją stronę.
- Bo mi uciekasz. - podszedłem do niego. - Zostanę z tobą, chodź na lekcję...
- Co mi to da, skoro i tak nie jesteśmy na tych samych zajęciach? Z resztą, idź. Bo będą się wkurzać, że za dużo czasu ze mną spędzasz.
- Co cię ugryzło? - mruknąłem smutno. - Co się dzieje na lekcjach?
- Nic mnie nie ugryzło, po prostu nie mam humoru. - burknął, odwracając ode mnie wzrok.
- Kai! - zawołał jakiś chłopak z klasy mojego chłopaka.
- Co?! - odkrzyknąłem nie odwracając od niego wzroku.
- Możemy pogadać? Soo ty lepiej idź, bo jak cię ostatnio nie było powiedział, że cię zapyta. - uśmiechnął się chłopak, a Kyung ruszył do szkoły, mrucząc pod nosem jakieś przekleństwa.
- Co jest? - obróciłem się do niego i spojrzałem zaciekawiony.
- Kyungsoo czasem ma gorsze dni i wtedy bardziej do niego trafiają komentarze klasy na jego temat. Zazwyczaj nie są one zbyt miłe, a to naprawdę fajny kumpel i nie rozumiem dlaczego tak go nie lubią.
- Jakie komentarze? - spytałem zdenerwowany na Soo, bo nic mi nie powiedział i na tych palantów z jego klasy.
- Najczęściej po prostu szydzą z niego, bo ma lepsze oceny od nich. Wymyślają różne przezwiska, a jak się pomyli to się śmieją i mówią, że lepiej nich się nie odzywa. W zeszłym roku kilka razy spłukali mu głowę w kiblu, w tym już raz próbowali, ale udało mu się uciec.
- Że co proszę!?
- Jongin! Idziesz!? - usłyszałem krzyk Huna gdzieś z tyłu.
- Nie, muszę komuś wpierdolić! - warknąłem i poszedłem do szkoły. - Pokażesz mi którzy to...
- Nie lepiej, żebyś to obgadał z Soo? - mruknął chłopak, a widząc moją wściekłość, pokazał na grupkę stojącą przy jednej z sal. - Chyba nie ma nauczyciela.
- Tym lepiej... Sehun, Chan asekurujcie, a ty odciągnij Kyungsoo. - mruknąłem widząc moich przyjaciół idących obok mnie.
Chłopak jakimś cudem zabrał gdzieś Do, a widać było, że ten nie chciał nigdzie iść, tylko zostać tam gdzie był. Czyli gdzieś w kącie.
- O co chodzi? - zapytał Sehun zatrzymując mnie.
- Widzisz tych dzieciaków? - pokazałam na grupkę. - Znęcają się nad Kyungsoo...
- Kai, nie postępuj zbyt pochopnie, bo tylko zrobisz mu krzywdę. - westchnął Chan, masując sobie nasadę nosa, jakby nad czymś myślał.
- To co mam zrobić? Przecież nie pozwolę na to by jacyś idioci znęcali się nad moim chłopakiem. - niemalże warknąłem, ruszając w stronę młodszych, ale Sehun mnie złapał za rękę i przyciągnął na stare miejsce.
- Na początek odrobinę się uspokój i zagadaj do nich. Potem możesz ich zlać jak powiedzą, że gnębią go, bo tak im się podoba.
Zabrałem kilka wdechów i uspokoiłem się. Zebrałem w sobie energię i ruszyłem w ich kierunku. Chłopcy głupio się uśmiechali, idąc za mną i wiedząc zapewne, że i tak te dzieciaki dostaną po mordzie. Stanąłem na przeciwko nich i zlustrowałem. Typowi rozpieszczeni gówniarze... Markowe ciuchy, najnowsze gadżety... I pomyśleć, że ja też mogłem taki być... Aż mi ciarki przeszły po plecach.
- Kai. - jedna z dziewczyn szeroko się uśmiechnęła, widząc mnie.
- A ty to? - uniosłem brew do góry kompletnie nie kojarząc laski.
- Nie znamy się jeszcze, jestem Jaehi. - wyszczerzyła się, podając mi swoją rękę.
- Aha... Znacie Do Kyungsoo? - olałem kompletnie dziewczynę.
- Jasne, chodzi z nami do klasy, a co? - zapytał jakiś chłopak znudzonym głosem, ciągle wgapiony w komórkę.
- Dręczycie go? - uniosłem brew do góry.
- Co? - podniósł głowę i zlustrował mnie wzrokiem. - Po co ci to wiedzieć?
- Bo jestem ciekawską osobą...
- Ale co cię to obchodzi, że akurat jego nie lubimy? Jest pełno innych o które mógłbyś się martwić, niż o to coś. - prychnął i znów wrócił do wgapiania się w urządzenie trzymane w rękach.
- Już mogę? - zwróciłem się do wielkoluda, zaciskając pięść, a ten kiwnął głową na tak i zaśmiał się odciągając dziewczyny z tej grupy.
Wyszczerzyłem się i uderzyłem z pięści w twarz pierwszego z nich, potem następnego i kolejnego, którzy zaczęli bronić tamtego frajera, który ze mną rozmawiał. Po chwili oni leżeli już ma ziemi, a ja z bananem na ryju odwróciłem sie do Sehuna i Chana.
- Stary, Kyung cię zabije, wiesz o tym? - zaśmiał się Hun.
- Wiem, ale jakoś go udobrucham. - wzruszyłem ramionami i wytarłem sobie krew z brody. - Jak bardzo oberwałem?
- Podbite oko, i przecięta warga, opuchlizna zejdzie za kilka godzin, jeśli przyłożysz coś zimnego.
- Kim Jongin! - usłyszałem krzyk z końca korytarza.
- O chuj. - jęknąłem i zacząłem ciągnąć chłopaków w drugą stronę. - Idziemy i to już.
- Stój do cholery! - młodszy warknął, idąc w naszym kierunku.
- Ruszcie się do cholery jasnej, bo on mnie zabije! - puściłem chłopaków i zaczęliśmy biec do wyjścia, śmiejąc się z niewiadomych powodów.
- Kai, kurwo jedna! - wydarł się i po chwili był przede mną.
- O kurwa... Jak ty to zrobiłeś? - zaśmiał się Hun, gdy zatrzymaliśmy się przed młodszym.
- Znam różne przejścia w tej szkole, przewodniczący mi pokazał. - mruknął i spojrzał na mnie. - Co ty sobie kurwa wyobrażasz?!
- A to zdrajca. - mruknąłem cicho, a nam Suho nie pokazał... - Nic sobie nie wyobrażam...
- To co to miało znaczyć do cholery?!
- O co ci chodzi? Nawet nie mogę tobie pomóc?
- Nie prosiłem Cię o to... - westchnął uspokajając się. - Wyglądasz okropnie. Idź do domu, przemyj wargę i przyłóż lód, dobrze?
- Jakbym miał robić to o co mnie prosisz, to byśmy teraz nie byli razem, a nawet byśmy nie gadali...
- Kotek, ale to co innego, teraz będzie jeszcze gorzej. - westchnął i przytulił się do mnie. - Dziękuję, że to zrobiłeś, ale teraz idź już do domu, tak? Jak skończę lekcje to do ciebie przyjdę.
- Jak będzie jeszcze gorzej to im nie tylko ryje obije, pamiętaj, że ta szkoła jest po mojej stronie. - zaśmiałem się, przytulając go.
- Co to znaczy, po twojej stronie? - zmarszczył brwi, unosząc głowę, aby mnie widzieć.
- To znaczy, że jeśli nasza trójka zachce żeby ktoś miał przejebane, to będzie miał. - wytłumaczył że spokojem Chanyeol, a ja i Sehun pokiwaliśmy głową na tak.
- Muszę zapamiętać, aby wam nie podpaść przez ten rok. - zachichotał najmłodszy, odczepiając się ode mnie. - To teraz tak, wy dwaj na lekcje, a ty do domu.
- Ale mieliśmy iść nad rzekę Han... - jęknąłem.
- Nie ma tak dobrze. Ty musisz wyglądać jak człowiek, a jak tego nie przemyjesz, to może wdać się zakażenie.
- Dobra w takim razie idziemy do mnie... A później nad rzekę. - westchnąłem i cmoknąłem go w policzek. - Widzimy się potem.
- Mhm, jak skończę zajęcia to ci napiszę i powiesz mi gdzie mam iść do was, dobra? Chyba, że nie chcecie, żebym przychodził to spoko, zrozumiem. - Soo uśmiechnął się do nas.
Spojrzałem na chłopaków, nie mogę sam decydować.
- Mi raczej nie będziesz przeszkadzać. - Chan poczochrał chłopaka, który dzisiaj chyba nie układał swoich włosów na gumę i lakier.
- Mi będzie tylko Baek przeszkadzał. - zaśmiał się Oh i pościł mu oko.
- Beakhyuna nawet nie wiem czemu nie ma, to samo Lu. Raczej ich nie będzie. - zaśmiał się Do, poprawiając włosy.
- No i dobrze jak dla mnie, a teraz w drogę, bo jakiś nauczyciel nas jeszcze wyczai...
- Wy tylko nie chciejcie, żeby się dowiedzieli o tym. - pokazał palcem na chłopaków, którzy podnosili się dopiero z podłogi.
- Nic nam nie zrobią. - wruszyłem ramionami.
- Na pewno nie. - mruknął, cmokając mnie w policzek. - Idźcie już sobie bo ja wam zrobię piekło.
- Pa Skarbie. - zaśmiałem się i wyszliśmy ze szkoły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro