51
Postanowił wybaczyć Evanowi – popełnił błąd i niepotrzebnie wmieszał się tamtego wieczoru, ale zrobił to dla dobra Andrew (a przynajmniej tak wierzył) i widocznie czuł się źle z tym wszystkim, szczególnie gdy Elliott wyznał mu, że Andrew go pocałował. Z jednej strony czuł ulgę, że ta dwójka się dogadała i nie będzie już musiał mieć tajemnic przed Elliottem, ale z drugiej miał teraz ogromne poczucie popełnienia błędu te dwa lata temu. Przez ostatnie dwa lata nie sądził, że ta dwójka jeszcze mogłaby być razem, właściwie przestał w to wierzyć jeszcze przed odejściem Andrew. Teraz miał wrażenie, że to on zabrał im ten czas.
Elliott znowu był radosny. Evan dawno go takim nie widział. Cieszył się, że chłopak wrócił do swojej dawnej formy i obiecał sobie, że będzie przywiązywał większa wagę do jego wersji wydarzeń i jego potrzeb. Znał go dłużej niż Andrew, powinien był go wysłuchać i mu pomóc. Ulżyło mu, gdy Elliott mu przebaczył, ale to wciąż niewiele zmieniało – poczucie winy mu od tego magicznie nie zniknęło.
Andrew wrócił do baru koło piątej nad ranem. Był nieco zestresowany, ale nieco się rozpromienił gdy tylko spojrzał na Elliotta. Elliott z kolei odetchnął z ogromną ulgą, gdy go dostrzegł – do tej chwili bał się, że Andrew mógłby zmienić zdanie i jednak nie przyjść. Gdyby faktycznie tak się stało, pewnie by go szukał i tym razem raczej skutecznie by go znalazł, szczególnie, że miał wsparcie Evana, ale to raczej nie byłoby dla nich dobrym prognostykiem.
Niedługo przed zniknięciem Andrew, Elliott pomyślał sobie, że Andrew zasługuje na kogoś lepszego niż on. Teraz ta myśl wciąż była gdzieś z tyłu głowy. Wiedział jak bardzo wszystko zniszczył. Wiedział jak ogromny błąd popełnił dwa lata temu, a właściwie błędy – liczba mnoga, bo było tego sporo. Doskonale też zdawał sobie sprawę z tego, że nie był perfekcyjnym kandydatem na chłopaka, szczególnie biorąc pod uwagę to jak długo tkwił w związku z Jamesem, mimo że mniej więcej połowa czasu tego związku jasno sugerowała, że powinni to zakończyć. Faktem było jednak to, że mimo upływu dwóch lat, Andrew wciąż darzył go uczuciem. Elliott uznał, że to musi coś oznaczać. Postanowił też, że skoro dostał tę szansę to nadrobi swoje wady i błędy z przeszłości staraniem się i pokazywaniem Andrew, jak bardzo mu zależy. Tylko może nie tak od razu, żeby go nie spłoszyć.
— Hej — odezwał się Andrew, podchodząc do Elliotta.
— Hej — odpowiedział nieco onieśmielony.
Nie wiedział czemu nagle się przy nim denerwował. Wcześniej nie czuł czegoś takiego – wszystko było proste, zbyt proste, dlatego się tego bał i to odrzucał. Czemu więc teraz, gdy wszystko wskazywało na to, że wreszcie zrobią z Andrew ten przełomowy krok, zaczął się tym tak bardzo przejmować? Przez czas, jaki upłynął odkąd Andrew odszedł? Przez to, że tak bardzo chciał, aby to nie był sen? Przez to, że bał się, że im nie wyjdzie? Czemu nie potrafił się tym jedynie cieszyć? Przecież był szczęśliwy, nawet jeśli ten stres próbował mu tę radość odebrać.
Andrew podparł się o ladę i spojrzał na Elliotta z uśmiechem i błyskiem w oczach. Odkąd stąd wyszedł miał całkiem sporo czasu na przemyślenie tego, czy chce tu wracać i myślał o tym przez całą drogę do swojej pracy i przez całą zmianę. Odpowiedź wydawała mu się prosta – był jakiś powód, przez który nie potrafił się związać z nikim innym na dłużej i tym powodem był Elliott. Nie wierzył też w to, że wpadli na siebie kompletnym przypadkiem – los miał dla nich jakiś plan. Wiedział, że musi spróbować albo do końca życia nie wybaczy sobie tego, że nie dał im szansy. Zdawał sobie sprawę, że jego mama nie będzie zachwycona, gdy się o tym dowie – wyrobiła sobie dosyć marne zdanie o Elliotcie, ale nie chciał się tym na razie przejmować. Teraz chciał się skupić na nich, a jeśli po kilku tygodniach będzie ich pewien, wtedy wyjaśni wszystko mamie.
— Gdzie Evan?
— Poszedł spać koło pierwszej.
— Myślisz, że będzie miał coś przeciwko temu jeśli teraz razem stąd wyjdziemy?
Zaproponował wyjście, bo zdecydowanie wolał spacer przy śpiącym mieście niż rozmowę tutaj, z kilkoma pijanymi klientami i drugim barmanem jako świadkiem. Chciał, żeby mieli prywatność.
Elliott przygryzł wargę, znowu się uśmiechając. Podobało mu się to, że Andrew chciał go stąd zabrać. Nie chciał rozmawiać o ich przeszłości i przyszłości tutaj, a już szczególnie nie chciał robić tego przy Matthew. Mimo wszystko nie miał nic do tego chłopaka, ale wolałby żeby nie znał całej jego historii z Andrew, bo nie byli nawet przyjaciółmi i wątpił, aby nimi zostali.
— Poradzisz sobie? — Elliott zwrócił się do swojego współpracownika. Gdyby to była wcześniejsza pora, nigdy nie zadałby mu tego pytania, bo wiedziałby, że Matthew nie da rady sam wszystkiego ogarnąć. Był jednak wczesny ranek, w barze pozostało ledwie kilku klientów, którzy pewnie niedługo i tak stąd wyjdą. Matthew może i był nieogarnięty, ale nie na tyle, aby nie poradzić sobie z taką ilością klientów w lokalu. A przynajmniej taką miał nadzieję.
— Czekaj, ty naprawdę chcesz stąd wyjść? — zapytał zdezorientowany i wręcz spanikowany Matthew.
Elliott westchnął i starał się nie wywrócić oczami. To było nieco zabawne, że Matthew ledwie radził sobie z obowiązkami, ale jednocześnie był przy tym służbistą. Chyba próbował w ten sposób pokazać Evanowi, że mu zależy – gdyby mężczyzna go nie znalazł i nie zatrudnił, dziś tułałby się po mieście jako bezdomny, ale to już bywało naprawdę irytujące. Szczególnie teraz.
— Tak, Matthew, chcę wyjść. Evan nie miałby nic przeciwko.
— Twierdzisz tak bez pytania go o zdanie. Co jeśli będzie zły i cię zwolni?
— Myślę, że za bardzo się tym przejmujesz — stwierdził, odchodząc od baru. — Idź go obudź, jakbyś sobie nie radził.
— Kogo trzeba obudzić? — usłyszeli za sobą głos Evana, który błyskawicznie uściskał Andrew.
— Powiedziałeś, że idziesz spać — zauważył podejrzliwie Elliott.
— Tak, bo wiedziałem, o której Andrew tu przyjdzie i chciałem osobiście dopilnować, że żaden z was nie zrobi tym razem niczego głupiego. Męczycie starego człowieka...
— Mogę ci ukraść pracownika? — spytał Andrew, przerywając mu jego wywód.
Wiedział, że obaj z Elliottem są winni temu, że Evan został w to wszystko wciągnięty. To nie był jego problem, to nie było jego serce i nawet jeśli zrobili to nieumyślnie, to efekt był taki, że to Evan był tym, który przez dwa lata żył między młotem i kowadłem czując, że cokolwiek nie zrobi, popełni błąd. To on jako jedyny przez ten czas miał kontakt z nimi oboma i miał pełne prawo być wyczerpany tym, co się działo. Andrew uznał, że najlepszym sposobem aby mu się odwdzięczyć będzie możliwie najszybsze rozwiązanie tej sprawy.
— Bylebyś go oddał do jutrzejszego wieczora.
Andrew zmarszczył brwi. Co przegapił? Była sobota rano – dzisiejszy wieczór raczej nie będzie tym, w który bar będzie świecić pustkami. Evan zawsze nalegał, aby nie brali wtedy wolnego. Musiało się stać coś poważnego, albo Evan nie był świadomy tego, że już jest sobota.
— Czemu nie dzisiejszego? — zapytał podejrzliwie.
Evan spojrzał na niego widocznie zaskoczony.
— To ty nic nie wiesz?!
— Nie wiem czego? — zapytał bardzo zagubiony. Miał wrażenie, że uciekło mu coś bardzo ważnego.
— Występuję na Broadwayu — wyznał Elliott, a Andrew był bardzo mocno zaskoczony.
— Co? — spytał niemal niesłyszalnie. — Wciąż tam chodzę i...
— Andrew, gram w „New Girl in Town".
Andrew potrzebował chwili, aby dotarła do niego ta informacja. Słyszał o tym musicalu, nawet zastanawiał się czy na niego nie iść, bo musiał być naprawdę dobry, skoro grali go tak długo, ale jakoś nigdy nie było okazji. Rzadko kiedy chodził na inne występy niż te, na które zabierał Elliotta i w których wcześniej próbował zapewnić mu miejsce na scenie. Paradoksalnie może to dobrze, że jednak tam nie poszedł – wyobrażał sobie swój szok, gdyby zobaczył Elliotta na scenie.
— Musisz go tam usłyszeć — powiedział Evan, klepiąc Andrew po plecach, aby nieco oprzytomniał. — Jest genialny. Genialny!
— Załatwię ci bilet — zadeklarował Elliott.
— Tak, poproszę — wydukał wciąż oszołomiony. Nie potrafił uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Miał wrażenie, że bardzo dużo go ominęło. Zbyt dużo. Miał bardzo dużo pytań, ale przede wszystkim żałował, że nie było go przy Elliotcie, gdy ten debiutował na scenie.
Przypomniał sobie dzień, gdy Elliott płakał w jego ramię po nieudanym debiucie.
Elliott z kolei nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
— Żebyś widział teraz swoją minę...
— Nie spodziewałem się... — Próbował znaleźć jakieś określenie, które oddałoby jego myśli, ale szok skutecznie utrudnił mu poszukiwanie słów. — Tego. Głupio mi, że to przegapiłem.
Elliott westchnął. Na jego debiucie w tym musicalu byli prawie wszyscy – był James (który nawet nie pomyślał o tym, aby zachować się tak jak ostatnim razem, mimo że tym razem Elliott nie miał prawa go widzieć), byli Robert i Dorothy z dziećmi, był Evan, był David... Nawet Shirley i George przylecieli z Kalifornii. Jednak w tym wszystkim brakowało mu Andrew. Doskonale wiedział, że gdyby nie on, to marzenie by na nowo nie odżyło. Wiedział też, że gdyby nie piosenka, którą dla niego napisał, prawdopodobnie również by tej szansy nie dostał. To jemu to zawdzięczał i przez ostatnie miesiące nie miał szansy, by mu o tym powiedzieć. Teraz nie miało to jednak znaczenia.
— Ważne, że jesteś tu teraz — stwierdził, delikatnie ujmując jego dłoń, jakby nie do końca był pewien czy może to zrobić. Andrew zdobył się przez to na lekki uśmiech.
— Po prostu chciałbym cofnąć czas. Zachowałem się jak dureń.
— Ja zachowywałem się tak przez pierwsze miesiące naszej znajomości, więc byłbym hipokrytą, gdybym miał o to pretensje.
Andrew przygryzł wargę i podniósł na niego wzrok. Pierwszy raz szczerze pożałował tego, że uciekł. Mógł rozegrać to inaczej. Mógł odejść, ale zostawić Elliottowi jakąkolwiek szansę na dotarcie do niego – niezbyt łatwą, aby wiedział, że mu zależy. Wtedy nie myślał jednak racjonalnie. Był pewien, że Elliott się nim bawi. Teraz już wiedział, że to było błędne myślenie.
— Kilka miesięcy kontra dwa lata — zauważył. — Jednak jestem na przegranej pozycji.
— Andrew, to co było jest bez znaczenia.
Evan zorientował się, że ta dwójka zapomniała o tym, że nie są sami, więc odciągnął Matthew na bok, aby dać im nieco prywatności.
— A właśnie, że ma. Gdyby nie to, że wczoraj goniła mnie policja to...
Nie dokończył, bo Elliott uciszył go pocałunkiem. Dla niego naprawdę nie liczyło się to jak do tego wszystkiego doszło – ważne było tylko to, że Andrew tu teraz był. Po tych wszystkich miesiącach, po tych dwóch latach wreszcie go odzyskał. Okoliczności, w jakich to się stało zeszły na dalszy plan. Przeszłość mogłaby nie istnieć.
Po pocałunku Andrew uśmiechnął się szeroko i złączył ich czoła. Nie potrafił przestać się uśmiechać, bo zdał sobie sprawę, że to ich pierwszy pocałunek zainicjowany przez Elliotta, gdy ten był trzeźwy. Przeniósł jedną ze swoich dłoni na jego kark i spojrzał mu w oczy. Elliott miał rację – przeszłość była bez znaczenia. To był dopiero początek.
— Idziemy stąd? — zapytał cicho Elliott, a Andrew przytaknął delikatnie głową.
Spacer w takich okolicznościach wydawał się naprawdę dobrym pomysłem – niemal puste miasto, mniej niż godzina dzieliła ich od wschodu słońca... Ale był w tym wszystkim jeden minus. Gdy tylko przekroczyli próg baru, Andrew musiał puścić dłoń Elliotta.
A/N
Także ten... jednak dobijemy do 52 + epilog 😅
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro