39
W dniu powrotu Jamesa Elliott ostatecznie zdecydował się na wzięcie wolnego w pracy, o czym Andrew dowiedział się dopiero na miejscu. Zabolało go to bardziej niż mógłby przypuszczać, bo do końca miał nadzieję, że być może Elliott jednak zrezygnuje ze związku z Jamesem. Skoro jednak nie przyszedł, widocznie postanowił walczyć. Jeśli Andrew miał jakiekolwiek wątpliwości co do zniknięcia z życia Elliotta, tej nocy stanowczo zniknęły. Zrozumiał, że nie ma nawet najmniejszej szansy na to, że będą razem. Zdał też sobie sprawę z tego, że zbliżyli się do siebie zbyt bardzo, aby był przy tym w stanie zachować normalną relację. Musiał odejść. Dla własnego dobra. Po skończonej zmianie zostali z Evanem w barze i pili do południa. Andrew musiał się komuś wyżalić, a jego szef był naprawdę dobrym słuchaczem.
Falę goryczy przelało to, że następnego dnia James przyszedł do pracy z Elliottem.
— Co on tu robi? — Andrew spytał Elliotta, gdy James rozglądał się po pustym jeszcze lokalu.
— Wczoraj całą noc rozmawialiśmy o tym, jak możemy naprawić nasz związek. Jimmy zgodził się w chociaż delikatnym stopniu włączyć się do naszego świata.
— Ciekawe na jak długo... — westchnął pod nosem Andrew.
— Co? — spytał Elliott, który nie dosłyszał jego słów.
— Nic, mówiłem do siebie.
Andrew nie wierzył w zmianę Jamesa. Był od tego bardzo daleki. Gdyby faktycznie się zmienił, nie rzuciłby się na niego, gdy Elliott powiedział mu o pocałunku. Szczególnie, że to był tylko pocałunek.
— Przepraszam, że się wtedy na ciebie rzucił...
— Obroniłeś mnie. Nie masz za co przepraszać.
Andrew wciąż miał w głowie tamte słowa Elliotta: „Uderz któregokolwiek z nas, a mnie stracisz". Zastanawiał się czy Elliott faktycznie odszedłby od Jamesa, gdyby ten znowu podniósł na któregoś z nich rękę. Miał co do tego poważne wątpliwości. Jednak w tamtej krótkiej chwili miał wrażenie, że Elliott wreszcie postawił go nad Jamesem. To dało mu nadzieję, którą szybko i brutalnie zweryfikowała rzeczywistość. Elliott może i go lubił, ale zdecydowanie go nie kochał. Andrew był na siebie wściekły o to, że w ogóle dopuścił do siebie tę myśl.
Elliott wyłapał jego oschły ton. Nie podobało mu się. Nie rozumiał, skąd się bierze – był pewien, że Andrew jest zły o reakcję Jamesa. Bo o co innego?
— Ale po tym wszystkim, co dla mnie zrobiłeś...
— Naprawdę nie mam ochoty o tym rozmawiać.
— Co cię ugryzło?
— Nic. Idę przygotować lód.
Elliott nie miał pojęcia, co się działo. Andrew nigdy wcześniej taki nie był. Odsuwał się od niego – widział to wyraźnie. Chciał go zatrzymać i wyjaśnić tą sytuację, ale w tym momencie obok pojawił się James.
— To miejsce wcale nie jest takie złe — stwierdził.
— Bo jeszcze nikogo tu nie ma?
— Nie, przez to wydaje się dziwnie pusto.
Jamesowi podobała się architektura wnętrza tego lokalu. Dopiero teraz zrozumiał, że nie lubił tego miejsca tylko przez swoje obawy związane z policją – nie chodziło o nic, co było w środku. Może Elliott miał wczoraj rację twierdząc, że to wszystko kwestia jego nastawienia i że będzie mu się o wiele lepiej żyło, gdy przestanie cały czas przejmować się tym, że może wpaść w ręce policji.
— Cześć — odezwał się do wszystkich Evan, który właśnie wszedł do lokalu. Nieco później niż zwykle, bo spędzał popołudnie z córką i stracił rachubę czasu, co prawie zawsze zdarzało mu się przy kacu, który w połączeniu ze znikomą ilością snu był naprawdę okropny. Nie żałował jednak picia z Andrew, bo chłopak potrzebował wsparcia. W takich chwilach cieszył się, że jego pracownicy też mieli klucze – dzięki temu nie czuł wyrzutów przez to, że musieli czekać przed lokalem. — James — przywitał się z nim, chociaż zrobił to na lekki dystans. — Elliott, możemy porozmawiać?
— Jasne.
Andrew zdążył wrócić przed bar i wywrócił tylko oczami widząc, że Evan wychodzi z Elliottem. Po prostu cudownie. Nie dość, że od wczoraj czuł się okropnie, bo wreszcie dopuścił do siebie to, że Elliott złamał mu serce, to jeszcze miał zostać sam na sam z Jamesem? Miał nadzieję, że James obierze tę samą strategię co on i będą po prostu nawzajem ignorować swoją obecność. Złudną nadzieję.
— Obserwuję cię.. — odezwał się do niego. Nie miał na myśli niczego złego. Chciał przejść do tego, że widzi, że Andrew jest lepszym kandydatem dla Elliotta niż on, ale nie do końca zapanował nad tonem swojego głosu, przez co zabrzmiało to nieco jak groźba.
W tym momencie Andrew miał szczerą ochotę mu przywalić.
— Długo nie będziesz musiał — odparł oschle, a ta odpowiedź widocznie zaskoczyła Jamesa.
— Co masz przez to na myśli?
— To, że za miesiąc wyprowadzam się z kamienicy Davida, zmieniam pracę i więcej mnie nie zobaczycie. Mam dość tej zabawy w wasze gierki.
To zaskoczyło Jamesa. Andrew zamierzał zniknąć z ich życia? Tak po prostu? Poddał się? Przecież kochał Elliotta – tak po prostu z niego zrezygnował?
— Elliott się na to zgodził?
— Elliott nic o tym nie wie. I jeśli chcesz go zatrzymać przy sobie, nie powiesz mu o tym.
— Czemu? Bo zobaczyłby, że jednak nie jesteś taki idealny i chcesz zniknąć bez słowa?
— Nie. — Andrew spojrzał na niego poważnie. — Bo spróbuje mnie powstrzymać.
— To oczywiste. Nie lubi tracić ludzi ze swojego życia.
— I właśnie dlatego muszę to rozegrać w ten sposób. Nie udawaj, że nie chcesz, żebym zniknął z waszego życia.
James westchnął. Ciężko było się nie zgodzić. Miał wrażenie, że w obecnej sytuacji jedynym problemem, jedyną przeszkodą ku jego szczęściu z Elliottem był właśnie Andrew. Bał się, że Elliott nagle zmieni zdanie i do niego odejdzie. Przy tym, co ustalili przez noc, przy jego zaangażowaniu, ból byłby nie do zniesienia. Ale takie zniknięcie Andrew wcale nie załatwi sprawy, nie całkowicie.
— Chcę, ale nie w taki sposób. Będzie cierpiał, obwiniał się... Nie chcę, żeby się tak czuł.
— Więc będziesz go pocieszał, szybko mu przejdzie.
— Andrew, przestań. Nie jesteś złym człowiekiem.
— Nie. Jestem tylko człowiekiem, który dał się wykorzystać. Temat Elliotta jest dla mnie skończony. Nie musisz nas pilnować, żeby mieć pewność, że do niczego nie dojdzie. Nie martw się.
James niestety znał ten ton. To był głos złamanego serca. Już rozumiał, czemu Andrew chciał odejść. Tyle, że to wciąż nie było wyjście z tej sytuacji.
— Mówiłem wczoraj szczerze.
Andrew parsknął.
— Nazywając mnie draniem?
— Nie. Że powinniście być razem — stwierdził, pierwszy raz zaskakując Andrew, który spojrzał na niego zdezorientowany. — Jesteś lepszy niż ja. Bardziej do niego pasujesz. Dlatego tak się denerwuję.
— James, to nie ma już żadnego znaczenia.
— Mówię ci tylko, że jeśli jednak uznacie, że ten pocałunek coś znaczył...
— Elliott podjął decyzję — urwał krótko. Doceniał, że James mówił takie rzeczy i może to być znak, że jednak faktycznie się zmienił, ale dla niego to już było bez znaczenia. To niczego nie zmieniało. Musiał żyć dalej. — Woli być z tobą. Szanuję to, dlatego nie musisz się martwić. Naprawdę.
— Gdybyś to szanował, nie pocałowałbyś go.
— Byliśmy pijani i to on pocałował mnie.
— Nieważne... — westchnął James. — Posłuchaj mnie. Zrozumiałem swoje błędy. Chcę, żeby Elliott był szczęśliwy. Nie wiem czy ja jeszcze jestem w stanie mu to dać po ostatnich miesiącach...
— James, przestań — Andrew niemal krzyknął.
O co mu chodziło? Chciał go wytrącić z równowagi? Sprowokować go do wybuchu, aby Elliott nabrał pewności, że postąpił słusznie, zostając przy Jamesie? To mu się nie uda. On nie był tak wybuchowy.
— Chcę tylko powiedzieć, że jeśli znowu nam nie wyjdzie...
— A ja chcę powiedzieć, że mnie to nie obchodzi. Chcę być z kimś, kto naprawdę mnie kocha, a nie traktuje jak opcję awaryjną ostatniego ratunku. Kiedyś spotkam kogoś takiego i to nie będzie Elliott. Temat zamknięty. Naprawdę.
James westchnął. Czuł, że mógł zrobić więcej, ale nie wiedział co. Może to on powinien odejść? To był ostatni moment na taki krok, nim za bardzo się zaangażuje. Ostatni moment, aby mniej cierpieć. Mógł przyjąć swój krzyż – odejść od Elliotta, wrócić do Kalifornii i opiekować się Kevinem. Prawdopodobnie jego tata by tego chciał. A może jednak wolałby, aby był szczęśliwy z Elliottem? Teoretycznie wciąż mieli na to szanse.
— Będę wolny w niedziele — oznajmił Elliott, gdy wrócił do niego z rozmowy z Evanem.
Pocałował go krótko, a James musiał przyznać, że to było nieco niezręczne. Wczoraj ustalili, że obaj muszą częściej okazywać swoje uczucia i że powinni spędzać więcej czasu razem, ale obok był Andrew. To było dziwne.
— W tą jedną niedzielę? — wtrącił się Andrew, ale Elliott pokręcił głową.
— W każdą niedzielę. Doszliśmy wczoraj do porozumienia, że powinniśmy spędzać więcej czasu razem. Jeden dzień wolny może nam sporo pomóc, a Evan zgodził się na niedzielę, bo jest najluźniejsza...
— Mam nadzieję, że wam to pomoże — odparł.
Może też powinien wziąć wolne? Albo całkowicie się zwolnić? Widywanie się z Elliottem było obecnie bardzo ciężkie. Gdy otworzyli bar, jego myśli w jakiejś mierze zagłuszyła praca, ale nie mógł całkowicie wyeliminować tego poczucia beznadziejności. Nie gdy Elliott i James byli obok.
— Cześć, przystojniaku. — Do baru podszedł ich stały klient, Alex. Był mniej więcej w ich wieku,. Świeżo po ślubie, ale nie przeszkadzało mu to w zdobywaniu kolejnych kochanków. A brzydki nie był, więc miał powodzenie. Zawsze zwracał się do Andrew w ten sposób, ale do tej pory barman starał się to ignorować. Jednak dzisiaj postanowił to wykorzystać.
— Cześć, Alex. Świetnie dziś wyglądasz.
Tak naprawdę Alex wyglądał dokładnie tak, jak zwykle. Włosy zaczesane do tyłu. Czerwony sweter narzucony na białą koszulę, dzięki czemu jego zielone oczy wydawały się intensywniejsze. Papieros w ustach. I ten przenikliwy wzrok, jasno sugerujący, że Andrew podoba mu się seksualnie. Alex dosłownie rozbierał go wzrokiem tak, jak robił to za każdym razem, gdy cokolwiek u niego zamawiał.
— Ty też, dzięki — odpowiedział z uśmiechem, bo Andrew nigdy wcześniej nie powiedział mu żadnego komplementu. — Poproszę to co zwykle.
— Już robię — oznajmił i zabrał się do pracy.
Przygotował Alexowi dość łagodnego drinka, ale w międzyczasie sięgnął po serwetkę i napisał na niej krótki komunikat. To było zaproszenie, które przyłożył do drinka. Spontaniczne i desperackie, ale Andrew czuł, że jeśli nie wykorzysta takiej okazji, to do reszty tu zwariuje.
Alex jak zwykle zostawił mu większy napiwek niż to przystoi i przeczytał wiadomość na serwetce dopiero po odejściu od baru. Andrew obserwował go i dostrzegł, że Alex błyskawicznie odnalazł jego wzrok, gdy tylko zapoznał się z treścią tekstu. Wyglądał na zaskoczonego. Andrew uznał, że trudno – najwyżej nic z tego.
Odczekał kilka minut, obsługując kolejnych klientów. Cały czas czuł na sobie wzrok Alexa. Miał nadzieję, że dobrze odczytał jego sygnały.
— Idę na przerwę — oznajmił Elliottowi. To było jedno z nielicznych zdań, jakie wypowiedział do niego podczas tej zmiany.
— Dobrze.
Andrew ruszył w stronę toalet. Wzrokiem szukał Alexa. Wydawało mu się, że idzie za nim, ale pewności nabrał dopiero, gdy chłopak do niego podszedł.
— Przyszedłeś — powiedział z lekką ulgą.
— Do tej pory mnie ignorowałeś. Skąd ta zmiana? — zapytał podejrzliwie Alex. Wiedział, że Andrew w przeszłości był policjantem i nie miał pewności co do tego, czy faktycznie był gejem, który zwolnił się z policji, czy tylko udawał, aby ich wszystkich zniszczyć. Szczerze mówiąc to ryzyko jeszcze bardziej go w nim pociągało.
— Mam ostatnio okropny czas.
— I dlatego zmieniłeś swoje przekonania? — zapytał, bo Andrew raz już odrzucił go wprost mówiąc, że sypia tylko z tymi, których kocha. Ta zmiana była więc zaskakująca.
— Można tak powiedzieć.
Na twarzy Alexa pojawił się łobuzerski uśmieszek.
— Dobrze dla mnie.
Podszedł bliżej, a Andrew poczuł, że zaczyna się stresować.
Wiedział, że jeśli teraz się nie wycofa, być może wiele w jego życiu się zmieni. Wiedział, że jeśli to mu się spodoba, zacznie częściej umawiać się na krótkie schadzki w trakcie przerw z klientami, którym się podobał. Może to jednak nie był głupi pomysł? Brandon mu kiedyś powiedział, że w byciu gejem najlepsze jest właśnie to – seks bez zobowiązań. Co jeśli miał rację? Co jeśli to pomoże mu zapomnieć o Elliotcie?
Alex zbliżył się do niego bardzo blisko i pocałował go. Namiętnie. Bardzo namiętnie. To było coś zupełnie innego niż to, czego doświadczył z Elliottem, ale też było przyjemne. Poczucie, że ktoś go pragnie było czymś, czego naprawdę w tym momencie potrzebował.
— Czekaj — przerwał Alexowi, gdy poczuł, że zaraz przejdą do tego, po co go tu ściągnął. — Chcę, żebyś wiedział, że nigdy tego nie robiłem.
— Będę twoim pierwszym? — zapytał nieco zdezorientowany. Andrew był zbyt seksowny na bycie prawiczkiem, a jednak przytaknął. Alexa paradoksalnie jeszcze bardziej to nakręciło. — Będzie ci dobrze, obiecuję.
Andrew skinął głową i pozwolił mu przejąć kontrolę nad tym, co się działo. Alex go nie okłamał. Był dobry. Naprawdę dobry. Co prawda Andrew nie miał porównania, ale czuł się z nim wspaniale. Jakby Alexowi naprawdę na nim zależało, a przecież to było oczywiste, że chodzi tylko o seks. Alex miał masę kochanków, a Andrew po prostu stał się jednym z nich – to nic nie znaczyło. A jednak, mimo wszystko, sprawiło, że poczuł się lepiej.
Wrócili do głównej części baru razem, a Elliott dostrzegł zarówno to, jak i krzywo zapięte guziki w koszuli Andrew czy jego niezdarne próby ponownego ułożenia włosów po tym, jak Alex je rozczochrał. Oprócz tego na szyi Andrew namierzył przynajmniej trzy świeże malinki. Nie potrafił uwierzyć w to, co właśnie się stało.
— Czy ty właśnie...? — zwrócił się do niego zaskoczony. Przecież Andrew miał swoje zasady, a to że nie kochał Alexa było bardziej niż pewne.
— Pozwoliłem Alexowi się rozdziewiczyć? Tak.
— Ale... czemu?
— Bo w końcu chcę żyć. Nie twoja sprawa.
Elliott westchnął.
— Czemu mam wrażenie, że jesteś na mnie zły?
— Nie jestem na nikogo zły. Czuję się świetnie. Lepiej niż kiedykolwiek.
Andrew kłamał – to było oczywiste. Elliott, podobnie jak James, też znał ten ton głosu, ale wyłapał go dopiero teraz. W tej samej chwili uderzyło w niego poczucie winy, bo zrozumiał, że stało się coś, czego chciał uniknąć – złamał Andrew serce.
A/N
Tak, wynagradzam Wam ten tydzień oczekiwania dwoma rozdziałami w dobę. I pewnie to nie koniec na najbliższe dni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro