Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 10, 10.09 Czwartek cz.2

Następnie dwie lekcję spędziłem z Luhanem, bo Baeka wywiało do Chanyeola.

- Myślałem czy nie wyjść dzisiaj z domu, do któregoś z was, ale muszę się zająć Jeongminem, a do ciebie go nie zabiorę, bo Baekhyun pewnie będzie z Chanen. - mruknąłem zajmując miejsce na ławce pod drzewem.

- Siema wam. - usłyszeliśmy za nami roześmiany głos.

- Cześć. - mruknąłem odchylając głowę do tyłu, aby zobaczyć kto to.

- Hejka. - pomachał mu Han.

- Jak tam życie dzieciaki? - oprał się rękoma o oparcie ławki.

- Dzieciaki? Nieźle. - mruknąłem i ziewnąłem, zasłaniając usta ręką.

- Ktoś się tu nie wyspał. - poruszył zabawnie brwiami.

- Braciszek mnie wcześniej obudził, żebym go do szkoły zaprowadził, to się nie wyspałem.

- Masz brata? - zdziwił się.

- Mhm, ośmioletniego Jeongmina, chciał dzisiaj robić w szkole kolegom malinki. - zaśmiałem się. - Bo Kai, mu powiedział, że to znaczek, a na pytanie jaki znaczek, powiedziałem, że taki się robi jak się kogoś bardzo lubi.

- Kai już go poznał? A to chuj nic mi nie powiedział... 

- Zgarnął nas dzisiaj jak szliśmy do szkoły młodego. - wzruszyłem ramionami.

- A co do Kaia, to zaraz tu będzie. - pokazał na postać idącą w naszym kierunku zza szkoły.

- Co on robił za szkoła? - zmarszczyłem brwi, patrząc najpierw na Jongina, a potem na Sehuna.

- Siedział na murku? - bardziej spytał niż stwierdził.

- Czemu?

- Bo lubi?

- Inaczej. Był na lekcjach? - spojrzałem na niego ja na debila.

- Tak, na wszystkich dwóch. - wyszczerzył się dumny z jakiegoś powodu.

- A był na tym murku z kimś?

- Ze mną. 

- Tylko? - zaśmiałem się, czując jak coś mnie łaskocze, ale nie odwróciłem wzroku od Huna.

- A co zazdrosny jesteś? - usłyszałem głos Kaia. - Cześć Lu.

- Ja o ciebie? To ty jesteś pod moim urokiem i stwierdziłeś, że cię zdradzam. Przestań mnie łaskotać.

- Ty o mnie, bo w końcu to ja jestem twój. - odsunął się ode mnie i usiadł obok.

- Wiem. No może trochę, ale tylko trochę. Tak gdzieś tyle. - pokazałem palcami, odległość około centymetra.

Zaśmiał się i podał coś Sehunowi, tak by nikt nie widział co to.

- Co tak szmuglujecie? - Han zmrużył oczy patrząc na nich.

- Coś co tobie nie wolno. - Hun pokazał mu język i to coś schował do kieszeni kurtki.

- A to niby dlaczego? - chińczyk się oburzył.

- Kai, chodź bliżej mnie. - pokiwałem na niego palcem.

- Po co?

- No chodź, do mnie się nie przysuniesz? Chcę się przytulić. - zrobiłem smutną minkę w jego stronę. - Ale jak nie chcesz, to Lulu mnie przytuli.

- Skoro ty się chcesz przytulić to sam możesz się przysunąć...

- Nie miły się zrobiłeś. - mruknąłem, ale przysunąłem się do niego.

Starszy mnie do siebie przytulił, obejmując w pasie.

- Już wiem, co tak ukrywają. - odezwałem się do Luhana, po czym złapałem w ręce twarz starszego. - Serio Kai, jeszcze palić to w czasie lekcji?

- A czemu nie? - mruknął.

- Szkoda mi na ciebie słów, głupku. - westchnąłem, puszczając jego głowę. - Jak to możliwe, że robisz się po tym taki smętny i niemiły? Przecież to uwalnia endorfiny.

- Głowa go boli. -zaśmiał się Hun, a Kim zdzielił go ręką.

- Hej, nie bij go, bo nie dam ci tej nagrody po lekcjach. Czemu go głowa boli? - spojrzałem na Oh'a niezbyt rozumiejąc.

- Kac moralny. - wytłumaczył.

- Oj biedny, coś zrobił, że cię takowy złapał, huh? - spojrzałem na przyklejonego do mnie chłopaka.

- Żaden moralny, tylko zwykły. - mruknął. - A ten pedał jebany nie chce dać mi tabletek... - schował twarz w moją szyję.

- No już się nie wyzywać. - mruknąłem, widząc jak Sehun otwiera usta, żeby mu odpowiedzieć, po czym wstałem i złapałem Kaia za rękę. - Chodź, ja mam jakieś tabletki w szafce.

Wstał z małym obciągnięciem i ruszył za mną. Zrównał kroku i zaczął rzucać przekleństwa na słońce, że za mocno święci.

- Jonginnie, już się tak nie denerwuj. - ścisnąłem delikatnie jego dłoń, splatając nasze palce. - Zaraz nie będzie świeciło, bo wejdziesz do szkoły.

- Kac morderca nie ma serca. - westchnął.

- No niestety. Coś ty robił wczoraj?

- Po lekcjach pojechaliśmy do Sehuna i on wykombinował skądś sake i piliśmy tak po kieliszku.

- Dwa głupki się dobrały, a jeden większy od drugiego. - westchnąłem i otworzyłem swoją szafkę, po czym wyciągnąłem z niej tabletki. - Proszę bardzo.

- Dzięki skarbie, ratujesz mnie. - uśmiechnął się i szybko połknął lek.

- Wiem, że cię ratuję. - zaśmiałem się, chowając resztę tabletek do skrytki. - Powinno zadziałać, za jakieś trzydzieści minut. Wytrzymasz?

- A co zrobisz jak odpowiem nie? - splótł nasze palce i pociągną  na drugi koniec korytarza.

- Nie wiem co zrobię. A gdzie mnie ciągniesz? - zmarszczyłem brwi, ale szedłem za nim

Nie odpowiedział tylko zatrzymał się przy szafce i zaczął coś majstrować przy zamku. Patrzyłem mu przez ramię, zaciekawiony co robi. Po chwili zdjął kłódkę i otworzył szafkę. Złapałem go za kawałek kurtki, sam nie wiedząc dlaczego.

- Co jest? - spojrzał ma mnie przez ramię, wyciągając okulary przeciwsłoneczne.

- Nic. - pokręciłem głową, patrząc na niego.

- To czemu mnie chwytasz za kurtkę? - zamknął drzwiczki i obrócił się w moją stronę.

- A to, tak jakoś. - zabrałem rękę, zakłopotany. - To wytrzymasz jeszcze te 25 minut?

- Innej opcji nie mam. 

- No raczej nie. Ale humor mógłby ci się poprawić. Wole tego Kaia, który się do mnie klei i mówi "Kyunnie", niż tego, co jest nie miły i na wszystko przeklina.

- Lubisz kiedy się do ciebie kleje? I mówię " Kyunnie"? - zaśmiał się i ruszył w kierunku boiska.

- Tego nie powiedziałem. - mruknąłem, idąc za nim jak jakiś piesek. - Ale niemiły Kai sprawia, że mi smutno.

- Mogę ci poprawić humor. - obrócił się do mnie, ale nie zatrzymał się.

- Jak niby? I uważaj.

- Tego jeszcze nie wiem. - zaśmiał się. - Ał, może ja się nie będę śmiał. - skrzywił się lekko.

- To jak będziesz wiedział jak, to zapraszam. Cały dzień jestem w domu z Jeongminem. I tak, nie śmiej się lepiej, bo jeszcze ci ta śliczna główka eksploduje.

- Bym coś zrobił, ale mi zabroniłeś.

- Możesz mnie przytulić jak usiądziemy. - powiedziałem pierwsze co przyszło mi do głowy.

- Okay. - zgodził się i wyszedł na boisko, zakładając swoje okulary.

Zająłem miejsce obok Lu, bo zostało nam jeszcze z dziesięć minut przerwy.

- Już ci tak mocno słońce nie świeci? - zaśmiałem się cicho.

- Nadal daje. - mruknąłem ukrywając twarz w mojej szyi.

- Biedny ty.

- Biedny ja. - ugryzł mnie w szyję.

- Ała, Kai, nie gryź. - mruknąłem i pogłaskałem go po głowie.

- Ale lubię i lubię się przytulać. 

- Ale ja cię proszę, żebyś przestał - westchnąłem.

- Przytulać się czy gryźć? - zaśmiał się i odsunął, siadając prosto.

- Gryźć. - mruknąłem, opierając się o niego.

Chłopka objął mój pas ręką i zaczął gadać z Sehunem o jakimś meczu. Wywróciłem oczami, po czym spojrzałem na Luhana. Wygląda jakby miał zaraz wybuchnąć.

- No dalej, wiem, że chcesz. - zaśmiałem się z przyjaciela.

- Nie. - niemalże zapiszczał.

- Wyglądasz jakbyś miał zaraz miał eksplodować. -zaśmiałem się cicho i pociągnąłem go za policzek.

- No, ale oni tu są. - mruknął speszony. 

- Co my? -zwrócili się do nas jednocześnie.

- Co wy, bliźniaki? Lu nie może przez was fangirlować.

- A kogo shipujesz? - zaciekawił się Kim.

- Kaisoo. - zachichotał chińczyk.

- Że nas? - zaśmiał się, pokazując palcem siebie i mnie.

-  No tak. Podłapałem nazwę, od takich kilku dziewczyn.

- Eee... Ok?

- Jak się czujesz z tym, że pierwszy raz shipują cię z chłopakiem? - jelonek zachichotał, a ja zrobiłem się cały czerwony na twarzy, zasłaniając ją dłońmi.

- Normalnie? Ship jak ship. Nic nowego. - wzruszył ramionami, zabierając rękę.

Odsunąłem się od starszego i przytuliłen do chińczyka, chowając twarz w jego koszulce.

- Kai! Sehun! - usłyszałem gdzieś za nami.

Podniosłem się, bo byłem zbyt ciekaw kto to, ponieważ kojarzę ten głos. Wspomniani wstali szybko i podeszli do niego. Patrzyłem na nich zaciekawiony, ten wyższy to Kris, poprzedni kapitan drużyny koszykarskiej. Absolwent naszej szkoły, ale tego drugiego nie znam.

- Siema stary. - podszedł do niego mój Jonginnie i bratersko przytulil.

- Coście mu zrobili, że jest taki czerwony? - zapytał z chińskim akcentem i zaśmiał się ten którego nie znam, stając obok z nas i patrząc na mnie.

- Się zawstydził. - uśmiechnął się do niego Kai.

- Bo? - chłopak przysiadł się obok mnie.

- Jesteś z Chin? - Han spojrzał na niego krzywo i zaczął coś mówić w swoim ojczystym języku.

- Bo jest pod moim urokiem. - Odpowiedział, ale ten go już olał i gadał z Luhanem po chińsku, a po chwili dołączył się do nich Kris.

- O matko... I ja nie jest pod twoim urokiem. - burknąłem, spuszczając głowę i patrząc na moje buty.

-Wmawiaj sobie Kyunnie.

- Znowu mówisz jak Baehyun. - zaśmiałem się i spojrzałem na niego.

- Spierdalaj... - mruknął i krzyknął coś po chińsku, a tamci coś okrzyczeli razem.

- EJ... - spóściłem głowę ze smutną miną, a Lu od razu mnie przytulił.

- A tak w ogóle to przyszliśmy z konkretnym powodem. - zaśmiał się najwyższy z nas i wyciągnął piłkę do kosza.

- Luhan, idziemy? Zaraz koniec przerwy. - mruknąłem w jego koszulkę.

- Ja się piszę. - zawołał szczęśliwy Kai, a Sehun mu zawturował.

- Możemy iść. - przytaknął i się podniósł się. 

- A wasi koledzy nie zostają? - pokazał na nas absolwent.

- Nie?

- Czemu? - spojrzał się na nas Jongin.

- Bo wezmę piłkę i ci przywalę w ten pusty łeb. - burknąłem. - Z resztą jak pójdziesz to nie dostaniesz nagrody.

- Kiedy indziej odbiorę sobie nagrodę Kyunnie. - puścił do mnie oczko. 

- Chciałoby się. - prychnąłem, ruszając do szkoły.

- I to nawet nie wiesz jak. - krzyknął za mną, po czym usłyszałem jego jęk nasycony bólem.

Złapałem Lu za ramię i zacząłem ciągnąć go za sobą. 

- Gdzie się tak śpiesysz?

- Zaraz dzwonek. - mruknąłem. - I jak najdalej od debili.

- Na jednego z tych lecisz, wiec nie marudź... - prychnął.

- Ja na nikogo nie lece! - krzyknąłem odwracając się do niego przodem.

- Tak jak ja nie kocham Sehuna, proszę cię, kogo ty oszukujesz? - podniósł brew do góry.

- Ja pierdole! - wydarłem się, przez co było mnie słychać  prawdopodbnie na całym boisku.

- Kaia? - zachichotał.

- To Kai pierdoli, nie on. - zaśmiał się chłopak, który przyszedł z Krisem, po czym pobiegł za tamtym i na boisko.

- W sumie racja. - pokiwał głową.

- Jesteś straszny. - westchnąłem i pokręciłem głową.

- Dlatego się ze mną przyjaźnisz. - wzruszył ramionami.

- Racja. Przyczepiłem się do ciebie w przedszkolu i tak zostało. - zaśmiałem się.

- No widzisz, więc nie marudź...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro