19
Miał mętlik w głowie i nie miał nikogo zaufanego z kim mógłby o tym porozmawiać. Był totalnie zagubiony między Jamesem i Andrew. Kiedy już sądził, że nie może być bardziej rozbity, jego umysł przekonywał go o tym, że jednak jest to możliwe. Gdy był z Jamesem jednocześnie cieszył się, że są razem, ale bardzo dużo myślał o Andrew i wyobrażał sobie, że to on jest na miejscu Jamesa. Kiedy z kolei był z Andrew, czuł się wyśmienicie do czasu aż pojawiało się poczucie winy względem Jamesa. Tego poczucia winy nie było, gdy przebywał ze swoim chłopakiem, co tłumaczył sobie tym, że przecież byli z Jamesem razem już siedem lat i miał wrażenie jakby zdradzał go z Andrew. Zdrada ciągle była czymś, co ciężko było mu pojąć.
Czy mógł porozmawiać z Evanem? Pewnie tak, ale on raczej na pewno kazałby mu zostawić Jamesa i iść do Andrew. Elliott nie potrafił zliczyć tego, ile razy Evan w koalicji z Brandonem próbował przekonać go do tego, że James do niego nie pasuje, więc powinni się rozstać. Czemu więc Evan miałby się nad tym rozwodzić? Szczególnie, że z logicznych względów bardziej lubił Andrew.
Czy mógł porozmawiać z Dorothy? Też tak, ale ona z kolei nakłaniałaby go do zostania przy Jamesie, nie ważne co. To wynikało z tego, że dogadywała się z Jamesem, którego uwielbiały jej dzieci. O Andrew nie wiedziała zbyt wiele, nie znała go dobrze. Owszem, sugerowała, że coś mogłoby być między nim i Elliottem. Powiedziała na głos, że Andrew jest przystojny. Jednak to nie oznaczało, że będzie obiektywna.
O rozmowie z Robertem wolał nawet nie myśleć.
To może rozmowa z losowym klientem? Może ktoś, kto spojrzałby na sytuację z boku byłby najlepszym doradcą? To nie byłoby głupie, ale był jeden zasadniczy problem tego rozwiązania – Andrew stał obok i wszystko by słyszał, a to nie byłoby miłe dla żadnego z nich. Dlatego więc ta opcja nie wchodziła w grę.
Rozwiązanie problemu nadeszło z najbardziej nieoczekiwanej strony – od kogoś, z kim Elliott nie spodziewał się już nigdy więcej spotkać, bo dzieliły ich dosłownie całe Stany Zjednoczone – mieszkali na przeciwległych wybrzeżach.
Gdy tylko wrócili z Andrew do domu, James wychylił się zza ściany. Elliotta nieco zaskoczył fakt, że chłopak nie śpi o tej porze w sobotni poranek.
— Shirley dzwoniła wczoraj wieczorem — poinformował go, a Elliott na moment dosłownie zastygł w bezruchu. Tego się nie spodziewał. — Prosiła żebyś oddzwonił. Zapisałem numer na kartce, jest przy telefonie.
— Mówiła o co chodzi?
— Nie i nie była zbyt rozmowna.
— Dzięki — odpowiedział niepewnie. Stresował się, bo Shirley nie należała do tych cichych. Bał się, że coś się stało.
To, że Shirley jakoś zdobyła ich numer nie powinno go dziwić, ale nie mieli ze sobą kontaktu od dawna. Wysyłał jej pocztówki na Święta i urodziny, ale na tym ich kontakt się kończył. Nawet nie był pewien czy dziewczyna je otrzymuje, bo nie miał jak dostać żadnego potwierdzenia. Dlatego zdziwiło go, że po kilku latach przerwy Shirley zadzwoniła. Musiało jej zależeć na rozmowie, skoro zdobyła ich numer. Kiedyś podał jej numer, ale to było kilka przeprowadzek temu, zanim postanowili przenosić się z telefonem.
Postanowił nie czekać. Podszedł do telefonu i wybrał numer z kartki. Nie musiał nawet za bardzo na nią zerkać, bo jakimś cudem ciągle pamiętał ten numer – to był numer do domu Lawsonów. Ten sam, którego używali, gdy Elliott, James i Shirley byli jeszcze w liceum. Może i była sobota rano, ale warto było spróbować. Jeśli nie odbierze, spróbuje raz jeszcze później.
— Shirley Lawson, słucham? — Odebrała, a Elliott uśmiechnął się słysząc jej głos, szczególnie, że nie brzmiała na kogoś, kto byłby w tym momencie czymś zmartwiony.
— Cześć, Jimmy mówił, że mam oddzwonić.
— Elliott! — W jej głosie wybrzmiał słyszalny entuzjazm. — Boże, ile to już lat...
— Zbyt wiele — westchnął.
— Co tam u ciebie? Poza tym co mi pisałeś.
— Większość rzeczy po staremu — stwierdził, nie chcąc mówić jej o Andrew. — A u ciebie?
— Co ty taki mało rozmowny?
— Po prostu zmęczony. Nie bierz tego do siebie. Jeśli chcesz żebym był bardziej rozmowny, mogę zadzwonić po południu jak się obudzę.
— Elliott, jest rano.
— Wiem, ale właśnie wróciłem z pracy.
Shirley westchnęła.
— James mówił, że jesteś w pracy, ale nie sądziłam, że pracujesz po nocach.
— Tak jakoś wyszło. Ale naprawdę, co u ciebie?
— Wychodzę za mąż. Za dwa tygodnie.
Elliott uniósł brwi. To była niespodziewana informacja. Bardziej niespodziewana niż ten telefon. Po tym jak Shirley wpakowała się w romans, przez który Jose musiał zabierać ją z Nowego Jorku, Elliott był pewien, że przyjaciółka będzie się wiązać z kobietami. A może nie powinno go to dziwić aż tak bardzo? U niej odkrywanie siebie było bardzo ciężkie. Nie był pewien czy sama Shirley jest w stu procentach pewna swojej orientacji seksualnej, bo przechodzili między heteroseksualizmem i homoseksualizmem bardzo płynnie, potem po drodze pojawił się biseksualizm, ale Elliott nie był przekonany co do tego, że jest to ostateczna wersja. Ale to było bez znaczenia. Żadna etykieta nie była tu nikomu potrzebna – liczyło się to, aby Shirley była szczęśliwa. Tylko czy to oby na pewno była droga do szczęścia?
— Oh — wypalił. — Shirley, nie wiem co powiedzieć, ale muszę wiedzieć czy...
— Nikt mnie do tego nie zmusił jeśli to chcesz zasugerować — przerwała mu, a Elliott uśmiechnął się na te słowa z dwóch powodów – bo to była jej świadoma decyzja i bo poczuł, że mimo upływu lat wciąż dobrze się rozumieją.
— Właśnie miałem o to pytać. Jesteś szczęśliwa?
— Wiem, że możesz mi nie wierzyć, ale tak.
— W takim razie bardzo się cieszę. Naprawdę. Zasługujesz na szczęście i...
— Chcę, żebyś tam był — przerwała mu znowu, bo uznała, że to odpowiedni moment, aby go o tym poinformować.
To zaskoczyło Elliotta jeszcze bardziej niż sam fakt ślubu Shirley. Ile jeszcze razy dziewczyna go dziś zaskoczy?
— Jesteś pewna, że to dobry pomysł?
— Masz pojęcie jak długo szukałam twojego numeru, żeby cię zaprosić? Z iloma obcymi ludźmi przypadkowo rozmawiałam? Tak, jestem pewna, że chcę, żebyś przyjechał. Inaczej bym nie dzwoniła.
Elliott westchnął.
— Ostatni ślub, na którym byłem nie doszedł do skutku. Jestem jakimś przekleństwem.
— Nie wygłupiaj się.
— Mówię poważnie. Mogę ci dać niedoszłego pana młodego do telefonu jak chcesz...
Rozejrzał się nawet za Andrew, ale go nie dostrzegł. Słyszał za to dźwięki z łazienki świadczące o tym, że przyjaciel bierze prysznic. Nie powinno go to dziwić – gdyby Andrew stał cały czas obok, byłoby to nieco przerażające. Jego myśli błyskawicznie powędrowały w stronę wizji nagiego Andrew.
— Elliott... — I w tym momencie jego myśli wróciły do rozmowy z Shirley. Dość szybko oprzytomniał. Chwała Shirley za to, że powiedziała jego imię, bo na inne słowo mógłby nie zareagować.
— Powiedz mi gdzie i kiedy mam być. Zobaczę czy dostanę wolne w pracy.
— Masz coś do pisania?
Elliott spojrzał na kartkę – to miał. Gorzej z czymś co zostawiłoby na niej jakąś treść.
— Czekaj, pójdę po jakiś długopis. — Poprosił ją, odkładając słuchawkę na kartkę. Po chwili wrócił z długopisem. — Jestem.
Shirley podyktowała mu adres, datę i godzinę uroczystości.
— Mój tata zgodził się cię przenocować, więc o nocleg się nie martw — poinformowała go.
— Mieszka tam gdzie wcześniej? — To było głupie pytanie. Było logiczne, że tak, skoro jego pocztówki dochodziły do Shirley. Mimo wszystko dla formalności wolał to potwierdzić.
— Tak.
— Cudownie. Podziękuj mu ode mnie.
— Elliott, jest coś jeszcze — powiedziała pierwszy raz brzmiąc poważnie. To go nieco zaniepokoiło.
— Słucham cię.
— Przyjedź sam, dobrze?
To nie była prośba, której mógłby się po niej spodziewać.
Do Andrew poszedł sam, bo to było logiczne. Andrew był tylko jego przyjacielem – James go nawet nie widział, więc pójście tam razem z nim byłoby nietaktowne i ryzykowne. Natomiast przy ślubie Shirley powinno być inaczej – ona znała Jamesa, chyba nawet i jego miała za przyjaciela. Był pewien, że zaprosi ich oboje.
— Czemu? — zapytał niepewnie. Miał złe przeczucia co do tej prośby.
— Tak będzie bezpieczniej.
— Moglibyśmy udawać, że jesteśmy osobno.
— Elliott, mówię poważnie. Tu nie chodzi o twoje bezpieczeństwo czy o to, że ktoś wezwie policję.
— Więc o co?
— Mój narzeczony to George Brown.
Elliott zakrztusił się własną śliną. Shirley postawiła sobie za cel przekazanie mu jak największej ilości szokujących informacji na raz?!
Pamiętał Geoge'a – ciężko, żeby było inaczej. Początkowo się nienawidzili. Potem, gdy Elliott trafił do ośrodka, George umawiał się z Jamesem, ale rozstał się z nim w dniu powrotu Elliotta. Ostatecznie George okazał się być bardzo w porządku. To była dobra wiadomość dla Shirley, bo wątpił, aby George mógł ją skrzywdzić, ale to i tak wydawało mu się dziwne. Może ten ślub był ustawiony. Tyle, że Shirley wydawała się być naprawdę szczęśliwa, więc to nie miało sensu. Poza tym akurat George nie musiał tego robić – z jakiegoś powodu jego rodzice nie mieli problemów z odmienną seksualnością syna. Oboje.
— Żartujesz? Przecież on...
— Jest taki jak ja — przypomniała mu, a Elliott nie potrafił się z nią kłócić. George deklarował się jako biseksualny i nawet jeśli ta orientacja wciąż nie była dla Elliotta zrozumiała, nie uważał się za kogoś, kto ma prawo decydować o tym, kto jest kim. — Gdy dowiedział się, że cię zapraszam, powiedział, że możesz przyjechać tylko jeśli nie weźmiesz ze sobą Jamesa.
To, że George nie chciał obecności Jamesa na swoim ślubie było dziwne. Nawet bardzo dziwne. Długo byli blisko. George twierdził, że prawie równie długo czuł coś do Jamesa. Czemu więc go tam nie chciał? Bał się, że te uczucia by wróciły? Jeśli tak to nie powinien się żenić.
— Bo zostawiłby cię przed ołtarzem? Shirley to nie ma sensu, że zgodził się na mnie, a...
— Elliott, mówię poważnie. Może George wyjaśni ci to na miejscu, ale nie chodzi o to, co sugerujesz.
To jeszcze bardziej go zaniepokoiło. Jeśli George nie chciał Jamesa i powodem nie były uczucia, to o co chodziło?! Coś było nie tak. Czuł, że przez kolejne dwa tygodnie będzie się nad tym rozwodził.
— Dobrze, będę sam.
— Dziękuję. Zadzwoń jak będziesz wiedział czy dasz radę przyjechać.
— Oczywiście.
— Nie przetrzymuję cię już, brzmisz jakbyś nie spał przez tydzień. Idź odpoczywać.
— Shirley, mogę zadzwonić jakoś po południu? — spytał łagodnie. — Tak, żeby po prostu porozmawiać?
— Możesz dzwonić w każdej chwili — zadeklarowała.
A/N
Jestem szczerze ciekawa czy ktoś się domyśla o co chodzi z Georgem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro