Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26

Złapanie taksówki we wtorkowe popołudnie, w godzinach szczytu, graniczyło z cudem. Po niemal godzinie prób i wciąż narastających tłumach przy postojach, Elliott się poddał. Miał tylko jedną torbę. Nieco ciężką, ale mógł z nią iść. Więc poszedł. Po kilku minutach drogi złapał tramwaj i podjechał nim bliżej mieszkania. Nie był pewien czy cisza na klatce schodowej to dobry, czy zły znak.

Andrew i James poderwali się na dźwięk otwieranych drzwi i z niemałym zaskoczeniem patrzyli na to jak Elliott wchodzi do środka. Nie spodziewali się go tak szybko.

— Miałeś wrócić pojutrze — zauważył James, całują go krótko na powitanie.

— Tak, ale Jose stwierdził, że nie zniesie myśli, że znowu się tak męczę i kupił mi bilet na samolot.

— Kto to Jose? — zapytał Andrew.

— Mój niedoszły teść.

— Ojciec dziewczyny, na której ślubie był — rozjaśnił James, a Andrew skinął głową.

— Idę się rozpakować — oznajmił Elliott i ruszył w stronę sypialni.

Tak naprawdę rozpakowanie się było teraz najmniej ważne. Całą drogę do domu analizował wiarygodność słów George'a i ostatecznie uznał, że jeśli James zapisał jego numer to pewnie ciągle gdzieś go ma, bo James mało rzeczy wyrzucał. Dlatego też zaczął przeszukiwać rzeczy swojego chłopaka. Obiecał sobie, że nigdy czegoś takiego nie zrobi, bo to wiązało się dla niego z brakiem zaufania, które uważał za natychmiastowy sygnał do odejścia, ale aktualnie był przyparty do muru.

Gdy znalazł jakiś numer zapisany w jednym z notesów, wyjął z kieszeni kartkę z numerem do George'a – dostał go, aby dzwonić do niego i Shirley, która po ślubie miała się do niego wprowadzić. Miał wrażenie, że nogi się pod nim ugięły, gdy zorientował się, że to ten sam numer. George nie kłamał przynajmniej w kwestii rozmowy telefonicznej z Jamesem. A skoro nie skłamał o tym, to nie miał powodu kłamać o całej reszcie.

Już sam fakt, że James ukrył przed Elliottem fakt rozmowy z Georgem tak naprawdę obciążał Jamesa – gdyby nie miał niczego na sumieniu, powiedziałby mu o tym. Coś więc było na rzeczy. Elliott jednocześnie nie chciał i musiał wiedzieć, jaka była prawda.

Wtedy zrobił coś, czego w normalnych okolicznościach pewnie nigdy by nie zrobił – wziął notes z wierszami Jamesa i zaczął je przeglądać. W przypadku Jamesa wiersze pełniły swoistą wersję pamiętnika – zapisywał tam większość wydarzeń, czasem metaforycznie, czasem dosłownie. Elliot potrafił też po wersach ocenić nastrój, który mu wówczas towarzyszył. No i większość wierszy miała datę. Nie było ich dużo, bo w tym notesie James zapisywał wiersze, które pisał po przyjeździe do Nowego Jorku, a tych było ledwie kilka, więc znalezienie tego konkretnego było wręcz wybitnie łatwe.

Nie zdziwiło go, gdy znalazł wiersz z trzeciego stycznia tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego czwartego. Jeszcze mniejszym zaskoczeniem była treść wiersza – James nawiązał do rozmowy z Georgem. Twierdził w nim, że w przeszłości popełnił błąd, ale o przeszłości trzeba zapomnieć. To, że pojawił się tam jakikolwiek przejaw poczucia winy sprawiał, że jeszcze go nie skreślał, ale naprawdę musieli pilnie poważnie porozmawiać. Tyle, że wolał wcześniej zdobyć nieco więcej informacji, jeśli miał na to szansę.

Elliott postanowił więc brnąć w tą przeszłość. Sięgnął po starszy notes i dotarł w nim do wierszy pisanych podczas jego pobytu w ośrodku. Ich też nie było dużo – mógłby je policzyć na palcach, a większość była pełna rozpaczy. Były pojedyczne, które świadczyły o tym, że mimo wszystko były jakieś dobre momenty i w nich James nawiązywał do wspomnień lub do relacji z Georgem, dziękując mu za to, że jest przy nim. To było tak chaotyczne, że Elliott zaczął się w tym gubić. Nie wiedział co o tym wszystkim sądzić. Był też ten jeden wiersz, który sprawił, że Elliott pobladł. James wprost opisał w nim to, co wydarzyło się tamtego dnia w Czarnym Kocie, pożądanie do innego mężczyzny i zastanawiał się nad tym, czy to złe. Jak on w ogóle mógł się nad tym rozwodzić?! Miał jakieś spaczone poczucie moralności?! Samo myślenie o innym będąc z kimś w w związku było złe i Elliott zdawał sobie z tego sprawę – dlatego obwiniał się za myślenie o Andrew. On obwiniał się o coś takiego, a James nie widział nic złego w tym, że doszło do kontaktu fizycznego z kimś innym?! Elliott nagle miał wrażenie, że ani trochę nie znał swojego partnera.

Przysiadł na łóżku, bo miał wrażenie, że inaczej upadnie. Pobladł. Miał wrażenie jakby coś uciskało mu klatkę piersiową – jakby się dusił. Czytał ten wiersz raz po raz i nie wierzył w to, co czyta.

— James! — zawołał go, gdy minimalnie ochłonął. Nie mógł tego tak zostawić. Musiał to wyjaśnić, nawet jeśli to miałoby wszystko zakończyć. Nie był w stanie nawet go dotknąć, dopóki tego nie wyjaśnią.

James wszedł do sypialni i zamarł, widząc Elliotta ze swoim notesem. Szybko mu go wyrwał, mając nadzieję, że nie przeczytał wierszy, które na zawsze miały pozostać tajemnicą. Powinien był je spalić albo chociaż wyrzucić.

— Nie miałeś prawa... — zaczął ostro, ale Elliotta to w żadnym stopniu nie przestraszyło.

— Albo powiesz mi całą prawdę, albo masz się stąd wynosić — powiedział, próbując brzmieć stanowczo, ale głos mu się łamał.

— O co ci chodzi?! — James podniósł głos. Nie wiedział ile Elliott wie, ale tak czy siak, wiedział za dużo. Zakopał tę przeszłość, czemu Elliott to odkopywał?! Chciał teraz wszystko zniszczyć?!

— Może zacznijmy od tego czemu George nie chce cię znać — zaproponował. Naprawdę starał się nad sobą panować, ale to nie było łatwe. Do tej pory miał Jamesa za kogoś zupełnie innego. Teraz nie miał pojęcia, co o nim sądzić, jak się do niego zwracać, jak się z nim obchodzić.

James spojrzał na niego podejrzliwie.

— Skąd wiesz, że nie chce mnie znać?

— Bo to on ożenił się z Shirley — wyznał, bo uznał, że teraz ta wiadomość już nic nie zmieni. Jamesowi nic do tego.

— Co?! — James był w szoku. Dużym szoku. W łagodniejszych okolicznościach pewnie zastanawiałby się nad tym jak to w ogóle możliwe, że ta dwójka skończyła razem, ale teraz nie miał na do tego głowy. — Cóż, przynajmniej wiem od kogo miał numer...

— Naprawdę to cię teraz interesuje? To skąd George miał numer, a nie to, co mu zrobiłeś?!

— Wiedział, że go nie kocham.

— I to cię usprawiedliwia?! To usprawiedliwia to, że go raniłeś, że o niego nie dbałeś?!

— Powinien być mi wdzięczny...

— Za co, James?! — wydarł się na całe gardło. — Za to, że źle go traktowałeś czy za to, że go zdradziłeś?!

James zamarł. Wiedział, że jeśli Elliott dwa razy pod rząd powiedział „James" zamiast „Jimmy" to jest naprawdę źle. Tylko czemu Elliott sugerował zdradę? Wiedział, że jeśli dotarł do tego wiersza, to ciężko będzie mu to wyjaśnić.

— Jak to zdradziłem?

— Tą, o której napisałeś nawet wiersz, na litość boską!

Elliott wstał i chciał wyrwać mu notes, aby zacytować ten wiersz, ale James wyciągnął rękę tak, żeby chłopak nie mógł do niego sięgnąć. Skakał chwilę wokół niego, próbując jednak go zdobyć, nim ostatecznie z tego zrezygnował.

— Oskarżasz mnie o zdradę na podstawie jednego wiersza?!

— Oskarżam cię o to, bo Kevin powiedział George'owi o tym, co wtedy zrobiłeś. A George powiedział mi. Nie zdradziłeś tylko jego. Zdradziłeś nas obu. Byłem gotów umrzeć, byleby cię nie zdradzić. Mam blizny, które do końca życia będą mi przypominały o tym, że wolałem zginąć, niż zrobić to z kimś innym, a ty zrobiłeś to z pierwszym lepszym...

— To nie była zdrada, okej? — James przerwał mu stanowczo. Widział w jakim stanie jest Elliott i doskonale zdawał sobie sprawę, że to może być koniec. Musiał to zatrzymać, zanim to pójdzie jeszcze dalej, bo już poszło zdecydowanie zbyt daleko.

— To czemu przez pięć lat mi o tym nie powiedziałeś?!

— A co miałem powiedzieć?! Że się upiłem i ktoś mi obciągnął?! Zresztą nawet nie dokończył, bo Kevin to przerwał! Ledwo to pamiętam, to nie zdrada!

Elliott parsknął i pokręcił głową. Ukrył twarz w dłoniach. Próbował nad sobą zapanować, ale to nie było łatwe. Tak właściwie to było to niemożliwe, aby chociaż na moment nad sobą zapanował.

— Dociera do ciebie, że mnie zdradziłeś czy nie?!

— To nie była zdrada — powtórzył uparcie James.

— Czyli gdybym teraz poszedł do Andrew i mu obciągnął to nie byłaby to zdrada?!

Pożałował tych słów szybciej niż pięść Jamesa znalazła się na jego twarzy. Odsunął się nim James wymierzył drugi cios. Obaj przez moment spokornieli, dopóki Elliott nie zorientował się, że brakuje mu jednego zęba. James spanikował, a Elliott rzucił się na niego. Szarpnął go za koszulkę, uniemożliwiając ucieczkę i wymierzył cios, ale... Ostatecznie tylko pchnął Jamesa na łóżko. Nie był w stanie go uderzyć. Zdarzało mu się pobić homoseksualistów, ale nie był w stanie uderzyć Jamesa. Tak samo jak nie mógł uwierzyć w to, że James właśnie go uderzył. Splunął na niego tylko i wyszedł, zanim James zdążył go zatrzymać. Gdy przechodził obok salonu, zobaczył kątem oka ruch Andrew i pokazał mu tylko ręką, aby ten za nim nie szedł. To w niczym by teraz nie pomogło, a mogłoby tylko wszystko pogorszyć.

Andrew usiadł więc z powrotem na kanapie i pocierał o siebie dłońmi, zastanawiając się, co teraz zrobić. Słyszał każde słowo z tej kłótni i nie docierało do niego to, co właśnie się stało. Szczególnie ostatnie zdanie Elliotta mocno utkwiło mu w pamięci. Czuł się źle z tym, że chłopak wykorzystał go jako argument w tej kłótni. Szczególnie w takim kontekście. Ale rozumiał, że Elliott kompletnie nad sobą nie panował – słyszał to wyraźnie. Tak samo jak słyszał to, że Elliott jest pijany, gdy przez telefon wyznawał mu miłość. Ta sytuacja powoli go przerastała.

Z każdym dniem miał o Jamesie coraz gorsze zdanie, ale przez ostatnie dwa dni nieco się do niego przekonał – o dziwo jakoś dogadywali się tylko we dwóch. Teraz jednak nawet nie miał zamiaru nigdy więcej rozmawiać z nim tak, jakby wszystko było w porządku. James nie wyglądał mu na kogoś, kto byłby w stanie zdradzić, ale jednak do tego doszło. Kilka lat temu i z tego co zrozumiał w bardzo skomplikowanych okolicznościach, ale doszło, a James do tej pory nie potrafił przyznać się do błędu. To właśnie to, że nie potrafił przyznać się do błędu sprawiło, że Andrew trafiał szlag. Jak można być takim dupkiem?!

Co było najgorsze? Świadomość, że Elliott mimo to nie zerwie z Jamesem – gdyby miał to zrobić, już by to zrobił. A jeśli to nie skłoniło Elliotta do zakończenia tego związku to chyba nie było takiej siły na świecie, która by to uczyniła.

Po chwili Andrew nie wytrzymał i ruszył w kierunku drzwi. Nie mógł tu dłużej zostać. Po prostu nie mógł.

— A ty dokąd?! — Usłyszał za sobą głos zirytowanego Jamesa. — Pójdziesz za nim to przysięgam, że coś ci zrobię...

Andrew parsknął i pokręcił głową. Elliott jasno pokazał, że chce być sam, więc zamierzał to uszanować. Był pod wrażeniem tego, jak duże ego miał James. Ten chłopak miał dwie twarze – tą dobrą, miłą, kochającą, która pewnie sprawiła, że Elliott się z nim związał i tą drugą, za którą Andrew miał ochotę mu przywalić.

— Idę do Davida, żeby szybciej ogarnął mi mieszkanie, bo dłużej tu z wami nie wytrzymam — poinformował go i wskazał ręką na wieszak z kurtkami. — Nie biorę płaszcza, widzisz?

Po tych słowach wyszedł z mieszkania i ruszył schodami piętro w dół, aby porozmawiać z zaprzyjaźnionym właścicielem tej kamienicy. Zapukał do drzwi. David otworzył mu po dłuższej chwili, w trakcie której krzyknął, że już idzie, po czym spojrzał widocznie zdezorientowany.

— Więcej was nie przywiało? — zapytał. — Wejdź.

— Ja tylko na chwilę — zapewnił, przekraczając próg jego mieszkania. — Mówiłeś, że mógłbyś mi pomóc z mieszkaniem. Wiesz już coś?

David westchnął zrezygnowany.

— Andrew, pytałeś mnie o to wczoraj, jeszcze wszystkich nie obdzwoniłem.

— A u ciebie? Nie zwalnia się nic?

— Dopiero za trzy tygodnie, na same Święta. Mówiłem ci to już.

Andrew przymknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Po co on się w ogóle zgadzał na to, aby zostać z Elliottem w jednym mieszkaniu?!

— A mógłbym wprowadzić się do ciebie? — zapytał po chwili niepewnie. — Tylko do czasu aż czegoś nie ogarnę, będę się dokładał do czynszu...

— Chłopcze, czy ty widziałeś jakie ja mam mieszkanie? Gdzie ty chcesz spać? Na podłodze w kuchni? Jak pies?

— Lepsze to niż ulica, co nie?

— Jeśli James cię wyrzucił to go nie słuchaj — wtrącił się Elliott, a Andrew zesztywniał, jakby zobaczył ducha. Nie wziął pod uwagę tego, że chłopak mógł przyjść tutaj. Wszedł głębiej do środka i zobaczył go w kuchni z mokrym ręcznikiem przyłożonym do twarzy.

— Myślałem, że wyszedłeś.

— Musiałem coś na to przyłożyć i chciałem mieć święty spokój.

— Uderzył cię?

— Wybił mi zęba. Nie wiedziałem, że tak potrafi.

— I mimo to od niego nie odejdziesz? — zapytał zrezygnowany. Teraz naprawdę miał ochotę przywalić Jamesowi.

— Nie wiem. Porozmawiamy o tym na spokojnie jak obaj ochłoniemy. A przynajmniej ja spróbuję porozmawiać na spokojnie.

— Naprawdę chcesz spędzić resztę życia z kimś takim? Zdradził cię i uderzył. Zasługujesz na wiele więcej.

Elliott westchnął.

— Z tą zdradą to skomplikowane. Myślał, że nie żyję. Bardziej jestem wściekły o to, że mi o tym nie powiedział i nie potrafi się do tego przyznać niż o to, że to zrobił.

— Elliott, on cię skrzywdził — powiedział z naciskiem. — Uderzył cię.

— Bo powiedziałem coś, czego nie powinienem. Trochę zasłużyłem.

— Słyszałem co wtedy powiedziałeś.

Elliot skrzywił się. Kompletnie nie przewidział tego, że Andrew to usłyszał.

— Cholera, tak bardzo cię przepraszam...

Andrew pokręcił głową.

— Zapomnijmy o tym. I o twoim sobotnim nocnym telefonie też. Tak będzie lepiej dla nas obu — stwierdził i chciał wyjść. Nie wiedział gdzie, ale gdziekolwiek.

— Andrew — zatrzymał go Elliott. — Mówiłem wtedy szczerze. Gdy dzwoniłem.

— Gdybyś mówił szczerze to nie kazałbyś mi patrzeć na to, jak on cię krzywdzi.

— Potrzebuję czasu. Znamy się ile? Miesiąc? Z nim związałem się po miesiącu i patrz co z tego mam. Mamy dobre momenty, ale coraz częściej jest po prostu źle. Nie chcę drugi raz przechodzić przez to samo z kimś innym.

— Mam uwierzyć, że mógłbyś go dla mnie zostawić? Elliott, daj spokój. W pierwszej kolejności powinieneś odejść od niego dla siebie. Nie dla mnie, nie dla kogokolwiek innego.

— Andrew, nie obraź się, ale nie zrozumiesz.

— Czego? Tego, że jesteś masochistą?

Elliott westchnął i spojrzał na niego z bólem w oczach.

— Nie wiem czy potrafię być sam. Jestem z nim odkąd odkryłem kim jestem. Nie znam innego życia.

Andrew westchnął zrezygnowany. Chciał odejść i jeszcze kilka minut temu był pewien, że zrobi to nawet dzisiaj, ale nie potrafił. Nie potrafił go tak po prostu teraz zostawić.

A/N

I z tym rozdziałem zostawiam Was do poniedziałku albo nawet wtorku (zależy ile przez weekend dam radę się pouczyć).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro