Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32

Robert dobijał się do drzwi mieszkania brata, ale nikt mu nie otwierał. Nie wiedział na kogo powinien być bardziej wściekły – na siebie, że zostawił te papiery na stole, na swoją żonę, która pozwoliła Elliottowi je zobaczyć, czy wreszcie na brata za to, że był tak lekkomyślny, że zaproponował ojcu spotkanie. Na pewno najbardziej wściekły był na ojca, który z dumą oświadczył mu, że problem z Elliottem jest rozwiązany, bo policja aresztowała go albo zastrzeliła. 

Joseph słyszał strzał, który padł, gdy policjanci próbowali schwytać Elliotta, ale nie znał efektu końcowego – mógł się tylko domyślać. A ponieważ bardzo chciał, aby ten chłopak przestał gryźć jego sumienie to dopowiedział sobie tę wersję, która najbardziej by mu pasowała.

Robert przybiegł tu od razu po tych rewelacjach, mając nadzieję, że to nie jest prawda, ale z każdą kolejną sekundą miał coraz większe obawy, że Elliottowi faktycznie mogło się coś stać.

— Człowieku, ile można w jedne drzwi uderzać? — podszedł do niego David, bo dobijanie się Roberta było słychać aż z jego mieszkania. Głównie przez jego krzyki nawołujące brata. — Nikt nie otwiera to nikogo nie ma.

— Widział pan dziś mojego brata? To ważne.

David zamyślił się, po czym pokręcił głową.

— Wczoraj tak, dzisiaj nie. Coś się stało?

— Być może nie żyje. Teraz rozumie pan moje nerwy?

— Spokojnie — powiedział łagodnie. Nie widział powodu do paniki. Był praktycznie pewien, że Elliott jest cały i zdrowy. — Gdyby coś mu się stało, wiedziałbym. 

— Gdyby nic mu się stało, byłby w domu.

David spojrzał na zegarek i pokręcił głową.

— O tej porze zwykle już wychodzą z Andrew do pracy. 

Robert spojrzał na swój zegarek i musiał przyznać mężczyźnie rację. Przyszedł przynajmniej dwadzieścia minut za późno.

— A James? Jeśli wszystko byłoby w porządku, byłby w mieszkaniu.

— Podobno gdzieś wyjechał. Ma wrócić za tydzień.

— Cudownie. — Robert rozłożył ręce w geście rezygnacji. — Wie pan, gdzie pracują? 

— Może wiem, może nie wiem. Nie widzę powodu, dla którego miałbym ci ufać i to powiedzieć.

— Mój brat uciekał dziś przed policją, chcę wiedzieć czy jest cały. Przecież na niego nie doniosę, na litość boską. Proszę zapytać Andrew, on potwierdzi moje intencje. 

David trochę mu współczuł, ale był świadomy, że nie rozmawia ze swoim. Poza tym Robert wyprowadził się z żoną i dziećmi, gdy tylko dowiedział się o jego orientacji seksualnej – to nie wzbudzało zaufania.

— Elliott zostawił mi niedawno numer do ich pracy, gdybym czegoś potrzebował, a już nie było go w domu. Zaraz tam zadzwonię. 

— Będę wdzięczny.

Robert był zirytowany tym, że David nie powiedział mu gdzie pracuje Elliott i zwracał się do niego jakby się znali, a nie byli dla siebie obcymi ludźmi, ale wiedział, że jedyną szansą na to, aby dowiedzieć się czy brat był cały, było to, że David zadzwoni do pracy Elliotta. Inaczej być może bezsensownie spędzi wieczór na poszukiwaniach brata, chodząc po wszystkich szpitalach i komisariatach policji w mieście. I być może po kostnicach. No i musiał przyznać, że byli z Davidem w podobnym wieku, więc może dystans, który próbował wykreować nie miał najmniejszego sensu i mężczyzna postępował słusznie, próbując go eliminować?

Zeszli na parter, a David wszedł do swojego mieszkania i zostawiając otwarte drzwi podszedł do telefonu. Odszukał numer i zadzwonił do baru, w którym pracowali Elliott i Andrew. 

Robert wolał poczekać na zewnątrz mieszkania, aby w razie złych wieści móc odreagować na swój sposób, zamiast demolować mieszkanie właściwie obcego człowieka. 

Gdy David po dosłownie dwóch zdaniach pokazał mu, że jest w porządku, odetchnął z ulgą. To nie rozwiązywało problemu, ale przynajmniej sprawiało, że tej nocy mógł zasnąć spokojnie. Postanowił, że rano zadzwoni do brata ze swojej pracy i umówi z nim spotkanie. Na pewno uda im się zgrać kalendarze tak, aby porozmawiać o tym, co się stało. No i Robert podejrzewał, że szczera rozmowa, bez żadnych tajemnic, najzwyczajniej w świecie im się przyda, bo nigdy nie rozmawiali o adopcji Elliotta. Miał niespełna siedem lat, gdy jego rodzice sprowadzili go do nich – pamiętał to i przez te wszystkie lata wiedział, że nie są prawdziwym rodzeństwem, ale mimo to czuł, że stali się braćmi. Dorothy powiedziała mu, że Elliott wiedział o wszystkim od przynajmniej pięciu lat. Gdy mieszkali razem, ani razu nie wyrzucił mu tego w kłótni, co Robert uznał za naprawdę dobry znak. Takie rozmowy nigdy nie były łatwe i przyjemne, ale Elliott wydawał się przyjąć ten fakt dobrze, więc liczył na to, że przynajmniej nie będzie niemiło i obędzie się bez negatywnych emocji. 

— Bardzo panu dziękuję — powiedział Robert, ze słyszalną ulgą, gdy David po jeszcze krótkiej wymianie zdań wreszcie się rozłączył. 

— Właśnie dlatego nie warto panikować. Elliott to mądry chłopak. Sprytny. Wie jak o siebie zadbać. 

— To nie oznacza, że jest bezpieczny.

— A ktokolwiek z nas jest?

Musiał przyznać, że to było naprawdę dobre pytanie. Nie był pewien czy David mówi tylko o homoseksualistach, czy o wszystkich ludziach, ale do Roberta dotarło, że każdy może zginąć w dowolnej chwili – tak jak jego matka. Nie zmieniało to jednak faktu, że martwił się o Elliotta. Był jego młodszym bratem, mimo wszystko. Może nie zawsze zachowywał się jak dobry starszy brat, ale cała ta sytuacja nigdy nie była dla niego łatwa. Starał się jakoś żyć z faktem, że Elliott woli mężczyzn, ale to wciąż budziło w nim pewien dyskomfort psychiczny. Wpojono mu, że to złe. Wszystkim to wpajano. Gdy widział, że jego brat nie jest szczęśliwy, te złe emocje się uaktywniały. Chciał go z tego wyrwać. 

— Pójdę już. Jeszcze raz bardzo dziękuję.

David skinął tylko głową, a Robert wyszedł na ulicę. Czy to ironia, że właśnie zaczęło kropić?

Cieszył się, że Elliott żyje, ale to nie była prawdziwa ulga. Wiedział, że to nie koniec problemów z ojcem. Mógłby go okłamać, że Elliott wyjechał, ale na jak długo wystarczyłoby to kłamstwo? Czy Joseph wyjechałby z Nowego Jorku? Raczej nie. Jego odnalazł bardzo szybko – poszedł do niego do pracy ledwie dwa dni po zatrudnieniu. Wspomniał o tym tylko Dorothy, bo wolał nie denerwować Jamesa i Elliotta. Być może popełnił błąd, zatajając to przed nimi. Joseph chciał odzyskać kontakt ze swoim jedynym synem i wnukami. Robert musiałby wyjechać razem z nim, a nie czułby się dobrze zostawiając tu Elliotta samego. Nie żeby czuł się wybitnie dobrze mając kontakt ze swoim ojcem. Bał się, że mógłby skrzywdzić jego dzieci. 

Niestety doskonale zdawał sobie sprawę z tego, do czego jego ojciec jest zdolny. Wiedział, że jeśli spróbuje mu się postawić, może doprowadzić do tragedii. Nie mógł ryzykować bezpieczeństwem swojej rodziny, ani swoim – utrzymywał ich, a nie chciał ryzykować, że zostawi to na barkach brata. Wierzył, że coś wymyśli. Może znajdzie pracę w innym mieście, ale niedaleko, aby móc widywać się z Elliottem? A może dla bezpieczeństwa wszystkich powinni na jakiś czas urwać kontakt? Chciałby wiedzieć, która opcja jest najlepsza. Być może powinni się wszyscy spotkać – on, Dorothy, Elliott i James. Razem coś by wymyślili. Na razie jednak chciał porozmawiać z bratem osobiście, załatwić ich sprawy. Na problem z ojcem przyjdzie jeszcze pora.

A/N

Jutro spróbuję wrzucić 2 rozdziały. Jeden z Elliottem i Andrew, drugi z Jamesem i Georgem. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro