Dzień 10, 10.09 Czwartek cz.1
Rano, zamiast budzika obudził mnie Jeongmin, wskakując na moje łóżko i szturchając mnie w ramię.
- Hyung! Hyung! Obudź się!
- Co się stało? - podparłem się na łokciach i zaspany na niego spojrzałem.
- Mama kazała cię zawołać na śniadanie. - uśmiechnął się uroczo, pokazując rządek białych ząbków, bez dwójki, która wypadła kilka dni temu.
- Dzięki maluchu. - poczochrałem go po głowie. - Dzisiaj moja kolej, żeby cię do szkoły odprowadzić, co nie?
- Tak! - krzyknął uradowany i przytulił się do mnie.
- Wskakuj na barana. - zaśmiałem się, ustawiając odpowiednio.
Uradowany wskoczył mi na barana i to tak dosłownie. Zaśmiałem się i poprosiłem, aby trochę uważał, po czym ruszyłem do kuchni, kręcąc po drodze kilka kółek, a młodszy śmiał się głośno przy tym.
- Dzień dobry. - jak zawsze cmoknąłem mamę w policzek i obróciłem się, aby Jeongmin zrobił to samo.
- Dzień dobry, kochanie. - zaśmiała się i położyła na stole dwie porcje kanapek i herbaty. - Smacznego.
- Dziękujemy. - posadziłem brata na krześle, a sam usiadłem obok i oboje zaczęliśmy zajadać się śniadaniem.
Po skończonym śniadaniu Jeongmin pobiegł się ubrać. Podziękowałem mamie za posiłek i też poszedłem się ubrać. Wyciągnąłem z szafy jasne, dżinsowe rurki, białą koszulkę i czerwoną koszulę, podobną do tych, które noszą gracze baseball'a w trakcie meczu.
- Jeongmin, gotowy?! - krzyknąłem z pokoju, kiedy się ubrałem i spakowałem wszystkie książki.
- Tak! - odkrzyknął, najprawdopodobniej z salonu.
Zszedłem na dół, ubrałem buty i poczekałam na ośmiolatka.
- Pa mamo, miłego dnia w pracy. - powiedzieliśmy razem, ten brzdąc nieźle to wyćwiczył.
Kiedy mama nam odpowiedziała, wyszliśmy, wcześniej zakładając bluzy i ruszyliśmy w kierunku szkoły chłopczyka. Gdy byliśmy w połowie drogie, obok nas przejechało szybko białe auto, które po chwili zahamowało z piskiem opon i zaczęło się cofać. Skądś to auto kojarzę, tylko skąd?
- Lepiej chodź. - złapałem Mina za rękę i pociągnąłem delikatnie, aby troszkę przyspieszył.
Pojazd zatrzymał się, a szyba od strony pasażera opadła.
- Podwieźć może? - usłyszałem znany mi głos.
- Wystraszyłeś mnie, głupku. - spojrzałem na niego i otworzyłem tylne drzwi auta. - Wsiadaj Jeong, to mój kolega, Jongin.
Chłopiec wsiadł, a ja pomogłem mu zapiąć pasy, po czym zająłem miejsce obok Kaia.
- Cześć Kyunnie. - uśmiechnął się do mnie.
- Prosiłem, abyś tak nie mówił. Kai to mój brat Jeongmin.
- Cześć młody. - uśmiechnął się i ruszył z miejsca. - Mam rozumieć, że do podstawówki was zawieść?
- Tak. - pokiwałem głową. - Minnie, nie przywitasz się?
- Dzień Dobry. - powiedział niepewnie.
- Widzisz, boi się ciebie, co zrobiłeś? - spojrzałem na starszego z wyrzutem.
- Pierwszy raz dzieciaka na oczy widzę, a ty cały czas tu siedzisz... Powinieneś znać odpowiedź panie Do. - westchnął, kręcąc głową ze zrezygnowaniem.
- Jeongmin, proszę cię, nie bądź nigdy jak on. - spojrzałem na brata, a potem na Jongina. - I nie musisz się go bać, jakby ci coś zrobił, to pozbył by się pewnej części ciała, która chyba jest dla niego cenna.
- Hyung, a czemu on ma takie coś podobnego, co ty masz na szyi? - chłopak pokazał na moją malinkę i spojrzał się na Kaia, który wybuchł śmiechem.
- E... Kai, pomożesz jakoś?
- Bo to jest znak. - wytłumaczył, spoglądając na niego.
- Jaki znak? - chłopiec zapytał zaciekawiony, patrząc na Jongina.
- Znak... Kyungsoo?
- To jest taki znak... Jak ktoś bardzo się lubi, to się mu robi taki znak, żeby o tym wiedział. - próbowałem jakoś to wytłumacz, sam nie ogarniając co ja mówię.
- A kto ci zrobił ten znak, hyung?
- Mi Kai, go zrobił, dlatego jest w kształcie litery "k".
- Potwierdzam. - zachichotał i zaparkował najbliżej wejścia jak tylko się dało.
Wysiadłem z auta i pomogłem młodszemu zrobić to samo. Przed wejście jeszcze ukucnąłem przed nim, poprawiając mu bluzę.
- Tylko, proszę cię, nie rób nikomu takich znaków, mimo że nawet nie wiesz, jak to nie próbuj, dobrze?
- Ale czemu hyung? Jeśli kogoś lubię tak bardzo jak ty Kaia hyunga?
- Bo widzisz, to jest tak, że takie znaczki mogą robić starsi. Jeśli ty byś zrobił komuś tak u siebie w szkole, to mama mogłaby mieć problemy, a potem ja. Dlatego proszę, żebyś nawet nie próbował, okke?
- Rozumiem. - pokiwał głową. - Mogę już iść?
- Jeszcze piątka, jak zawsze. - wystawiłem do niego rękę, a on radośnie przyłożył swoją i pobiegł do kolegów.
Zaśmiałem się i wróciłem do samochodu.
- Ale żeś wymyślił z tym znakiem. - mruknąłem, pocierając twarz. - W domu powiem mu o co z tym chodzi.
- Jak chcesz. - zaśmiał się. - Nie podrzucę cię prosto do szkoły bo muszę jeszcze wstąpić do domu się przebrać, chyba że pojedziesz ze mną.
- Mogę jechać z tobą, obojętne mi to. Musiałem go prosić, aby nie robił taki znaczków kolegom z klasy.
- No to kierunek mój dom. - ruszył z miejsca i ruszył w odpowiednim kierunku.
Spojrzałem na starszego, aby dokładnie się mu przyjrzeć. Nawet nie zauważyłem, że patrzyłem tak od dobrych pięciu minut.
- Podoba ci się co widzisz? - zaśmiał się donośnie.
- A żebyś wiedział, że tak. - mruknąłem, nie odwracając wzroku.
- To dobrze. - zaparkował w garażu. - Chodź. - otworzył mi drzwi i wyciągnął w moim kierunku rękę.
- Taki gentleman? - zaśmiałem się, łapiąc jego dłoń i wysiadłem.
- A jak. - uśmiechnął się i splótł nasze palce. - Jechałeś kiedyś motorem? - pociągnął mnie do wyjścia jakiś drzwi.
- Nie, ale chyba nie zamierzasz... No nie mów. - jęknąłem, kiedy otworzył drzwi.
- Dawno na nim nie jechałem. - wzruszył ramionami i poprowadził mnie do salonu, a następnie schodami do góry.
- Jak mnie zabijesz, to będę cię dręczyć jako duch.
- Nie zabiję cię. - westchnął i mnie puścił by po chwili zniknąć w garderobie.
- Ja mam nadzieję. - mruknąłem i podszedłem do jego biurka. - Grasz na czymś?
- Na gitarze i trochę na pianinie, a co?
- A nic. - zacząłem nucić melodię z nut, które były na biurku i stukać palcami w blat biurka.
- A ty? - usłyszałem za sobą.
- Nie, ale umiem czytać nuty.
- Chcesz posłuchać tego utworu? - zapytał stając za mną.
Pokiwałem głową na tak, wydaje mi się, że znam tą piosenkę.
- To chodź. - znów mnie chwycił za rękę i pociągnął w stronę drzwi.
Był już przebrany, miał na sobie biało-czarne spodnie w kratkę, czarny t-shirt i tą samą skórzaną kurtę co wczoraj.
Ruszyłem za nim, oglądając jego mieszkanie.Teraz dopiero poczułem, jakie jego dłonie są miękkie i przyjemne w dotyku. Weszliśmy do pokoju na końcu korytarzu, zapalił światło, a moim oczom pokazał się istny pokój muzyczny. Pianino, kilka gitar, basów i mikrofonów.
- Wow. - szczęka mi opadła, patrzyłem na to wszystko jak ciele w malowane wrota.
Kai wyciągnął mi kartkę z nutami z ręki i usiadł za instrumentem. Nadal stałem w drzwiach jak debil i patrzyłem na niego. Chłopak rozciągnął sobie palce i zaczął delikatnie grać. Zamknąłem oczy, już wiem co to. To ta sama piosenka, którą mu wcześniej śpiewałem. Uśmiechnąłem się delikatnie, usiadłem obok niego na stołku i zacząłem cicho śpiewać.
- Masz śliczny głos. - uśmiechnął się, gdy skończył grać.
- Dziękuję, ćwiczę go od kiedy byłem w trzeciej klasie podstawówki. - odwzajemniłem uśmiech i poczułem delikatnie pieczenie na policzkach.
Sięgnął po telefon, który wcześniej odłożył na instrument.
- Powinniśmy się zbierać, za 15 minut jest dzwonek. - westchnął jakby smutny.
- Co to jest za zdjęcie?! - wstałem, widząc zdjęcie ustawione na blokadzie.
- Nasze wspólne? - podrapał się po karku.
- Jeśli je gdziekolwiek udostępnisz, to nie ręczę za siebie. A teraz chodź, nie chce się spóźnić.
- Jakbym chciałbym je udostępnić, to zrobiłbym to już wczoraj, albo przedwczoraj. - mruknął zamakając pianino i wstając.
- Jeśli ktoś jeszcze ma to zdjęcie to go uprzedź o moich zamiarach. - zaśmiałem się.
- Sehun też już by dawno to udostępnił...
- Cokolwiek. Chodź. - złapałem go za nadgarstek i zacząłem ciągnąć do wyjścia z domu.
- Idę, idę. - w połowie drogi chłopak skręcił do innego pomieszczenia.
- Kai! - przeciągnąłem jego imię niemal błagalnie.
- Kluczyki muszę wziąć... - mruknął i po chwili wyszedł z inną parą kluczyków.
- Nie możemy jechać autem?
- No, ale motor... - westchnął zrezygnowany. - Czemu nie chcesz jechać motorem?
- Bo się boję, dobra? - spojrzałem na niego kątem oka.
- Przecież to ja będę prowadzić, a mam doświadczenie i nikogo nie zabiłem.
- To nie znaczy, że nie mam się czego bać. - mruknąłem, patrząc w ziemię.
- Dobra, pojedziemy autem. - wyrzucił ręce w akcie frustracji i wrócił do pomieszczenia.
- Przepraszam, Jongin. - spojrzałem na niego przepraszająco, kiedy wrócił.
- Jest ok. - mruknął i ruszył w stronę garażu.
Westchnąłem i ruszyłem za nim. Tego chłopaka łatwiej wyprowadzić z dobrego humoru niż kobietę w ciąży. Wszedł do samochodu, uruchomił silnik i otworzył bramę. Zająłem miejsce pasażera i całą drogę siedziałem cicho. Zaparkował przed szkołą, wyjął kluczyki ze stacyjki, jednak nie ruszył się z miejsca.
- Kai, jesteś na mnie zły?
- Nie jestem, ale serio miałem ochotę się przejechać motorem. - zaśmiał się cicho.
- Przepraszam. - pochyliłem się w jego stronę, aby cmoknąć go w policzek.
- Przejadę się później. - obrócił się w moją stronę.
Nie zdążyłem się zatrzymać przez co nasze wargi się zetknęły. Chwycił mój policzek i uśmiechnął się delikatnie w moje usta. Odsunąłem się szybko, robiąc się cały czerwony.
- Co ja ci mówiłem wczoraj?!
- To ty mnie pocałowałeś. - cmoknął mnie szybko w usta i wyszedł z samochodu.
- Ja wcale nie... To był przypadek! - wysiadłem i pokazałem na niego palcem oburzony.
- Nie przesadzaj, to tylko jeden pocałunek więcej, który mi dałeś. - wzruszył ramionami i ruszył do szkoły.
- Cokolwiek. - mruknąłem, a jakaś dziewczyna do mnie pomachała.
Zdziwiony podszedłem do niej, aby dowiedzieć się o co chodzi.
- Cześć oppa. - przytuliła się do mnie.
- Hej. - uśmiechnąłem się, obejmując ją ramieniem. - Co jest?
- Dziewczyny mi opowiedziały mi o tym, co chcesz zrobić z panem perfekcyjnym. - zachichotała.
- Pomożesz mi? - zaśmiałem się. - Jesteś super wiesz?
- Oczywiście, że ci pomogę i przyćmię blask Kima.
- Czyli nie tylko mi działa na nerwy? Cieszę się bardzo, koleżanko.
- Nie to, że działa mi na nerwy, ale większość lasek na niego leci i to jest denerwujące. - odkleiła się ode mnie i podała mi karteczkę.
- Teraz wszystkie te laski mnie nienawidzą. - mruknąłem biorąc kawałek papieru od niej.
- Nie, tylko niektóre fiksują. - uśmiechnęła się.
- Dobra, bo się spóźnimy na lekcje. Ja uciekam bo mam w 313. Pa - pomachałem jej i ruszyłem do wejścia do szkoły.
Jak tylko przekroczyłem próg budynku, jakieś ramiona opląty się wokół mojego pasa i pociągnęły w bok. Pisnąłem nie wiedząc co się dzieje i próbowałem się uwolnić.
- Czego się wyrywasz? - usłyszałem głos Kaia niedaleko mojego ucha.
- Wystraszyłeś mnie, znowu. - mruknąłem, uspokajając się.
- Więc powinieś się już przyzwyczaić. - poczułem jego oddech na mojej szyi. - Co to za zdradzanie mnie, Kyunnie?
- Przecież nie jesteśmy razem, więc cię nie zdradzam.
- Wiem, że nie jesteśmy, ale czuję się zdradzony. W końcu jestem twój, co nie?
- Ty jesteś mój, w takim układnie to ty możesz mnie zdradzić. - zaśmiałem się.
- A ja jestem pod twoim urokiem, więc nie mogę cię zdradzić.
- No właśnie, to układ idealny, Jonginnie. - położyłem swoje dłonie na jego rękach.
- To czemu mnie zdradzasz, jeśli mamy układ idealny Kyunnie?
- Bo nazywasz mnie jak Baekhyun, wiesz? - zachichotałem, odwracając głowę, delikatnie w jego stronę.
- O nie. - zaśmiał się cicho. - Od teraz jesteś moim słodziakiem.
- Teraz jak Luhan. Bądź oryginalny.
Poczułem jego wargi na mojej szyi jak składają na niej mokry pocałunek.
- Nie zapędzasz się odrobinę? Pamiętaj o swoich wiernych fankach, one mnie zabiją.
- Niech tylko spróbują. - znów mnie pocałował.
- Kai, przestań. - mruknąłem, wzdrygając się, to jest zbyt przyjemne.
- Miałem być oryginalny. - zachichotał i obrócił mnie przodem do siebie.
- Chodziło mi o to jak mnie nazywasz, głupku. - dźgnąłem go palcem w bok.
- O tym już nie powiedziałeś.
- Myślałem, że to oczywiste, skoro o tym mówiliśmy. - zaśmiałem się cicho. - Możemy iść na lekcje?
- Nie za bardzo mi się chce. - westchnął.
- Bądź grzeczny i idź na lekcje, to może coś dostaniesz.
- Czemu ci tak zależy, co? - przekręcił głowę na bok.
- Bo nauczono mnie, że nauka jest ważna.
- Czemu zależy ci na tym bym poszedł na lekcję?
- Powiedziałem ci już. - spojrzałem na niego jakby był głupi. - Ładnie cię proszę idź na lekcje.
- Niech będzie... - westchnął i mnie puścił.
- Jak wytrzymasz wszystkie lekcje, to może coś dostaniesz, dobra?
- Mały szantażysta... - mruknął i ruszył w stronę schodów. - Idziesz?
- Jasne. Ale dzięki takim drobnym szantażom dostaję co chcę. - wzruszyłem ramionami, idąc za nim. - Co byś chciał dostać, jeśli pojawisz się na wszystkich lekcjach?
- Wymyśl coś. - mrugnął do mnie i zniknął na drugim piętrze.
Westchnąłem i wszedłem na ostatnie piętro naszej szkoły i poszedłem pod moją salę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro