Dzień 37, 16.10 Sobota cz.2
- I co zrobimy z faktem, że tu przyjeżdżam?
- Rozważymy go, w małym stopniu. - westchnął, przytulając mnie.
- I tak nie będę z tobą jechał za każdym razem, bo czasem mama chce wyjść i wtedy zostaję z Jeongiem. - uśmiechnąłem i krótko go pocałowałem. - Wiesz, że cię kocham?
- Od kiedy jesteście już na tym etapie? - zaśmiał się Sehun, a Kai zdzielił go w tył głowy, mrucząc, że ma zająć się sobą.
- Jongin, nie bij go. Na głupotę to i tak nie pomoże.
- W sumie racja, jeszcze będzie mi kazał odszkodowanie płacić... - westchnął teatralnie.
- No właśnie. - zaśmiałem się. - A na tym etapie jesteśmy jakoś od wczoraj.
- Szybcy jesteście, jak Pendolino. - zarechotał.
- Mówisz o tych kolejach w Polsce? Dziwny jesteś. - pokręciłem głową, patrząc na niego.
- Czemu ja się z tobą przyjaźnie Hunnie..?
- Bo tylko ja przytakiwałem na twoje głupie pomysły, a ty na moje w przedszkolu. I tylko my potrafiliśmy wejść do kuchni, żeby ukraść garnki, by potem móc się nimi napażać na podwórku.
- W sumie racja. - przyznał mu rację, uderzając go tym razem w ramię.
- Byliście głupkami. - zaśmiałem się, przytulając się do Kaia.
- Co poradzić... Ale te garnki to była zajebista zabawa. - zaśmiał się, obejmując moją talię ręką.
- A i brawo, kotek. - uśmiechnąłem się stając na palcach i cmoknąłem go w policzek.
- Co? Czemu? Czegoś nie wiem?
- Że wygrałeś głupolu.
- A to, norma. - zaśmiał się cicho, drapiąc z zakłopotania po karku.
Zaśmiałem się, tuląc do wyższego. Ciągle mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Dzisiaj jeszcze ani razu nie dostałem wiadomości, co cieszy mnie strasznie, bo zaczynam się ich trochę bać. Ale chyba za wcześnie na takie chwalenie, bo właśnie poczułem wibrację w kieszeni. Wyciągnąłem telefon i odczytałem wiadomość.
"Znowu wygrał? Pewnie duma cię rozpiera... Tylko chce ci zaimponować, żebyś bardziej go polubił i szybciej dał dupy"
- Kyunnie coś się stało? - usłyszałem jego głos przy swojej twarzy.
- Znowu sms. - mruknąłem chowając telefon do tylnej kieszeni moich, chyba ciut za ciasnych spodni.
- Znowu? Powinieneś coś z nimi zrobić... Ten ktoś może być niebezpieczny. - mruknął, całując czubek mojej głowy.
- Ten ktoś nie chce, żebyśmy byli razem, Jonginnie. I co ja mogę na smsy?
- Zgłosić na policję o nękanie?
- Może jak zobaczy, że mam to gdzieś to przestanie. - uśmiechnąłem się lekko i ziewnąłem, zasłaniając usta ręką.
- Jesteś zmęczony? - oparł czoło o moje, całując czubek mojego noska.
- Trochę. - przyznałem, ziewając jeszcze raz. - Kiedy wczoraj drugi raz zasypiałeś, to ja jakoś nie mogłem.
- Odwieść cię już do domu?
- Nie trzeba. - uśmiechnąłem się i uniosłem lekko głowę, aby go pocałować. - Jeszcze trochę wytrzymam, nie jestem jak Jeongmin.
- Jak chcesz. - złączył nasze usta, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.
- Wiesz, jestem z ciebie dumny. - zaśmiałem się, kiedy udało mi się odessać starszego od siebie.
- Ze mnie? Czemu? - spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Bo jesteś mądrym głupkiem, który umie prowadzić i całować. - zachichotałem, cmokając go.
- A już myślałem, że coś zrobiłem takiego supi...
- Ale zrobiłeś coś niemal nie możliwego, wiesz?
- Rozkochałem cię w sobie? - uśmiechnął się, a Sehun gdzieś obok mruknął, że to było do przewidzenia.
- Rozkochaniem bym tego nie nazwał. - zaśmiałem się, lekko dźgając go palcem w brzuch. - I chodziło mi o to, że Minnie cię polubił.
- Się ma niesamowitą osobowość, co nie? - zaśmiał się głośno.
- A jakiś ty skromny. - prychnąłem, odwracając głowę w bok.
- Widzisz, tyle plusów.
- Normalnie, ideał mi się trafił.
- Jaki szczęściarz z ciebie. - chciał coś jeszcze dopowiedzieć, ale Sehun mu się wtrynił z jakimś pytaniem i tak nawiązali dłuższą rozmowę.
Przytuliłem się mocniej do Jongina, czując na sobie czyiś wzrok i zamknąłem oczy, zatracając się w jego zapachu.
- Słońce, idziesz z nami?
- Gdzie? Przepraszam, nie słuchałem. - podniosłem lekko głowę, aby na nich spojrzeć.
- Do klubu. - zachichotał cicho Kai, czochrając mnie po włosach.
- Ej! Wiesz ile czasu je układałem? - zacząłem od razu poprawiać włosy. - Mogę iść.
- W takim razie w drogę!
Sehun pokazał w bliżej nieznanym kierunku i popędził przed siebie niczym Struś Pędziwiatr. Chłopak zaśmiał się cicho i pociągnął mnie w stronę, w którą poszedł Hun. Pokręciłem głową, śmiejąc się pod nosem i splotłem swoje palce z tymi Kaia, a wierzch jego dłoni gładziłem kciukiem. Nadal czuję się nieswojo, bo czuję, że ciągle ktoś się na mnie patrzy.
Po jakichś trzydziestu minutach staliśmy w kolejce do klubu, która wlekła się nie miłosiernie.
- Prędzej zasnę, niż tam wejdę. - mruknąłem, zaciskając delikatnie dłoń.
- Sehun debilu, serio zapomniałeś karty? - westchnął Kai, przytulając się do mnie, a jednocześnie opierając o mur za nim.
"Położyłem" się na chłopaku, opierając się policzkiem o jego ramię, a ręce zaplotłem w okół jego ciała.
- No mówię, że nie mogę jej znaleźć! - oburzył się i zaczął po raz setny przeszukiwać kieszenie.
- Hunnie spokojnie. Na spokojnie prędzej znajdziesz, niż tak gorączkowo przeglądając kieszenie.
- Mam! - zaczął machać nam przed twarzą kawałkiem plastiku. - Wiedziałem, że gdzieś ją miałem.
- No to w drogę. - wyszczerzył się Kai i zaprowadził nas do środka, pokazując po drodze bramkarzowi kartę wstępu.
- Kai, będziesz pił?
- Nie, bo muszę ciebie odwieść do domu. - splótł nasze palce.
- Brawo, ostatnio o tym nie pomyślałeś. - zaśmiałem się, idąc za nim.
Nigdy nie przychodziłem w takie miejsca, czy takie jak wyścigi. Nie lubię tłumów, tak mocnego hałasu czy tak odurzającego smrodu alkoholu, od którego miałem wrażenie, że będę upity. Doszliśmy do jednego ze stolików przy którym usiedliśmy. Odchyliłem się na oparcie i przytarłem oczy. Kim położył rękę na moim udzie i zaczął delikatnie ją głaskać.
- Na pewno nie chcesz, żebym cię odwiózł?
- Nie, jest dobrze kotek. - uśmiechnąłem się do niego.
- Idziemy na parkiet? - wyszczerzył się, wstając i wyciągając do mnie rękę.
- Jasne. Tylko, że nie umiem tańczyć. - złapałem jego rękę i poszedłem za nim.
- Wystarczy, że dasz się poprowadzić. - uśmiechnął się jeszcze szerzej, jeśli to w ogóle możliwe i pociągnął mnie na parkiet.
Poszedłem za nim, wygląda na to, że świetnie się tu czuje i odnajduje. Uśmiechnąłem się lekko widząc jak bardzo jest szczęśliwy. Zaczęliśmy tańczyć w rytmie muzyki, starszy chwycił mnie za biodra i zaczął nimi kołysać. Na początku czułem się trochę dziwnie, bo nie jestem przyzwyczajony do takiego tańczenia, tym bardziej przy takiej ilości ludzi dookoła. Starszy chyba to zobaczył, bo złączył nasze usta, po chwili krzycząc mi do ucha, żebym się rozluźnił i wyobraził, że jesteśmy tu sami. Postąpiłem według jego wskazówek i już po chwili, mogłem tańczyć "normalnie", jak dla mnie wyglądałem jak paralita, ale Jonginowi, chyba to nie przeszkadzało. Po trzech piosenkach zmęczeni wróciliśmy do stolika, gdzie zastaliśmy obściskującego się Sehun z jakimś chłopakiem.
- Denerwuje mnie ten koleś. - mruknąłem, siadając blisko Kaia.
- Który? - zaśmiał się, obejmując mnie. - A tak w ogóle chcesz coś do picia?
- W sumie to chyba oboje, ale głównie Sehun. A zaproponujesz coś dobrego?
- Sex On The Beach jest dobre. A na Sehuja nie zwracaj uwagi.
- Ciekawa nazwa. - zaśmiałem się do jego ucha. - Możesz zamówić.
- Poczekasz tu na mnie? - wymruczał, przygryzając płatek mojego ucha.
- Jasne. - uśmiechnąłem się szeroko, siadając wygodniej, w lekkim rozkroku i patrzyłem jak starszy odchodzi.
Po chwili wrócił z dwoma kolorowymi drinkami, jeden był cały czerwony, a drugi czerwono-żółty. Usiadł obok mnie i podał mi ten drugi. Wziąłem go do ręki i spojrzałem na chłopaka pytająco, zerkając na szklaneczkę, którą trzyma w ręce.
- Bezalkoholowy. - zaśmiał się cicho i obrócił się tak, by siedzieć na kanapie po turecku w moją stronę.
- Pijemy za coś konkretnego?
- Jeszcze nie piliśmy za to że jesteśmy razem. - wyszczerzył się.
- Racja. - zaśmiałem się, unosząc rękę z drinkiem w jego stronę.
Starszy zrobił to samo i po chwili kosztowaliśmy swoje napoje.
- Rzeczywiście całkiem smaczne, hyung.
- Cieszę się, że ci smakuje. - cmoknął krótko moje usta, a jak się odsuną oblizał te swoje.
- Chodź. - złapałem bruneta za rękę i pociągnąłem go w stronę parkietu, chcąc jeszcze trochę z nim potańczyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro