17
James nie kłócił się z Elliottem w kwestii Andrew tylko z jednego powodu – wiedział, że jeśli to zrobi, przegra. Nie był ślepy, miał oczy. Między Andrew i Elliottem coś się działo i jeśli ta dwójka próbowała to ukrywać to absolutnie im to nie wychodziło.
Był pod ścianą. Wiedział, że jeden zły ruch może sprawić, że straci Elliotta. Niepokoiło go to, że ta dwójka spędzała razem sporo czasu – niemal od razu po wprowadzeniu się Andrew, zaczęli razem pracować. Jedynym co go uspokajało było to, że znał Elliotta na tyle, aby mieć całkowitą pewność, że chłopak go nie zdradzi. Co nie oznaczało, że go nie zostawi.
Starał się więc jak tylko mógł i cieszył się widząc szczęście w oczach Elliotta, gdy byli razem. Nie pamiętał, kiedy ostatnio było między nimi tak dobrze i chciał, aby taki stan rzeczy trwał jak najdłużej. Bo wiedział, że dopóki jest dobrze, nie ma o co się martwić. Poza tym wolał, gdy w ich relacji było spokojnie – nie lubił, gdy się kłócili.
Niestety było coś, co mogło sprowokować go do kłótni i były to tajemnice Elliotta. Jedna z nich wypłynęła, gdy przy przecieraniu kurzu w ich sypialni znalazł dokument, na którego widok zrobiło mu się słabo.
W tym momencie miał gdzieś to, że Elliott oglądał telewizję, a Andrew przygotowywał kolację tuż obok. Miał też gdzieś, że Robert i Dorothy też będą świadkami tej rozmowy. Po prostu nie potrafił tego tak zostawić. Jak miał ufać Elliottowi, skoro ten miał przed nim sekrety?
Podszedł do swojego chłopaka i zaczął my wymachiwać kartką przed twarzą.
— Co to jest? — wycedził przez zęby.
— Spokojnie, Evan nie umiera — odpowiedział, jakby to było nic.
— I dlatego przepisał ci bar w testamencie?!
Andrew w tym momencie przeklinał brak ściany między salonem i kuchnią. Nie chciał być świadkiem tej kłótni, ale wiedział, że jeśli odejdzie, jego risotto zamieni się w węgiel. Pocieszało go to, że nie tylko on był świadkiem tej dyskusji, a również Robert i Dorothy. Uznał, że jeśli oni wyjdą, on też to zrobi. Przynajmniej dzieciom było dane tego uniknąć, bo Henry odrabiał lekcje w swoim pokoju, a Brian postanowił robić wszystko, aby go od tego odciągać na rzecz wspólnej zabawy. Pewnie i tak usłyszą kłótnię przez ścianę, ale przynajmniej nie byli bezpośrednimi świadkami, a to dla dzieci zawsze lepiej.
Zaskoczyło go to, że Evan przepisał bar na Elliotta – do tej pory nie miał o tym pojęcia. Nie dziwił się więc Jamesowi, że też był tym zaskoczony i rozumiał, że mogło mu się nie podobać, że Elliott to przed nim zataił, ale jego reakcja była przesadzona. Mocno przesadzona. Nie musiał przecież od razu krzyczeć.
— Przepisał mi go, bo nie miał innego kandydata — powiedział spokojnie Elliott, który widocznie nie chciał się kłócić. Andrew podziwiał jego opanowanie.
— Niech przepisze go na Andrew! — krzyknął, wymachując ręką w stronę kuchni i spojrzał na niego, jakby oczekiwał wsparcie.
— Mnie w to nie mieszaj — stwierdził Andrew, unosząc ręce w geście niewinności. To nie była jego sprawa i nie miał zamiaru się w to wtrącać. Przynajmniej nie na razie.
Elliott westchnął i przymknął oczy. Tydzień – tyle udało im się wytrzymać bez kłótni odkąd Andrew z nimi zamieszkał. Aż dziwne, że to nie gość był przedmiotem pierwszej kłótni po tej przerwie. Wkurzało go to, że James krzyczał na niego przy Andrew, dlatego starał się wyciszyć sytuację, aby nie doszło do klasycznej dla nich eskalacji.
— Evan podjął decyzję, nie będzie teraz zmieniał testamentu tylko dlatego, że tobie to nie pasuje.
— Czyli się na to zgodziłeś?!
Elliott wzruszył ramionami.
— Postawił mnie przed faktem dokonanym. Poza tym, czemu nie? To dobre zabezpieczenie na przyszłość. Stała praca do końca życia. W czym problem?
— Chyba w czymś jest problem, skoro nie raczyłeś mi o tym powiedzieć!
— Jimmy, daj spokój — poprosił go łagodnie.
— Pieprz się, Elliott.
James wrócił do sypialni, a Elliott odchylił głowę do tylu i przykrył ją dłońmi. Odczekał chwilę, aby pozbyć się negatywnych emocji. Po chwili ruszył w ślad w swoim chłopakiem, aby raz jeszcze spróbować to między sobą wyjaśnić, ale tym razem już na osobności. Liczył, że wtedy James będzie spokojniejszy. Na pewno nie chciał tego zostawiać tak, jak wyglądało to teraz, bo wiedział, że wtedy testament Evana będzie źródłem kolejnych konfliktów, a naprawdę wolał tego uniknąć.
— Często tak jest? — Andrew zwrócił się Dorothy, jako że z nią rozmawiało mu się o niebo lepiej niż z Robertem. To była złota kobieta.
— Od jakiegoś czasu tak, ale ostatnio było lepiej. To i tak było dosyć spokojne jak na nich.
Andrew nie rozumiał co Dorothy miała na myśli poprzez „dosyć spokojne", bo to na pewno nie była spokojna rozmowa, a przynajmniej nie ze strony Jamesa. Jednak po chwili z sypialni Elliotta i Jamesa zaczęły dobiegać niezrozumiałe krzyki, aż w którymś momencie ucichły, bo Elliott po prostu wyszedł z mieszkania.
— I wracamy do normy — westchnął zrezygnowany Robert.
Andrew patrzył przez chwilę w stronę sypialni, czekając aż James z niej wyjdzie i pobiegnie za Elliottem, ale nic takiego się nie działo. Nie rozumiał tego. Przecież Elliott poszedł za Jamesem – pokazał, że mu zależy i że chce się porozumieć. Czemu to nie działało w dwie strony?
— Nie pobiegnie za nim? — zapytał zaskoczony.
Robert i Dorothy pokręcili głowami.
— Rzadko to robi.
Andrew zadziałał instynktownie. Zgasił palnik, odstawił patelnię z ryżem i to on był tym, który wyszedł za Elliottem, po drodze do drzwi chwytając tylko swój płaszcz. W końcu był listopad – na zewnątrz nie było najcieplej.
— A temu co? — Robert zwrócił się do żony, która wzruszyła tylko ramionami.
Zamiast zbiegać po schodach jak każdy inny, przeskakiwał przez barierki na klatce, dzięki czemu zyskał nieco czasu i zdążył zobaczyć sylwetkę Elliotta nim ten zniknął za zakrętem. Szybko go dogonił i zatrzymał.
— Elliott, czekaj — powiedział łagodnie, łapiąc go za ramię. Elliott mimowolnie odwrócił się w jego stronę. Miał łzy w oczach. Andrew w tym momencie poczuł ukłucie w klatce piersiowej. Ten widok łamał mu serce. Czemu James ranił Elliotta nie dostrzegając tego, jak wspaniałego ma chłopaka? Nie potrafił tego zrozumieć.
— Przepraszam, że musiałeś być tego świadkiem — wymamrotał cicho, bo głośniej nie potrafił. Był przybity z dwóch powodów. Po pierwsze: nie udało mu się wyjaśnić sprawy z Jamesem tak, jak tego oczekiwał. Zamiast tego James zaczął go wyzywać od bezmózgów, zarzucając mu brak instynktu samozachowawczego. Po drugie: Andrew był świadkiem tego zajścia, co nigdy nie powinno było się wydarzyć.
Dopiero teraz Andrew coś zrozumiał. Tamtego dnia, gdy przypadkiem wpadli na siebie dosłownie kilkanaście metrów stąd, Elliott płakał przez Jamesa. Za każdym razem, gdy Elliott był w złym humorze, była to wina Jamesa.
Andrew przymknął oczy. Do tej pory próbował sobie tłumaczyć, że nie zasługuje na Elliotta. Teraz zdał sobie sprawę, że niekoniecznie musiało tak być. On nigdy nie nakrzyczałby na niego za czyjś testament. To James na niego nie zasługiwał. Niestety uświadomienie sobie tego wcale mu nie pomogło, a wręcz zwiększyło ból, który w tym momencie odczuwał.
Miał ochotę go przytulić, pocałować i zapewnić, że będzie dobrze, ale nie mógł tego zrobić. Po pierwsze – to byłoby przekroczeniem pewnej granicy, której wiedział, że nie może przekroczyć i po drugie – byli jednak na ulicy w środku Nowego Jorku. Co chwila ktoś tędy przechodził. To byłoby bezsensowne ryzyko.
— Chcesz iść na piwo? — zaproponował więc w zamian. — Ja stawiam.
Uśmiech Elliotta był w tej chwili wszystkim, czego potrzebował.
A Elliott? W tym momencie po raz pierwszy nabrał wątpliwości. Co jeśli Andrew był mu pisany? Miał go tuż przed nosem – chyba idealnego faceta, który coś do niego czuł. Co jeśli popełniał błąd trzymając go w roli przyjaciela? Przecież to, co właśnie się stało jasno dało mu do zrozumienia, że Andrew jest lepszy niż James. Przynajmniej dla niego. Przynajmniej w tym momencie.
Andrew był łagodniejszy niż James – bardziej ugodowy, mniej konfliktowy i chyba bardziej empatyczny. Trochę lepiej go rozumiał. Nigdy go nie oceniał. Zawsze starał się go zrozumieć, nawet wtedy gdy dowiedział się, że Elliott kogoś ma. Elliott oddałby wszystko, aby James taki był.
W tym momencie dotarła do niego myśl, która go przeraziła. Gdyby było odwrotnie – gdyby był z Andrew, a James byłby tym trzecim, nawet nie rozważałby tego, aby go zostawić. A może tylko teraz tak myślał? Może myśl o porzuceniu Jamesa dla Andrew wynikała tylko i wyłącznie z tej sytuacji, w której się teraz znaleźli? Na pewno nie powinien się teraz tą myślą kierować.
— Chętnie — zgodził się wreszcie, a Andrew odpowiedział mu lekkim uśmiechem. Gdyby nie to, że byli teraz na środku ulicy, przytuliłyby go.
— Chodź — zachęcił go.
Bar Evana, w którym pracowali otwierał się za dwie godziny, ale były takie, które już działały i w jednym z nich mogli się wspólnie napić i porozmawiać, nim pójdą do pracy.
Elliott od dawna nie był w innym gejowskim barze niż ten, w którym pracował i wątpił, aby jeszcze miał tam trafić. Andrew to zmienił, po drodze użyczając mu nawet swój płaszcz, bo Elliott swojego zapomniał.
I to była kolejna kwestia – James nigdy nie zabrałby go w takie miejsce. Miał fioła na punkcie bezpieczeństwa i życia w ukryciu. Zresztą w Los Angeles też o wiele częściej bywał w takich miejscach z Shirley niż z Jamesem. To zawsze było jego problemem, ale w Nowym Jorku było z tym jeszcze gorzej.
— Jimmy się wkurzy jak się dowie gdzie poszliśmy — westchnął.
— To może zostać tylko między nami — zaproponował Andrew. — Jeśli zapyta, powiemy, że poszliśmy do parku...
— Mam go okłamywać?
— Wolisz się znowu z nim kłócić? Nawet za tobą nie wyszedł. Jakby mu nie zależało, jakby... przepraszam, nie powinienem tak mówić.
Obiecał sobie, że nie stanie między Elliottem i Jamesem, ale jak miał się tego trzymać? James zaliczył dzisiaj u niego ogromnego minusa. Drażniło go, że Elliott jest z kimś takim. Ile razy James zaatakował go o pozornie błahe rzeczy? Ile razy Elliott musiał uporać się z tym w samotności? Chyba wolał tego nie wiedzieć, bo prawdopodobnie po usłyszeniu odpowiedzi wróciłby do mieszkania i zaatakował Jamesa, aby ten po terapii szokowej wreszcie zrozumiał, kogo ma przy sobie. Andrew zrobiłby prawie wszystko, aby Elliott był z nim. Prawie, bo nie potrafił rozbić jego związku tylko po to, aby tak się stało.
— Przyzwyczaiłem się, że taki jest. Ale ma lepsze momenty, naprawdę. Jest romantykiem.
— Romantykiem się jest cały czas, a nie nim bywa.
— A wiesz to bo...?
— Bo jestem romantykiem. Czy to nie logiczne? — zapytał nieco żartobliwym tonem, wreszcie powodując na twarzy Elliotta drugi uśmiech, nawet jeśli wciąż jakiś przygaszony.
Andrew nie skłamał – faktycznie był romantykiem. Do tej pory nie miał okazji pokazać tego Elliottowi, ale naprawdę tak było. Andrew wierzył w to, że zakochuje się na zawsze – inne uczucia mogą zanikać, ale nie miłość. Dlatego był gotów zrobić wszystko dla tego, którego kocha. Mógłby oddać za niego życie. Dochodziły też mniej drastyczne kwestie jak to, że Andrew wolał randki w zacisznym miejscach. Lubił razem leżeć w jakimś ustronnym miejscu i na przykład oglądać nocą gwiazdy na niebie. No i jego romantyzm był też powodem, dla którego wciąż nie przeżył swojego pierwszego razu – uważał, że to należy robić tylko z kimś, kogo się kocha. Za namowami innych próbował się przekonać do innego spojrzenia na ten temat, ale nie wyszło.
— Na pewno jesteś wyrozumiały. Większość pewnie nie chciałaby się ze mną zadawać po tym co zrobiłem.
Andrew westchnął. Wiedział, że prędzej czy później wrócą do tego tematu. Ale może po kilku dniach przerwy będzie nieco łatwiej?
— Czemu nie powiedziałeś mi o Jimmym? Tak naprawdę — zapytał łagodnie i tak samo spojrzał na Elliotta, aby pokazać mu, że nie ma zamiaru się awanturować i go obwiniać. Po prostu chciał znać prawdę, a jeśli się uda to też go zrozumieć.
— Na początku nie chciałem ci się aż tak zwierzać, a potem zapomniałem, że o nim nie wiesz.
— I dlatego nigdy o nim nie rozmawialiśmy?
Elliott wzruszył ramionami.
— Chyba podobała im się idea w której nie jesteście ze sobą w żaden sposób powiązani — wyznał. — Z tobą nie rozmawiałem o nim, z nim nie rozmawiałem o tobie, ale różnica jest taka, że on o tobie wiedział.
Andrew skinął głową. Powoli zaczynał rozumieć, ale jeszcze potrzebował kilku odpowiedzi.
— Czemu ci się to podobało? Mógłbyś do mnie przychodzić po każdej waszej kłótni, wysłuchałbym cię.
— Wiem, ale po prostu... Nie wiem — westchnął, w geście rezygnacji przejeżdżając dłonią po twarzy. Samemu sobie nie potrafił odpowiedzieć na to precyzyjnie, a co dopiero komuś innemu. — Jakaś część mnie czuła, że między mną i Jimmym jest tak źle, że możemy zbliżać się do końca. Pojawiłeś się w moim życiu w czasie tego kryzysu i chyba przez to trochę uwierzyłem, że może to dlatego, żebym był z tobą. Chyba dlatego nie chciałem mieszać w to spraw z Jimmym. Nie chciałem, żeby to wpłynęło na naszą relację i na to jak mnie postrzegasz.
— Ale zostałeś przy Jimmym i nie wyglądasz na kogoś, kto myśli o rozstaniu — zauważył. To nie był atak i zdecydowanie nie miał nim być. Elliott szybko zrozumiał to po tonie jego głosu. Czemu James nie potrafił tak rozmawiać?!
— Bo zaczął się starać. Już było dobrze, naprawdę. Nie wiem co mu dzisiaj odbiło.
Andrew skinął głową. Chciałby, żeby to było prostsze. Wpakowali się w jakiś trójkąt i żadne rozwiązanie tej sytuacji nie wydawało się być właściwe. A przecież jakoś musieli to rozwiązać. Obecny stan rzeczy nie mógł być wieczny.
Ale co jeśli mogło być prościej? Co jeśli pocałowałby Elliotta? Tu i teraz. Co jeśli ten pocałunek wszystko by zmienił?
W jego głowie zaczęły pojawiać się wizje jak to się dzieje. Tego jak przybliża się do Elliotta, jak łagodnie patrzą sobie w oczy, chcąc nabrać pewności, że obaj tego chcą. Kiedy już by to znaleźli w oczach tego drugiego, zbliżyliby się do siebie jeszcze odrobinę, przymknęli oczy i złączyli ich wargi w romantycznym miłosnym uniesieniu, przez które obaj zrozumieliby, że są sobie pisani i już na zawsze będą razem. No może nie od razu na zawsze, ale mogliby przecież tak pomyśleć dla podkreślenia wspaniałości tej chwili.
Problem polegał na tym, że to nigdy się nie wydarzy. Obiecał sobie się nie mieszać i zamierzał się tego trzymać. I tak powiedział dziś o kilka słów za dużo. Pocieszanie Elliotta było jedynym, co pozostawało w granicach jego etyki. Dlatego to zamierzał robić – być obok i wspierać Elliotta, ale nie wykonywać żadnego ruchu. A potem zniknąć, gdy nadejdzie na to czas.
***
Gdy James wyszedł z sypialni od razu zrozumiał, że coś jest nie tak. W mieszkaniu było zbyt pusto i to nie tylko przez wyjście Elliotta.
— Gdzie Andrew? — zapytał niepewnie.
— Wybiegł za Elliottem, gdy zorientował się, że ty tego nie zrobisz — odpowiedział mu Robert, a James z całej siły uderzył pięścią w ścianę. To nie była cegła, a cienka płyta – nic dziwnego, że James zrobił w niej w tym momencie dziurę.
— Szlag! — wydarł się na całe gardło, po czym oparł się głową o ścianę i próbował się uspokoić. Próbował przekonać się do myśli, że Elliott w tym momencie nie zdradza go z Andrew. Bo to, że Andrew nie wrócił było równoznaczne z tym, że ta dwójka była teraz gdzieś razem. Przeklinał się, że nie wybiegł za Elliottem i go nie zatrzymał. Przecież wiedział, co tu się święci, a i tak zrobił wszytko, aby pogorszyć swoją sytuację. — Jak ja mam z nim rywalizować? — jęknął zrezygnowany.
— Rywalizować z kim?
— Z Andrew.
— Ale o co?
— Czy tylko ja tu mam oczy?! Ślinią się do siebie, robią te maślane oczy i...
— James, uspokój się. Elliott cię tak łatwo nie zostawi.
— Dla kogoś, komu pasuje identyczne życie jak jemu? Bez myślenia o konsekwencjach? Naprawdę wierzysz w to co mówisz? Andrew bardziej do niego pasuje i to mnie denerwuje.
— Co nie zmienia faktu, że cię nie zostawi — upierał się Robert. — Uspokój się, ochłoń. Elliott wróci przed pracą albo po niej, wtedy porozmawiacie.
— Do tego czasu mogę go stracić.
— Nikogo nie stracisz. Dla Elliotta nie ma ważniejszej rzeczy niż wasz związek.
— Wychodzę — zadeklarował. Musiał ich odnaleźć i jeszcze zawalczyć o ukochanego. Przecież nie mógł zostawić tego na łasce losu.
Robert westchnął zrezygnowany i spojrzał na swoją żonę.
— Co myślisz?
— Elliott faktycznie wydaje się być blisko z Andrew.
— Ale gdyby miał zostawić dla niego Jamesa, już by to zrobił. Nie zostawi go. Miał w przeszłości większe powody, by odejść i tego nie zrobił. Są razem siedem lat. Andrew może tylko zderzyć się ze ścianą. Dopóki chodzi o innego mężczyznę, a nie kobietę to żaden z nich nie ma się o co martwić, naprawdę.
— Uważasz, że Elliott zostawiłby Jamesa dla kobiety, ale nie zrobi tego dla łagodniejszego faceta?
— Co?
— Przecież to od razu widać, że Andrew jest spokojniejszy. James ma rację – Andrew bardziej pasuje do twojego brata.
— Mniejsza o Andrew. Elliott może i nie odszedłby dla kobiety, ale James mógłby. Jego ciągnie w stronę normalnego życia, nawet jeśli nie przyzna tego głośno.
— Zamiast rozważać coś, co nigdy się nie wydarzy pomyśl lepiej jak naprawić dziurę w ścianie.
Robert westchnął.
— Idę po kartkę i dzieci.
Wiedział, że to nie jest rozwiązanie na stałe, ale nie miał zamiaru spędzać teraz kilku godzin na fachowej naprawie ściany. Poza tym uważał, że skoro James ją zepsuł to on powinien to naprawić. On mógł jedynie zakleić to kartką z rysunkami dzieci, bo na coś takiego zawsze lepiej się patrzy niż na dziurę.
A/N
Dziś jeszcze 1.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro