Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

Elliott wrócił do domu, gdy już prawie świtało i zaskoczony odkrył, że w domu nie jest ciemno i że ktoś na niego czekał.

— Czemu jeszcze nie śpisz?

— Nie mogłem zasnąć po tym, co się ostatnio stało — wyjaśnił James. — Martwiłem się.

— Oh. — Tylko na tyle zdobył się Elliott.

W tym momencie James zrozumiał, że coś jest nie tak, bo normalnie jego chłopak rozbudowałby wypowiedź, zamiast odpowiadać jedną sylabą. Podszedł bliżej Elliotta, zbliżył swoją twarz do jego i skrzywił się, czując ten charakterystyczny zapach.

— A ty wracasz pijany. — Z trudem powstrzymał krzyk. — Oszalałeś?!

Elliott nie był do końca pijany – już powoli zaczynał trzeźwieć. Minęło trochę czasu od ostatniego kieliszka. Wypił tej nocy za dużo, a tańczył jeszcze więcej. Większości ludzi nie znał nawet z imienia, ale to w niczym mu nie przeszkadzało. Po tym wszystkim co go ostatnio spotkało – po kłótniach z Jamesem, z bratem, po aresztowaniu... po prostu tego potrzebował.

— Musiałem odreagować.

— Pijąc w klubie, z którego kilka dni temu zgarnęła cię policja?! — Tym razem James krzyknął. Wiedział, że był środek nocy i za ścianą spały dzieci, ale nie potrafił wytrzymać. Jakim cudem Elliott mógł być aż tak nieodpowiedzialny?!

— Jimmy, nie krzycz — poprosił cicho Elliott. — Nic się nie stało, tak?

— Jak wejdziesz w tunel metra to też nic się nie stanie, dopóki pociąg w ciebie nie uderzy. Czy tak ciężko ci zrozumieć, że się o ciebie martwię?!

— Przecież wiedziałeś gdzie jestem. Nie musisz się zachowywać jakbyś był moim ojcem.

James opuścił głowę i próbował się uspokoić. Nie chciał znowu krzyczeć, bo wiedział, że jego będzie to kosztować nerwy, a Elliott w obecnej sytuacji i tak niczego sobie z tego nie zrobi. Pokręcił głową w geście rezygnacji.

— Elliott...

— Idę spać, Jimmy — zadeklarował.

— Co ty tam w ogóle robiłeś? — zapytał, bo musiał to wiedzieć. Przecież Elliott nie miał jak się dowiedzieć, że szef chciał ściągnąć go do pracy. — Evan dzwonił, gdy już cię nie było.

— Nie mogę mieć znajomych, z którymi chodzę się napić?

— Ten znajomy to Brandon?

Elliott wywrócił oczami i ruszył w stronę sypialni. Nie miał zamiaru odpowiadać na to pytanie. 

Wiedział, że James nie lubił Brandona, bo ten otwarcie namawiał go do tego, aby się rozstali. Jeśli Elliott miał być szczery, nie dziwił się tej niechęci Jamesa. Zdenerwowało go jednak to, że James z góry założył, że nie ma innych znajomych. Znajomych miał dużo. Przyjaciół faktycznie niewielu – aktualnie zaliczali się do nich tylko Evan, Brandon i od tej nocy również Andrew. 

Rozebrał się szybko i zmęczony wręcz padł na łóżko. Długo nie nacieszył się samotnością, bo po chwili James do niego dołączył i delikatnie go objął.

— Przepraszam — zaczął James. — Ale naprawdę bałem się, że znowu cię aresztują.

Zdawał sobie sprawę, że powinien tam jechać, ale bał się. Myśl o tym, że może tam wejść w środku akcji policyjnej, po prostu go przerażała. Nie był na to gotów. Nie potrafił się przełamać. 

Rozumiał nerwy Elliotta – w Kalifornii obaj podchodzili do tego nieco swobodniej, ale po przeprowadzce James bał się na nowo na to wszystko otworzyć. Może dlatego, że wciąż nie znał realiów Nowego Jorku? Może dlatego, że przeszła mu już ta młodzieńca naiwność, która Elliottowi z kolei ani trochę się nie zmniejszyła? James był pewien, że gdyby Elliott trafił na choćby kilka osób, które byłyby w stanie walczyć tak jak on, bez większego namysłu zorganizowałby protest.

Może to była jego wina? Może nie powinien wiązać się z buntownikiem? Przecież od początku wiedział, jaki jest Elliott. Tyle, że byli parą już od dawna i w obecnej chwili nie potrafił sobie wyobrazić, aby mieli się rozstać. Dlatego, gdy Elliott powiedział mu, że może się pakować, solidnie do niego dotarło, że Elliott jednak dopuszcza do siebie taką możliwość, więc musi coś z tym zrobić – musi się bardziej starać. Od tamtego dnia starał się być lepszym partnerem, ale czuł, że wciąż mieli sporo do naprawienia. Przez ostatni czas żaden z nich nie starał się jakoś bardzo – przywykli do siebie, więc uznali, że już nie muszą się angażować. To był błąd, który mógł to wszystko zakończyć. Dobrze, że w porę udało im się to zatrzymać.

— Ale nie aresztowali. Żyję, nic mi nie jest...

— Wiem, widzę. 

— Ale trochę cię rozumiem. Też nie chcę cię stracić — wymamrotał cicho w jego ramię.

I jak James w tym momencie miał być jakkolwiek zły? Tak, Elliott zachował się lekkomyślnie. Tak, upił się. Ale teraz był tak delikatny i uroczy, że nie potrafił się na niego gniewać. Poza tym mieli ważniejsze tematy do rozmowy niż kolejna kłótnia. Tyle że James nie czuł się na siłach, aby teraz o tym rozmawiać. Za jakieś trzy godziny powinien wychodzić do pracy. Wolał spędzić ten czas w przyjemniejszy sposób niż rozdrapywanie ran, a był pewien, że tym by się skończyła próba rozmowy o mamie Elliotta.

Zasnęli więc wtuleni w siebie i spali, dopóki James nie musiał wstać do pracy.

— Gdzie idziesz? — spytał zaspany Elliott, gdy James wyplątał się z jego objęcia.

— Niektórzy z nas pracują w ciągu dnia — odparł, całując go delikatnie w policzek.

Elliott pocałował go delikatnie na pożegnanie i próbował zasnąć po wyjściu Jamesa, ale to wcale nie było takie proste. Za dużo myślał. Zaczął zbyt mocno wszystko analizować. 

Tak, znowu pokłócili się w momencie jego powrotu do domu, ale nie miał nic na swoje usprawiedliwienie. Gdyby nie poród w rodzinie Evana, wróciłby do domu dużo wcześniej, ale pewnie równie pijany albo nawet bardziej pijany, bo nie miałby za dużo czasu na to, aby dojść do siebie po tej ilości drinków, jaką zafundowali mu stali bywalcy baru.

Czy czuł się winny?

Trochę. Szczególnie w momencie, w którym uzmysłowił sobie, że Andrew mu się podoba. Przechodził coś podobnego jeszcze w Kalifornii, gdy mieli z Jamesem pierwszy kryzys po jego powrocie z ośrodka i amnezją po ostatnim akcie agresji Tylera. Wówczas spodobał mu się Connor – Elliott czuł wtedy, że byłby w stanie iść z nim do łóżka, podczas gdy z Jamesem potrzebował jeszcze czasu. Elliott postanowił go wtedy odciąć, aby nie zrobić niczego głupiego. Teraz sytuacja była inna. Owszem, seks nie był w ich związku codziennością, ale był. James był momentami irytujący, ale Elliott był pewien, że go kocha i się stara. Może powinien odciąć Andrew? Pewnie tak, ale rzecz w tym, że nie chciał tego robić.

Między sytuacją z Connorem i Andrew były dwie zasadnicze różnice. Po pierwsze: Connor podobał mu się jedynie seksualnie, bo z charakteru nie zdążył go bliżej poznać, natomiast Andrew podobał mu się też z charakteru. Po drugie: kwestia możliwej zdrady. Przy Connorze Elliott nie ufał samemu sobie i brał pod uwagę, że mógłby zdradzić z nim Jamesa. Nie wyobrażał sobie natomiast zdradzić swojego partnera z Andrew. Gdzieś w jego głowie zdążyły się pojawić seksualne fantazje o Andrew, ale to nie oznaczało, że od razu do niego pobiegnie i zacznie je realizować. Był o kilka lat starszy niż przy sytuacji z Connorem – bardziej nad sobą panował i przede wszystkim bardziej sobie ufał. Gdyby było inaczej, zdradziłby Jamesa z Andrew już tej nocy. 

Miał nadzieję, że to mu się tylko wydaje, ale gdy tańczył z Andrew widział w jego oczach coś, czego już dawno u nikogo nie widział. Dostrzegł, że Andrew go polubił, chociaż to było bardzo łagodne określenie.

Spodobał mu się? Możliwe. Bardzo możliwe.

Czy zamierzał spytać o to Andrew? Zdecydowanie nie. To byłoby nietaktowne.

Był za to ciekaw, jak to się rozwinie. Bo może coś tylko mu się wydawało? Czemu Andrew miałby w ogóle zwrócić na niego uwagę? Przecież w klubie było mnóstwo innych mężczyzn, zdaniem Elliotta lepszych – bez jawnego wpisu o orientacji seksualnej w swoich aktach i bez blizn na całym ciele. 

Czasem żałował, że podjął taką, a nie inną decyzję, gdy dostał wezwanie do wojska, ale nie był wtedy na to gotowy i gdyby miał podjąć tę decyzję dzisiaj, byłaby ona taka sama jak wtedy. Nie chciał jechać na wojnę i być może ginąć w imię nie swojej walki. Jego wojna była niema i odbywała się w granicach jego kraju, chociaż był pewien, że podobnie dzieje się w innych państwach świata. Dlatego przy wezwaniu wyznał, że jest homoseksualny. Nie powiedział o Jamesie i skłamał, że nikogo nie ma i nigdy nie miał, ale obawia się pokus podczas misji. To wykluczyło go ze służby, jednocześnie nie skazując go na areszt – samo bycie gejem nie było jeszcze karalne. Jednak tamta decyzja spowodowała, że w jego w aktach pojawił się wpis, przez który nie mógł znaleźć zatrudnienia innego niż takie, jakie posiadał obecnie. James jeszcze nie dostał wezwania do wojska, ale wiedzieli, że ten moment kiedyś nadejdzie. Elliott potwornie bał się tego momentu. Bał się, że James będzie wolał ryzykować swoim życiem gdzieś na froncie niż wyznać prawdę i żyć jak on. Przerażało go, że mógłby go stracić w taki sposób. 

W końcu dźwignął się z łóżka i dość szybko trafił na Roberta, który obdarzył go tylko zimnym spojrzeniem. 

— Nie masz prawa być zły na Jimmy'ego — Elliott stanął w obronie swojego partnera, bo doskonale wiedział, że reakcja Roberta bierze się właśnie z tego, że James mu się postawił.

— Jestem wściekły na was obu — odparł. — Myślałem, że do Jamesa dociera, że musicie żyć w ukryciu, ale wczoraj wyskoczył z tekstem, że albo powiem moim synom o tym, co was łączy, albo mam się wynosić. 

Może i nie powinien, ale uśmiechnął się. Cieszyło go, że James tak stanowczo postanowił ich bronić. To był dobry znak. Nawet bardzo dobry.

— Boli cię, że w końcu stanął po mojej stronie? Jest ze mną, nie z tobą.

— Już raz policja cię aresztowała. Chcesz skazywać na to samo Jamesa?

— Trzymając go za rękę we własnym domu? Poważnie, Bobby? Doniesiesz na nas?

— Twierdzę tylko, że powinniście być ostrożni. Jeśli was aresztują, skończę z dziećmi na ulicy...

— To znajdź wreszcie pracę. Albo pozwól Dorothy jej szukać, a ty zajmij się dziećmi.

— To matki wychowują dzieci, a ojciec utrzymuje rodzinę.

Elliott parsknął. Faktycznie taka była norma społeczna, ale to nie znaczyło, że trzeba się jej sztywnie trzymać. Gdyby on trzymał się norm społecznym, pewnie miałby teraz żonę i przynajmniej jedno dziecko. Jeśli Robert przestałby się trzymać norm społecznych, jego rodzina mogłaby się w końcu sama utrzymać.

— Ale jakoś ich nie utrzymujesz. Weź się w garść. Mówię poważnie. Wiecznie was utrzymywał nie będę. A teraz masz dodatkową motywację. Jeśli nie chcesz, żeby twoje dzieci widziały jak całuję się z Jimmym we własnym mieszkaniu to znajdź pracę i się wyprowadź. Wszyscy będą szczęśliwi. 

Elliott rozłożył teatralnie ręce i bezpiecznie wycofał się do kuchni, aby zjeść śniadanie. Robert już nic mu nie odpowiedział. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro