Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

49

Elliott postanowił sobie, że ostatni raz w życiu cokolwiek podpisał. 

Doszli z Cusickiem do porozumienia w kwestii piosenki. Umówili się, że to będzie tylko jedna piosenka – bez żadnych koncertów, bez pokazywania jego wizerunku. Dla swojego bezpieczeństwa Elliott zastrzegł, że nie chce, aby publikowano jego nazwisko. Mimo początkowej niechęci, miał otrzymać część pieniędzy z dochodów piosenki. Obiecał sobie, że całość przekaże na działalność Mattachine Society albo inną ważną dla niego sprawę. Skoro te pieniądze pojawiły się przypadkiem to chciał, aby na coś się przydały – żeby wynikło z nich coś dobrego. Cusick powtarzał mu, że gdyby zmienił zdanie i jednak chciał rozkręcić swoją karierę, jego drzwi będą dla niego zawsze otwarte. Elliott jednak wiedział, że nigdy z tej propozycji nie skorzysta – nie chciał takiego życia. Chciał się ustabilizować. Ogarnąć emocjonalnie. Dojść do ładu z tym, co działo się w jego życiu – co działo się z Jamesem i ze zniknięciem Andrew. Zostanie muzykiem by mu w tym nie pomogło. 

Nagrał piosenkę w studio w całkowitej tajemnicy przed wszystkimi – nie powiedział o tym ani Davidowi, ani Evanowi, ani nawet Robertowi czy Dorothy, ani tym bardziej Jamesowi. Z perspektywy czasu było to genialne posunięcie, bo czułby się przed nimi jak idiota. 

Pół roku po rozmowie z Cusickiem wydawało się, że wszystko szlag trafił. Piosenka do tej pory nie trafiła do rozgłośni, a Elliott zirytowany zaczął do niego wydzwaniać. Za każdy razem słyszał, że ma się uspokoić i uzbroić w cierpliwość. Z tym, że Elliott miał wrażenie, że producent bawił się z nim w kotka i myszkę i wypuści tę piosenkę dopiero kiedy obieca mu pełen album.

Na początku wciąż chodził na Times Square, ale bez skutku – nie spotkał Andrew. Po kilku tygodniach po prostu się poddał. 

Minęło siedem miesięcy od jego zniknięcia. Elliott wciąż nie potrafił sobie wybaczyć tego, że go wtedy nie zatrzymał. Andrew dawał mu sygnały, że odchodzi, ale on uparcie nie chciał ich widzieć. Popełnił o jeden błąd za dużo. 

Wiedział, że po takim czasie powinien pójść dalej, ale nie potrafił. Nie był w stanie ruszyć dalej, nie był w stanie się uśmiechnąć. Od odejścia Andrew nie uśmiechnął się ani razu. Czuł się kompletnie wyprany ze wszelkich pozytywnych emocji. Potrafił czuć tylko smutek. 

James robił co mógł, aby mu pomóc. Próbował go pocieszać. Starał się, aby Elliott nie wpadł w alkoholizm czy inny nałóg, a przecież już lata temu pokazał, że ma do tego skłonności. Elliott był mu za to wszystko wdzięczny, ale prawda była taka, że to wcale mu nie pomagało. Czuł przez to tylko większe wyrzuty sumienie względem właśnie Jamesa.

Nie był już nawet pewien, kim dla siebie byli. Przez ostatnie miesiące całowali się tyle razy, że mógł to policzyć na palcach. Nieco częstsze były pocałunki w policzek czy czoło, ale i one nie były regularne. Spali w jednym łóżku, ale na zbliżenie zdecydowali się dotąd ledwie dwa razy. W obu sytuacjach to Elliott wyszedł z inicjatywą. James miał swoje potrzeby, ale widział w jakim stanie był Elliott i nie chciał mu się narzucać.

Jednak mimo tych wszystkich wyrzutów sumienia Elliott skłamał by mówiąc, że poradziłby sobie bez niego. James stał się jedynym, co trzymało przy jakichkolwiek chęciach życia. Robert i Dorothy próbowali mu pomóc, ale Elliott był tak mało rozmowny, że przez kolejne miesiące nic z tego nie wychodziło.

Muzyka przestała być jego ucieczką – za bardzo kojarzyła mu się z kolejnym niepowodzeniem, które już naprawdę za mocno kumulowały się w jego życiu. Miał wrażenie, że jest skazany na smutek i cierpienie. Wrócił więc do biegania, które miał w zwyczaju lata temu. To zostawało go samego ze swoimi myślami, ale pozwalało odreagować te wszystkie negatywne emocje, które nim targały. Po każdym biegu wracał do mieszkania w stanie, przez który wyglądał jakby zaraz miał zejść na zawał, ale chociaż na krótką chwilę pomagało mu to poczuć się lepiej. Co więcej mu zostało?

Wrócił właśnie z biegania, a James wciąż spał, gdy doszło do czegoś, co dla Elliotta urosło do miana cudu. Włączył radio, po czym sięgnął po szklankę, by nalać do niej wody i... Upuścił szklankę do zlewu, woda wciąż leciała, a on opadł na podłogę w kuchni, schował głowę w kolana i zaczął płakać. Grali jego piosenkę. Po kilku miesiącach wreszcie doczekał się tej chwili. Rzecz w tym, że stracił już nadzieję na odnalezienie Andrew – minęło zbyt wiele miesięcy. Ta piosenka nie była już dla niego czymś, co mogło mu pomóc, a jedynie rozdrapywaniem ran, które ledwie minimalnie zaczęły się goić. Owszem, to rozbudziło resztki jego nadziei, ale nie był pewien czy chce dopuszczać do siebie to, że ta cała sytuacja jeszcze mogłaby się skończyć inaczej.

Bo myśląc rozsądnie, powinien zapomnieć o Andrew. Fakt, że ta piosenka dopiero teraz pojawiła się w rozgłośniach radiowych nie miał prawa mu pomóc. Minęło siedem miesięcy. Andrew równie dobrze mógł już od dawna być z kimś innym. W co on miał teraz wierzyć? W szczęśliwe zakończenie? Nie był już niewinnym dzieckiem, chociaż gdyby tylko mógł, bez zawahania wróciłby do tamtych czasów.

Nie był pewien jak długo tam siedział, ale z tego depresyjnego transu wyrwał go telefon. Potrzebował krótkiej chwili, aby dźwignął się z podłogi i do niego podejść. Znalazł się tam niemal równo z Jamesem, który spojrzał na niego zaniepokojony. Elliott pokazał mu gestem ręki, aby nie dopytywał. 

Dzwonił John Cusick – to nie było dla Elliotta żadne zaskoczenie. Nie po tym co się stało. 

James odszedł od telefonu, aby dać mu nieco prywatności, ale cały czas przyglądał się Elliottowi, bo po prostu się o niego martwił. Nawet teraz rozmawiał mocno przygaszony – James rozumiał może co piąte jego słowo. Zakręcił wodę w zlewie, bo dopiero po chwili zorientował się, że ją słyszy i oparł się o blat w kuchni. 

Jak dotąd był to koszmarny rok. Miał wrażenie, że to jakaś karma – że ma obowiązek być teraz przy Elliotcie po tym, jak traktował go przez ostatnie lata. Jednak powoli nie dawał już rady. Wciąż coś do niego czuł, ale w oczach Elliotta jasno widział, że to już tylko jednostronne uczucie. Nawet podczas tych dwóch zbliżeń, do jakich między nimi doszło widział wyraźnie, że Elliott robił to z innej potrzeby niż z miłości. 

Tego, co było między nimi nie dało się już naprawić, ale James zdawał sobie sprawę, że nie może go teraz zostawić samego. Owszem, mógł oficjalnie to zakończyć, ale co dalej? Gdyby wciąż razem mieszkali, nic by się nie zmieniło. Gdyby się wyprowadził, a przecież już miał na to pieniądze, ciągle zastanawiałby się czy Elliott nie zrobił niczego głupiego. Wydzwaniał by do niego, aż obaj mieliby tego dość. Znaleźli się w sytuacji bez dobrego rozwiązania.

James nie mówił tego Elliottowi, ale jakiś czas temu zaczął szukać Andrew na własną rękę. Niestety i jemu się nie poszczęściło. Jedyną osobą, która wiedziała, gdzie szukać Andrew był Evan. A on nie miał zamiaru nikomu nic mówić. James był na niego wściekły – przecież Evan musiał widzieć, co działo się z Elliottem. Każdy z nich popełnił w tej całej sytuacji błędy, ale nikt nie zasłużył na to, jak obecnie wyglądało ich życie. James wątpił, aby życie Andrew wyglądało o wiele lepiej. 

— Kto to był? — spytał James, gdy Elliott skończył rozmowę.

— Nieważne — odparł. — Idę pod prysznic.

James westchnął. Naprawdę chciałby, żeby to wszystko się wreszcie skończyło.


W pracy Elliott był wyjątkowo zestresowany. Wynikało to z tego, że brał pod uwagę pojawienie się Andrew. Wiedział, że minęły długie miesiące. Miał świadomość, że Andrew mógł kogoś mieć. Mimo wszystko wierzył jednak w to, że po wysłuchaniu jego piosenki pojawi się w barze i da mu szansę się wytłumaczyć. Nie musieli być razem, ale chciał chociaż dostać szansę na to, aby mu się wytłumaczyć. Tylko tyle.

James widział, że z Elliottem coś się dzieje, ale nie wiedział co, dopóki w odbiorniku radiowym ustawionym w barze nie rozbrzmiała jego piosenka. Spojrzał na niego kompletnie zdezorientowany, a Elliott opuścił głowę, bo właśnie uświadomił sobie jak fatalnie to rozegrał.

— Powiedz mi proszę, że to tylko ktoś z bardzo podobnym głosem — powiedział błagalnie James. Może i w normalnych okolicznościach nawet cieszyłby się z takiego sukcesu, ale jak miał się cieszyć, skoro Elliott ewidentnie to przed nim zataił? No i z czego miał się cieszyć, skoro doskonale wiedział, do kogo skierowana jest ta piosenka.

— Jimmy... — zaczął cicho, a James naprawdę próbował nie dać się ponieść emocjom. Nie było to jednak łatwe.

— Zostałeś piosenkarzem, nagrałeś piosenkę dla Andrew i nie wspomniałeś mi o tym nawet słowem? — zapytał, słyszalnie zdenerwowanym tonem głosu. Mimo to udało mu się nie krzyknąć.

— Nie zostałem piosenkarzem, to tylko jedna piosenka.

— To cokolwiek zmienia?! Miałem prawo wiedzieć!

Elliott znowu opuścił głowę, bo zdawał sobie sprawę z tego, że to nie było w porządku względem Jamesa. 

— Nie wiedziałem jak ci o tym powiedzieć...

W tym momencie James stracił nad sobą panowanie. Zapomniał o wszystkim, nad czym pracował. Wziął szklankę i cisnął nią w ścianę tak, że minęła Elliotta dosłownie o centymetry nim się rozbiła. 

Elliott się wzdrygnął. Wróciły te najgorsze wspomnienia, gdy James podnosił na niego rękę. A on naprawdę chciał to zostawić za sobą. Myślał, że to już za nimi.

— Zrobiłem wszystko co mogłem, żeby naprawić swoje błędy, a ty tak mi się odwdzięczasz?! — krzyknął, zwracając na nich uwagę części klientów.

— Jimmy...

— James — poprawił go ostro. — Od jutra szukam nowego mieszkania. I pracy.

Elliott zamarł. James nie powiedział tego wprost, ale i tak zrozumiał, co znaczyły te słowa.

— Zrywasz ze mną?

— Ktoś wreszcie musi to zrobić — powiedział zrezygnowany, rozkładając ręce.

Do tej pory sądził, że trwanie przy Elliotcie było jego pokutą. Ale co jeśli to właśnie on uniemożliwiał mu to, aby wreszcie ruszył dalej? Nie zamierzał całkowicie zrywać z nim kontaktu, ale coś musiało się zmienić. Ta piosenka była impulsem który jasno dał mu do zrozumienia, że trwanie w tym, co już ledwie mógł nazywać związkiem jest kompletnie bezcelowe. Gdyby Elliott jeszcze go kochał, może mieliby jeszcze o czym rozmawiać. Tymczasem jedynym, co trzymało go w tym związku było to, że nie chciał zranić Elliotta. Tyle, że to wcale nie był dobry powód, aby wciąż w tym trwać.

— Co tu się na litość boską, wyprawia? — wtrącił się Evan, którego ściągnął tu jeden z klientów. To właśnie był plus mieszkania w tym samym budynku, co lokal, który się prowadzi. Gdyby mieszkał gdzieś dalej, interwencja nie byłaby tak sprawna.

— Odchodzę — zadeklarował James. — Z tej pracy i od niego.

Evana wcale nie zdziwiła ta deklaracja. James nie był najgorszym pracownikiem, ale to między nim i Elliottem nie było już widać żadnego uczucia. Taki krok był więc kwestią czasu. Chociaż Evan naprawdę sądził, że to Elliott podejmie tak odważną decyzję.

— I naprawdę nie możecie tego załatwić w mieszkaniu?!

— Jimmy, błagam cię... — wydukał Elliott, patrząc na niego ze łzami w oczach.

Tak, resztkami nadziei liczył na powrót Andrew, ale to nie oznaczało, że decyzja Jamesa była dla niego łatwa do przyjęcia. Przeżyli razem osiem lat. Nie chciał go tracić. Nie w taki sposób.

— James — poprawił go po raz kolejny.

— Dobra, koniec tego — powiedział zirytowany Evan. — Idźcie obaj do domu, załatwcie to między sobą. Nie tutaj i nie teraz. 

— Ale... — zaczął Elliott.

— To polecenie służbowe. Do domu. Obaj. Już. 

James wyszedł od razu, a Elliott musiał demonstracyjnie pokazać swoje niezadowolenie z zaistniałej sytuacji. Rzucił ścierką na podłogę i spojrzał na Evana zirytowany. Jeszcze do nie dawna traktował go jak przyjaciela. Od kilku miesięcy miał co do tego wątpliwości.

— Jeśli Andrew tu przyjdzie... — zwrócił się do niego z prośbą.

— Wątpię, aby tu przyszedł.

— Ale jeśli przyjdzie — powiedział z naciskiem na „jeśli". — Powiesz mu gdzie jestem?

Evan spojrzał na niego ze wspólczuciem. Były dni gdy zastanawiał się nad złamaniem obietnicy danej Andrew, bo Elliott widocznie dopuścił do siebie uczucia, którymi go darzył, ale stało się to ciut zbyt późno. Mężczyzna widywał się z Andrew i próbował jakoś przekonać go do rozmowy, ale Andrew zmieniał temat za każdym razem, gdy tylko słyszał imię „Elliott". Dlatego Evan nie rozumiał czemu Andrew nagle miałby zmienić zdanie i tu przyjść. Piosenka Elliotta wciąż leciała w głośnikach, gdy tu dotarł, ale kompletnie nie zwrócił na nią uwagi – skupił się na tym, co robili jego pracownicy.

— Tak — zadeklarował. 

Elliott skinął wdzięcznie głową i ruszył w ślad za Jamesem. Szli do mieszkania w milczeniu, bo zdawali sobie sprawę, że kłótnia na ulicy mogłaby się skończyć aresztowaniem ich obu. Żaden z nich nie był na tyle głupi, aby tym zaryzykować. 

Weszli do mieszkania – James pierwszy, Elliott tuż za nim. James usiadł zrezygnowany na kanapie, a Elliott oparł się o niewielką komodę w salonie, może dwa metry dalej. Wiedział, że potrzebują teraz przestrzeni. 

— Jimmy, przepraszam, że ci o tym nie powiedziałem...

— Staram się, Andrew pewnie ma cię gdzieś, a ty po tym czasie nagrywasz piosenkę dla niego?

Pretensja w jego głosie była tak słyszalna, że Elliott aż się skrzywił. Faktycznie wyszło to beznadziejnie i miał tego świadomość jeszcze zanim James powiedział to na głos. Teraz czuł się z tym jeszcze gorzej.

— Jeśli to jakkolwiek poprawi tę sytuację, nagrałem piosenkę w lutym. 

James pokręcił głową i parsknął.

— Nie poprawia, bo to znaczy, że miałeś pół roku, aby mi o tym powiedzieć.

— Nie sądziłem, że faktycznie to puszczą. 

— To nie jest żadne usprawiedliwienie. Zresztą to niczego nie zmienia. Nie wiem kto ci to napisał...

— Sam to pisałem — wyznał cicho, a James najpierw spojrzał na niego zaskoczony, jakby był pod wrażeniem, ale szybko wróciły negatywne emocje.

— Jeszcze lepiej... Czyli naprawdę to czujesz. Kochasz go, nie mnie. Wiedziałem to odkąd zniknął, ale łudziłem się, że wciąż mamy szanse. Nie mamy. 

Elliott wiedział, że James podejmuje słuszną decyzję, ale nie chciał żeby to się tak skończyło, dlatego chciał walczyć. Chciał chociaż spróbować to jeszcze naprawić. Andrew zniknął. Szanse na to, że wróci były małe. A James tu był i przez ostatnie miesiące okazał mu więcej wsparcia i zrozumienia niż mógłby od niego oczekiwać. To łamało mu serce.

— Wiem, że ostatnio jestem okropny...

— Za bardzo to wszystko skomplikowaliśmy — stwierdził, szybko mu przerywając. — Nie damy rady tego naprawić, a ja naprawdę nie chcę cię znienawidzić...

Elliott pokręcił głową. 

— Nie chcę cię stracić. 

James uśmiechnął się do niego smutno. 

— Nie stracisz — zadeklarował. — Wciąż możemy się widywać, ale nie w taki sposób jak do tej pory. 

Przyjaźń wydawała mu się naturalnym rozwiązaniem. Wiedział, że może nie stanie się to od razu z dnia na dzień, ale wierzył, że za jakiś czas będą najlepszymi przyjaciółmi – tak, jak na samym początku.

Elliott patrzył na niego z niedowierzaniem. Od miesięcy nie potrafił z nim zerwać, a na Jamesie ta decyzja nie wydawała się robić zbyt dużego wrażenia – jakby to nie był problem.

— Czemu to dla ciebie takie łatwe?

— Nie jest. Po prostu przez ostatnie miesiące przywykłem do myśli, że to koniec. 

— I naprawdę chcesz to skończyć?

— Nie chodzi o to, co chcę, a co będzie dla nas obu najlepsze. 

— Już raz pozwoliłeś mi odejść i zostałem...

— Wiem. Dlatego ułatwię to nam obu i ja odejdę. 

— A jeśli nie chcę, żebyś odchodził? To co nas połączyło...

— To już przeszłość, Elliott — powiedział stanowczo, chcąc mu dać do zrozumienia, że to ostateczna decyzja. Wiedział, że jeśli da się złamać, zmieni zdanie, a wtedy być może już nigdy żaden z nich nie zdobędzie się na odwagę, by podjąć tę decyzję. Musiał to zakończyć tu i teraz. —Od lat było źle. Próbowaliśmy to naprawić, ale nie wyszło...

— To moja wina. Zmieniłeś się, starałeś się, a ja...

— Nie — James szybko mu przerwał. — Gdybym wcześniej był dla ciebie dobry, nie pokochałbyś innego, więc...

James przerwał i przygryzł wargę, bo to było dla niego zbyt ciężkie. Czuł się winny za rozpad tego związku. Nie potrafił winić Elliotta, który zresztą próbował walczyć z uczuciem względem Andrew, aby ratować ten związek. To walka o nich sprawiła, że Elliott był dziś nieszczęśliwy. Jedynym winnym za rozpad tego związku był więc jego zdaniem on – za to, że potrzebował długich rozmów ze swoim byłym, aby dostrzec, że rani Elliotta. Niestety obudził się zbyt późno.

Patrzyli na siebie w milczeniu. Obaj ze łzami w oczach. Mieli świadomość, że to jedyna rozsądna decyzja, ale też obaj nie chcieli dopuścić tego do świadomości. Byli dla siebie nawzajem tym pierwszym. Przeżyli razem więcej niż pewnie większość starszych małżeństw. Rozstanie po tym wszystkim nie było łatwe. 

Wiedzieli, że jeśli jeszcze kiedykolwiek chcą być szczęśliwi, to nie jako para. Te czasy już bezpowrotnie minęły i nic nie mogli z tym zrobić. Mogli jedynie zadbać o to, aby za jakiś czas znowu być przyjaciółmi i żeby za kilka lat mogli wspominać to, co ich łączyło z uśmiechem. Do tego czekała ich jednak jeszcze długa droga, a to czy będą nią podążać, zależało już tylko i wyłącznie od nich. To czy wejdą w nowe związki, czy zostaną singlami nie miało tutaj żadnego znaczenia. To to jak będą się traktować miało być kluczowe i nic poza tym.

A/N

Piosenka w mediach była jedną z piosenek, które zainspirowały mnie do napisania tej trylogii i to ona zmotywowała mnie do tego, aby jednak napisać ten trzeci tom. A że pasuje w miarę klimatycznie do rozdziału, to Wam ją podrzucam.

Czy ktoś powiedział... ostatni rozdział? 🥺




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro