16
Andrew ostatecznie nie potrafił być zły na Elliotta za to, co się wydarzyło. Po głębszej analizie uznał, że to że Elliott coś czuł nie było jeszcze czymś złym. Mógłby mieć do niego pretensje, gdyby Elliott go pocałował albo nawet się z nim przespał i dopiero wtedy powiedział mu o Jamesie. Tymczasem Elliott nie wykonał żadnego kroku, więc Andrew czuł, że obwinianie go byłoby nie na miejscu i ostatecznie wziął całą winę za swoją głupotę na siebie.
Nie miał pojęcia co on sobie myślał. Jeszcze w trakcie uroczystości był pewien, że tego wieczoru będzie już żonaty. Nie brał pod uwagę tego, aby zostawić Patricię przed ołtarzem. W żadnym scenariuszy, który przez ostatnie dni i tygodnie pojawił się w jego głowie nie wyobrażał sobie tego, że mógłby się tak zachować. Mało to – do tej pory był tym, który krytykował takie zachowania i uważał je za brak szacunku względem drugiej osoby. Wiedział, że ją zranił i ośmieszył przed całą jej rodziną. Zachował się okropnie i prawdopodobnie nigdy sobie tego nie wybaczy.
Co więc mu odbiło? Nie był pewien. Po prostu nagle, stojąc przed ołtarzem, obok Patricii, zrozumiał, że chciałby, aby na jej miejscu stał Elliott. Wiedział, że to niemożliwe – prawo nigdy by im na to nie pozwoliło, ale chodziło o sam fakt. Nagle uderzyło w niego to, że nie może się ożenić. Po prostu nie i koniec. To byłoby wygodne, gdyby do zawarcia związku małżeńskiego ostatecznie doszło, ale ostatecznie zraniłoby i jego, i Patricię. Miał nadzieję, że dziewczyna kiedyś zrozumie, że nawet jeśli zachował się słabo to zrobił to dla jej dobra. Szkoda tylko, że nie będzie mu dane się wytłumaczyć. Wiedział, że już nigdy więcej z nią nie porozmawia. Gdyby spróbował teraz, byłoby to nietaktowne, a potem zdecydowani lepiej byłoby dać jej żyć swoim życiem i się w nie nie mieszać.
Najgorsze były pierwsze godziny. Czuł się niezbyt komfortowo – widział, że brat Elliotta patrzy na niego z uprzedzeniem. Słyszał nawet jak bracia kłócili się o to, aby tu został. Ostatecznie Elliott wygrał dyskusję i Andrew z jednej strony cieszył się, że przyjaciel stanął w jego obronie i walczył o niego ze swoim bratem, ale z drugiej nie potrafił nie czuć jakiegoś dziwnego stresu, gdy przebywał w jednym pomieszczeniu z Robertem, a nie miał co do tego zbytniego wyboru, dopóki ten nie poszedł razem ze swoją żoną spać. No i potem przyszła noc, która była chyba jeszcze gorsza niż wieczór, nie tylko przez myśli, które zaprzątały mu głowę.
Doskonale wiedział, co działo się w sypialni Elliotta i Jamesa. Nie trudno było wyłapać, że ta dwójka próbuje być cicho, ale kanapa w salonie była tak blisko ich sypialni, że w połączeniu z cienkimi ścianami, Andrew po prostu nie mógł tego nie słyszeć. Musiałby chyba być głuchy albo przynajmniej mocno niedosłyszący.
Nie miał prawa być zły na Elliotta – w końcu był w długim, trwałym związku, a to normalne, że pary ze sobą sypiają, ale i tak go to bolało. Potrafił myśleć tylko o tym, jak bardzo chciałby być na miejscu Jamesa. To sprawiło, że zaczął płakać. Musiał wziąć się w garść. Tylko jak miał to zrobić, kiedy całe jego życie legło w gruzach – porzucił wszystko co miał, a chłopak, którego pokochał miał innego?
To, że w ogóle nie spał byłoby kłamstwem – coś tam spał, ale bardzo często się wybudzał, po czym miał problemy z zaśnięciem, bo jego mózg znowu zaczął wszystko analizować i rozważać kolejne opcje przyszłych wydarzeń. Gdy zaczęło świtać, zrezygnował z dalszych prób zaśnięcia i po prostu leżał, aż usłyszał, że ktoś wreszcie wstał.
Podniósł nieśmiało głowę i ulżyło mu, że tym kimś był Elliott. Może nie powinno go to cieszył, bo jednak na sam jego widok poczuł ukłucie w sercu, ale wolał Elliotta niż Jamesa czy Roberta.
— Cześć — przywitał się cicho.
— Już nie śpisz? — zapytał go zaskoczony Elliott, a Andrew pokręcił głową.
Elliott wstał wcześnie, bo przyzwyczaił się do tego, że nie sypia zbyt długo. Dziwiło go tylko to, że James jeszcze nie uregulował swoich godzin pobudki i w weekendy wciąż sypiał dłużej. Ale może w obecnej sytuacji to dobrze? Czuł, że powinien rozmawiać z Andrew i poświęcać mu czas, aby pokazać mu, że wciąż mu na nim zależy. Może i nie mieli szans na związek, nie w obecnej sytuacji, ale to nie znaczyło, że nie mogli być blisko. A Elliott chciał mieć go blisko. Może popełniał błąd, ale coś przyciągało go do Andrew i nie chciał z tego rezygnować.
— Za dużo myśli na raz.
Jego myśli zaprzątało teraz zbyt wiele kwestii – nie miał pojęcia, co będzie dalej. Tu nie chodziło tylko o sytuację z Elliottem, ale o całe jego życie. Zastanawiał się czy nie popełnił wczoraj błędu – nie był pewien czy da radę żyć w sposób, na jaki się skazał, decydując się na przerwanie własnego ślubu. Czy powinien odnieść odznakę i broń na swój posterunek? Złożyć oficjalne wypowiedzenie? Odebrać świadectwo pracy? Co jeśli go tam aresztują? Co jeśli zabiją go, uważając, że ich zdradził albo był jedynie szpiegiem? To drugie nie byłoby przecież dalekie od prawdy. Czy znajdzie pracę? Czy będzie w stanie się utrzymać? Do tego dochodziła cała ta sprawa z Elliottem. Zastanawiał się, czy teoretycznie ma u niego jakiekolwiek szanse – czy mógłby jakoś namieszać między nim i Jamesem, aby Elliott rzucił swojego chłopaka i poszedł do niego, ale uznał, że to byłoby wredne i kompletnie nie w jego stylu. Jedną wredną rzecz już zrobił – oświadczył się Patricii, a potem zostawił ją przed ołtarzem. Nie zamierzał ranić w tym całym zamieszaniu nikogo więcej.
— Jeśli to ci pomoże, być może mam rozwiązanie przynajmniej części problemu — stwierdził Elliott, podchodząc do kanapy, zaciekawiając tym Andrew, który podciągnął nogi, aby zrobić mu miejsce, na którym chłopak usiadł.
— Czyli?
— Nie wiem czy wiesz, ale Brandon wyjechał do San Francisco.
— Wiem, że miał wyjechać.
Elliott skinął głową, bo to dobrze, że Andrew cokolwiek kojarzył.
— Wyjechał we wtorek. Jeszcze wczoraj nie było nikogo na jego miejsce, więc jeśli wczoraj nadal nikt się nie zgłosił, to Evan na pewno cię przyjmie. Szczególnie, że kazał mi zatrzymać twój ślub i...
— Chwila, co? — zapytał słabo, a Elliott przygryzł wargę. — Zamierzałeś coś zrobić?
— Nie — powiedział od razu. — Powiedziałem Evanowi, że to czy dojdzie do ślubu jest twoją decyzją i nie zamierzam się w to wtrącać. Przyszedłem tam, bo mnie zaprosiłeś i uznałem, że skoro dałeś mi zaproszenie na ostatnią chwilę to na pewno mnie tam chcesz. Tylko dlatego.
Andrew przytaknął.
— Dziękuję.
Elliott zmarszczył brwi.
— Za co?
— Za to, że nie chciałeś zniszczyć mojego ślubu. I za to, że mnie przygarnąłeś, szczególnie po tym, co tam wyznałem. Doceniam to, naprawdę.
— Nie mógłbym inaczej. I mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Raczej na pewno masz pracę i myślę, że to dobry początek. Chyba, że nie chcesz ze mną pracować, to zrozumiem — dodał, bo zobaczył, że przyjaciel nie jest zbyt przekonany co do wizji wspólnej pracy.
— Tu nie chodzi o mnie, tylko o ciebie — odparł Andrew. — Ja sobie poradzę, pytanie czy ty będziesz chciał mnie tak często widywać po tym wszystkim.
— Nie wygłupiaj się — powiedział, kładąc dłoń na jego kolanie. Szybko zorientował się, co zrobił i cofnął rękę, patrząc na niego przepraszająco. Nie powinien wykonywać takich gestów i wysyłać mu sygnałów, które mogły dać Andrew nadzieję. Musiał zaczął to kontrolować. — Pójdziemy tam dzisiaj razem. Wprowadzę cię we wszystko.
Andrew zdobył się na lekki uśmiech. To dużo dla niego znaczyło, że Elliott nie miał zamiaru go odpychać i docelowo wyeliminować ze swojego życia. Bo to, że Elliott zaprosił go do siebie jeszcze o niczym nie przesądzało – mógł to zrobić tylko po to, żeby nie mieć wyrzutów sumienia. Dopiero teraz Andrew uwierzył, że ich relacja nie jest jeszcze skończona – że niczego nie zniszczył. Ulżyło mu.
— Mogę cię o coś zapytać? — zapytał niepewnie. Wiedział, że ta odpowiedź może mu złamać serce, ale musiał wiedzieć. Inaczej już zawsze zadawałby sobie to pytanie, nie wiedząc, która odpowiedź byłaby prawdziwa.
— Zawsze — odparł łagodnie Elliott.
— Gdybyś był sam...?
— Tak — odpowiedział cicho, zanim Andrew dokończył pytanie. — Spróbowałbym, gdyby nie Jimmy.
Andrew opadł zrezygnowany głową na kanapę i złapał się za głowę. Bał się, że Elliott tak odpowie. Po stokroć wolałby usłyszeć „nie". To był sztylet wymierzony prosto w jego i tak już cierpiące z bólu serce. Świadomość, że jedyną przeszkodą w tym, aby ich relacja rozwinęła się w związek był James, sprawiła, że Andrew poczuł się fatalnie. Elliott mógłby dać im szansę, gdyby nie James. Jak miał teraz mieszkać w jednym mieszkaniu z Elliottem i Jamesem? Jak miał w ogóle rozmawiać z partnerem Elliotta wiedząc, że tylko przez niego nie może być szczęśliwy? Żałował, że zadał to pytanie, a już na pewno żałował tego, że zadał je już teraz – mógł z tym poczekać chociaż kilka dni.
— Mogłeś skłamać — wymamrotał cicho, na co Elliott przygryzł wargę i spojrzał na niego, widocznie cały czas czując ogromne poczucie winy.
— Mam wrażenie, że okłamałem cię nie wspominając o Jimmym. Nie chcę cię więcej okłamywać.
— Ale w takich kwestiach mógłbyś. Naprawdę. Doceniłby to.
— Zapamiętam — stwierdził i klepnął go w kolano, za co przeklął się w myślach. — Przepraszam...
Andrew uśmiechnął się łagodnie, ale w jego oczach można było wyczytać to, jak bardzo teraz cierpiał. Świadomość, że nie tylko on musi się z tym zmierzyć, trochę mu pomagała. To, że Elliott coś do niego czuł było paradoksalnie czymś dobrym. Bo nawet jeśli nie mogli być razem to przynajmniej miał świadomość, że jest ktoś, komu na nim zależało, a to było w tym momencie najważniejsze. Miał tylko nadzieję, że Elliott zacznie się trochę bardziej pilnować, bo prawdą było to, że z każdym takim gestem w Andrew odradzała się nadzieja na to, że może jednak Elliott podejmie tę ciężką decyzję i da im szansę. Jeśli jedyną przeszkodą był James, wiele mogło się jeszcze wydarzyć. Andrew wiedział jednak, że cokolwiek się nie wydarzy, on się w to nie wmiesza – nie zrobi niczego, aby poróżnić Elliotta i Jamesa. Jeśli Elliott jakimś cudem wybierze jego, będzie to tylko i wyłącznie niezależną decyzją Elliotta. Tyle, że... patrząc na to wszystko realnie... Wczorajszego wieczoru widział jak Elliott i James na siebie patrzą. Miał pełną świadomość tego, że szanse na to, że Elliott i James zerwą były aktualnie równe zeru. A mimo to, przez te dwa gesty Elliotta, w jego głowie pojawiły się myśli, że mogłoby być inaczej.
Nie powiedział tego Elliottowi, ale to był moment, w którym zrozumiał, że musi zniknąć z jego życia. Być może to działało w jedną stronę, a być może obaj za bardzo mieszali sobie nawzajem w głowach – niezależnie od tego, trzeba było to przerwać. Praca u Evana była dobrym pomysłem, ale tylko na początek. Postanowił, że przepracuje u niego miesiąc, wynajmie mieszkanie i kiedy już nieco się ustabilizuje, zacznie szukać innej pracy, a gdy już ją znajdzie, zwolni się od Evana i odetnie się od Elliotta. Ale do tego czasu musiał to wszystko po prostu wytrzymać, a to nie było łatwe wyzwanie. Nie z tak zachowującym się Elliottem.
A/N
Do przyszłego piątku będę trzymać tempo. Potem pewnie nic się nie pojawi piątek-niedziela (brak dostępu do komputera), ale jeśli będzie dostęp do telefonu i poziom weny się utrzyma to pewnie w poniedziałek wrzucę przynajmniej 2 rozdziały, które w weekend napiszę na telefonie. Myślę, że przy obecnym tempie ostatni rozdział pojawi się w okolicy Świąt.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro