41
Why do we stay with lovers
Who we know, down deep
Just aren't right?
~ Jonathan Larson
Myślał, że ma wszystko pod kontrolą. Przynajmniej w kwestii swoich uczuć. Przy Jamesie znowu czuł się szczęśliwy i przez to był niemal całkowicie pewien, że podjął słuszną decyzję dając im jeszcze jedną szansę. Szczere rozmowy i mieszkanie tylko we dwóch zdecydowanie im służyły. Natomiast z Andrew był problem – liczył, że nadal będą się przyjaźnić, ale ten widocznie miał inne plany i dosyć wyraźnie zaczął się od niego odsuwać, czasem pokazując to wręcz demonstracyjnie jak na przykład podczas swoich schadzek w trakcie przerw. To sprawiło, że Elliott zaczął lepiej dostrzegać jego wady. A konkretniej dostrzegł to, że Andrew nie radził sobie z własnymi emocjami. Nie żeby to było coś bardzo złego – prawdopodobnie większość mężczyzn miała z tym problem, bo od dziecka wmawiano im, że mają być twardzi, a uczucia są dla słabych. Natomiast plusem w tej wadzie było to, że nie odreagowywał tego agresją fizyczną wobec innych.
Jednak w dniu, w którym Joseph wtargnął do jego pracy z bronią, Elliott stracił jakiekolwiek poczucie kontroli nad swoimi uczuciami. Znowu się w tym wszystkim pogubił, wręcz zakopał. Dokładnie stało się to w momencie, w którym Andrew odsunął się od niego ustępując miejsca Jamesowi. W odstępie kilku sekund był w ramionach ich obu i to go zdezorientowało. Teoretycznie powinien lepiej czuć się w ramionach swojego chłopaka, więc czemu było odwrotnie? Dlaczego lepiej i bezpieczniej czuł się w ramionach Andrew, a James wydał mu się jedynie marnym zastępstwem? Dlatego że to Andrew uratował mu życie, czy powód był inny? Co jeśli przez ostatnie dni oszukiwał siebie i wszystkich dookoła, żyjąc w przekonaniu, że podjął dobrą decyzję zostając przy Jamesie, gdy miał realną szansę odejść? Co jeśli to co było między nimi nie było wystarczające? Co jeśli naprawdę kochał Andrew? Co jeśli podjął życiowy błąd? Najgorsze było to, że w głębi duszy doskonale znał odpowiedź na to pytanie, ale uporczywie starał się ją wypierać.
I znowu – w jego głowie zaczęło się pojawiać sporo analogii. Zaczął porównywać swoje relacje z Jamesem i Andrew już wtedy, gdy dowiedział się, że pierwsze miesiące życia był jego sąsiadem, ale wtedy było to z kategorii „co by było gdyby". Teraz dopatrzył się dużo podobieństw w swoim zachowaniu na początku obu tych relacji i to dawało mu sporo do myślenia.
Najpierw nieświadomie rozkochał w sobie Jamesa, a kilka lat później Andrew.
Uciekał przed tymi uczuciami, w obu wypadkach sporadycznie było to przerywane po zażyciu substancji psychoaktywnych – wcześniej narkotyków, a teraz sporych ilości alkoholu.
Wybierał kogoś innego zamiast przyznać się do tego, co działo się z jego sercem. Kilka lat temu uciekł do Shirley i próbował z nią być wbrew sobie, mimo że po pierwszym pocałunku wiedział, że nigdy jej nie pokocha. Po prostu Shirley była bezpieczniejszą opcją. Czy teraz to samo robił z Jamesem? Wolał być z nim niż z Andrew, bo tak było łatwiej? Cóż, na pewno było stabilniej. Przyzwyczaił się do niego i mniej więcej wiedział, czego mógł się po nim spodziewać, a przy Andrew wciąż miał sporo znaków zapytania.
Jego związek z Jamesem rozpoczął się przez to, że James chciał uciec. Co jeśli Andrew spróbuje tego samego? Raczej nie przyjąłby taktyki Jamesa sprzed lat i nie postanowiłby iść na terapię konwersyjną, ale co jeśli teraz przycisnąłby go do ściany mówiąc, że odchodzi z jego życia, skoro nie mogą być razem? Co by zrobił?
Po całej sytuacji z Josephem, James zabrał go do ich mieszkania. Elliott pierwszy raz od paru dni nie czuł się tu jak w domu. Czegoś mu brakowało. A raczej kogoś. Brakowało mu Andrew. James był tuż obok przez całą noc, ale to było za mało.
Koło trzeciej nad ranem uznał, że dłużej tak nie może. James spał, więc delikatnie wymknął się z łóżka, a krótko po tym również z mieszkania i zszedł dwa piętra niżej, żeby zapukać do drzwi Andrew. Musieli porozmawiać o tym, co się między nimi działo – Elliott chciał to naprawić. No i powinien podziękować Andrew za to, co ten dla niego zrobił. Ocalił mu życie. Gdyby go tam nie było... Elliott wolał o tym nie myśleć. Przerażało go to, że Joseph naprawdę mógł go dzisiaj zabić. Rogersom chyba było pisane ratować mu życie.
Andrew otworzył mu po dłuższej chwili. Odruchowo uśmiechnął się na widok Elliotta, chociaż próbował to ukryć. Był zaspany i widocznie zdezorientowany tym, że Elliott przyszedł do niego w środku nocy. Niezdarnie próbował poprawić rozczochrane, opadające mu na czoło włosy, ale szybko się poddał.
— Pokłóciliście się? — spytał, bo to było jedyne, co przyszło mu do głowy. Elliott co prawda nie wyglądał na zapłakanego, ale na takiego, co wszystko w porządku też nie wyglądał.
Elliott szybko pokręcił głową.
— Nie.
Ta odpowiedź zaskoczyła Andrew. Uniósł brwi i przyjrzał mu się podejrzliwie.
— To co tu robisz?
— Chciałem ci podziękować za to, co dzisiaj zrobiłeś.
— O trzeciej rano?
— Nie mogłem zasnąć. Ryzykowałeś dla mnie życie wyjmując broń i...
— Wejdź — przerwał mu Andrew, uznając, że nie wypada rozmawiać na korytarzu. Co prawda mówili niemal szeptem, a pewnie wszyscy inni w kamienicy spali, ale nie to było głównym powodem – po prostu wolał, aby Elliott wszedł. — Napijesz się czegoś?
— Nie, dzięki — odpowiedział, dostrzegając na stole pustą butelkę po whisky. Możliwe, że Andrew wypił ją całą?
Usiedli w jego salonie i przez chwilę milczeli, bo zrobiło się niezręcznie. Elliott patrzył na Andrew, przyglądał mu się. Miał bardzo dużo myśli w głowie. Zarówno tych czystych jak i nieczystych. Chciał zrozumieć to, co działo się teraz w jego głowie i sercu. Czemu to musiało być takie ciężkie?
Andrew wyczuł jego wzrok i po chwili wstał, odchodząc od niego na kilka kroków, bo nie potrafił tak dłużej. Co Elliott robił? Znowu mieszał mu w głowie. Miał ochotę go wyrzucić i nigdy więcej nie wpuścić.
— Nie możesz się tak na mnie patrzeć. — Powiedział stanowczo. — Próbuję jakoś wyrzucić z głowy te uczucia. Jak mam to zrobić, kiedy twoje oczy sugerują mi, że mnie kochasz?
— Może moje oczy wiedzą lepiej niż ja sam? — zasugerował cicho Elliott, na co Andrew parsknął. Zaczął odliczać w głowie, aby się uspokoić, bo w tym momencie miał ochotę go spoliczkować i siłą wyrzucić go ze swojego mieszkania. Elliott nie miał prawa mu tego robić.
— Dobra, w tym momencie proszę cię, żebyś wyszedł — poprosił go.
— Przepraszam, ja...
— Elliott, proszę cię — powiedział stanowczo, chcąc jasno dać mu do zrozumienia, że dla niego ta rozmowa dobiegła końca.
— ... Jestem zagubiony, naprawdę. Czuję, że popełniłem błąd...
— Przychodząc tutaj?
— Nie. — Pokręcił głową. — Zostając z Jamesem. Pozwoliłby mi odejść, powiedział to wprost...
— Czasu nie cofniesz, a ja naprawdę nie mam już na to siły. Jeśli przyszedłeś tu tylko po to, żeby znowu mieszać mi w głowie to proszę, żebyś wyszedł.
Elliott opuścił głowę i przygryzł wargę. Przez dłuższą chwilę patrzył się na swoje ręce i nic nie mówił. Potrzebował zebrać myśli, poukładać je w słowa.
— Chcę tylko poprosić, żeby było między nami jak dawniej — powiedział, patrząc mu w oczy. —Nie chcę cię tracić.
Andrew szybko odwrócił wzrok i pokręcił głową. To naprawdę musiało się zakończyć. To już miało się zakończyć. Czemu do tego wracali?
— Żeby przyjść do mnie, jak znowu się pokłócicie i wreszcie uznasz, że to koniec? — spytał ze słyszalną pretensją w głosie. To zdezorientowało Elliotta.
— Nie. Nigdy tak o tobie nie myślałem. Pogubiłem się między wami.
Owszem, Elliott rozważał bycie z Andrew, ale nie traktował go jak opcji awaryjnej. Traktował go jak drugą, bardzo realną opcję. Przynajmniej przez krótką chwilę.
— Elliott, dokonałeś wyboru. Mam prawo iść dalej.
— Ale co jeśli dokonałem złego wyboru?
Andrew pokręcił głową.
— To nie mój problem — powiedział słyszalnie na skraju emocji. — Miałeś szansę, żeby od niego odejść. Mogliśmy spróbować. Gdy stanąłeś między mną i Jamesem, dałeś mi nadzieję...
— Andrew, przepraszam...
Andrew znowu opuścił wzrok. Zaczął żałować tego, że w ogóle wpuścił Elliotta do tego mieszkania.
— Co mi teraz po tym? — spytał rozgoryczony. — Kocham cię i przebywanie przy tobie jest zbyt bolesne.
— Dlatego sypiasz z kim popadnie? Dlatego ignorujesz to, w co zawsze wierzyłeś?
— Próbuję o tobie zapomnieć. Ciężko jest robić to w inny sposób, gdy codziennie jesteś obok.
Elliott ukrył twarz w dłoniach. Wreszcie usłyszał to, czego się obawiał. Przez ostatnie półtorej tygodnia Andrew przespał się z kilkunastoma klientami ich baru. Elliott czuł, że to jego wina, ale do tej pory Andrew temu zaprzeczał. Teraz wreszcie wyznał prawdę i Elliott czuł się z tym naprawdę okropnie. Dopiero teraz miał pewność co do tego, jak bardzo go zranił.
— Też cię kocham — wyznał cicho Elliott, a Andrew spojrzał na niego z nadzieją w oczach. — Tylko jeszcze nie wiem czy jak brata czy... — Nadzieja prysła. Znowu dał mu się nabrać.
— Elliott, nie zrozum mnie źle — zaczął, starając się brzmieć najspokojniej jak w tym momencie potrafił. — Chcę, żebyś był szczęśliwy, ale to dla mnie zbyt trudne. Szczególnie, że szczerze wątpię, żeby James był dla ciebie właściwy, a mam świadomość, że gdyby wszystko potoczyło się nieco inaczej, być może by nam wyszło. I naprawdę nie mam przez to na myśli, że byłbym dla ciebie idealny, ale na pewno byłbym lepszy niż on. Przecież musisz to czuć...
— Andrew, ja to wiem — odparł Elliott. — Ale to jest cięższe niż bym chciał.
— Dla mnie to jest raczej proste. Albo kogoś kochasz, albo nie. Jeśli kogoś kochasz, nie zakochujesz się w innym. Skoro coś do mnie poczułeś, być może twoje uczucie do Jamesa nie jest tym, czym myślisz, że jest.
Elliott potrzebował chwili, aby przetrawić te słowa. Było w nich sporo racji, nawet jeśli wolałby tego nie przyznawać. To wszystko go przerastało. Nawet nie zorientował się kiedy w jego oczach pojawiły się łzy. Pewnie w innych okolicznościach nie zacząłby teraz płakać, ale w ciągu ostatniej doby wydarzyło się na tyle dużo, że kompletnie nie kontrolował swoich emocji.
— Czasami zapominam, jaki jesteś mądry — stwierdził, uśmiechając się do niego smutno i przecierając łzy.
Andrew odpowiedział krótkim, bardzo delikatnym uśmiechem, ale był on daleki od radości, bo widok Elliotta w takim stanie łamał mu serce. Było mu go szkoda, ale to już nie była jego rola, aby pomóc mu to sobie poukładać. Nie byli razem i szczerze mówiąc już nie wierzył w to, że kiedykolwiek do tego dojdzie. Może gdyby nie James, mieliby szanse, ale Elliott był do tego chłopaka zbyt bardzo przywiązany. To była tragedia miłosna dla całej ich trójki. Prędzej czy później wszyscy przez to ucierpią.
— Musisz wziąć się w garść. Podjąłeś decyzję. Szanuję ją. Dlatego muszę się wycofać. Tak będzie lepiej dla wszystkich.
— Co jeśli popełniam błąd rezygnując z nas i zostając przy Jamesie?
— Wielu ludzi pozostaje przy kochankach, którzy nie są dla nich właściwi. Tak wyglądają małżeństwa. Dlatego powstają zdrady.
— Sugerujesz, że zdradzę Jimmy'ego?
— Ze mną było blisko — zauważył. — Więc jeśli go nie kochasz, prędzej czy później mu to zrobisz. Ale myślę, że sam to doskonale wiesz. Dlatego, cokolwiek było między nami, muszę to przerwać. Nie chcę być twoim kochankiem, którego ukrywasz przed chłopakiem, a gdybyśmy wciąż byli blisko...
— Nie chcę tracić naszej przyjaźni.
— Uwierz mi, że ja też nie...
— Więc w czym problem?
— Co jeśli znowu do czegoś między nami dojdzie?
Elliott opuścił głowę. To było bardzo dobre pytanie, a odpowiedź na nie wcale nie była prosta. Potrzebował krótkiej chwili do namysłu.
— To wtedy odejdę od Jamesa.
Andrew powinien się ucieszyć, ale zamiast tego pokręcił głową.
— Nie — powiedział stanowczo. — Nie możesz mi mówić takich rzeczy. Nie możesz mi sugerować czegoś takiego...
— Czemu nie? Mówię prawdę, przysięgam.
— Bo przez to mam ochotę cię pocałować — powiedział załamany. Nie chciał tego robić. Nie chciał być tym, który odbija komuś chłopaka. Nie był tym złym.
— Przepraszam, nie chciałem cię stawiać w takiej sytuacji...
— Myślę, że powinieneś już iść — stwierdził słabo.
Elliott nie chciał tego robić, ale widział w jakim stanie jest Andrew i nie chciał go męczyć. Przecież jeszcze nie raz będą mieli okazję wrócić do tej rozmowy.
— Pójdziesz ze mną jutro po prezenty świąteczne? — wypalił, gdy miał się żegnać. Nie miał pojęcia czemu w ogóle mu to zaproponował. Do tej pory zawsze chodził sam i w tym roku nie przewidywał zmiany.
— Pomyślę — odparł, nie chcąc odpowiadać ani „tak", ani „nie". To była najbezpieczniejsza opcja.
Elliott przytaknął na tą odpowiedź i ruszył w kierunku drzwi.
— Raz jeszcze dziękuję za to, co zrobiłeś w barze. — Zatrzymał się tuż przed wyjściem, aby raz jeszcze na niego spojrzeć. — Uratowałeś mi życie. Nigdy ci tego nie zapomnę.
— Zrobiłem to, co musiałem zrobić. Dobranoc, Elliott.
Tak naprawdę chciał powiedzieć „Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się tam stało", ale w porę ugryzł się w język.
— Dobranoc, Andrew.
A/N
Cytat na górze pochodzi z piosenki „Louder Than Words" z musicalu „Tick, tick... BOOM". Poniżej podrzucam Wam wersję z Netlixowej adaptacji z Andrew Garfieldem w roli głównej.
https://youtu.be/DfnQarJXVak
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro