Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15

Nie znał dokładnego adresu Andrew, ale wiedział, w którym budynku mieszka, jako, że raz rozstali się przy jego drzwiach. Miał nadzieję, że nic mu się przez te parę dni nie pomieszało. Gdyby znał numer mieszkania, wszedłby do środka, ale ponieważ go nie znał, wolał nie ryzykować. Andrew albo już był w środku i zaraz opuści mieszkanie, albo zaraz tu przyjdzie – był tego bardziej niż pewien. Zostanie tutaj byłoby samobójstwem, bo prawdopodobnie cała jego rodzina miała ten adres i to była jedynie kwestia czasu nim tu dotrą. Nie trudno było przewidzieć, jak skończyłoby się spotkanie Andrew w jego rodziną po tym, co ten właśnie uczynił.

Elliott wyszedł z niedoszłego ślubu, gdy przypadkowo dostał bukietem w głowę – to sprawiło, że się ocknął i zrozumiał, że nie powinien tu zostawać, bo zamieszanie wymknęło się spod czyjejkolwiek kontroli. Byłby naiwny wierząc, że to nie skończy się interwencją policji, szczególnie, że doszło już do zniszczenia mienia. A z żadnym innym policjantem niż Andrew naprawdę nie chciał mieć do czynienia.

Czekał tam dobre pół godziny nim Andrew praktycznie wybiegł z torbami, w ogóle go nie dostrzegając.

— Ej, zaczekaj — zatrzymał go Elliott. 

Andrew spojrzał na niego tak, jakby nie do końca kontaktował. Był przerażony i blady. Jego źrenice były tak duże, że ledwie było widać tęczówki. Dopiero teraz Elliott zrozumiał, że Andrew nie miał pojęcia, co dalej. A jeśli tak było, nie mógł tego zaplanować, a zadziałał spontanicznie. Do tej pory był pewien, że porzucenie narzeczonej przed ołtarzem było częścią jakiegoś planu – teraz rozumiał, że tak nie było.

— Oni zaraz tu będą, muszę uciekać. Pogadamy później. Przyjdę do baru...

— Masz gdzie iść? — zapytał wprost, przerywając wręcz spanikowanemu Andrew, który pokręcił tylko głową.

— Nie i nie mam absolutnie żadnego planu — powiedział łamiącym się głosem. Normalnie pewnie ucieszyłby się na widok Elliotta, ale panika w połączeniu z tym, że Elliott też był spięty skutecznie mu to uniemożliwiała. — Tego na ślubie też nie planowałem. Nie chciałem jej tak zranić, naprawdę...

— Później się wytłumaczysz, chodź — zarządził, prawie siłą wyrywając mu jedną z dwóch toreb. Jeśli mieli mało czasu, to mogło im to zaoszczędzić przynajmniej kilka sekund. Czasem kilka sekund było kluczowe. Weszli do bloku, w którym mieszkał Elliott, a Andrew zrozumiał, że Elliott znalazł rozważanie tego problemu w mgnieniu oka. Nie zastanawiał się – po prostu go przygarnął. — Na razie zatrzymasz się u mnie, potem coś wymyślimy.

Andrew miał nadzieję, że „potem coś wymyślimy" oznaczało, że tak już zostanie. To by była jedyna dobra wiadomość tego dnia. Właśnie stracił wszystko. Dosłownie wszystko. 

Patricia na pewno go nienawidziła. Rodzina będzie chciał go naprostować – tego był bardziej niż pewien. A gdy zrozumieją, że im się nie uda (lub nawet go nie znajdą, na co szczerze liczył), wszyscy po kolei wykreślą go z testamentu, tym samym wykluczając go z rodziny. Nie miał dachu nad głową ani pracy – nie mógł wrócić na komendę, bo wiedział, że najdalej jutro już wszyscy koledzy z jego pracy będą wiedzieć o tym, co się dzisiaj stało.

Rano był synem bogacza z obiecującą karierą w policji i szacunkiem. Miał założyć rodzinę. Teraz był bezdomnym i kilkuset dolarami, które trzymał w gotówce w mieszkaniu. Jego majątek spadł do może tysiąca dolarów, gdyby zliczyć wartość wszystkich jego ubrań. W jednej chwili niemalże ze szczytu spadł na samo dno i to był tylko i wyłącznie jego wybór. Spontaniczny i głupi – był tego świadom, ale chciał wierzyć, że mimo wszystko ostatecznie słuszny i warty ryzyka.

Reakcja Elliotta była dla niego niejasna. Przyszedł po niego, zabrał go do siebie, co sugerowało, że mu zależy, ale jednocześnie unikał kontaktu wzrokowego, który był w ich relacji czymś częstym i stałym – na chwilę spojrzeli sobie w oczy, ale to była może sekunda, a to zdecydowanie krócej niż zwykle. Andrew miał wrażenie, że popełnił błąd mówiąc, że go kocha. Nie powiedział tego co prawda wprost, ale doskonale widział, że Elliott zrozumiał, że mówił o nim. Być może te słowa padły za szybko. Zaskoczył go, bo Elliott raczej się tego nie spodziewał – wtedy zareagowałby inaczej. Mimo wszystko liczył, że po rozmowie to napięcie i niezręczność znikną. Chciał wierzyć, że Elliott odwzajemni jego uczucia, ale z każdą kolejną sekundą miał coraz więcej wątpliwości. Elliott był zbyt spięty, zbyt zdenerwowany, a to raczej nie mogło wróżyć szczęśliwego zakończenia.

Elliott otworzył drzwi, puszczając Andrew przodem.

— Już wróciłeś? — dobiegł ich zaskoczony ton głosu Jamesa, który po chwili pojawił się w przedpokoju i był mocno zdezorientowany przez fakt, że Elliott nie jest sam.

Andrew też był zdezorientowany. Kim był ten chłopak? Według jego wiedzy Elliott mieszkał z bratem, szwagierką i dwoma bratankami. O drugim mężczyźnie w ich wieku nie słyszał słowem.

Elliott wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Jamesem i pokręcił głową. Dopiero teraz uświadomił sobie, że sprowadzenie tu Andrew nie było najmądrzejszym posunięciem. Tyle, że nie mógł postąpić inaczej. Nie potrafiłby.

Gdy szedł do mieszkania Andrew, zastanawiał się co sprawiło, że ten zdobył się na tak szczere wyznanie – przecież musiał wiedzieć, że nic z tego nie będzie. Wtedy zdał sobie sprawę, że było wręcz odwrotnie. Był świadom tego, że dawał Andrew dwuznaczne, a czasem i jednoznaczne sygnały i brał to na siebie. Zastanawiał się jednak czemu Andrew w ogóle pomyślał, że coś mogłoby ich połączyć, skoro Elliott był z Jamesem. I wtedy to do niego dotarło – Andrew nie wiedział o Jamesie. Nie miał pojęcia jak to się stało, ale Andrew nie wiedział o tym, że kogoś ma. To tłumaczyło Andrew, a w Elliotcie spowodowało tak ogromne poczucie winy, które ledwie był w stanie znieść. Powinien był odciąć Andrew, gdy jeszcze był na to czas – teraz to rozumiał.

— Jimmy, to jest Andrew. Andrew, to jest Jimmy, mój chłopak.

— Oh — wymsknęło się cicho Andrew. Jak to możliwe, że Elliott przez cały miesiąc słowem nie wspomniał o tym, że kogoś ma?! A może to było świeże i spóźnił się ze swoim wyznaniem? Jeśli tak było, nigdy sobie nie daruje tego, że czekał. — Miło mi cię poznać. — Zachował się jednak przytomnie.

Teraz już rozumiał skąd to zachowanie Elliotta. Do tej pory był pewien, że Elliott daje mu sygnały, ale teraz nie był już tego taki pewien. Wyglądało na to, że źle odczytał jego intencje i doszukał się czegoś, czego nigdy nie było. Był po prostu idiotą, który tak bardzo pragnął miłości, że pomylił ją z przyjaźnią. Tylko czemu patrząc na Elliotta miał wrażenie, że ten go przeprasza? Nic z tego nie rozumiał.

Wymienił z Jamesem uścisk dłoni. Starał się go nie oceniać, chociaż jakaś jego część marzyła o tym, aby się go pozbyć. Wiedział, że przemawiała przez niego zazdrość. Co jeśli ten cały Jimmy był fajnym facetem? 

— Elliott, możemy porozmawiać na osobności? — poprosił Andrew.

Może liczył na zbyt wiele, ale musiał to wyjaśnić. Jego serce pękło na pół po słowach „to jest Jimmy, mój chłopak".

— Jasne — zgodził się cicho. — Pokażę ci gdzie możesz trzymać rzeczy, bo spać będziesz na razie na kanapie.

W tym momencie James dostrzegł, że Elliott jest jakiś dziwny. Co się wydarzyło na tym weselu? I czy tu na pewno chodziło tylko o wesele? Andrew też był jakiś spięty. Coś tu było bardzo nie tak. I ważniejsze pytanie: czemu ten Andrew musiał wyglądać o wiele lepiej niż on?!

Elliott zaprowadził Andrew do swojej sypialni i zamknął za nimi drzwi, aby mieli chociaż trochę prywatności. Potrzebowali jej.

— Długo jesteście razem? — zapytał cicho Andrew.

— Siedem lat — wyznał równie cicho.

W tym momencie Andrew wybuchnął niekontrolowanym nerwowym śmiechem. Chwilę później zaczął sobie masować skroń. Boże, jakim on był idiotą! 

— I przez tyle czasu, który spędziliśmy razem w ostatnim miesiącu nie wspomniałeś o nim ani jednym zdaniem? Co to ma być, na Boga?! — Andrew krzyczał szepcząc. Miał ochotę wydrzeć się na Elliotta, ale nie chciał robić scen przy Jamesie. Mimo wszystko chciał uszanować jego związek i nie robić mu problemów. Nie chciał być powodem kłótni między Elliottem i Jamesem, nawet jeśli był na skraju wytrzymałości emocjonalnej. Nie był dupkiem. Może to był jego problem – był zbyt łagodny, zbyt empatyczny.

Elliott przygryzł wargę. Gdy uświadomił sobie, że Andrew nie ma pojęcia o Jamesie, był za to na siebie wściekły. Nie dziwił się więc, że Andrew też jest na niego zły – miał pełne prawo tak zareagować.

— Ostatnio często się kłóciliśmy, nie chciałem cię tym wszystkim obciążać. — Starał się brzmieć spokojnie. Nie chciał mu mówić, że coś do niego czuje, bo bał się, że w obecnej sytuacji to jedynie pogorszyłoby sprawę.

Andrew parsknął i odchylił głowę do tyłu. Siedem lat dla gejów to jak małżeństwo. To tak jakby zakochał się w mężatym. Czuł się okropnie. Czuł się oszukany. Nawet jeśli Elliott i James mieli jakiś kryzys, to nie usprawiedliwiało tego, że Elliott zataił przed nim coś tak ważnego.

— I naprawę nie mogłeś wspomnieć o nim chociaż jednym zdaniem? Byliśmy blisko i myślałem... Boże drogi, co ja sobie myślałem...

— Andrew, bardzo cię przepraszam...

— Ty tylko zapomniałeś wspomnieć, że kogoś masz. To ja widziałem coś, czego nie było.

Elliott przeklął się w myślach. Obiecał sobie, że nie powie Andrew prawdy, ale teraz miał wrażenie, że może jednak powinen. Nie chciał go okłamywać i sprawiać, aby poczuł się jak idiota, który coś sobie dopowiedział, bo to przecież nie było tak. Andrew nie zrobił niczego złego (no może poza zachowaniem na ślubie, ale Elliott wiedział, że nie ma prawa go za to oceniać) – wszystko, co się wydarzyło było jego winą i dlatego Elliott postanowił wziąć to na siebie.

— Kto powiedział, że tego nie było? — zapytał słabo. Wyglądał jak zbity pies, bo czuł się z tym wszystkim okropnie. W najgorszym scenariuszu nie przewidział tego, że ta sytuacja rozwinie się w ten sposób. Brał pod uwagę różne opcje – to, że zerwą z Jamesem, to że Andrew się ożeni i temat się skończy... W żadnej z wersji nie przewidział tego, że między nim i Jamesem będzie lepiej, a Andrew porzuci dla niego całe swoje wcześniejsze życie bez żadnego wcześniejszego ustalenia.

— C-co? — wydukał słabo Andrew.

— To nie jest tak, że niczego nie czuję — wyznał, chociaż nie był pewien, czy powinien. Po tym wszystkim uznał jednak, że jest winien Andrew bycie szczerym. Andrew na to zasłużył. — Ale nie mogę zostawić Jimmy'ego.

Andrew złapał się za głowę. Przy takim obrocie spraw naprawdę wolałby, żeby się mylił – żeby Elliott niczego do niego nie czuł. Teraz naprawdę nie miał pojęcia, co o tym wszystkim sądzić.

— To miało sprawić, że poczuję się lepiej? Bo jeśli tak to zadziałało odwrotnie.

Elliott pokręcił głową.

— Andrew, naprawdę cię przepraszam. Nie chciałem nikogo zranić...

— Dlatego wysyłałeś mi jasne sygnały? Mając kogoś?! — Wciąż krzyczał tylko szeptem. Nie potrafił inaczej. Wiedział, że jeśli James teraz by ich usłyszał, mógłby rozbić ich związek. Nie chciał tego. A Elliott może nie mówił tego głośno, ale był wdzięczny Andrew za to, że starał się nad sobą panować i zachować to między nimi. To sprawiło, że jeszcze bardziej żałował tego, że nie może odwdzięczyć mu się tym, na co Andrew zapewne liczył uciekając sprzed ołtarza. Andrew był świetnym facetem. Zasługiwał na kogoś dobrego. Elliott nie czuł się wystarczająco dobry.

— Myślałem, że sytuacja sama się rozwiąże.

— Niby jak?!

— Opcji było kilka. Jeszcze jakąś godzinę temu byłem pewien, że się ożenisz i to zamknie sprawę.

Andrew przymknął oczy i odliczył do dziesięciu, zanim je otworzył i znowu spojrzał na Elliotta.

— Uciekłem sprzed ołtarza dla ciebie.

— Wiem.

— Boże, co ja najlepszego uczyniłem?!

— Andrew.

— Przecież jestem skończony...

— Andrew — Elliott powiedział nieco głośniej.

— Ojciec mnie zabije...

— Andrew! — Elliot podniósł głos i potrząsnął nim. Dopiero teraz doszło między nimi do kontaktu wzrokowego. Elliott od razu się za to przeklął, bo to co zobaczył w oczach Andrew łamało mu serce i sprawiło, że miał ochotę go pocałować. Powstrzymał się jednak, bo to byłoby głupie. — Wszystko się ułoży. Nie panikuj.

— Te słowa nie przywrócą mojego dotychczasowego życia.

Elliott westchnął zrezygnowany i przyciągnął Andrew do siebie. Ten błyskawicznie zaczął płakać w jego koszulę. Elliott przymknął oczy, próbując powstrzymać własne łzy. Co on najlepszego zrobił im obu?!

A/N

Jak się uda to kolejny rozdział przed północą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro