Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

50

Rozstanie z Jamesem było jedną z najcięższych rzeczy w życiu Elliotta. Mimo to z biegiem czasu uznał to za najlepsze, co mogli dla siebie nawzajem zrobić. Sentyment, wspólna przeszłość... to trzymało ich razem, a przecież liczyło się coś więcej niż tylko to. Teraz widział to wyraźnie. Zdawał sobie też sprawę z tego, że rozstali się zbyt późno, ale po dłuższej analizie uznał, że gdyby doszło do tego wcześniej, mogliby się znienawidzić. Ostatecznie więc wszystko wydarzyło się w odpowiednim czasie. Przynajmniej w kwestii ich relacji.

Ich stosunki wróciły do pełnego zaufania i do szczerości. James nieco bardziej otworzył się na życie w zgodzie z samym sobą, a jego problemy z agresją widocznie się wyciszyły. Dał się nawet zaprowadzić Elliottowi na spotkanie Mattachine Society i dołączył do tej organizacji. Elliott w końcu dźwignął się na nogi. Może nie było to idealnie szczęśliwe życie, ale w końcu dostał motywację, aby wziąć się w garść i żyć przede wszystkim dla siebie. Same plusy.

Po długich rozmowach wypracowali najbardziej optymalny układ. James zmienił pracę, ale wciąż razem mieszkali. W osobnych pokojach, jako współlokatorzy, ale wciąż razem. Tak było taniej i przede wszystkim milej niż gdyby obaj mieli mieszkać w pojedynkę. Jednak nie spędzali ze sobą każdej wspólnej chwili w mieszkaniu – dawali sobie nawzajem sporo przestrzeni. Wychodzili razem raz w tygodniu na drinka, co było miłą odmianą. Chyba tego brakowało im pod koniec związku – wspólnego spędzania czasu bez negatywnych emocji i rozmowy o swoim życiu.

Piosenka Elliotta przyniosła mu notowania na listach przebojów, sporo gotówki i... powrót na Broadway i debiut na głównej scenie. Początkowo się wahał, ale ostatecznie przyjął tę ofertę. Był w szoku, gdy odkrył ilu ludzi związanych z teatrem jest homoseksualnych. Przestał już uważać, że jego publiczne wyznania sprzed lat są przeszkodą nie do przeskoczenia. Można by więc powiedzieć, że jego życie w końcu wracało na właściwe tory.

Niestety piosenka nie przyniosła zamierzonego efektu w kwestii Andrew, który przez kolejne miesiące się do niego nie odzywał. Elliott postanowił więc przynajmniej spróbować o nim zapomnieć. Liczył, że gdzieś tam czekał na niego ten właściwy, a cała sytuacja z Andrew to po prostu dobra lekcja na przyszłość, aby już nie uciekał przed uczuciami.

Prędzej z tej lekcji skorzystał jednak James. Kilka miesięcy po ich oficjalnym rozstaniu spotkał Conrada. Był od nich dwa lata młodszy, studiował psychologię i był po prostu dobrym człowiekiem, który jednak ukrywał przed rodzicami fakt swojej orientacji. Spotkali się przypadkiem – James był z Elliottem w barze, a Conrad akurat tego dnia wdał się w kłótnię z barmanem, bo brakowało mu pieniędzy, by zapłacić za swój rachunek. James się zlitował i za niego zapłacił. Conrad w ramach rewanżu zaproponował kawę, a James z grzeczności się zgodził, chociaż w dniu spotkania wahał się, czy powinien tam iść – Elliott go do tego zachęcił. Na jednej kawie się nie skończyło. Potrzebowali jednak blisko trzech miesięcy, by doszło do pierwszego pocałunku.

Elliott lubił Conrada. Chłopak miał sensowne spojrzenie na świat, chciał pomagać ludziom i dobrze traktował Jamesa. Dodatkowo nie był o niego zazdrosny, mimo że wiedział o tym, co łączyło go z Jamesem. Nierzadko spędzali czas we trójkę, jednak co jakiś czas Elliott odmawiał kolejnym propozycjom spotkań, aby dać tej dwójce czas tylko dla siebie. James był wreszcie szczęśliwy, więc nie chciał być tym, który mu to przypadkiem zniszczy.

Właśnie z tego powodu wyszedł z domu dwie godziny wcześniej niż zwykle i uznał że z braku lepszych rzeczy do roboty, po prostu przyjdzie wcześniej do pracy. Zawsze znajdował coś do zrobienia. Szczególnie teraz, gdy jego współpracownikiem był średnio ogarnięty służbowo i życiowo Matthew.

Właśnie wyjął klucz z zamka po otwarciu drzwi, gdy usłyszał krzyki. Na ulicach nie było o tej porze pusto, ale krzyki były rzadkością. Szczególnie takie krzyki.

— Stój! Policja!

Elliott odszedł kilka kroków, aby dojrzeć co się dzieje na tej ulicy i... zamarł. To był Andrew. Policjant gonił Andrew. Może i nie widział go już blisko dwa lata, ale był pewien, że to on.

Ocknął się szybko. Wykorzystał fakt, że policjant akurat w tym momencie spuścił wzrok, by sięgnąć po broń i bez najmniejszego zawahania chwycił Andrew za ramię, po czym błyskawicznie zaciągnął go do baru. Od razu zamknął drzwi na zamek, a Andrew przyjął pozycję obronną, jakby chciał się bić. Dopiero gdy zorientował się gdzie jest i kto go pociągnął, opuścił ręce i zaklął.

Patrzyli się na siebie w totalnej ciszy. Ktoś pociągnął za klamkę, co przestraszyło ich obu. Przez ułamek sekundy Elliott zwątpił czy faktycznie zamknął drzwi na klucz. Na szczęście nie popełnił tak głupiego błędu.

— Zamknięte, tu go nie ma — usłyszeli dobiegający zza drzwi głos policjanta.

Obaj odetchnęli z ulgą, ale wciąż czuli ogromny dyskomfort.

W końcu Elliott zlitował się nad dyszącym Andrew i podał mu szklankę wody. Wolał go nie pytać jak długo trwała ta ucieczka. 

— Dziękuję — odparł cicho Andrew. — Za ratunek też.

— Co się stało?

Wzruszył ramionami.

— Zbieg kilku niefortunnych okoliczności.

— Czyli?

— Całowałem się z kimś za śmietnikiem i akurat w tym momencie policjant coś tam wyrzucał. Zobaczył nas. Reszta jest logiczna.

Elliott starał się nie pokazać, że pierwsze słowo go zabolało.

— Ten z którym się całowałeś... uciekł?

— Tak. Uciekł zanim zorientowałem się co się dzieje.

— Kiepski chłopak, że cię tam zostawił.

Andrew wybuchnął śmiechem i spojrzał na niego widocznie zaskoczony taką sugestią.

— „Chłopak"? Nieeee. Nawet nie wiem jak on ma na imię. Poznałem go dosłownie chwilę wcześniej.

Elliott spojrzał na niego z lekką rezygnacją.

— Nadal to robisz? Z przypadkowymi ludźmi?

— Co w tym złego?

— Nie próbowałeś poznać kogoś bliżej? Gdy się poznaliśmy, miałeś swoje zasady i...

— Próbowałem. Ale wtedy nagrałeś piosenkę, porównałem sobie to co czułem do ciebie z tym co czułem do niego i uznałem, że nie będę mu marnował czasu. Od tamtego czasu już nawet nie próbowałem nikogo poznawać.

Elliott przygryzł wargę. Może sobie na to zasłużył? Do tej pory starał się sobie wmawiać, że Andrew wyniósł się do rodziców, żył na odludziu i nie usłyszał tej piosenki. Doszukiwał się całej masy innych powodów, dla których się nie odezwał. Jednak to, że Andrew z kimś się związał i przez jego piosenkę zakończył ten związek, ale mimo to nigdy nie postanowił się z nim spotkać, naprawdę go zabolało. Cóż, przynajmniej już wiedział czemu Evan był taki pewien, że Andrew się nie pojawi...

— Czemu się nie odezwałeś? Skoro słyszałeś piosenkę...

— Po co? Pół roku po moim odejściu wciąż byłeś z Jamesem. Alex mi mówił.

W tym momencie Elliott miał szczerą ochotę dorwać Alexa i obić mu tę jego irytującą zbyt gadatliwą twarz.

— Masz kontakt z Alexem?

— Przychodzi czasem do baru, w którym pracuję — odparł, wzruszając ramionami. — W każdym razie uznałem, że szkoda mi czasu i energii na twoje dalsze niezdecydowanie. Zresztą nie myśl sobie, że to spotkanie cokolwiek zmieni.

Elliott przełknął ciężko. Dotarło do niego, że od tej rozmowy zależy właściwie wszystko. Musiał jakoś przekonać Andrew do tego, aby nie znikał z jego życia.

— W dniu, w którym odszedłeś postanowiłem, że zerwę z Jimmym.

— Ale tego nie zrobiłeś.

— Tylko dlatego, że nie chciałem zostać sam.

— I po dwóch latach nadal z nim jesteś...

— Nie — powiedział, widocznie zaskakując tym Andrew. — Rozstaliśmy się ponad rok temu.

Andrew spojrzał na niego zaskoczony. Alex co prawda wspominał coś o publicznej awanturze tej dwójki, ale sądził, że to kolejna awantura, po której Elliott i James wciąż będą razem, jak gdyby nigdy nic.

— Tego się nie spodziewałem. Wypiję za to — stwierdził, podchodząc do szafki z alkoholami.

— Co w ogóle u ciebie? — zapytał nieśmiało Elliott. Po części zadał to pytanie dlatego, że chciał podtrzymać rozmowę i zmienić temat, ale był tego ciekawy.

— Pracuję. Mieszkam z rodzicami. Tata powtarza mi, że to kim jestem to hańba dla naszej ojczyzny, a ja staram się go nie słuchać i uwierzyć w to, że nie umrę jako samotny kawaler. — Podsumował i z uwagą zaczął czytać etykietę whisky.

Oczywiście jego relacja z ojcem nie była tak zła, jak mogłaby sugerować ta wypowiedź. Gdyby tak było, wyprowadziłby się od nich. Te słowa były jedynymi uwagami jego ojca. Poza tym w żaden inny sposób nie traktował go inaczej niż wcześniej. Andrew uważał, że jego tata po prostu musiał sobie pogadać i już dawno się tymi słowami nie przejmował. 

Większym problemem było to, że powoli naprawdę przestawał wierzyć w to, że jeszcze będzie mu dane kogoś pokochać. Uczucia względem Elliotta nie mijały, a on obiecał sobie, że dopóki mu nie przejdzie, nie będzie próbował być z kimś na siłę. Takim jak oni było wystarczająco ciężko, żeby umyślnie dawać komuś złudne nadzieje i finalnie złamać mu serce.

— Wciąż coś do mnie czujesz? — spytał cicho. Wiedział, że ryzykował w tym momencie bardzo dużo, ale skoro dostał szansę na tę rozmowę, musiał wiedzieć.

Andrew zaśmiał się nerwowo, przeniósł wzrok na sufit i upił bardzo duży łyk whisky z butelki, którą trzymał w ręce. Elliott oczekiwał od niego zbyt wiele, jeśli sądził, że usłyszy od niego prawdę.

— Mam propozycję — powiedział, gdy opuścił butelkę. — Za kilka minut, gdy będę miał pewność, że na zewnątrz jest bezpiecznie, po prostu stąd wyjdę i obaj zapomnimy o tym, że się dziś widzieliśmy. Co ty na to?

Elliott spojrzał na niego zbitym spojrzeniem. Widok Andrew w takim stanie bolał. Nie był już tym radosnym chłopakiem, jakim był, gdy się poznawali. Najgorsza była świadomość, że w bardzo dużej mierze to jego wina.

— Mam ci tak po prostu pozwolić odejść po raz drugi?

— Tak — odpowiedział bez najmniejszego zawahania. 

— Czemu?!

— Bo cię o to proszę — powiedział łamiącym się głosem.

— A ja cię proszę, żebyś po dwóch latach wreszcie mnie wysłuchał.

— Żebyś znowu złamał mi serce?

— Naprawdę myślisz, że tylko twoje zostało wtedy złamane? Szukałem cię, dzwoniłem do twojej matki...

— Myślisz, że o tym wszystkim nie wiem? Byłem w barze wtedy, kiedy mnie szukałeś. Evan ostrzegł mnie, że poszedłeś mnie szukać. Schowałem się pod ladę i kazałem innym mówić, że nigdy mnie tam nie było. Od mamy już swoje się nasłuchałem...

Elliott w tym momencie miał ochotę pójść na górę i skrzyczeć swojego szefa za to, że wtedy się w to wmieszał. Powstrzymał się jednak, bo wiedział, że Andrew mógłby to wykorzystać, żeby znowu odejść. 

— Wiem, że cię zraniłem, ale nie zgrywaj ofiary. — Elliott był słyszalnie zirytowany. Nie uważał, aby cała ta sytuacja była tylko i wyłącznie jego winą, żeby był jedynym winnym. A miał wrażenie, że Andrew próbuje wierzyć w tę właśnie wersję. — To ty odszedłeś, zostawiajac mnie z mętlikiem w głowie. To ty uniemożliwiałeś mi skontaktowanie się z tobą. Ty też złamałeś mi serce, Andrew!

— Szczerze? Zasłużyłeś sobie na to. Tygodniami się mną bawiłeś, traktowałeś jak opcję awaryjną...

— Po prostu potrzebowałem czasu! — Elliott zaczął krzyczeć, tracąc panowanie nad tonem swojego głosu, a w jego oczach pojawiły się łzy. 

Przez ostatnie dwa lata przerabiał sobie tę rozmowę w głowie jakieś tysiące razy. Wiedział, że będzie ciężko, bo nie mogło być inaczej. Mimo wszystko czuł, że to zaczyna go przerastać. Bał się, że przez emocje powie coś nie tak albo że znowu czegoś nie powie na czas. Nie mógł znowu popełnić takiego błędu.

— A ja potrzebowałem jakiegokolwiek sygnału, że cokolwiek dla ciebie znaczę. Zamiast tego odepchnąłeś mnie, gdy cię pocałowałem i sprawiłeś, że po raz kolejny poczułem się jak dureń. Miałem prawo odejść, Elliott.

— Byłem zdezorientowany. Wiedziałbyś to, gdybyś dał mi szansę się wytłumaczyć. Mogłeś chociaż normalnie się pożegnać zamiast zostawiać mnie na dwa lata z poczuciem winy.

Andrew odłożył butelkę z whisky, w której niewiele już zostało i spojrzał na Elliotta poważnie.

— Wtedy nie pozwoliłbyś mi odejść, a ja dłużej tak nie mogłem i...

— I wtedy ostatnie dwa lata nie byłyby dla nas takie okropne — przerwał mu, chcąc dać mu do zrozumienia, że nie jest już zagubiony. Wiedział też, że to prawdopodobnie ostatnia szansa, aby powiedzieć mu prawdę. Musiał mu to powiedzieć. — Kocham cię, Andrew. — Wyrzucił z siebie i jednocześnie poczuł ogromne poczucie ulgi, jak i obawę, że Andrew go wyśmieje po tym wszystkim. — Dotarło to do mnie gdy mnie pocałowałeś. Dlatego tak nerwowo zareagowałem. Miałem mętlik w głowie i odreagowałem to na tobie. Nie powinienem był tak postąpić. Przepraszam cię za to. Nigdy sobie tego nie wybaczę.

Andrew pierwszy raz nie potrafił znaleźć argumentu, którym mógłby mu odpowiedzieć. Nie wierzył w to, co właśnie usłyszał. Elliott powiedział „kocham cię" w czasie teraźniejszym. Tak właściwie tylko to zapamiętał z całej jego wypowiedzi. Korciło go, aby znowu napić się whisky, ale uznał, że wypił wystarczająco, by wciąż w pełni nad sobą panować. Wziął więc głęboki oddech, przymknął oczy i zaczął odliczać w głowie, aby się wyciszyć. W tym momencie czuł zbyt dużo sprzecznych emocji na raz. Potrzebował na chwilę odciąć się od tych myśli, aby wiedzieć, które są mu bliższe. Po chwili spojrzał na Elliotta o wiele łagodniejszym spojrzeniem niż wcześniej.

— Pytałeś mnie kiedyś o moje wady — przypomniał mu. — Największą z nich jest to, że uciekam. Gdy coś mnie przerasta, uciekam. Tak było na ślubie, tak było wtedy gdy odszedłem od ciebie.

— I tak będzie też dzisiaj? — zapytał łamiącym się głosem.

Andrew przygryzł wargę. Opuścił wzrok na podłogę, po czym bardzo powoli podniósł go na Elliotta. Przeklinał się za to, że tak łatwo dał się porwać tym emocjom. Podświadomie już wiedział, że to koniec tego Piekła, przez które chyba obaj musieli przejść przez ostatnie lata.

— Jeszcze chwilę temu bez zawahania powiedziałbym ci, że tak. Teraz nie jestem już taki pewien.

W oczach Elliotta pojawiła się nadzieja. Modlił się o ten dzień. Teraz modlił się, by po nim wszystko było takie, jakie być powinno.

— Skoro obaj czujemy to samo...

Andrew uśmiechnął się łagodnie i szybko mu przerwał.

— Chciałbym żeby to było takie proste.

— Jest. — Zapewnił Elliott. — Więc po co to sobie utrudniać?

— Nie wiem czy te dwa lata skutecznie tego nie uniemożliwiły. Nie wiem czy nie będziemy do tego wracać wtedy, gdy nie powinniśmy. Nie wiem czy to uczucie jest tak silne jakim je zapamiętałem.

— Musi być jakiś powód, dla którego dziś się spotkaliśmy. Zasługujemy na jeszcze jedną szansę.

Andrew spojrzał na niego widocznie się łamiąc.

— Szansę czy szanse? Bo kolejny raz tego nie wytrzymam.

— Tym razem będzie inaczej, obiecuję. 

Znowu nastąpiła cisza. Andrew intensywnie zastanawiał się nad tym, co tak właściwie powinien teraz powiedzieć, jak postąpić. 

Ponownie podniósł wzrok i pierwszy raz podczas tej rozmowy spojrzał Elliottowi w oczy. Mawia się, że oczy są zwierciadłem duszy. Andrew wierzył po prostu, że z nich da się najwięcej wyczytać. Ludzie mogli kłamać słowami, oszukiwać mimiką twarzy, ale oczami już nie. 

Dostrzegł w oczach Elliotta wszystkie te emocje, które sam też teraz odczuwał – miłość, nadzieję, strach... Obaj się bali. Jednak fakt, że z obu stron te uczucia przetrwały tak długo, mimo rozłąki, musiał przecież coś znaczyć. 

— Przepraszam — powiedział wreszcie Andrew, a Elliott spojrzał na niego zdezorientowany i jeszcze bardziej przestraszony, bo nie do końca wiedział, co on ma przez to na myśli.

— Za co?

— Za to, że uciekłem bez pożegnania i robiłem wszystko, żebyś mnie nie znalazł. Za to, że nie przyszedłem do ciebie po tym, gdy usłyszałem piosenkę. Wiedziałem, że napisałeś ją dla mnie, ale... nie wiem... Chyba po prostu nie byłem gotowy na ryzyko, że znowu mnie zranisz.

Tym razem to Elliott opuścił wzrok i przetarł oczy, aby zetrzeć napływające tam łzy. 

— A jeśli obiecam ci teraz, że nigdy więcej ci tego nie zrobię?

Naprawdę nie chciał teraz płakać, ale te emocje go przerosły. Nie chciał, aby Andrew znowu odszedł. Nie chciał, aby ta rozmowa ostatecznie wszystko zakończyła. Owszem, wydawało się, że Andrew nieco zmienił ton i to naprawdę dawało mu nadzieję, ale Elliott bał się, że przez to ucierpi jeszcze bardziej. Nie chciał tej nadziei bez pewności, że to cierpienie i poczucie winy wreszcie znikną.

Widok Elliotta w takim stanie łamał Andrew serce. Przez te dwa lata próbował go znienawidzić, wymazać go ze swojej głowy, ale nie było mocy, która mogłaby unicestwić uczucie, którym go darzył. Próbował żyć dalej, próbował pokochać kogoś innego, ale przez te wszystkie miesiące nie był w stanie. Niemal codziennie o nim myślał. Nie mógł odżałować tego, co się stało, w jaki sposób to wszystko się zakończyło.

Znowu przymknął oczy i próbował przekonać sam siebie, że to dobry pomysł, nim postanowił przestać tyle myśleć i po prostu postępować intuicyjnie. 

Podszedł do Elliotta i objął go. Delikatnie, aby w razie czego umożliwić mu ucieczkę. Ten jednak nie uciekł, a wtulił się w jego klatkę piersiową i naprawdę starał się tłumić płacz, ale szło mu to niezwykle marnie.

— Przepraszam... Nie wiem czemu płaczę... — powiedział cicho, bo czuł się jak idiota. 

Kto normalny płakałby w tej sytuacji? Nie wiedział nawet czy płacze ze smutku, czy z radości. Nie miał jawnego powodu do żadnej z tych emocji. 

— Już dobrze — odpowiedział równie cicho Andrew. 

Wróciły do niego te wszystkie dobre wspomnienia. Gdyby tylko mógł, wymazałby te minione dwa lata. Teraz, gdy trzymał Elliotta w swoich ramionach, miał wrażenie, że wszystko wreszcie jest takie, jakim być powinno. 

Stali tak przez dłuższą chwilę w kompletnej ciszy, pochłonięci własnymi myślami. A obaj mieli teraz bardzo dużo do przemyślenia. 

Elliott podniósł głowę z jego ramienia, by ponownie na niego spojrzeć. Andrew uśmiechnął się łagodnie. Teraz wszystko wydawało się proste. Andrew splótł ich dłonie, złączył ich czoła i przymknął oczy, chcąc zapamiętać jak najwięcej dobrego z tej chwili. Dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo za nim tęsknił.

— Nie pozwól mi więcej uciec — poprosił go. 

Wreszcie i Elliott zdobył się na lekki uśmiech.

— Postaram się — odparł. 

Te wszystkie emocje, jakie towarzyszyły mu podczas ich pierwszego pocałunku... ponownie z nim były. Czuł te motyle w brzuchu. Czuł przyjemne ciepło na sercu. Czuł, że w ramionach Andrew jest we właściwym miejscu. Wreszcie dotarło do niego, że to James szybciej znalazł nowego chłopaka, bo w jego sercu nie było miejsca na kogoś jeszcze. To Andrew był tym, którego kochał, chciał i potrzebował. Tylko on wystarczał mu do szczęścia. Czemu nie dostrzegał tego, zanim odszedł? Może gdyby wiedział to już wtedy, uniknęliby tych dwóch lat pełnych cierpienia?

— Przepraszam, że wtedy uciekłem...

Elliott pokręcił głową.

— Dałem ci powody. 

— Dałeś mi też powody, żebym wrócił, ale nie chciałem ich zaakceptować. 

— Możemy po prostu ustalić, że obaj popełniliśmy błędy i zacząć od początku? — zaproponował Elliott.

Andrew odsunął się od niego i cofnął się przed ladę. Elliott na moment spanikował, ale wtedy Andrew usiadł na jednym z krzeseł przed barem, spojrzał na niego z lekkim uśmiechem i wyciągnął dłoń w jego stronę.

— Cześć, jestem Andrew Rogers, miło mi cię poznać. 

Elliott spojrzał na niego rozbawiony. 

— Poważnie?

Andrew wzruszył ramionami.

— Chciałeś zacząć od początku — odparł, po czym przeskoczył ladę i znowu stanął blisko Elliotta, delikatnie chwytając jego dłonie. Ponownie spojrzał mu w oczy. — Mam nadzieję, że tego nie pożałuję.

Nie czekając na nic więcej, w nagłym przypływie odwagi, po prostu go pocałował. Elliott odwzajemnił pocałunek i tym razem nawet nie myślał o tym, żeby go przerwać. Najchętniej chciałby, aby ta chwila trwała wiecznie.

To był ich najdelikatniejszy pocałunek. Była w nim nadzieja, ale i niepewność. Obaj nie do końca wiedzieli, co ich czeka, co przyniesie przyszłość. Czy im się uda? Co jeśli nie? Co jeśli tak? Przyszłość, nawet ta najbliższa, była jedną wielką niewiadomą. 

Po pocałunku znowu złączyli swoje czoła. Uśmiechali się. Chcieli wierzyć w to, że tym razem wszystko potoczy się tak, jak powinno. Z jakiegoś powodu los ponownie złączył ich drogi w październiku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego piątego. Z jakiegoś powodu dzisiaj, niespełna trzy lata później, złączył je ponownie. Być może jednak istniało coś takiego jak przeznaczenie i było silniejsze niż wolna wola? 

— Możemy zostać tak na zawsze? — zapytał cicho Elliott.

Andrew zaśmiał się cicho.

— Chciałbym, ale muszę iść do pracy. — Elliott spojrzał na niego z lekką paniką w oczach. — Ale... — Mocno podkreślił to słowo. — Wrócę tu rano. Pójdziemy gdzieś razem, porozmawiamy, zdecydujemy co dalej. 

Elliott przytaknął i spojrzał mu łagodnie w oczy. 

— Tylko wróć — powiedział błagalnie.

— Nigdzie się nie wybieram — zadeklarował.

Bardzo powoli się wycofał, trzymając jego dłoń, dopóki tylko dystans między nimi mu na to pozwalał. 

Otworzył drzwi i upewnił się, czy na pewno jest bezpiecznie. Znowu spojrzał na Elliotta, uśmiechnął się na pożegnanie i wyszedł.

W tym samym momencie, w którym Andrew zamknął za sobą drzwi, uchyliły się drzwi, prowadzące do mieszkania Evana. Elliott spojrzał w tamtą stronę i miał bardzo mieszanie uczucia, widząc swojego szefa. Był szczęśliwy, bo wszystko wskazywało na to, że między nim i Andrew było już dobrze, ale nie zmieniało to faktu, że Evan za mocno się w to wszystko wmieszał.

— Wreszcie... — odetchnął z ulgą. — Tylko pamiętaj, jakby miał pomysł, żeby znów tu pracować to...

— Chyba mamy do pogadania — stwierdził Elliott, zakładając ręce na klatkę piersiową.

Evan westchnął zrezygnowany. Czemu Elliott po prostu nie da mu się nacieszyć końcem tego całego zamieszania? Ta dwójka znowu razem rozmawiała. I chyba nie tylko rozmawiała. To było teraz najważniejsze.

A/N

Dobra, już na poważnie – następny rozdział będzie ostatnim. 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro