24
Elliott upierał się, że sam sobie poradzi, ale Robert z kolei uparł się, że nie puści go samego na dworzec, nawet jeśli niedzielny poranek teoretycznie był najbezpieczniejszą porą na początek podróży. Samolot byłby dużo lepszym rozwiązaniem niż kilka dni spędzonych w pociągu, ale koszty biletów lotniczych przerastały nawet oszczędności Elliotta. Nie chciał stracić większości oszczędności podróżując na ślub Shirley. To byłoby po prostu głupie. Evan zresztą wziął to pod uwagę i bez zawahania dał mu dwa tygodnie urlopu, więc wyszło idealnie – miał dojechać do Los Angeles dwa dni przed ślubem i wyjechać dzień po.
— Zadzwoń jak dojedziesz — poprosił Robert.
— Jasne — odpowiedział Elliott i przytulił brata.
Rzadko się przytulali i nie zawsze żyli w najlepszych relacjach, ale to nie zmieniało tego, że Elliott starał się wykorzystywać każdą okazję, by przytulić Roberta. Teraz okazja była szczególnie dobra.
— Zostawię Jamesowi nowy adres. Przychodź kiedy chcesz.
Czasowo wypadło to tak niefortunnie, że Robert i Dorothy wyprowadzali się razem z dziećmi podczas nieobecności Elliotta. Robertowi udało się dostać wypłatę w formie zaliczki, więc było ich stać na szybszą wyprowadzkę, co błyskawicznie wykorzystał. To sprawiało, że James i Andrew mieli zostać na jakiś czas tylko we dwóch. Elliott miał nadzieję, że ta dwójka się w międzyczasie nie pozabija.
— Odwiedzę was jak najszybciej dam radę — zadeklarował.
Wiedział, że mieszkanie bez Roberta będzie dziwne. Przez ostatnie miesiące zdążył przywyknąć do tego, że brat mieszka z nim i musi się z tym jakoś użerać. Mimo wszystko miał sentyment do ich sprzeczek. Będzie mu tego brakować.
Robert poklepał Elliotta po plecach i odsunął się od niego. Życzył mu jeszcze miłej podróży, nim puścił go do pociągu.
Elliott miał w głowie dużo przeróżnych myśli, a czterodniowa podróż okazała się świetną okazją do tego, aby sporo rzeczy sobie przemyśleć i przy okazji jeszcze bardziej poplątać się w swoich uczuciach, bo to myśli dotyczące Jamesa i Andrew były tymi, które głównie zaprzątały jego myśli.
Mimo, że wyjechał tydzień po swoim nieudanym występie, dopiero w trakcie podróży pogodził się z tym, co się tam wtedy stało. Paradoksalnie się w tym sporej ilości plusów.
Przede wszystkim chodziło o to, że godziny występów niezbyt zgrywały się z jego pracą u Evana, a z występów nie mógł się utrzymać. Wątpił, aby był w stanie łączyć te dwie rzeczy w dłuższym okresie czasu. Mógłby co prawda postawić na Broadway, zwolnić się i liczyć na to, że James go utrzyma, ale czy to na pewno byłoby dobre rozwiązanie? Miał wątpliwości. Nie lubił być na czyjejś łasce, nawet jeśli to był jego partner.
Do tego dochodziło podejście Jamesa – miał wrażenie, że jego występy na Broadwayu zbyt często byłyby źródłem ich konfliktów. Co prawda wyglądało na to, że James spokorniał od czasu tej feralnej porażki, ale to nie oznaczało, że gdyby Elliott wciąż występował, byłoby tak samo spokojnie jak teraz.
Przemyślenia o Broadwayu dosyć szybko przeniosły się więc na rozmyślanie o Jamesie. Zmienił się przez ten tydzień i tym razem chyba na dobre. Nie wydawał się starać na siłę, jak było to po pocałowaniu Davida – wtedy James masowo zaczął organizować randki i być wręcz idealnym romantykiem i partnerem. To nie mogło potrwać długo. Tym razem było spokojniej – James wydawał się mieć nieco lepsze podejście do tego wszystkiego i chyba zaczynał szanować jego wybory. Elliott naprawdę oddałby wiele, aby tak już zostało. Właśnie z takim Jamesem chciał być – wyrozumiałym, troskliwym, kochającym. Chciał wykreślić z pamięci tę gorszą wersję Jamesa, z którą dzielił życie w ostatnim czasie. Tyle, że nie potrafił. Jak miał mu to wszystko zapomnieć?
Myślał też o Andrew. Próbował doszukać się jego wad, skoro miał tak dużo czasu na przemyślenia, ale jego myśli nie chciały z nim współpracować. Każda próba znalezienia wady, kończyła się zachwycaniem nad jego zaletami. Ostatecznie więc z tego zrezygnował.
Zastanawiał się jak Andrew odnajdzie się przez te dwa tygodnie. Martwił się o niego. Uspokajało go to, że dobrze dogadywał się z Robertem i Dorothy, ale obawiał się o moment, gdy Andrew zostanie sam z Jamesem. Aktualnie nie potrafił określić relacji tej dwójki, ale logicznym było, że raczej za sobą nie przepadają. James wiedział, że Andrew darzy Elliotta jakimś uczuciem, a Andrew nie podobało się to, jak James momentami traktował Elliotta. Mógł mieć jedynie nadzieję, że ta dwójka da radę zachować się dojrzale i żaden z nich nie zrobi drugiemu krzywdy. Paradoksalnie większe zaufanie w tej kwestii miał do Andrew niż do Jamesa, a przecież to swojemu chłopakowi powinien ufać bardziej.
Podróż ciągnęła się w nieskończoność i była średnio komfortowa. Nie dziwił się już temu, że Brandon wolał przyoszczędzić na lot do San Francisco zamiast jechać tam pociągiem. Gdyby miał więcej czasu, pewnie też wolałby oszczędzić na bilety lotnicze – pewnie znalazłby kolejny sposób na dorobek. Mógłby się poświęcić przez parę dni, zamiast teraz przez kilka dni przebywać z obcymi ludźmi w naprawdę niekomfortowej podróży. Niby mógł spać, ale nie potrafił. Bał się, że ktoś go okradnie albo stanie się coś gorszego.
Odetchnął z ulgą, gdy pociąg wreszcie dotarł do Kalifornii. Z dworca niemal od razu zadzwonił do domu. Był środek dnia, więc nie powinno go dziwić, że odebrał Andrew, a jednak jego głos w słuchawce był lekkim zaskoczeniem.
— Przekażesz Bobby'emu, że dojechałem w jednym kawałku? — poprosił.
— Brzmisz jakbyś umierał.
— Podróż pociągiem przez całe Stany to jakiś koszmar. Mało jadłem i jeszcze mniej spałem.
Nie widział tego, ale był pewien, że Andrew w tym momencie delikatnie się uśmiechnął – z lekkim współczuciem, ale jakby jednocześnie uznał, że to co powiedział Elliott było urocze. Dałby sobie odciąć rękę, że gdyby byli tu razem, Andrew w tym momencie by go przytulił, aby poczuł się lepiej.
— Mówiłem ci, że mogę przygotować jedzenie na drogę to nie chciałeś mnie słuchać.
Elliott westchnął. Żałował, że go nie posłuchał.
— Nie sądziłem, że będzie aż tak źle.
— Na następny raz nie będę słuchał twojej odmowy i ci to po prostu zapakuję.
— Raczej już bym nie odmówił, ale mam nadzieję, że następnego razu już nie będzie — stwierdził i po bardzo krótkiej pauzie zmienił temat. — Jak między tobą i Jimmym?
— Na razie nie jest źle, ale zobaczymy w niedzielę.
— Pozdrowisz go ode mnie jak wróci?
— Dobrze.
Dopiero po kilku dniach przerwy od głosu Andrew, Elliott uświadomił sobie jak delikatny ten chłopak miał głos. Wręcz zbyt wysoki jak na mężczyznę. Trochę tak, jakby mutacja przeszła u niego zbyt łagodnie. Czemu wcześniej nie zwrócił na to uwagi? Tego nie wiedział, ale wiedział, że z czasem zwracał u Andrew uwagę na sporo rzeczy, których nie wyłapał na początku ich relacji.
Pierwszym szokiem jaki doznał było to, gdy zorientował się, że te idealne brwi Andrew nie są do końca naturalne – któregoś dnia dojrzał lekkie odrosty włosków. Andrew po prostu depilował brwi tak, jak robiły to kobiety. Elliott zastanawiał się gdzie Patricia miała oczy, że tego nie zobaczyła i nie zaalarmowało jej to o tym, że z jej narzeczonym jest coś nie tak? Z pewnością oszczędziłoby jej to złamanego serca w dniu jej planowanego ślubu.
Z czasem zwrócił uwagę na to, że Andrew przykłada bardzo dużą wagę do tego, jak się ubiera i wygląda. Potrafił dopasowywać ubrania dłużej niż Elliott w swojej młodości, a to była naprawdę wysoko zawieszona poprzeczka. Pewnie dlatego zawsze wyglądał dobrze. Nie dość, że natura obdarzyła go nienagannym wyglądem, to jeszcze stale jej pomagał na różne sposoby.
O tym, że Andrew ma głupie pomysły na dbanie o sprawność fizyczną zorientował się po śladach palców nad futryną drzwi. Efekt tych pomysłów zobaczył natomiast dopiero wtedy, gdy zobaczył Andrew owiniętego tylko ręcznikiem po tym, jak ten wziął prysznic. Ten chłopak naprawdę miał dobrze zbudowane mięśnie. Było to dalekie od kulturystów, ale też dalekie od normy. Andrew nie był napakowany, ale miał dobrze zarysowane mięśnie. Wyglądał przez to naprawdę seksownie.
Wtedy też Elliott zauważył, że Andrew usuwa włosy nie tylko z twarzy, ale z całego ciała. Zapytał go o to, a Andrew wytłumaczył się magazynami kulturystycznymi. Zaczął je kupować po zaręczynach, gdy już wiedział kim jest, aby jakoś odreagowywać. Mężczyźni tam mieli ogolone ciała i uznał to za seksowniejsze niż owłosienie, które u niektórych mężczyzn wyglądało wręcz jak u małp. Elliott musiał przyznać, że Andrew miał ciekawe spostrzeżenie na ten temat, ale on nadal uważał, że owłosienie jest częścią męskości i nie powinno się go pozbywać, bo depilacja należała jednak do kobiet.
Delikatna barwa głosu pasowała więc do Andrew, bo chłopak cały był delikatny i przejawiał wręcz kobiece metody dbania o urodę i nie powinna być zaskoczeniem, a jednak nieco go zaskoczyła. Co odkryje w nim dalej? Może w końcu pozna jego wady, których ciągle nie znalazł?
Po krótkiej rozmowie z Andrew złapał taksówkę i pojechał w stronę domu Lawsonów. Gdy mijał znajome ulice poczuł zapomniane mu już uczucie nostalgii. Może i nie spędził w Kalifornii wielu lat, a większość czasu tu była koszmarem, ale miał stąd też dobre wspomnienia. Shirley była jednym z najlepszych.
Nie potrafił wyjaśnić tego, czemu się stresował gdy stanął przed drzwiami jej domu. Może to kwestia wspomnień jakie miał z tym miejscem? Obawa przed tym jak bardzo Shirley się przez te lata zmieniła? A może jeszcze coś innego? Potrzebował chwili nim zebrał się w sobie i zapukał do drzwi.
Zamarł, gdy zobaczył Shirley. Zawsze była ładna, ale teraz była piękną dojrzałą kobietą. Jednak nie to jak wyglądała było najważniejsze, a szczęście, które wręcz od niej promieniowało. Cieszył się, że wszystko jej się ułożyło, bo w ostatnich miesiącach jego mieszkania w Kalifornii, jej sytuacja wyglądała momentami tragicznie.
— Dotarłeś — powiedziała uradowana i go przytuliła.
Elliott uśmiechnął się i odwzajemnił uścisk.
— Przecież obiecałem — odparł.
— Nie obraź się, ale cuchniesz.
— Jestem tego całkowicie świadomy.
— Chodź, wykąpiesz się.
Weszli do środka, a Elliott od razu dostrzegł, że niewiele się tu zmieniło od jego ostatniej wizyty w tym domu.
— Elliott! — usłyszał znajomy głos, który powitał go radośnie.
Jose Lawson – najlepszy człowiek, jakiego poznał w Los Angeles. Elliott uśmiechnął się na jego widok i podszedł do mężczyzny, aby go uściskać. Jose wydawał się postarzeć o więcej niż pięć lat – włosy miał już całe siwe, podobnie jak wąsy. Zmarszczki nie były jeszcze mocno widoczne, ale powoli się pojawiały.
Po krótkim uścisku odsunęli się od siebie z Jose, a mężczyzna przyjrzał mu się uważnie.
— Co oni ci zrobili w tym Nowym Jorku? — spytał, a Elliott nie zrozumiał, o co mu chodzi.
— Nie rozumiem.
— Zawsze miałeś błysk w oczach. Już go nie widzę.
— To przez podróż. Cztery dni w pociągu to jakiś koszmar.
— Doskonale cię rozumiem — odparł, klepiąc go po plecach.
Chłopak skłamał i Jose doskonale o tym wiedział, ale nie chciał ciągnąć tego tematu. Nie spotkali się przecież, aby rozmawiać o życiu osobistym Elliotta i o trudach jego życia. Wolał, aby spędzili najbliższe dni w miłej atmosferze. Uznał, że porozmawia z nim o tym, co go spotkało przez te pięć lat dopiero po ślubie Shirley. Chciał go jakoś wesprzeć, szczególnie, że słyszał o śmierci jego matki i domyślał się, że nie jest mu teraz łatwo.
Jose pokazał mu, gdzie będzie spał, po czym Elliott wziął wreszcie upragniony prysznic. Od razu poczuł się nieco lepiej, ale nadal był wykończony. Zjadł z Lawsonami obiad i wtedy dopytał czemu Jose nie jest w pracy. Wtedy mężczyzna wyznał, że zatrudnił więcej osób, w tym George'a i dzięki temu miał więcej czasu dla siebie i rodziny. Planował przepisać interes na zięcia, więc po zaręczynach zaczął go sprawdzać, aby powiedzieć mu o tym w dniu ślubu. To miał być dodatkowy prezent ślubny.
Wyszło, że właśnie tak Shirley i George się do siebie zbliżyli – po przymusowym powrocie do Kalifornii i rozwiązaniu problemów prawnych, które do tego doprowadziły, Shirley zaczęła pracować w kinie ojca. Gdy George wrócił ze studiów, zatrudnił się tam i przyszedł ze świeższym podejściem, dzięki czemu kino zaczęło zarabiać więcej niż kiedykolwiek. Shirley i George spędzali ze sobą sporo czasu, aż któregoś dnia chłopak wyczuł moment i zaprosił ją na kolację. Od tamtego czasu byli razem. To był najdłuższy związek Shirley, a Elliott nigdy nie widział jej tak radosnej, więc miał nadzieję, że wreszcie znalazła kogoś, przy kim jest i już zawsze będzie szczęśliwa. Zasługiwała na to po tym wszystkim, co ją spotkało.
— Shirley, mogę cię o coś spytać? — zapytał, gdy po długich rozmowach, przez które obiad i kolacja zlały się w jedno wydarzenie, postanowili iść spać.
— O wszystko.
— Skąd wiedziałaś, że chcesz za niego wyjść?
To pytanie ją zaskoczyło. Nie bardzo wiedziała, jak na to odpowiedzieć.
— Chyba po prostu to wiedziałam. Czemu pytasz?
— Tak po prostu. — Wzruszył ramionami. — Wyglądasz na bardzo szczęśliwą.
— Ty za to wyglądasz okropnie i nie zwalisz wszystkiego na podróż. Coś się dzieje między tobą i Jamesem?
Elliott westchnął. Nie widzieli się pięć lat, a wciąż bardzo dobrze go znała.
— Bywa lepiej, bywa gorzej... — zaczął. — Ostatnio było źle, nawet bardzo źle, ale teraz znowu jest lepiej i...
— Nie wyglądasz jakby było lepiej.
— Bo cały czas się boję, że to tylko chwilowe.
— Chcesz o tym pogadać?
Pokręcił głową. Nie chciał się przy niej rozklejać, a bał się, że do tego doprowadziłaby ich rozmowa.
— Chyba nie. Ale może pomogłoby, gdybym wiedział czemu George go tu nie chce. Byli razem, mieli dobre relacje... To nie ma sensu. Przez to mam wrażenie, że jest w Jimmym coś, czego nie widzę.
Shirley westchnęła. Chciałaby mu pomóc, ale niestety nie mogła.
— Nie wiem o co dokładnie chodzi. Wiem, że George do niego dzwonił na początku zeszłego roku. Zostawiłeś mi wtedy wasz numer na pocztówce świątecznej i...
Elliott pokazał jej dłonią, aby przerwała.
— Jak to do niego dzwonił?
— James ci nie mówił?
Pokręcił głową. Nie mówił.
Na szczęście albo i nieszczęście, Elliott miał dobrą pamięć. Trzeci stycznia rok temu – James odebrał wtedy jakiś telefon. To nie była duga rozmowa, ale przez resztę dnia był jakiś nerwowy i nie chciał powiedzieć z kim rozmawiał. Elliott bał się wtedy iść do pracy w obawie, że jego chłopak zrobi coś głupiego. To wtedy zaczęły się ich problemy. Od tamtego czasu kłócili się częściej niż zwykle. Czy to wszystko mogło być powiązane z Georgem? Czy to z nim James wtedy rozmawiał? Nigdy wcześniej by na to nie postawił, ale teraz miało to naprawdę sporo sensu.
— Wiesz o czym wtedy rozmawiali?
— Nie, ale wiem, że George długo liczył na to, że James oddzwoni.
— I nie oddzwonił?
Shirley pokręciła głową, chociaż nie musiał tego robić, aby Elliott znał odpowiedź. Gdyby James oddzwonił, być może dziś byliby tu razem.
Jedno było pewne: musiał porozmawiać z Georgem. Potrzebował tej rozmowy. Potrzebował odpowiedzi. Zdawał sobie też sprawę z tego, że to był dla George'a ważny weekend, najprawdopodobniej najważniejszy w życiu, więc nie chciał mu go w żaden sposób niszczyć. Dlatego postanowił, że zapyta go o to tylko jeśli wyczuje odpowiedni moment. A jeśli nie? Trudno, wtedy będzie miał powód by jeszcze raz wrócić do Kalifornii, a dla tych odpowiedzi naprawdę byłby w stanie po raz kolejny męczyć się przez cztery i pół dnia w pociągu.
A/N
Konfrontacja Elliotta z Georgem zbliża się wielkimi krokami...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro