Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38

— Jak spotkanie? — spytał Andrew, gdy tylko Elliott wrócił do mieszkania.

— Ledwie cokolwiek pamięta — odparł, zrezygnowany opadając na kanapę. Liczył, że dowie się czegoś więcej o swoich rodzicach, a tymczasem otrzymał pojedyncze informacje, których matka Andrew wcale nie musiała mu przekazywać osobiście.

Stwierdziła, że z wyglądu jest bardzo podobny do ojca. Jednak nawet jeśli na potwierdzenie dostał zdjęcie rodziców i musiał przyznać, że jest to prawda, nic mu to nie dawało. To nie była dla niego żadna informacja.

Podobno jego ojciec był bardzo miłym człowiekiem. Był miły, serdeczny. Pomagał sąsiadom, gdy ktokolwiek potrzebował pomocy. Zawsze stawał w obronie słabszych. To nie była jakaś przełomowa wiadomość, ale sprawiła, że Elliott poczuł się nieco lepiej. Jego biologiczny ojciec nie był zimnym draniem jak Joseph Anderson. Ulżyło mu.

Natomiast po tym co usłyszał potem, namieszało mu w głowie tak bardzo, że nie miał pojęcia, co powinien o tym wszystkim sądzić. Otóż pani Rogers twierdziła, że jego biologiczna matka wciąż mogła żyć. Oficjalnie Beatrice Jones rzuciła się pod pociąg jesienią tysiąc dziewięćset trzydziestego trzeciego roku. Ciała jednak nigdy nie odnaleziono. Śledczy uznali, że ze względu na prędkość i długość pociągu ciało zostało tak bardzo poćwiartowane i zmiażdżone, że nie mogli go odnaleźć. To jednak nie miałoby sensu, bo tuż obok torów znaleziono jej torebkę i podobno nie była zniszczona. Motorniczy był pewien, że ją potrącił, ale przyznał, że tuż przed uderzeniem zamknął oczy. W tej sprawie było dużo niewiadomych, ale śledczy nie chcąc się nad tym rozwodzić, oficjalnie zamknęli sprawę, przypisując do niej samobójstwo. Teoria pani Rogers brzmiała więc tak, że Beatrice Jones wcale nie zginęła tamtej nocy, a jedynie specjalnie upozorowała swoją śmierć, aby nikt jej nie szukał. Twierdziła, że jej motyw samobójczy nie miałby sensu, bo podobno nigdy nie chciała mieć rodziny i nie była przywiązana do Michaela. Beatrice kilkukrotnie mówiła pani Rogers, że Michael jest wspaniałym człowiekiem i to było jedynym powodem, dla którego za niego wyszła. Rzekomo nigdy go nie kochała. 

Elliott nie miał pojęcia, co o tym myśleć. Jeśli to była prawda to oznaczałoby to, że gdzieś na świecie jest jego brat lub siostra. Przecież jego biologiczna matka była wtedy w ciąży. 

Matki nie chciał odnajdywać, bo dla niego mogłaby już nie żyć. Ale jeśli gdzieś tam był jego brat albo jego siostra, chciał to wiedzieć. Miał prawo wiedzieć. Miał prawo nawiązać relację albo chociaż spróbować. Tyle, że... Jeśli jego matka faktycznie nigdy nie chciała mieć rodziny to prawdopodobnie dziecko trafiło do adopcji. Nie wiedział w jakim mieście, hrabstwie ani nawet w jakim stanie może być jego rodzeństwo. Nie był nawet pewien czy wciąż jest w Stanach Zjednoczonych. Biorąc więc pod uwagę również to, że nie miał ani imienia, ani nazwiska, a jedynie rok urodzenia, odszukanie brata lub siostry wydawało się niemożliwe. Chyba, że odnajdzie matkę i ona da mu jakiekolwiek wskazówki. Tyle, że to też wydawało się być szukaniem igły w stoku siana. Jak miał ją odnaleźć? Jeśli pani Rogers miała rację i jego matka wciąż żyła to prawdopodobnie zmieniła nazwisko. Owszem, miał jej zdjęcie, ale sprzed ponad dwudziestu lat – dziś mogła wyglądać zupełnie inaczej. 

Głównym pytaniem pozostawało to, czy byłby w stanie w ogóle na nią spojrzeć, jeśli w jakiś sposób udałoby mu się ją odnaleźć. Zostawiła go samego, zniszczyła mu życie. Jeśli żyła, z pewnością nie chciał jej poznać. I właśnie dlatego postanowił zostawić ten temat. Nie zamierzał poświęcać reszty życia na być może odnalezienie kogoś, kto go porzucił. Jakoś ułożył sobie życie. Życie, którego mógłby nie mieć, gdyby pani Rogers nie zabrała go z pustego mieszkania i nie opiekowała się nim, zanim pojawił się Joseph. W tym momencie już nikt i nic nie mogło zmienić tego, że dla niego jego matką już na zawsze pozostanie Helen Anderson.

A jego rodzeństwo? Chciał wierzyć, że skoro los doprowadził go z powrotem do Rogersów, to kiedyś doprowadzi go też do jego brata lub siostry. Innej realnej drogi na ten moment nie widział.

Podsumowując: na spotkaniu z panią Rogers zdobył szczątkowe informacje o jego rodzicach i szaloną teorię spiskową, która prawdopodobnie jeszcze przez długi czas będzie zaprzątała mu umysł. Spodziewał się czegoś innego. Po tym wszystkim chciał wyjść, ale pani Rogers go zatrzymała i zaczęła wypytywać o swojego syna. 

— W sumie minęło ponad dwadzieścia lat...

— Dokładnie. To co zapamiętała mogła spokojnie przekazać tobie. Ale w sumie jej się nie dziwię.

— Czemu?

— Dostrzegła w tym spotkaniu szansę. Dłużej niż opowiadała o moich rodzicach, tłumaczyła mi czemu mam cię przekonać, żebyś to ty się z nią spotkał.

Tym razem to Andrew westchnął zrezygnowany. Powinien był to przewidzieć.

— I przekonała cię?

Elliott spojrzał na Andrew łagodnie.

— Szczerze wątpię, żeby była negatywnie nastawiona do takich jak my. Daj jej szansę.

— Skąd taki wniosek?

Elliott nieco się spiął.

— Jej pierwszym pytaniem było czy coś nas łączy, bo zapamiętała mnie z twojego niedoszłego ślubu...

— Chryste... — jęknął Andrew.

— Zaprzeczyłem — powiedział obronnie Elliott. — Wyjaśniłem, że jestem taki jak ty, ale mam kogoś innego. Rozmawiała ze mną normalnie. Nie patrzyła się jak na jakiegoś zboczeńca. Myślę, że spróbuje cię zrozumieć. Powinieneś do niej zadzwonić.

— Pomyślę — stwierdził po dłuższej chwili zastanowienia.

— „Pomyślisz?!"

— Idę dokończyć przenosić rzeczy — uciął temat.

Tak naprawdę Andrew był pewien, że do niej zadzwoni, ale nie chciał mówić o tym Elliottowi. Wierzył, że budowa muru między nimi mu pomoże – że będzie mniej bolało. Aktualnie serce pękało mu na milion kawałków za każdym razem gdy Elliott był obok, a on miał świadomość, że nie może go pocałować. Ich pocałunek był błędem. Ogromnym błędem. Przez to wiedział, co stracił przez to, jak okrutnie potraktował ich los. I co nadal tracił tylko przez to, że miał jakiekolwiek zasady moralne i szanował to, że Elliott nie chciał odejść od Jamesa. Codziennie był bliski płaczu. To musiało się skończyć.

No i wciąż kontynuował plan całkowitego zniknięcia z życia Elliotta. Teraz, gdy obaj należeli do Mattachine Society, nie było to aż takie proste, ale to nie sprawiało, że zmienił zdanie. Jeśli nic się nie wydarzy, w połowie stycznia ich drogi ponownie się rozejdą. Nie chciał, aby Elliott próbował go szukać przez jego rodziców. 

Elliott odprowadził go wzrokiem do pokoju, który po przeprowadzce Roberta i Dorothy zajmował Andrew. Myśl o tym, że chłopak naprawdę się wyprowadza była cięższa niż początkowo mógłby przypuszczać.

Andrew mógł się wyprowadzić już kilka dni temu, ale Elliott poprosił go, żeby jeszcze został. Bał się mieszkać sam przez wzgląd na Josepha. Andrew spełnił jego prośbę, ale konsekwentnie kontynuował przeprowadzkę w dniu, w którym miał wrócić James. 

— Pomóc ci? — zapytał.

— Poradzę sobie.

Elliott wolałby, żeby Andrew tu został. Lubił z nim mieszkać. To było miłe mieć się do kogo odezwać. Wiedział, że jego czas pracy, tak bardzo rozbieżny od godzin pracy Jamesa sprawi, że od jutra będzie czuł się tak, jakby mieszkał sam. To będzie przykry powrót do rzeczywistości. No i na pewno nie będzie się tu czuł bezpiecznie. Andrew zachował swoją policyjną broń. To sprawiało, że Elliott czuł się przy nim bezpieczny, bo dobrze wiedział, że chłopak go obroni. A Joseph przecież wciąż gdzieś tu był. Elliott nie potrafił uwierzyć w to, aby faktycznie odpuścił mu po zmianie nazwiska. 

Jak jednak miał zatrzymać Andrew? To już nie było takie łatwe. Nie dziwił się jego upartej decyzji – na jego miejscu pewnie też wolałby się wyprowadzić. Nie chciał go krzywdzić, zmuszając do zostania tutaj. Wiedział, że wystarczyłoby kilka słów, aby Andrew zmienił zdanie, ale faktem było, że jego wyprowadzka była najlepszym rozwiązaniem ich sytuacji. Mieszkanie we trójkę raniło ich wszystkich. Jego strach przed Josephem nie był powodem, dla którego miałby dalej ranić Jamesa i Andrew. 

— Naprawdę nie chcesz pomocy, czy głupio ci poprosić?

— Zostało mi dosłownie kilka rzeczy. Poradzę sobie.

— Dobrze.

Elliott czuł się z tym wszystkim okropnie. James miał tu być w ciągu godziny. Andrew się wyprowadzał... I być może mógłby wykorzystać przeprowadzkę Andrew jako powód do zatajenia przed Jamesem tego, do czego doszło podczas jego nieobecności, ale nie potrafił. Wiedział, że musi powiedzieć Jamesowi prawdę. Tamtego dnia popełnił koszmarny błąd, więc był mu winien prawdę. Bo prawda była taka, że w przeciwieństwie do Jamesa, nie potrafił ukrywać takich rzeczy. Tak – nie powiedział mu o testamencie, ale to było coś innego. Pocałunek z Andrew nie mógł zostać tajemnicą – to by ich zniszczyło. Prędzej czy później.

James wrócił akurat w momencie, w którym Andrew miał wychodzić. To sprawiło, że Andrew zaklął pod nosem, bo nie chciał tu być w momencie powrotu Jamesa. 

— Cześć. — Przywitał się James, obejmując go, a Andrew stał jak ten słup, kompletnie zdezorientowany. Nie miał pojęcia jak na to zareagować. Cóż, przynajmniej niewielka torba, którą trzymał w ręce była dobrym wytłumaczeniem dla braku odwzajemnienia uścisku. Kosmici podmienili Jamesa podczas tej jego wycieczki do Los Angeles? Ktoś wyprał mu tam mózg? Jakie było wytłumaczenie tej zmiany? Czemu nagle James był dla niego miły? I najlepsze pytanie: na jak długo? James odsunął się po chwili i spojrzał na Andrew nieco zdezorientowany. — Wyprowadzasz się?

Andrew przytaknął. 

— Zwolniło się mieszkanie niżej, a nie chcę dłużej wam zawadzać...

— Hej — James zwrócił się do Elliotta, który bardzo niepewnie do nich podszedł, więc Andrew uciął swoją wypowiedź. 

— Hej — odpowiedział cicho Elliott. Był piekielnie spięty. Pozostała dwójka od razu to zauważyła. Jamesa nieco to zdezorientowało, bo dawno nie widział go w takim stanie. Z kolei Andrew zaczął się modlić, aby udało mu się wyjść zanim Elliott powie prawdę Jamesowi, bo doskonale wiedział, że to właśnie to jest powodem jego nerwów.

James podszedł do swojego chłopaka i próbował go pocałować, ale Elliott wystawił dłoń tuż przed swoje usta, aby mu to uniemożliwić. James cofnął się o krok i spojrzał na niego kompletnie zdezorientowany. 

— Co znowu zrobiłem? — spytał zrezygnowany. 

— Tu nie chodzi o to, co ty zrobiłeś, tylko o to, co ja zrobiłem.

Andrew bardzo powoli wycofał się w stronę drzwi tak, aby nie sprowokować Jamesa. Bał się, że mógłby domyślić się prawdy, zanim Elliott ją wyzna, a jego reakcja była naprawdę ciężka do przewidzenia. 

— Co niby zrobiłeś? Wysłałeś mnie do domu? Może to głupie, ale otworzyło mi oczy i...

— James, nie — Elliott mu przerwał i pokręcił głową. James zmarszczył brwi, bo skoro Elliott użył jego pełnego imienia to coś musiało być na rzeczy. — Przepraszam, że witam cię w taki sposób, ale nie potrafię tego ukrywać.

— Tego czyli czego?

Elliott opuścił wzrok, wziął głęboki oddech i po chwili, bardzo powoli, podniósł wzrok z powrotem na Jamesa. Te przeprosiny w oczach sprawiły, że James już wiedział, ale modlił się o to, aby prawda była inna.

— Całowałem się z Andrew.

W tym momencie Andrew nacisnął klamkę, aby wyjść, ale zawalił tym sprawę, bo zapomniał, że James zdążył już zamknąć drzwi na zamek i tylko zwrócił na siebie jego uwagę. Być może tą jawną już próbą ucieczki jedynie go sprowokował, bo w tym momencie James dosłownie wybuchnął. Rzucił się w stronę przerażonego Andrew, pchnął go na drzwi i chwycił za koszulę, patrząc na niego z mordem w oczach. Rozmawiali o tym – Andrew obiecał mu wtedy, że nie zbliży się do Elliotta, mówił, że szanuje ich związek. Co mu teraz po tych obietnicach? Był głupi i naiwny wierząc w jego słowa.

— Ty draniu, obiecałeś, że go nie tkniesz! 

James cofnął jedną rękę, aby wymierzyć cios w twarz Andrew, ale w tym momencie Elliott z całej siły szarpnął go do tyłu i stanął między nim i przerażonym Andrew, który próbował uspokoić oddech po tym, co właśnie się stało.

— Uderz któregokolwiek z nas, a mnie stracisz, rozumiesz? — powiedział ostro Elliott.

James pokręcił niedowierzająco głową i parsknął. 

— Po co ja tu wracałem? — powiedział niemal niesłyszalnie.

— Co? — zapytał Elliott.

— Pracowałem nad sobą. Dla ciebie. — James był widocznie roztrzęsiony. — A ty robisz mi coś takiego? Kilka dni po tym jak sam wściekałeś się na mnie o to samo?!

— Różnica między nami jest taka, że ja powiedziałem ci od razu — odparł cicho Elliott. Czuł się winny. Potwornie winny. Miał wrażenie, że to wręcz zabijało go od środka. 

— Nie. Różnica jest taka, że ja cię zdradziłem, gdy myślałem, że nie żyjesz, a ty zrobiłeś to z pełną świadomością tego, co robisz. — Głos mu się łamał. Ostatni raz czuł się w taki sposób, gdy zorientował się, że jego mama wcale go nie wspiera. Jednak tym razem bolało o wiele mocniej niż wtedy. Spojrzał na swojego chłopaka i pierwszy raz od bardzo dawna samo patrzenie na niego bolało. Konkretnie od czasu, gdy Elliott ogłosił mu, że jest z Shirley. — Możesz iść z nim, mam to gdzieś. 

Elliott patrzył na Jamesa niczym zbity pies. Nie pamiętał kiedy ostatnio widział łzy w jego oczach, za które to on był odpowiedzialny. Czuł się jak potwór, że do tego doprowadził. Może prawda nie zawsze była najlepszym wyjściem z sytuacji? Może dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby tamten pocałunek pozostał tajemnicą?

— Zrywasz ze mną? — zapytał niedowierzająco Elliott. 

— A jaki mam wybór?! — James podniósł głos. Nie panował nad sobą. Chciał się uspokoić, być może załatwić to spokojniej, ale nie potrafił. — Przecież kochasz jego — wskazał na Andrew. — Od początku to widziałem...

— Ja już lepiej pójdę — oznajmił Andrew, tym razem przekręcając zamek zanim dotknął klamki.

— Weź go sobie ze sobą — rzucił za nim James, ale Andrew, dla dobra wszystkich, postanowił go zignorować.

Gdy wyszedł, James i Elliott stali przed sobą w milczeniu, obaj ze łzami w oczach. Mieli pełną świadomość tego, jak wielkiego narobili bałaganu. To nie ten jeden pocałunek z Andrew był powodem, przez który znaleźli się w tej sytuacji. On był gwoździem do trumny. 

— James, posłuchaj mnie... — zaczął błagalnie Elliott, ale James szybko pokręcił głową. 

— Wiem, że ostatnio bywałem okropny, ale to?! Odkąd pojawił się w naszym życiu bałem się, że do tego dojdzie, ale ty mnie zapewniałeś, że kochasz mnie i Andrew to tylko przyjaciel. On też...

— Andrew jest tylko przyjacielem. 

— Dlatego mnie z nim zdradziłeś?

Elliott spojrzał na Jamesa przepraszająco. Było mu wstyd za to, co się wtedy stało. Źle się z tym wszystkim czuł.

— James, to był tylko pocałunek — zapewnił go, bo poczuł, że James zaczyna podejrzewać, że przespał się z Andrew. — Przerwaliśmy to zanim doszło do czegoś więcej. Przerwałem to ze względu na ciebie. 

— Czyli chciałeś to z nim zrobić? — Od razu po tym pytaniu James pokręcił głową. — Nie, lepiej nie odpowiadaj na to pytanie. Nie chcę wiedzieć.

— James, przepraszam...

— Nie ważne ile razy powtórzysz moje imię, to niczego nie zmieni. Kochasz innego. Za późno się obudziłem...

— O czym ty mówisz?

James westchnął i przetarł dłonią łzy spływające mu z oczu. Nie kontrolował tego.

— George pomógł mi zrozumieć jak okropnie cię traktowałem. Zostałem dłużej, bo zaproponował, że może mi pomóc się zmienić. Chciałem być dla ciebie lepszy. Chciałem się poprawić. Ale to było bezcelowe. Spóźniłem się. Przestałeś mnie kochać dawno temu...

— Możemy to jeszcze naprawić — wtrącił mu, zanim James zdołał się na dobre rozkręcić.

— Niby jak? Pracujesz z nim, codziennie się z nim widujesz. Jak mam być spokojny, wiedząc, że każdą noc spędzasz z nim w pracy. Skąd mam mieć pewność, że mnie z nim nie zdradzasz podczas gdy próbuję zasnąć? To nie ma prawa się udać, Elliott.

— To ma prawo się udać, ale musisz mi zaufać. 

James pokręcił głową. Żeby to teraz było takie proste... Obaj mieli pełne prawo nie ufać temu drugiemu. To był ogromny problem.

— Naprawdę tego nie widzisz? Oddaliliśmy się od siebie, przestaliśmy się wspierać, przestaliśmy sobie ufać... Jak niby chcesz to naprawić? Tu już nie ma czego naprawiać. Bierz swoje rzeczy i idź do niego. Mówię poważnie.

Podczas jednej z rozmów z Georgem James zasugerował, że powinien pchnąć Elliotta w ramiona Andrew, a samemu się wycofać. Stary przyjaciel nakłonił go wtedy do tego, aby jeszcze zawalczyć o Elliotta. Jednak w obecnej sytuacji James był pewien, że powinien pozwolić Elliottowi odejść. Zawsze będzie mu wdzięczny za to, co razem mieli, ale nadszedł czas, by się rozstać. Być może ten czas nadszedł już dawno temu. I tak – bolało go, że to wszystko zaczęło się dziać, gdy dotarło do niego, jak wiele złego wyrządził Elliottowi i postanowił się zmienić. Ale co innego mu pozostało? Nie widział dla nich przyszłości. A przynajmniej nie wspólnej. 

Elliott nie zamierzał jednak słuchać Jamesa. Zamiast pobiec za Andrew, zbliżył się do swojego partnera na odległość zdecydowanie zakłócającą jego przestrzeń osobistą i bardzo delikatnie chwycił jego palce w swoje. 

— Kochasz mnie jeszcze? — zapytał szeptem. 

— Tak, dlatego pozwalam ci odejść. Proszę, nie utrudniaj tego. 

— Więc jeszcze mamy o co walczyć — stwierdził, złączając ich czoła. 

James chciał się odsunąć, ale nie potrafił. Prawda była taka, że desperacko pragnął bliskości i wcale nie chciał, aby Elliott odszedł. Wiedział, że tak byłoby lepiej, ale to nie oznaczało, że tego chciał. Chciał o nich walczyć, a nie się poddawać. 

Pokręcił jednak lekko głową. Ciężko było mu uwierzyć w to, że po tym wszystkim mają jeszcze jakiekolwiek szanse. Elliott nie był winny tego, że pocałował innego – James był już w pełni świadomy tego, że to jego zachowanie pchnęło jego chłopaka w kierunku zdrady. 

— Proszę, nie rób mi fałszywych nadziei tylko po to, żeby się na mnie zemścić — powiedział błagalnie James. 

— Popełniłem błąd z Andrew. Pogubiłem się. Ale prawda jest taka, że zawsze liczyłeś się przede wszystkim ty. Kocham cię, Jimmy. Proszę, dajmy sobie jeszcze jedną szansę. 

To było trudne. Cholernie trudne. Żaden z nich nie chciał, aby to się skończyło. Ale co jeśli powinno? Co jeśli nie byli sobie pisani, jak kiedyś w to wierzyli? James delikatnie, dla próby musnął usta Elliotta i szybko zrozumiał, że jest na to za wcześnie. Elliott jednak nie wyczuł, czemu James się wycofał i pocałował go. James próbował więc przełamać negatywne emocje, ale podczas pocałunku potrafił myśleć tylko o tym, że te usta całowały innego. Zastanawiał się też czy Andrew dotykał do w trakcie pocałunku i gdzie dokładnie go dotykał. Nie czuł już, aby Elliott był jego. Czuł się niemal tak, jakby całował obcego człowieka. Dlatego też po chwili dosłownie odskoczył do tyłu. 

— Za wcześnie na to, przepraszam — powiedział cicho. — Potrzebuję czasu. 

Elliott przygryzł wargę i przytaknął.

— Ile tylko chcesz.

Podjął decyzję. Tego dnia mógł spróbować z Andrew, ale mimo to pozostał przy Jamesie. Nie był pewien czy postępuje słusznie, ale obecnie nie panował nad tym, co działo się w jego życiu. Nie chciał wywracać go do góry nogami związując się z innym. Jeśli James mówił szczerze, a raczej nie miał powodu, aby kłamać – jeśli faktycznie się zmienił, to nie widział powodu, dla którego miałby z niego rezygnować bez dania mu jeszcze jednej szansy. Po tym co razem przeszli, po tych wszystkich latach razem, zasługiwali chociaż na tyle. Jeśli i tym razem nie wyjdzie, może zacznie patrzeć na to wszystko inaczej, ale w obecnej chwili po prostu nie potrafił z nich zrezygnować. 

A/N

Kiedy minął ten tydzień od ostatniego rozdziału?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro