25
Elliott nie spodziewał się tego po sobie, ale bardzo zaangażował się w przygotowania do ślubu, przynajmniej na tyle na ile mógł przez te dwa dni. Oprócz całej satysfakcji z tym związanej, dopatrzył się jeszcze jednak zalety: pomagało mu to nie myśleć o Jamesie i o Andrew. Chyba tego właśnie potrzebował – wyłączyć się od swoich codziennych zmartwień.
Shirley, mimo tych wszystkich przeżyć, nie straciła swojej młodzieńczej energii i zapału. Elliott jej zazdrościł, bo obawiał się, że on już tego nie odzyska. Za dużo wycierpiał, aby znowu mógł tak beztrosko patrzeć na życie. Terapia była pierwszym poważnym ciosem, a wszystko co złe, co wydarzyło się w Nowym Jorku tylko go dobiło.
Te dwa dni zleciały mu naprawdę szybko. Elliott zdał sobie o tym sprawę, gdy w sobotę zakładał garnitur. Ten sam, który ubierał na ślub Andrew. Miał nadzieję, że tym razem obejdzie się bez dodatkowych atrakcji i łamanych serc.
Z Georgem spotkał się dopiero bezpośrednio przed uroczystością i zaskoczyło go to, jak pozytywnie chłopak go przywitał. O wiele milej niż te kilka lat temu. Przytulił go. Krótko, ale przytulił. Nawet się uśmiechnął.
— Cieszę się, że dotarłeś. Dla Shirley wiele to znaczy.
— Też się cieszę — odpowiedział, będąc w szoku jak bardzo radosny, ale jednocześnie spięty był George. Chyba naprawdę ją kochał. Dobrze dla Shirley – zasługiwała na kogoś takiego.
Ku uldze Elliotta ślub przebiegł bez zakłóceń. Wzruszył się, gdy George i Shirley pocałowali się po wymianie obrączek. Naprawdę cieszył się ich szczęściem i zazdrościł im tego, co mieli. Wiedział, że on nigdy nie stanie z nikim przed ołtarzem – dla takich jak on było to nieosiągalne. Poza tym wyglądali na naprawdę szczęśliwych. Nie potrafił sobie teraz wyobrazić, aby tak miała wyglądać jego relacja z Jamesem. Co prawda było między nimi lepiej, ale do tego poziomu już chyba nigdy nie wrócą. Chyba dlatego w tym momencie pomyślał o Andrew. Może z nim to byłoby możliwe? A może powinien zakopać te myśli i wreszcie się ogarnąć?
Na weselu nie było mu łatwo, bo George i Shirley od czasu liceum całkowicie zmienili towarzystwo, przez co zdecydowanej większości ludzi ani trochę nie kojarzył. Dlatego, aby nie być odludkiem, starał się trzymać Lawsonów. Wreszcie George uznał, że tak być nie może i wysłał go do tańca ze swoją żoną. Elliott nie pamiętał kiedy ostatnio tańczył z kobietą, ale pamiętał, że była to właśnie Shirley. Nie do wiary, ile się zmieniło w życiu ich obojga odkąd ostatnio stali razem na parkiecie.
— Nadal twierdzisz, że przynosisz pecha? — zapytała go cicho, a Elliott uśmiechnął się delikatnie.
— Cieszę się, że tym razem go nie przyniosłem.
Shirley zaśmiała się cicho i spojrzała na Elliotta.
— Tata ma rację. Nie masz już tego blasku co kiedyś. Co się stało?
— Uznajmy, że nie tylko ciebie aresztowała nowojorska policja.
Aresztowanie nie było jedynym, co się stało. Pierwszy cios nadszedł w dzień po przyjeździe do Nowego Jorku, kiedy mamę naszło na szczerość. Wtedy był na nią wściekły, ale z perspektywy czasu był wdzięczny, że dowiedział się tego od niej, przed jej odejściem. Potem doszły problemy z Jamesem, do których dołączyły się problemy z policją, a ostatecznie też zawalony debiut na Broadwayu. Po drodze było wiele mniejszych wydarzeń, które pozornie nic nie znaczyły, ale skumulowane tylko wszystko utrudniały. Był daleki od szczęścia. Bardzo daleki, ale nie chciał nikomu tu zawracać tym głowy, a już na pewno nie dzisiaj.
— Za co?
— Za moją naiwność. Przynajmniej już wiem, że jeśli dziewczyna jest miła to muszę od razu uciekać. Ale nie mówmy o tym dzisiaj. To twój dzień. Wielki dzień.
Więc już o tym nie rozmawiali. Przetańczyli piosenkę do końca, nim Elliott postanowił się wycofać i oddać Shirley w ręce jej męża. Taniec z nią był przyjemny, ale wiedział, że to nie jego wieczór i nie chciał nawet nieświadomie się jej narzucać. Powinna mieć dobre wspomnienia z tego wieczoru, a najwięcej z nich powinno dotyczyć George'a.
Wyszedł na zewnątrz zapalić i musiał przyznać, że w Nowym Jorku brakowało mu tych stosunkowo ciepłych zimowych nocy. Nie palił już tak często jak kiedyś, ale wciąż była to swego rodzaju ucieczka od problemów. Nawet jeśli tylko chwilowa.
Myślał, że będzie mu dane siedzieć tam w samotności, ale George miał inne plany – dołączył do niego po dłuższej chwili. Musiała minąć jedna albo dwie piosenki, które przetańczył z żoną nim tu przyszedł. Poprosił Elliotta i ogień, aby samemu też zapalić i po prostu usiadł obok.
— Gdy Jose mówił, że się zmieniłeś, nie sądziłem, że tak bardzo — zaczął. — Chyba Nowy Jork jest jakiś przeklęty.
— Powiedziałbym raczej, że Nowy Jork odsłania sekrety i niszczy nimi życie.
A te sekrety były szczególnie niszczące w jego rodzinie. Zastanawiał się czy Robert znał prawdę. Nigdy z nim nie rozmawiał, bo nie chciał, aby to stało się powodem rozstania ich dróg. Ostatecznie, prócz Jamesa, miał już tylko brata i jego rodzinę.
— Jest aż tak źle?
— Jest nawet gorzej.
— Nauczyłeś się je zakrywać — George zmienił temat, wskazując na szyję, na której były blizny, a Elliott przytaknął. — Pomaga?
— Niezbyt.
George westchnął.
— Posłuchaj... Gdybym mógł cofnąć czas, byłbym dla ciebie wtedy milszy.
— Po powrocie byłeś miły.
— Ale wcześniej nie byłem. I związałem się z Jamesem, chociaż nie powinienem. Za to też przepraszam.
Elliott pokręcił głową. Czemu znowu do tego wracali? I czemu akurat dzisiaj?
— Przecież nie zrobiłeś niczego złego.
— Pozwoliłem mu przekroczyć granicę. Powinniśmy byli zostać przyjaciółmi.
— Dlatego go tu nie chciałeś?
— Nie.
— Więc dlaczego? — zapytał, wyczuwając dobry moment. Nie chciał o tym dzisiaj rozmawiać, ale jeśli miała się pojawić na to jakaś szansa, to właśnie teraz.
George pokręcił głową i zaśmiał się nerwowo.
— Jestem zbyt trzeźwy by o tym rozmawiać. Mogę ci powiedzieć tyle, że byłem ślepy, głupi i gówno wiedziałem o miłości, a James, świadomie czy nie, to wykorzystał.
— Wiem, że proszę o dużo...
— Ale chcesz wiedzieć czemu mam do niego żal, wiem. Shirley wspomniała, że ją o to pytałeś. Powiem ci, ale jeszcze nie teraz.
George poklepał go po ramieniu, a Elliott spojrzał na niego. Z zagubieniem, ale i nadzieją.
George wrócił do środka, a Elliott został tam jeszcze chwilę nim zdecydował się na to samo.
Przez kolejne godziny naprawdę starał się wpasować, ale przede wszystkim cieszył się razem z Shirley i Georgem. Byli razem naprawdę szczęśliwi, nawet jeśli ten związek był czymś niespodziewanym. Gdyby w liceum ktoś powiedział, że tak to się skończy, chyba nikt by w to nie uwierzył.
Elliott wypił odrobinę za dużo, chcąc się integrować, co było pierwszym błędem. Drugim było to, że znalazł telefon. Mógł zadzwonić do domu, do Jamesa, ale zamiast tego zadzwonił do pracy. Długo czekał, aż ktoś odbierze, aż w końcu uczynił to Evan.
— Andrew jest w pracy?
— Elliott, jest sobota. Nie mogę...
— Zawołaj go tylko na chwilę, proszę.
— Mam do ciebie za dużą słabość — westchnął Evan. — Poczekaj mi no chwilę.
Poczekał, a po tej chwili usłyszał w słuchawce głos Andrew.
— Cześć — zwrócił się do niego, od razu się uśmiechając. Boże, jak on za nim tęsknił. Chyba nawet bardziej niż za Jamesem. To musiało coś oznaczać. Tyle, że nie był gotowy, aby przyjąć to do wiadomości. A może tylko mu się wydawało, że nie był gotowy?
— Wszystko w porządku?
— Tym razem do ślubu faktycznie doszło, więc chyba tak.
— Dlatego dzwonisz?
— Nie, po prostu chciałem usłyszeć twój głos.
— Na pewno wszystko w porządku — zapytał słyszalnie zaniepokojony. — Piłeś?
— Tak, piłem i tak, wszystko w porządku. Po prostu... Gdy patrzę na nich, na to jacy są szczęśliwi, powinienem myśleć o Jimmym, a myślę o tobie i...
— Obawiam się, że obaj będziemy żałować jeśli dam ci dokończyć. Jesteś pijany.
— Aż tak słychać?
Andrew mu zapunktował. James potrzebował o wiele więcej czasu, aby się o tym zorientować, nawet jeśli był tuż obok. Andrew wyłapał to po kilku zdaniach usłyszanych przez telefon.
— Znam cię na tyle, aby to słyszeć.
Znasz mnie lepiej niż mój chłopak — pomyślał Elliott.
— Jak po wyprowadzę Bobby'ego?
— W końcu mam łóżko. Przeniosłem już swoje rzeczy do tamtej sypialni.
— Jimmy daje ci żyć?
— Nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać. Pomagałem twojemu bratu z przeprowadzką, przeniosłem swoje rzeczy i praktycznie od razu przyszedłem tutaj.
— Pomagałeś Bobby'emu?
— Potrzebował drugiej pary męskich rąk, więc zaproponowałem, że pomogę.
Andrew po raz kolejny to zrobił. Jeśli Robert potrzebował pomocy, logicznym było, że to James powinien pomóc – Andrew był przecież tylko gościem, a James był z Robertem praktycznie rodziną (praktycznie, a nie oficjalnie, bo James i Elliott nie mogli wziąć ślubu).
— Ty chyba naprawdę nie masz żadnych wad...
— Mam. Każdy ma.
— Jakie?
— Może kiedyś ci powiem.
— Tajemniczość. Podoba mi się — stwierdził z uśmiechem.
— Elliott, muszę wracać do pracy.
— No tak... Radzisz sobie tam beze mnie?
— Evan pomaga mi przy niektórych drinkach. Akurat w tym ciężko cię zastąpić. Zresztą w występach też. Klienci pytają kiedy wrócisz.
— Jeśli wrócę — poprawił go, dając akcent na pierwsze słowo. — Po tym co się stało na Broadwayu jakoś straciłem na to ochotę.
— Porozmawiamy o tym, gdy wrócisz. Na razie spróbuj się bawić. Może wróci ci radość z życia.
— Wraca mi za każdym razem, gdy rozmawiam z tobą.
— Elliott — powiedział błagalnie Andrew.
— Nie mogłem zabrać Jimmy'ego, ale nie pomyślałem o tym, aby zabrać tu ciebie...
— I dobrze. Zerwałby z tobą za coś takiego.
— Wszystkim nam wyszłoby to na dobre.
— Elliott, o czym ty mówisz?
— Jestem pijany i zadzwoniłem do ciebie, a nie do niego. To o czymś świadczy.
— Tak. O tym, że nie powinieneś więcej pić.
— Słowa i czyny pijanych są słowami i czynami trzeźwych.
— Kto tak twierdzi?
— Ja. To po prostu kwestia odwagi. I czystości umysłu.
Andrew słyszalnie westchnął.
— Raczej głupoty. Elliott, tym telefonem nikomu nie ułatwiasz sprawy. Naprawdę lepiej będzie jak się rozłączę.
— Czekaj, chcę powiedzieć jeszcze jedną rzecz. Nie wiem czy na trzeźwo dam radę, a chcę, żebyś coś wiedział.
— Dobrze — westchnął, brzmiąc na zrezygnowanego. Ten telefon nie był dla niego łatwy, jednak Elliott, pod wpływem alkoholu, nawet o tym nie pomyślał. — Ale ostatnią i się rozłączam.
— Chyba cię kocham.
Po drugiej strony słuchawki zapadła cisza, ale Andrew się nie rozłączył. Chyba zastanawiał się, co powinien na to odpowiedzieć. Elliott postanowił ułatwić mu zadanie i to on się rozłączył. Nie był pewien czy kiedykolwiek wrócił do tych słuch, ale czuł, że Andrew powinien je usłyszeć.
Gdy tylko odłożył telefon, poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Obejrzał się i zobaczył George'a.
— Chodź, przejdziemy się — zaproponował mu, a Elliott nie zaprotestował.
Odeszli nieco od reszty towarzystwa, nim się zatrzymali. George miał w dłoni kieliszek i wyglądało trochę tak, jakby wziął go ze sobą na wszelki wypadek.
— Jesteś pijany? — zapytał Elliott.
— Na tyle trzeźwy by kojarzyć i na tyle pijany, aby mieć odwagę na tę rozmowę — podsumował.
Elliott pokręcił głową. Może i był nieco pijany, ale kojarzył co się dzieje.
— Nie musimy rozmawiać o tym dzisiaj.
— Właśnie wyznałeś komuś, że go kochasz i dam sobie rękę odciąć, że to nie był James, więc owszem, musimy. Na początku chcę zaznaczyć, że nie mówię ci tego, aby was poróżnić, bo wobec ciebie chyba jest inny. Chociaż nie wiem, ja potrzebowałem czasu, żeby to do mnie dotarło.
— To czyli co?
George westchnął.
— To, że byłem w nim tak ślepo zakochany, że nie zauważyłem tego, co to ze mną robi. Co James ze mną robi. Byłem przy nim, gdy mnie potrzebował. Wspierałem go, pocieszałem, szukałem cię razem z nim... Robiłem wszystko co mogłem. W zamian otrzymałem związek który istniał tylko dlatego, że James musiał mieć kogoś bliżej niż przyjaciel. Wiedział, co do niego czułem i to wykorzystał. Gdyby nie był w rozsypce, nigdy nie bylibyśmy razem.
Elliott pokręcił głową. Jeszcze na tym etapie był pewien, że George to nadinterpretuje.
— Zależało mu na tobie, chyba ciągle zależy.
— Też tak sądziłem. Na studiach dużo o tym myślałem, ale wyszedłem z założenia, że może z dystansu patrzę na to zbyt surowo. Dopóki nie spotkałem się z Kevinem po tym gdy już wyszedł z więzienia. Wiesz do James powiedział mu na chwilę przed tym nim postanowił, że będzie ze mną? — Elliott pokręcił głową. Nie wiedział. Nie miał skąd wiedzieć. — Że się zabije. Z jakiegoś powodu uznał, że ja go uratuję.
— I miał rację. Uratowałeś go.
— Ale to nie był odpowiedni sposób na ratunek. Wcześniej wspierałem go jako przyjaciel i tak mogło zostać, tak powinno zostać. Wiele razy próbował zaciągnąć mnie do łóżka, chyba żeby mniej cierpieć. Za każdym razem go powstrzymywałem. Co było ciężkie, bo też tego chciałem. Wiedział o tym. Za każdym razem, gdy mu odmawiałem, cierpiałem.
— Więc czemu go powstrzymywałeś?
— Bo wiedziałem, że obaj byśmy tego żałowali. Ale nie o to chodzi. Jest coś, czego dowiedziałem się od Kevina.
— Aż boję się spytać...
— Słusznie — stwierdził i upił mały łyk z kieliszka. — Nakrył go w Czarnym Kocie z jakimś obcym typem. Byliśmy wtedy z Jamesem parą, ale przez kilka dni nie mogłem go odwiedzać, bo ujawniłem się wtedy tacie i musieliśmy to przepracować. Kevin nie chciał powiedzieć czy do czegoś doszło, czy nie, więc nie wiem co o tym myśleć. Strzelam, że gdyby do niczego nie doszło, powiedziałby mi to. To była jednorazowa sytuacja, ale jednak to się wydarzyło. Na początku pomyślałem, że to moja wina, że go odpychałem, nie dawałem mu tego, mimo że chciał... Potem zrozumiałem, że to tylko i wyłącznie jego wina, ale potrzebowałem do tego paru miesięcy.
Elliott pokręcił głową. Nie potrafił w to uwierzyć.
— To nie jest w stylu Jimmy'ego.
— Był w rozsypce, nie myślał trzeźwo. Był pewien, że stracił i tatę i ciebie. Był w żałobie. Jestem w stanie to zrozumieć, naprawdę. Byłbym mu nawet w stanie to wszystko wybaczyć, gdybym tylko wiedział, że jest mu przykro. Dlatego do niego zadzwoniłem. Na ten numer, który podałeś Shirley. Pomyślałem, że to znak, że mam do niego kontakt i że może po latach uda nam się o tym porozmawiać. Powiedziałem mu jak to dla mnie wyglada z perspektywy czasu, że mnie zranił i że chcę wiedzieć czemu to zrobił i czy tego żałuje. Zapytałem czy mnie zdradził, bo jeśli to zrobił to nie zdradził tylko mnie, bo tak naprawdę wtedy zdradził też ciebie. Chciałem wiedzieć czy jest świadomy tego, co zrobił. Chciałem poznać jego wersję, wyjaśnić to, oczyścić atmosferę. Podałem mu swój numer mówiąc, że jeśli nie jest gotów rozmawiać o tym teraz to może oddzwonić. Nakrzyczał na mnie, zwyzywał i się rozłączył. Nigdy nie oddzwonił. Nie był już w traumie gdy mi to wszystko mówił. Od tamtego czasu wiem, że ten brak wsparcia nie był kwestią jego żałoby. I bez tego nigdy by mnie nie wsparł. Dałem mu prawie wszystko, a w zamian dostałem tylko złamane serce i brak wyjaśnień. Po tamtej rozmowie poczułem się jak nic niewarty śmieć.
Elliott nie potrafił przetrawić tych słów. Miał wrażenie jakby słuchał opowieści o zupełnie obcym człowieku, a nie o jego Jimmym. George nie wyglądał jednak jakby kłamał. Wiedział, że po powrocie będzie musiał skonfrontować się w tej kwestii z Jamesem. To było ważne, a być może i kluczowe dla trwałości i przyszłości ich związku.
— Wspomniałeś, że cię zwyzywał? Co mówił?
— Wybacz, ale tego nawet z tym nie zacytuję — stwierdził, wskazując na kieliszek. Wypił go do końca i spojrzał na Elliotta. — Życie jest przewrotne, co nie? — Zmienił temat, bo dłużej nie był w stanie rozmawiać o Jamesie. — W liceum cię nienawidziłem, a teraz jesteś na moim ślubie i rozmawiamy jakbyśmy byli kumplami. Jamesa kochałem, a teraz go nienawidzę. Shirley była popularna, ja byłem odludkiem, a teraz jesteśmy małżeństwem...
— Czemu zgodziłeś się, żebym tu był? — zapytał zdezorientowany Elliott. Był zagubiony. Mocno zagubiony.
— Bo Shirley tego chciała. Jesteś dla niej ważny.
— Ale nienawidzisz Jimmy'ego, a...
— To nie znaczy, że nienawidzę też ciebie. Nic do ciebie nie mam. Tak właściwie to jestem ci wdzięczny. Gdyby nie ty, być może zmarnowałbym sobie życie z Jamesem. Więc dziękuję.
— Myślisz, że ja marnuję sobie z nim życie?
— Kiedy widziałem was razem w tamtego Sylwestra byłem pewien, że jesteście dla siebie stworzeni. Ale jak już mówiłem, nic wtedy nie wiedziałem o miłości. Coś tam mi się wydawało, ale to były bzdury. Ten którego chyba kochasz, jak ma na imię?
— Andrew.
George przytaknął i niemo powtórzył to imię.
— Powiem ci coś, co powiedział mi kiedyś pewien bardzo mądry człowiek. Czyli mój tata. Nie możesz kochać dwóch osób na raz. Jeśli wydaje ci się, że tak jest to tylko ci się to wydaje. Kochasz albo Jamesa, albo Andrew. Ewentualnie żadnego z nich. Ale nie obu. Musisz to rozgryźć. Od odpowiedzi na to pytanie zależy czy zmarnujesz sobie życie z Jamesem. Jeśli go kochasz to go sobie nie zmarnujesz. Oczywiście pod warunkiem, że on czuje to samo. Wytrwałeś z nim siedem lat to pewnie wytrwasz drugie tyle, a potem kolejne tyle i tak dalej. Ale jeśli go nie kochasz, a mimo to postanowisz z nim zostać, wtedy zmarnujesz sobie życie.
— Skąd mam wiedzieć czy naprawdę kogoś kocham?
George westchnął.
— Po tym, że zrobiłbyś dla tej osoby wszystko. Chcesz się o nią troszczyć, widzieć jej uśmiech, spędzać czas. Tęsknisz, gdy nie jesteście obok. Gdy spędzacie razem czas jest dobrze, nawet gdy życie stawia przed wami kłody. Więc jeśli byłbyś w stanie zrobić dla niego wszystko, wspierać go i wiesz, że on zawsze odwdzięczy ci się tym samym, to ten właściwy facet.
— Mówisz to ze swojego doświadczenia z Shirley? — wyłapał, a George błyskawicznie się rozpromienił. Elliottowi ulżyło, że ich rozmowa nie zepsuła mu wieczoru.
— Ależ oczywiście, że tak. Jestem największym szczęściarzem, że jest moją żoną.
Elliott uśmiechnął się w odpowiedzi na te słowa. Właśnie takiej deklaracji oczekiwał od męża swojej przyjaciółki. Za dużo wycierpiała, aby wiązać się z kimś, kto mógłby ją zranić.
— Dbaj o nią, dobrze? — poprosił, a George przytaknął.
— Zawsze i wszędzie — zadeklarował.
Elliott rozpromienił się nieco bardziej i przytulił George'a. W liceum miał go za dupka, potem miał mieszane uczucia, ale teraz był pewien, że George jest w porządku. Pod warunkiem, że nie kłamał w kwestii Jamesa. Ale tego nie mógł dowiedzieć się tu, teraz i od niego – z tym musiał się skonfrontować po powrocie do domu.
A/N
Tak, to chyba był mój najdłużej planowany wątek w tej serii – gdy tylko James związał się z Georgem, wiedziałam, że w którymś momencie to wyciągnę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro