Dzień 10, 10.09 Czwartek cz.2
Następnie dwie lekcję spędziłem z Luhanem, bo Baeka wywiało do Chanyeola.
- Myślałem czy nie wyjść dzisiaj z domu, do któregoś z was, ale muszę się zająć Jeongminem, a do ciebie go nie zabiorę, bo Baekhyun pewnie będzie z Chanen. - mruknąłem zajmując miejsce na ławce pod drzewem.
- Siema wam. - usłyszeliśmy za nami roześmiany głos.
- Cześć. - mruknąłem odchylając głowę do tyłu, aby zobaczyć kto to.
- Hejka. - pomachał mu Han.
- Jak tam życie dzieciaki? - oprał się rękoma o oparcie ławki.
- Dzieciaki? Nieźle. - mruknąłem i ziewnąłem, zasłaniając usta ręką.
- Ktoś się tu nie wyspał. - poruszył zabawnie brwiami.
- Braciszek mnie wcześniej obudził, żebym go do szkoły zaprowadził, to się nie wyspałem.
- Masz brata? - zdziwił się.
- Mhm, ośmioletniego Jeongmina, chciał dzisiaj robić w szkole kolegom malinki. - zaśmiałem się. - Bo Kai, mu powiedział, że to znaczek, a na pytanie jaki znaczek, powiedziałem, że taki się robi jak się kogoś bardzo lubi.
- Kai już go poznał? A to chuj nic mi nie powiedział...
- Zgarnął nas dzisiaj jak szliśmy do szkoły młodego. - wzruszyłem ramionami.
- A co do Kaia, to zaraz tu będzie. - pokazał na postać idącą w naszym kierunku zza szkoły.
- Co on robił za szkoła? - zmarszczyłem brwi, patrząc najpierw na Jongina, a potem na Sehuna.
- Siedział na murku? - bardziej spytał niż stwierdził.
- Czemu?
- Bo lubi?
- Inaczej. Był na lekcjach? - spojrzałem na niego ja na debila.
- Tak, na wszystkich dwóch. - wyszczerzył się dumny z jakiegoś powodu.
- A był na tym murku z kimś?
- Ze mną.
- Tylko? - zaśmiałem się, czując jak coś mnie łaskocze, ale nie odwróciłem wzroku od Huna.
- A co zazdrosny jesteś? - usłyszałem głos Kaia. - Cześć Lu.
- Ja o ciebie? To ty jesteś pod moim urokiem i stwierdziłeś, że cię zdradzam. Przestań mnie łaskotać.
- Ty o mnie, bo w końcu to ja jestem twój. - odsunął się ode mnie i usiadł obok.
- Wiem. No może trochę, ale tylko trochę. Tak gdzieś tyle. - pokazałem palcami, odległość około centymetra.
Zaśmiał się i podał coś Sehunowi, tak by nikt nie widział co to.
- Co tak szmuglujecie? - Han zmrużył oczy patrząc na nich.
- Coś co tobie nie wolno. - Hun pokazał mu język i to coś schował do kieszeni kurtki.
- A to niby dlaczego? - chińczyk się oburzył.
- Kai, chodź bliżej mnie. - pokiwałem na niego palcem.
- Po co?
- No chodź, do mnie się nie przysuniesz? Chcę się przytulić. - zrobiłem smutną minkę w jego stronę. - Ale jak nie chcesz, to Lulu mnie przytuli.
- Skoro ty się chcesz przytulić to sam możesz się przysunąć...
- Nie miły się zrobiłeś. - mruknąłem, ale przysunąłem się do niego.
Starszy mnie do siebie przytulił, obejmując w pasie.
- Już wiem, co tak ukrywają. - odezwałem się do Luhana, po czym złapałem w ręce twarz starszego. - Serio Kai, jeszcze palić to w czasie lekcji?
- A czemu nie? - mruknął.
- Szkoda mi na ciebie słów, głupku. - westchnąłem, puszczając jego głowę. - Jak to możliwe, że robisz się po tym taki smętny i niemiły? Przecież to uwalnia endorfiny.
- Głowa go boli. -zaśmiał się Hun, a Kim zdzielił go ręką.
- Hej, nie bij go, bo nie dam ci tej nagrody po lekcjach. Czemu go głowa boli? - spojrzałem na Oh'a niezbyt rozumiejąc.
- Kac moralny. - wytłumaczył.
- Oj biedny, coś zrobił, że cię takowy złapał, huh? - spojrzałem na przyklejonego do mnie chłopaka.
- Żaden moralny, tylko zwykły. - mruknął. - A ten pedał jebany nie chce dać mi tabletek... - schował twarz w moją szyję.
- No już się nie wyzywać. - mruknąłem, widząc jak Sehun otwiera usta, żeby mu odpowiedzieć, po czym wstałem i złapałem Kaia za rękę. - Chodź, ja mam jakieś tabletki w szafce.
Wstał z małym obciągnięciem i ruszył za mną. Zrównał kroku i zaczął rzucać przekleństwa na słońce, że za mocno święci.
- Jonginnie, już się tak nie denerwuj. - ścisnąłem delikatnie jego dłoń, splatając nasze palce. - Zaraz nie będzie świeciło, bo wejdziesz do szkoły.
- Kac morderca nie ma serca. - westchnął.
- No niestety. Coś ty robił wczoraj?
- Po lekcjach pojechaliśmy do Sehuna i on wykombinował skądś sake i piliśmy tak po kieliszku.
- Dwa głupki się dobrały, a jeden większy od drugiego. - westchnąłem i otworzyłem swoją szafkę, po czym wyciągnąłem z niej tabletki. - Proszę bardzo.
- Dzięki skarbie, ratujesz mnie. - uśmiechnął się i szybko połknął lek.
- Wiem, że cię ratuję. - zaśmiałem się, chowając resztę tabletek do skrytki. - Powinno zadziałać, za jakieś trzydzieści minut. Wytrzymasz?
- A co zrobisz jak odpowiem nie? - splótł nasze palce i pociągną na drugi koniec korytarza.
- Nie wiem co zrobię. A gdzie mnie ciągniesz? - zmarszczyłem brwi, ale szedłem za nim
Nie odpowiedział tylko zatrzymał się przy szafce i zaczął coś majstrować przy zamku. Patrzyłem mu przez ramię, zaciekawiony co robi. Po chwili zdjął kłódkę i otworzył szafkę. Złapałem go za kawałek kurtki, sam nie wiedząc dlaczego.
- Co jest? - spojrzał ma mnie przez ramię, wyciągając okulary przeciwsłoneczne.
- Nic. - pokręciłem głową, patrząc na niego.
- To czemu mnie chwytasz za kurtkę? - zamknął drzwiczki i obrócił się w moją stronę.
- A to, tak jakoś. - zabrałem rękę, zakłopotany. - To wytrzymasz jeszcze te 25 minut?
- Innej opcji nie mam.
- No raczej nie. Ale humor mógłby ci się poprawić. Wole tego Kaia, który się do mnie klei i mówi "Kyunnie", niż tego, co jest nie miły i na wszystko przeklina.
- Lubisz kiedy się do ciebie kleje? I mówię " Kyunnie"? - zaśmiał się i ruszył w kierunku boiska.
- Tego nie powiedziałem. - mruknąłem, idąc za nim jak jakiś piesek. - Ale niemiły Kai sprawia, że mi smutno.
- Mogę ci poprawić humor. - obrócił się do mnie, ale nie zatrzymał się.
- Jak niby? I uważaj.
- Tego jeszcze nie wiem. - zaśmiał się. - Ał, może ja się nie będę śmiał. - skrzywił się lekko.
- To jak będziesz wiedział jak, to zapraszam. Cały dzień jestem w domu z Jeongminem. I tak, nie śmiej się lepiej, bo jeszcze ci ta śliczna główka eksploduje.
- Bym coś zrobił, ale mi zabroniłeś.
- Możesz mnie przytulić jak usiądziemy. - powiedziałem pierwsze co przyszło mi do głowy.
- Okay. - zgodził się i wyszedł na boisko, zakładając swoje okulary.
Zająłem miejsce obok Lu, bo zostało nam jeszcze z dziesięć minut przerwy.
- Już ci tak mocno słońce nie świeci? - zaśmiałem się cicho.
- Nadal daje. - mruknąłem ukrywając twarz w mojej szyi.
- Biedny ty.
- Biedny ja. - ugryzł mnie w szyję.
- Ała, Kai, nie gryź. - mruknąłem i pogłaskałem go po głowie.
- Ale lubię i lubię się przytulać.
- Ale ja cię proszę, żebyś przestał - westchnąłem.
- Przytulać się czy gryźć? - zaśmiał się i odsunął, siadając prosto.
- Gryźć. - mruknąłem, opierając się o niego.
Chłopka objął mój pas ręką i zaczął gadać z Sehunem o jakimś meczu. Wywróciłem oczami, po czym spojrzałem na Luhana. Wygląda jakby miał zaraz wybuchnąć.
- No dalej, wiem, że chcesz. - zaśmiałem się z przyjaciela.
- Nie. - niemalże zapiszczał.
- Wyglądasz jakbyś miał zaraz miał eksplodować. -zaśmiałem się cicho i pociągnąłem go za policzek.
- No, ale oni tu są. - mruknął speszony.
- Co my? -zwrócili się do nas jednocześnie.
- Co wy, bliźniaki? Lu nie może przez was fangirlować.
- A kogo shipujesz? - zaciekawił się Kim.
- Kaisoo. - zachichotał chińczyk.
- Że nas? - zaśmiał się, pokazując palcem siebie i mnie.
- No tak. Podłapałem nazwę, od takich kilku dziewczyn.
- Eee... Ok?
- Jak się czujesz z tym, że pierwszy raz shipują cię z chłopakiem? - jelonek zachichotał, a ja zrobiłem się cały czerwony na twarzy, zasłaniając ją dłońmi.
- Normalnie? Ship jak ship. Nic nowego. - wzruszył ramionami, zabierając rękę.
Odsunąłem się od starszego i przytuliłen do chińczyka, chowając twarz w jego koszulce.
- Kai! Sehun! - usłyszałem gdzieś za nami.
Podniosłem się, bo byłem zbyt ciekaw kto to, ponieważ kojarzę ten głos. Wspomniani wstali szybko i podeszli do niego. Patrzyłem na nich zaciekawiony, ten wyższy to Kris, poprzedni kapitan drużyny koszykarskiej. Absolwent naszej szkoły, ale tego drugiego nie znam.
- Siema stary. - podszedł do niego mój Jonginnie i bratersko przytulil.
- Coście mu zrobili, że jest taki czerwony? - zapytał z chińskim akcentem i zaśmiał się ten którego nie znam, stając obok z nas i patrząc na mnie.
- Się zawstydził. - uśmiechnął się do niego Kai.
- Bo? - chłopak przysiadł się obok mnie.
- Jesteś z Chin? - Han spojrzał na niego krzywo i zaczął coś mówić w swoim ojczystym języku.
- Bo jest pod moim urokiem. - Odpowiedział, ale ten go już olał i gadał z Luhanem po chińsku, a po chwili dołączył się do nich Kris.
- O matko... I ja nie jest pod twoim urokiem. - burknąłem, spuszczając głowę i patrząc na moje buty.
-Wmawiaj sobie Kyunnie.
- Znowu mówisz jak Baehyun. - zaśmiałem się i spojrzałem na niego.
- Spierdalaj... - mruknął i krzyknął coś po chińsku, a tamci coś okrzyczeli razem.
- EJ... - spóściłem głowę ze smutną miną, a Lu od razu mnie przytulił.
- A tak w ogóle to przyszliśmy z konkretnym powodem. - zaśmiał się najwyższy z nas i wyciągnął piłkę do kosza.
- Luhan, idziemy? Zaraz koniec przerwy. - mruknąłem w jego koszulkę.
- Ja się piszę. - zawołał szczęśliwy Kai, a Sehun mu zawturował.
- Możemy iść. - przytaknął i się podniósł się.
- A wasi koledzy nie zostają? - pokazał na nas absolwent.
- Nie?
- Czemu? - spojrzał się na nas Jongin.
- Bo wezmę piłkę i ci przywalę w ten pusty łeb. - burknąłem. - Z resztą jak pójdziesz to nie dostaniesz nagrody.
- Kiedy indziej odbiorę sobie nagrodę Kyunnie. - puścił do mnie oczko.
- Chciałoby się. - prychnąłem, ruszając do szkoły.
- I to nawet nie wiesz jak. - krzyknął za mną, po czym usłyszałem jego jęk nasycony bólem.
Złapałem Lu za ramię i zacząłem ciągnąć go za sobą.
- Gdzie się tak śpiesysz?
- Zaraz dzwonek. - mruknąłem. - I jak najdalej od debili.
- Na jednego z tych lecisz, wiec nie marudź... - prychnął.
- Ja na nikogo nie lece! - krzyknąłem odwracając się do niego przodem.
- Tak jak ja nie kocham Sehuna, proszę cię, kogo ty oszukujesz? - podniósł brew do góry.
- Ja pierdole! - wydarłem się, przez co było mnie słychać prawdopodbnie na całym boisku.
- Kaia? - zachichotał.
- To Kai pierdoli, nie on. - zaśmiał się chłopak, który przyszedł z Krisem, po czym pobiegł za tamtym i na boisko.
- W sumie racja. - pokiwał głową.
- Jesteś straszny. - westchnąłem i pokręciłem głową.
- Dlatego się ze mną przyjaźnisz. - wzruszył ramionami.
- Racja. Przyczepiłem się do ciebie w przedszkolu i tak zostało. - zaśmiałem się.
- No widzisz, więc nie marudź...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro