Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

52

Niekończące się rozmowy. Delikatne szturchanie się w poszukiwaniu kontaktu fizycznego. Czas, który upływał niewyobrażalnie szybko. To wszystko przychodziło im naturalnie. Andrew nie potrzebował już kilku tygodni do poczucia pewności – już teraz wszystko wiedział: Elliott był tym właściwym i gdyby poczekał jeden dzień dłużej, nie straciliby dwóch ostatnich lat. Postanowili, że zaczną od początku, ale on nie potrafił tak łatwo przebaczyć sobie tego, że popełnił tak okropny błąd. 

Nie pamiętał dnia, w którym uśmiechałby się aż tyle, co tego poranka. Po ponad trzech godzinach spaceru wreszcie postanowili coś zjeść. Jedzenie na mieście przy aktualnych dobrych nastrojach uznali za zbyt ryzykowne – nie mogli oderwać od siebie wzroku, więc mogliby niepotrzebnie zwrócić na siebie uwagę niewłaściwych ludzi. Dlatego zdecydowali się pojechać do jednego z nich. Mieszkanie Elliotta było bliżej, więc wybór był dosyć oczywisty. Andrew przyjął to z lekką ulgą, bo chciał zabrać Elliotta do siebie i przedstawić go swoim rodzicom (bardziej tacie, bo mama już miała okazję go poznać), ale to nie byłby dobry moment. Chciał to najpierw omówić w domu. Nie chciał negatywnych emocji w ich związku, a jego mama na pewno od razu by je wprowadziła – w tej chwili, w której tylko dostrzegłaby Elliotta. Cóż, częściowo to była jego wina i będzie musiał wziąć to na swoje barki. Na razie jednak nie chciał o tym myśleć – to będzie później, a teraz liczyło się przede wszystkim to, że Elliott był tuż obok.

Weszli do bloku i wpadli na Davida, który widząc Andrew upuścił śrubokręt z ręki i przetarł oczy ze zdumienia.

— Boże drogi, ty żyjesz — powiedział i mocno uściskał Andrew. Elliott stał tuż obok i uśmiechał się nieśmiało. Znikając z jego życia, Andrew odciął się też od zdecydowanej większości ich wspólnych znajomych, aby uniemożliwić mu kontakt. David był jednym z nich. Domyślał się, że reakcja pozostałych będzie zbliżona.

— Nie dramatyzuj, wysyłałem ci pocztówki na Święta.

— A poza tym milczałeś jak trup! — Skarcił go i dopiero wtedy się od niego odsunął. Położył dłonie na jego ramionach i spojrzał na niego z widoczną ulgą. Cieszył się, że chłopak wrócił. —Dobrze znowu widzieć.

— Ciebie też. Chociaż wymizerniałeś.

David westchnął.

— Życie. Za kilka lat zrozumiesz.

Andrew zmarszczył brwi. Rozumiał takie mówienie przy ludziach, którzy musieli pracować kosztem własnego życia, ale David się przecież do nich nie zaliczał – nie miał szefa, nie miał etatu, w którym musiał pracować po kilka lub kilkanaście godzin dziennie... Takie życie wydawało się dość łatwe, zresztą widział to po swoim tacie. 

— Przecież nie musisz pracować jak większość. Ludzie i tak co miesiąc ci zapłacą.

— Żeby to było tak proste jak mówisz...

— A nie jest?

— Ludzie masowo zadają pytania — odpowiedział za niego Elliott. — Te pytania.

Jedna podejrzliwa lokatorka, którą skutecznie można było ignorować za czasów, gdy Andrew jeszcze tu mieszkał, nie była już osamotniona. Coraz więcej mieszkańców kamienicy wiedziało, że David wciąż się nie ożenił. Biorąc pod uwagę jego wiek, było to społecznie podejrzane. Niektórzy zaczęli być złośliwi. Celowo zalegali z czynszem, bo wiedzieli, że David nic im nie zrobi. Zadawali niewygodne pytania, żeby go sprowokować. Plotkowali. Część się wyprowadziła. David, za namową Elliotta, wymyślił historyjkę o tragicznie zmarłej narzeczonej, której śmierci rzekomo do tej pory nie przebolał, ale nie wszyscy mu wierzyli. 

— Niedobrze — podsumował zasmucony Andrew. 

— Czemu nie śpisz o tej porze? — Elliott zmienił temat, zwracając się do właściciela kamienicy, który demonstracyjnie wskazał na ledwie wiszącą szafkę na listy, ewidentnie zerwaną. David naprawdę zastanawiał się nad powrotem starej metody wrzucania listów przez otwór w drzwiach, ale postanowił dać tej szafce jeszcze jedną szansę. — Było zawołać Jimmy'ego, pomógłby ci. 

Gdyby nie to, że podczas spaceru Elliott wspomniał Andrew, że wciąż mieszka z Jamesem, byłby teraz nie mało zaskoczony. To było dla niego dziwne i początkowo ciężko było mu uwierzyć w to, aby ta dwójka utrzymywała jedynie czysto przyjacielskie relacje, przez co poczuł się oszukany, ale Elliott szybko mu to wyjaśnił, a on postanowił mu uwierzyć – Elliott nie miał przecież powodu do tego, aby kłamać. Dziwnie było jednak to, że wciąż zdrabniał jego imię, ale może to było przyzwyczajenie?

— Radzę sobie — odparł David i w tym momencie szafka runęła na podłogę, tworząc dość słyszalny huk. 

— Widać, Dave. Widać... — westchnął zrezygnowany Elliott.

— Pomożemy ci — zadeklarował Andrew.

— Co tam się na Boga, dzieje?! — z drzwi na widocznym stąd półpiętrze wręcz błyskawicznie wyłoniła się starsza pani, która tam mieszkała.

— Drobna usterka — powiedział Elliott, nieco chroniąc Davida przed jej potencjalnym atakiem. — Naprawimy i zaraz będzie w porządku.

— Oby — odpowiedziała tylko i schowała się z powrotem w swoim mieszkaniu.

Andrew i Elliott pomogli Davidowi z ponownym zamontowaniem szafki. We trójkę poszło im to dosyć sprawnie i ledwie kilka minut później para ruszyła schodami w kierunku mieszkania.

Elliott puścił Andrew przodem, bo w końcu był jego gościem. W mieszkaniu było cicho, co świadczyło o tym, że James jeszcze spał.

Andrew poczuł swego rodzaju nostalgię. Od razu przypomniał sobie dawne czasy, gdy mieszkali tu razem, gdy pierwszy raz się pocałowali... Z tym mieszkaniem wiązały się dobre i złe chwile, ale mimo wszystko był wdzięczny, że znowu tu był. A czy ponownie tu zamieszka? Ta decyzja należała do Elliotta – czy mu to zaproponuje?

— Nie sądziłem, że jeszcze tu wrócę — odezwał się wreszcie, a Elliott uśmiechnął się na te słowa. Jeszcze wczoraj rano on też nie brał tego pod uwagę – wydawało się, że Andrew zniknął na dobre. Nie potrafił opisać tego jak bardzo był wdzięczny losowi, że to się zmieniło.

— Ja też nie — odparł. — Ale cieszę się, że wróciłeś. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. 

— Chyba trochę mam — odpowiedział, również się uśmiechając.

Wykorzystał fakt, że stali blisko siebie i splótł ich dłonie. Przez ostatnie godziny starali się korzystać z każdego minimalnego kontaktu fizycznego, ale i tak brakowało mu jego dotyku. Tu nie chodziło tylko o to, że było to przyjemne, ale też o to, że dotykając Elliotta czuł, że to dzieje się naprawdę. 

Elliott nie był pewien czy potrafiłby uśmiechnąć się mocniej niż robił to teraz. Wpatrywał się w Andrew i cały świat po prostu znikał. Nawet zdołał zapomnieć o tym, że to on zaproponował śniadanie, bo zrobił się głodny. Głód też zniknął – emocje skutecznie go wyeliminowały. 

Ta chwila mogłaby trwać w nieskończoność, ale Elliott postanowił ją przerwać krótkim pocałunkiem, gdy przypomniał sobie, że Andrew też był głodny. Kochał go, nie chciał go głodzić.

— Powinniśmy coś zjeść — stwierdził i próbował ruszyć w stronę kuchni, ale szybko musiał się zatrzymać, bo Andrew nie puścił jego dłoni, a wręcz przeciwnie – przyciągnął go z powrotem do siebie, tym razem do dłuższego pocałunku. 

Gdy wreszcie się od siebie odsunęli, obaj, razem, zgodnie ruszyli w stronę kuchni. 

Gotowanie śniadania upłynęło im co prawda bez słów, ale wcale nie potrzebowali rozmowy, by czuć się przy sobie dobrze i komfortowo. Co chwila szukali kontaktu fizycznego czy wygłupiali się, próbując rozśmieszyć tego drugiego. Nie obyło się też bez rzucania w siebie nawzajem jedzeniem. 

Sielankę przerwał James.

— Trochę wczoraj wypiliśmy, ale żebym miał zwidy? — odezwał się mocno zdezorientowany. Nie był pewien czy Andrew w ich kuchni jest prawdziwy, czy ilość drinków, którą minionej nocy zaserwowali sobie z Conradem  nie wywołała czasem w jego mózgu innej reakcji niż jedynie okropny ból głowy. 

— Zjawa nie zrobiłaby tego — stwierdził Andrew, podrzucając mu butelkę z mlekiem, bo pamiętał, że chłopak je lubi, a po stanie Jamesa domyślał się, że wczorajsza ilość alkoholu była spora, więc uznał, że przyda mu się coś do picia.

— Dzięki — odpowiedział cicho, widocznie wciąż w tym wszystkim zagubiony. To, że nie miał halucynacji było dobre, ale co tu robił Andrew?

Elliott próbował ukryć uśmiech przygryzając wargę i patrząc się w podłogę. James patrzył to na Andrew, to na swojego byłego chłopaka, próbując cokolwiek zrozumieć. Natomiast Andrew nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić. 

— Ciężka noc z Conradem? — spytał Elliott, widząc w jakim stanie był James.

— Jeśli kiedyś poznasz chłopaka z końcówką nazwiska „ski", nigdy nie gódź się na drinka. Nigdy — powiedział, jakby to była jakaś straszna rzecz. — Ty też, Andrew, mówię poważnie. 

— Kim tak właściwie jest Conrad? — dopytał Andrew, bo o nim Elliott nie wspomniał mu ani słowem.

— Moim chłopakiem — odparł James, a Andrew był naprawdę pod wrażeniem tego wyznania. To było dziwne, że James znalazł kogoś nowego przed Elliottem, nawet jeśli było to z ogromną korzyścią dla niego. 

— Gratuluję. — Chciał brzmieć jakby wszystko było w porządku, ale w jego głosie była lekka niezręczność. Jednak jego przeszłość z Jamesem to głównie złe momenty i nie bardzo wiedział, jak powinien się do nie odzywać, jak go traktować.

James skinął głową i ponownie przyjrzał się tej dwójce. 

— Co tu tak właściwie robisz? — zapytał wreszcie, bo nie dawało mu to spokoju.

— Śniadanie, jak widać — odparł pół żartem, pół serio.

James nie wyłapał jego poczucia humoru, więc spojrzał na Elliotta, licząc na to, że to on wszystko mu wyjaśni. 

— Wpadliśmy na siebie przypadkiem. Wczoraj.

— Właściwie to nie wpadliśmy. Siłą zaciągnąłeś mnie do baru — poprawił go Andrew. — Ale co do przypadku to się zgadza. 

— Dobra — odparł, wciąż nie do końca rozumiejąc to, na co patrzy. Czemu ta dwójka nie wyglądała tak, jakby właśnie nie widzieli się przez dwa lata? Coś przeoczył? — I co teraz? Wprowadzisz się i będziecie udawać, że ostatnie dwa lata nie miały miejsca?

Ton głosu Jamesa nie wróżył niczego dobrego. 

— Mniej więcej tak — odparł Elliott, na razie nie komentując wprost kwestii wprowadzenia się Andrew. Chciałby tego, ale uważał, że powinni z tym chociaż chwilę poczekać. Nie chciał, żeby wszystko wydarzyło się zbyt szybko. 

— Po moim trupie — powiedział ostro. 

— James... — Andrew próbował coś powiedzieć, ale James nie dał mu dojść do głosu.

— Zamknij się i posłuchaj mnie uważnie. Nie masz pojęcia co tu się działo po tym, jak nagle postanowiłeś sobie zniknąć Bóg jeden wie gdzie. Ja wiem. On — wskazał na Elliotta — był w totalnej rozsypce. To ja ogarniałem bajzel, jaki z nim zrobiłeś. Nawet po tym, jak z nim zerwałem. Miesiącami modliłem się o to, aby ten głupek wciąż żył, kiedy się obudzę. Masz chociaż minimalne pojęcie jakie to uczucie? Dopóki nie odszedłeś, byłem pewien, że zasługujesz na niego bardziej niż ja, ale teraz...

— Jimmy, przestań — poprosił go Elliott, bo uważał, że jego były ciut za bardzo się nakręcał, nawet jeśli mówił jedynie szczerą prawdę.

James ugryzł się więc w język i obdarzył Andrew dosyć ostrym spojrzeniem.

— Złam mu serce jeszcze raz to cię znajdę i wykastruję — zagroził. — Wiem, że nie byłem dla niego idealny, ale nie zrobiłem z niego kompletnego wraka człowieka. Ty to zrobiłeś. 

— Dotarło — odparł Andrew. 

Co było najgorsze? Że James miał rację. Właśnie dlatego nie potrafił tak po prostu zapomnieć tych dwóch lat i udawać, że nic się nie stało. Zdawał sobie sprawę z tego, że Elliottowi było ciężko, ale mógł się tylko domyślać tego, jak to wyglądało. Miał jedynie nadzieję, że od teraz będzie powodował na jego twarzy jedynie uśmiech. Może wtedy, z czasem, będzie w stanie sobie wybaczyć.

— Utrzymaj to co widziałem, gdy tylko was zobaczyłem i będzie dobrze — zapewnił go, widocznie się uspokajając. — Witaj z powrotem — dodał, wyciągając rękę w jego stronę. Andrew niepewnie, ale zrobił to samo, wymieniając z nim dosyć przyjacielski uścisk dłoni.

Elliott widocznie odetchnął z ulgą. Tak właściwie to ta sytuacja była na swój sposób urocza, bo pokazywała, że Jamesowi wciąż na nim zależało. Mimo tego, że się rozstali, mimo tego, że nie byli dla siebie idealni, mimo tych wszystkich błędów, zranień i nieporozumień... James był jego pierwszym, pomógł mu odkryć to wszystko – to sprawiało, że zawsze będzie dla niego ważny, bez względu na wszystko i cieszył się, że działało to w obie strony. Był za to po prostu wdzięczny. Może i nie było im dane być razem na zawsze, ale fakt, że wciąż mieli siebie nawzajem w swoim życiu był naprawdę kojący.

***

Przez liczbę występów, jaka była już za nim, już dawno zaczął podchodzić do zakończenia musicalu bez żadnych emocji. Oni się kłaniali, ludzie bili im brawa – nic nadzwyczajnego. Tego dnia było jednak inaczej, bo wśród publiczności był ktoś, na samą myśl o kim serce biło mu mocniej. Andrew zachowywał się wręcz nieprzyzwoicie, głośno wiwatując na stojąco, ale prawda była taka, że nie mógłby być bardziej dumny. Evan miał rację – Elliott był w tym musicalu genialny. W tym momencie Andrew cieszył się, że dwa lata temu, gdy poprosił o pomoc swoją ciocię, Elliott nie podołał – to zamknęłoby mu drogę na to, co zobaczył dzisiaj. Nie było więc tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Czekał na Elliotta pod garderobą, gdy niespodziewanie... Dostrzegł swoją ciotkę. Nie widzieli się od minionych Świąt, które były cztery miesiące temu, a nie rozmawiali jeszcze dłużej. Konkretniej od czasu, gdy zwolniła Elliotta.

Był czas, gdy uważał ją za najbardziej tolerancyjną osobę w rodzinie. Gdy sądził, że jeśli miałby się ujawnić to właśnie przed nią. Przecież pracowała głównie z homoseksualistami, więc widocznie nie przeszkadzało jej to, że tacy ludzie istnieją – akceptowała to. Problem leżał jednak w tym, że jej tolerancja kończyła się wtedy, gdy dotyczyła kogoś z rodziny. Podobno powiedziała jego matce, że ma gdzieś życie ludzi, z którymi pracuje dopóki nie sprawiają problemów i wszyscy na tym zarabiają, ale nie będzie akceptować tego, że Andrew w ten sposób marnuje sobie życie. Nie chciało mu się tego nawet komentować. Uważał, że zmarnowałby sobie życie wtedy, gdyby nie uciekł sprzed ołtarza. Mało to – zmarnowałby je nie tylko sobie, ale też Patricii i ich potencjalnym przyszłym dzieciom.

Wymienili się spojrzeniami. Wyglądała na zdezorientowaną faktem, że go tu widzi i, ku jego zaskoczeniu, ruszyła w jego kierunku. 

— Co tu robisz? — zapytała wręcz oceniającym tonem głosu, przez który Andrew wiedział, że to jeszcze nie dzień, w którym wydarzył się cud i jego ciotka przestała go nienawidzić.

— Czekam na kogoś — odparł oschle. Na język niosło mu się bardzo dużo niezbyt miłych słów, ale mimo wszystko postanowił pozostać uprzejmym. To nie on miał problem, a ona. Czemu miał się tym denerwować? Już do tego przywykł.

— Dzisiaj grają już tylko „New Girl in Town", chyba już nawet skończyli. To raczej nie twoje klimaty. 

Andrew naprawdę próbował, ale nie potrafił powstrzymać parsknięcia. 

— Sama mi pokazałaś te spektakle — przypomniał jej, mając na myśli sztukę, którą w przyszłości nazwano drag queen. — To ty zapoznałaś mnie z tą kulturą...

— Nie sądziłam, że nią przenikniesz. To co robię to tylko sztuka, musisz to rozdzielać.

— Dla ciebie sztuka to fikcja. Rozumiem. 

— Przestaniesz kłamać, że na kogoś czekasz i stąd wyjdziesz, czy mam poprosić kogoś, żeby cię wyprowadził?

Andrew spojrzał na nią z politowaniem. Naprawdę odezwała się do niego tylko po to, aby uprzykrzyć mu ten wieczór? Cóż, nie miało prawa się jej udać, nie dzisiaj. Odzyskał Elliotta, widział go na Broadwayu... ten dzień nie mógł być lepszy i naprawdę niewiele rzeczy mogłoby mu go zepsuć. Ciotka się do tego bardzo wąskiego grona nie zaliczała.

— Po co miałbym kłamać? 

— Chyba powiedziałam wyraźnie. W środku są już tylko aktorzy z „New Girl in Town". To prawdziwi profesjonaliści, nie twoja klasa społeczna. 

— Jezu, dopomóż mi... — westchnął zrezygnowany pod nosem. — Naprawdę nie sprawdziłaś nawet kogo tam obsadzili? Jedno nazwisko z pewnością by cię zaskoczyło.

— A to niby czemu?

— Bo ty je odrzuciłaś, wyzywając od amatorów — odparł i zanim jego ciotka zdołała cokolwiek na to odpowiedź, jakby na zawołanie, pojawił się przy nich Elliott.

— Dobry wieczór — zwrócił się do kobiety, która wyglądała jakby zobaczyła ducha. Zaczął badawczo przyglądając się Andrew. Coś było nie tak. — Jakiś problem?

— Nie, właśnie miałam iść dalej — odparła, za wszelką cenę próbując pokazać po swojej postawie ciała, że jest od nich lepsza. Andrew miał ochotę podstawić jej nogę, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak szczeniackie byłoby to zachowanie. — Gratuluję angażu. Słyszałam same pozytywne opinie.

Elliott nie dał się nabrać na te jej miłe słówka, dlatego zdobył się jedynie na teatralny uśmiech.

— Dziękuję. Dobrego wieczoru.

— Dowidzenia — odparła oschle, nawet nie żegnając się z Andrew.

Gdy tylko odeszła na bezpieczną odległość, Elliott natychmiast zwrócił się do swojego... chyba chłopaka – wciąż nie określili tego, że faktycznie tym dla siebie byli.

— Co to miało być? Wcześniej była miła, a dzisiaj...

— Nie rozmawialiśmy od dwóch lat. Chyba wyczuła dziś okazję, żeby mi dopiec i dlatego podeszła. Nie ważne — westchnął, nie chcąc tego roztrząsać. Ani teraz, ani nigdy więcej. — Byłeś świetny — stwierdził, od razu się rozpromieniając. — Jestem dumny. Naprawdę.

Odruchowo chwycił jego dłoń, ale błyskawicznie cofnął ręce. Wątpił, aby którakolwiek z osób, która tu teraz była zwróciła na to uwagę, ale mimo wszystko powinni być ostrożni. 

Elliott się zarumienił. Zdarzało mu się to niezwykle rzadko, bo nie miał też ku temu zbyt wiele okazji, ale Andrew ta sztuka się udała. Miał ochotę po prostu wpaść w jego ramiona, ale zdawał sobie sprawę z tego, jak mogłoby się to dla nich skończyć. Na razie policja dała mu spokój, ale wiedział, że ten spokój nie będzie wieczny. Nie widział powodu, dla którego miałby wystawiać się na celownik.

— Dziękuję za to, że tu dziś przyszedłeś.

— Musiałem tu przyjść. Żałuję tylko, że tak późno. Powinienem być tu na premierze, wspierać cię i...

— Andy — Elliott mu przerwał i zadziałało błyskawicznie, bo Andrew nieco zdezorientowało to zdrobnienie. — Mieliśmy zacząć na nowo, pamiętasz?

— Jak tylko nadrobimy te dwa lata — odparł, a przecież mieli co nadrabiać. I nie chodziło tylko o to, co wydarzyło się w międzyczasie, ale też o to, co przez ten czas stracili – każdy dotyk, każdy pocałunek, każde „kocham cię"... mogli to mieć już dwa lata wcześniej. — Poza tym... „Andy"? 

Elliott nieco się skrzywił. Do tej pory nie zdrobnił imion jedynie trzem mężczyznom z jego bliższego otoczenia: Josephowi (co było dosyć oczywiste), Evanowi (bo nie miał pojęcia, jak miałby to zdrobnić i czy dla tego imienia istniało jakiekolwiek zdrobnienie) i właśnie Andrew. Nawet George w międzyczasie doczekał się nazywania go „Georgie". Elliottowi przychodziło to naturalnie. 

— Jeśli ci się nie podoba to przepraszam...

— Podoba — uspokoił go z łagodnym uśmiechem i z trudem powstrzymał się, aby nie przejechać palcami po jego policzku. — Po prostu mnie to zaskoczyło. Ostatnio mówiła tak na mnie babcia, bardzo dawno temu. Byłem wtedy mały.

— Więc... mogę tak do ciebie mówić?

— Tak — odparł bez zawahania i z lekkim uśmiechem. — I błagam, idźmy do ciebie, bo nie wytrzymam. 

Elliott zdecydowanie go poparł. Chyba obaj potrzebowali fizyczności o wiele bardziej niż pozwalały im na to miejsca publiczne. 

Wracali do mieszkania w komfortowej ciszy i obaj zastanawiali się, czy to będzie w porządku, gdy powiedzą „kocham cię", gdy tylko zamkną za sobą drzwi.

A/N

No i kochani, został nam już tylko epilog. Kolejny skok czasowy, tym razem o... 11 lat (kto dobry z matematyki i historii? ;)).

A tymczasem... komu mało Elliotta i Andrew, komu?

Mam dla Was (bardzo) dobrą wiadomość!

Jakiś czas temu w komentarzach narodził się pomysł na jakiś one-shot z alternatywnej rzeczywistości, w której ojciec Elliotta wraca żywy z wojny i... Przemyślałam sprawę i na ten moment planuję napisać to jako krótkie kilkurozdziałowe opowiadanie (jak długie ostatecznie wyjdzie to jeszcze zobaczymy) z początkiem historii osadzonym w liceum.

ALE

Ponieważ jestem w sytuacji, w jakiej jestem i nie chcę ani siebie stresować, ani Wam kazać czekać to opublikuję to opowiadanie dopiero wtedy, gdy skończę je pisać i wrzucę je całe naraz (tak, wiem „nie wolno tak robić, bo rankingi", ale ja mam naprawdę gdzieś rankingi – jak ktoś chciałby przeczytać całe na raz to czemu miałabym taką możliwość zabierać?). Mam nadzieję, że to będzie w tym roku (może lato, może jesień), ale zobaczymy – czas pokaże. Teraz priorytetem jest dla mnie „Być wolnym" (jeśli ktoś nie czyta(ł) to zapraszam – może akurat przypadnie do gustu).

Poniżej zostawiam okładkę zapowiadanego opowiadania. Jeśli chcecie informację ode mnie o tym, że opowiadanie jest już dostępne to zostawcie przy niej komentarz – wrócę tu do Was w dniu premiery. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro