Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

— Nigdy nie sądziłam, że będę się do tego uśmiechać — szepnęłam, ocierając z policzka łzy. Przyklęknęłam na kolanach przed nagrobkiem, pocierając uda nerwowym gestem. — Wiesz, Harry, ja... Bardzo za wami tęsknię. Nie ma dnia, żebym o was nie myślała.

Wiatr delikatnie musnął moją twarz, a ja przymknęłam oczy, napawając się jego chłodnym podmuchem. Śnieg powoli sypał się z nieba, a jego płatki odtańczyły w powietrzu melancholijny taniec, osiadając na cmentarnych nagrobkach, gałęziach drzew i moich ramionach.

Wyciągnęłam z kieszeni różdżkę i wypowiedziałam cicho zaklęcie, wyczarowując piękny wieniec białych chryzantem. Trwałych, odpornych na zimno. Symbolizującą nieprzerwaną i dozgonną miłość. Ale przede wszystkim...

— Jestem ci wdzięczna, Harry — szepnęłam przez ściśnięte płaczem gardło. — Byłeś najwspanialszym przyjacielem, o jakim mogłam kiedykolwiek marzyć.

Przymknęłam oczy, pozwalając łzom ścieknął po policzkach. Nie kłamałam. Od czasu bitwy z Voldemortem minęło ponad pół roku, a w ciągu tego czasu nie było dnia, żebym nie myślała o przyjaciołach. Coraz mniej jednak obwiniałam się za ich śmierć, chociaż to uczucie wydawało się nigdy nie wygasnąć. Byłam jednak spokojniejsza.

Dzięki Severusowi zrozumiałam, że nie byłam w stanie spojrzeć na siebie w lustrze z dość prostego powodu. Uświadomił mi boleśnie, że patrząc w swoje odbicie widzę ich twarze, martwe, patrzące na mnie z wyrzutem. Miał rację. Jedyne co widziałam to ich ból. A potem dostrzegałam moje rany, które teraz wyblakły i były ledwo widoczne. Żyłam i chyba o to obwiniałam się najbardziej. A dzięki niemu powoli przestawałam.

Dźwignęłam się na nogi, otrzepując z kolan śnieg.

— Do zobaczenia, Harry — szepnęłam, odwracając się w miejscu i ruszając ku pustej uliczce Doliny Godryka. Włożyłam zziębnięte dłonie do kieszeni płaszcza i teleportowałam się z cichym pyknięciem. Stanęłam przed piętrowym, kremowym domem, w którego oknach paliło się światło. Czerwone dachówki przykrywała gruba warstwa zimowego pyłu, a z rynien zwisały sople lodu. Zupełnie jak wtedy, kiedy miałam cztery lata. — Jestem już! — krzyknęłam, wchodząc do środka i otrzepując buty. Zsunęłam je z nóg dopiero wtedy zdając sobie sprawę, że przemarzłam do szpiku kości.

Moja mama wyłoniła się z kuchni, obdarzając mnie promiennym uśmiechem.

— Idealnie — zakrzyknęła wesoło. — Pieczeń już dochodzi.

— To dobrze, bo Augustus najwyraźniej umiera z głodu — odparła przyciszonym głosem Claire. Obie zachichotały pod nosem niczym nastolatki.

Zerknęłam z uśmiechem w stronę salonu, gdzie troje mężczyzn debatowało nad czymś zacięcie. Mój tata przyglądał się Augustusowi walecznie, podczas kiedy ten tłumaczył coś, żywo gestykulując. Od czasu jego procesu, kiedy to udało nam się wybronić złagodzenie jego kary do minimum, stał się częstym gościem w tym domu. W moim domu.

Dzięki pomocy Severusa i Claire sprowadziłam do niego rodziców, którym na szczęście udało się przywrócić pamięć. Byli tacy jak dawniej, chociaż tata czasem budził się w środku nocy przekonany, że nadal jest w Australii. Z czasem stało się to nawet zabawne, a on sam śmiał się z tego najgłośniej.

Poczułam ciepło rozchodzące się po moim ciele, kiedy mój wzrok padł na czarnowłosego mężczyznę. Siedział spokojnie na kanapie, zarzuciwszy nogę na nogę w dość nonszalancki sposób, który w moim odczuciu dodawał mu zadziorności. Przyglądał się mojemu ojcu i Rookwoodowi nie odzywając się ani słowem, a kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, na jego ustach pojawił się krzywy uśmieszek.

Tak. Wszystko było dobrze.

— Hermiona? — Mama wychyliła głowę z kuchni, zerkając na mnie podejrzliwie. — Chodź no tu.

Uniosłam brew, rzucając krótkie spojrzenie rozbawionemu Severusowi i przeszłam do kuchni, gdzie mama w fartuchu stała z założonymi na piersi ramionami.

— Co się stało? — spytałam, maskując śmiech chcący wydostać się z mojego gardła. Claire stała niczym zbity pies, spuszczając głowę nisko ku ziemi. Mama natomiast przybrała dość agresywną minę.

— Wiedziałaś? — odbiła pałeczkę natychmiast, kiedy upewniła się, że mężczyźni w salonie nas nie słyszą. — Wiedziałaś i milczałaś.

— Mamo — przerwałam jej, w duchu pękając ze śmiechu. Jej łagodne oblicze naprawdę nie godziło się z bojową postawą, jaka przybrała. — Wiedziałam o czym?

— O tym! — pisnęła, sięgając po rękę Claire. Na jej serdecznym palcu zalśnił delikatny pierścionek z kwadratowym kamieniem. Mienił się kolorami tęczy w świetle kuchennej lampy. Claire wyrwała swojej siostrze rękę, rumieniąc się niczym dojrzały pomidor.

— Jean!

— Nie Jeanuj mi tutaj, Claire, tylko natychmiast się spowiadaj!

Przyglądałam się kobietom z niemałym rozbawieniem. Oczywiście, że wiedziałam o zaręczynach. Claire nie była w stanie długo ukrywać zachwytu charakterem Augustusa, który z kolei dosłownie zakochał się od pierwszego wejrzenia. Poznali się przypadkiem, kiedy mężczyzna odwiedził Severusa jeszcze w domu Claire. Otworzyła mu drzwi i przepadła, kiedy tylko go zobaczyła.

— Ty mała kłamczucho! — Mama zaczęła okładać ciocię ściereczką, którą trzymała dotychczas w dłoniach. Zareagowałam instynktownie, rozdzielając je wystawionymi w ich kierunku rękami. — I ty... Ty...

Mama posłała mi karcące spojrzenie, na co ja tylko roześmiałam się głośno.

— Wiedziałam, mamo, trudno było nie zauważyć, że ciocia robi się czerwona na samo wspomnienie o Rookwoodzie — przyznałam bezwstydnie, na co moja mama jedynie zapowietrzyła się, czerwona na całej twarzy.

— Nie podoba mi się ten wasz mały sojusz — przyznała, mrużąc oczy i celując w nas palcem. Spojrzałam na Claire, której twarz rozświetlił szeroki uśmiech. To natychmiast roztopiło serce mamy. — Cóż. Ważne, że jesteś szczęśliwa.

Claire podeszła do młodszej siostry, przytulając ją jakby ta miała trzy latka. Mama roześmiała się perliście, obejmując ją ramionami. Tak. Zdecydowanie wszystko było w porządku.

— Kobiety — usłyszałam od strony drzwi i prychnęłam, widząc pobłażliwą minę taty. — Nie dość wam plotek, że wciągacie w to moją biedną córeczkę?

— To też moja córka, przypominam ci grzecznie — odparła mama, sięgając do piekarnika. — A teraz bądź tak łaskaw i nakryj do stołu.

— Ja nakryję — zaoferowałam, z ulgą opuszczając kuchnię. Odkąd mama i ciocia Claire się pogodziły stawały się momentami wręcz nieznośne, chociaż kiedy na nie patrzyłam, nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Wróciłam do salonu, gdzie Augustus i Severus rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami. Ucichli natychmiast, kiedy tylko weszłam. — Spiskujemy?

Rookwood rozciągnął się na fotelu, który zajmował i uśmiechnął się tajemniczo. Nie miał na sobie obszernych szat, podobnie jak Severus. Ubrani w zwyczajne, swobodne ubrania w niczym nie przypominali siebie sprzed pół roku.

— Ciągnie wilka do lasu — zażartował.

Rzuciłam mu rozbawione spojrzenie, podchodząc do przeszklonej gablotki i wyciągając z niej talerze. Severus podniósł się z kanapy, natychmiast przychodząc mi z pomocą. Której, oczywiście, nie potrzebowałam.

— To dziwne — powiedział cicho, kiedy talerze przeleciały na stół nakrywając się w magiczny sposób.

— Co jest dziwne, Severusie? — spytałam, zerkając na niego z ukosa. Kątem oka zauważyłam też, że Rookwood ulotnił się z pomieszczenia.

— Zakochany Augustus — przyznał, potrząsając głową jakby odganiał jakieś robactwo. Zaśmiałam się pod nosem.

— Ciekawe, czy mógłby powiedzieć to samo o tobie — mruknęłam. Wprawdzie nigdy nie usłyszałam od niego wyznania miłości, ale wiedziałam, że czuje to samo. Inaczej nie spędzałby weekendu z moimi rodzicami. Zaczęłam odruchowo poprawiać sztućce, które również za pomocą zaklęcia wylądowały na stole. Wyczułam, że Severus stanął tuż za mną, ale jego dłonie nie ułożyły się na mojej talii, jak zwykł mnie obejmować. Odwróciłam się przez ramię, spoglądając na niego niepewnie. — Daj spokój, Severusie. Zakochał się, nie umiera.

Kiedy nie odpowiedział żadnym zgryźliwym komentarzem domyśliłam się, że coś jest nie tak. Czyżby Augustus przyniósł złe wieści? Czy niedobitki śmierciożerców, którzy wciąż pozostawali na wolności jakimś cudem przywlokły się do Londynu? Najczarniejsze myśli zaczęły wypełniać moją głowę.

— Powiesz mi, co się dzieje? Czy mam ci zajrzeć do głowy? — spytałam zaczepnie, mając nadzieję, że to go nieco rozluźni.

— Tak jakbyś była w stanie — prychnął. Uniosłam wyzywająco brew, ale nie uśmiechnęłam się, dopóki on tego nie zrobił. Co nie nastąpiło w przeciągu dość długiej chwili.

— Zaufanie — powiedziałam powoli, spoglądając mu w oczy. — Pamiętasz?

— Śni mi się po nocach i nie daje spać — sarknął. Parsknęłam śmiechem, burząc swoją wyćwiczoną pokerową twarz i, o dziwo, to wywołało kwaśny uśmiech na twarzy Severusa. Objęłam jego szyję ramionami, na co on spiął się i odsunął kawałek.

Westchnęłam, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. Czasami miałam dość tego, jak bardzo zamknięty w sobie był. Jak bardzo izolował się ode mnie, kiedy ja chciałam być blisko. Paradoksalnie to determinowało mnie jeszcze bardziej, aby chcieć go otworzyć.

Ruszyłam w stronę kuchni, gdzie cała reszta zebrała się na pogaduszki. W połowie drogi Severus zatrzymał mnie, delikatnie łapiąc mój nadgarstek i odwracając ku sobie.

— Mówiłem ci już, że za dużo myślisz — mruknął. Zagryzłam zęby, wiedząc co ma na myśli.

— Wynocha z mojej głowy — syknęłam, zbliżając się do niego i próbując grać groźną. Najwidoczniej mi się nie udało, bo Severus prychnął pod nosem. — Bawię cię?

— Owszem — przyznał kpiąco. — Zgrywasz taką mądrą, a nie domyślasz się, gdzie to wszystko prowadzi?

Zmarszczyłam brwi, czując, że naprawdę nie wiem. Przeklęty Snape zawsze musiał mieć rację. Założyłam wojowniczo ręce na piersi, czekając na dalsze wyjaśnienia.

— Oświeć mnie — poprosiłam gorzko. Na jego twarzy pojawił się cień zawahania, jakby miał ochotę uciec. Powstrzymał się jednak, robiąc krok w moją stronę. Zaraz jednak się cofnął, a na jego twarzy mogłam zobaczyć, że bije się z myślami. — Co, Severus Snape stracił zdolność mowy?

— Przymkniesz się?

Zaśmiałam się krótko, słysząc jednocześnie złość i prośbę. On był tak uroczy w ludzkim zachowaniu, że czasami zapominałam, że był kiedyś moim nauczycielem. I że jest dwukrotnie ode mnie starszy. Na dłuższą metę nie przeszkadzało mi to ani trochę i to nie to, że przymykałam na to oko. Nie dostrzegałam tej różnicy wieku dlatego, że ja przy nim dorosłam. A przynajmniej tak twierdziła moja mama, która zaskakująco szybko zaakceptowała Severusa jako... cóż. Mojego chłopaka. To brzmiało tak idiotycznie, że miałam ochotę się roześmiać.

Tata na początku miał obiekcje. Wielkie obiekcje, których nie bał się wyrazić, zważywszy że wybranek mojego serca był prawie jego równolatkiem. Kiedy jednak spotkali się i w cztery oczy porozmawiali, jakimś cudem doszli do porozumienia, a ojciec skapitulował, twierdząc, że przecież jestem dorosła. Przez chwilę przyszło mi nawet na myśl, że Severus byłby zdolny przekląć mojego ojca Imperiusem, ale kiedy mu o tym powiedziałam roześmiał się maniakalnie, rozwiewając wszystkie moje wątpliwości.

Zniecierpliwiona czekaniem, pokręciłam głową.

— Przymknęłam się. Zaczniesz mówić? — spytałam, dając wyraz swojego zdenerwowania lekkim drżeniem stopy. Severus zmierzył mnie od stóp do głów, przyprawiając o przyjemne ciarki. Kiedy jednak jego wzrok zatrzymał się na moich kolorowych skarpetkach, zmarszczył brwi.

— Czekaj — mruknął. — Obmyślam plan ucieczki.

— Ha, ha, ha — odparłam, wcale nie będąc rozbawiona. Naprawdę mnie zaniepokoił tym swoim zachowaniem, które świadczyło, że stało się coś poważnego. — Normalnie nie masz oporów, żeby mi wszystko powiedzieć. Zwłaszcza, jak chodzi o przytyki.

— Jeszcze nie zauważyłaś, że to nie jest normalna sytuacja? — spytał, rozkładając bezradnie ramiona. Odchodziłam od zmysłów, a on chciał żebym współpracowała. Gdybym tylko wiedziała przy czym, może byłoby łatwiej. — Merlinie.

Zanim zdążyłam zareagować podszedł do mnie, niwelując dystans między nami i spojrzał z góry na moją twarz. Oniemiałam przez tę nagłą bliskość, jego zapach na moment mnie zamroczył i zamrugałam, kompletnie bez słowa przed nim stojąc.

— Granger... — zaczął, a mnie wtedy zapaliła się lampka w mózgu.

— Czekaj — przerwałam szybko, nabierając gwałtownie powietrza do płuc. Przyłożyłam otwartą dłoń do jego piersi, stawiając między nami cienki mur. — Nie chcesz... Nie zamierzasz się chyba...

— Właściwie to zamierzałem, zanim bezczelnie mi przerwałaś — odparł. Wstrzymałam oddech, czując jak grunt usuwa się spod moich stóp. Severus Snape właśnie mi się oświadcza. Merlinie.

Cofnęłam się kilka kroków, nie spuszczając z niego oczu. Wydawał się zdenerwowany, jego brwi lekko się marszczyły, a usta zaciskały w cienką linię. Jak mogłam tego nie widzieć wcześniej?

— Zniszczyłaś moją niespodziankę, więc teraz chociaż odpowiedz — warknął, wpychając dłonie do kieszeni czarnych spodni. Zaniemówiłam na dobre, żadne słowo nie przychodziło mi do głowy. Nawet jęk nie wydobywał się z moich rozchylonych ust. — Nie przygotowałem drogi ucieczki na wypadek odmowy...

Pokręciłam głową w pierwszym odruchu, kiedy moje ciało odzyskało zdolność poruszania się. Severus zmrużył oczy, mierząc mnie krzywym spojrzeniem. Poruszył brwiami, najwyraźniej dopisując do mojego zachowania tylko sobie znane motywy.

— Jakiej odmowy? — wyszeptałam, kiedy odzyskałam zdolność mowy. Severus podniósł na mnie pytające spojrzenie.

— To znaczy „tak"? — doprecyzował, a ja wybuchnęłam śmiechem przez łzy, które zaczęły zbierać się w moim oczach. Pokiwałam głową niepewnie.

— Pod warunkiem, że nie oświadczasz się tylko dlatego, że Rookwood zrobił to pierwszy — wypaliłam, rozładowując napięcie, które powoli stało się nie do zniesienia.

— Zgasiła cię, Sev — krzyknął z kuchni Augustus, a ja na nowo zaczęłam się śmiać. Jasne, że podsłuchiwali. Banda kłamców, pomyślałam.

— Nigdzie mi się nie spieszy — szepnęłam, podchodząc bliżej Severusa i zadarłam głowę. Byłam zbyt niska, aby móc go pocałować, ale on pochylił się i łaskawie cmoknął moje usta. Cała gromada wysypała się z kuchni, śmiejąc się głośno i żartując, a ja posłałam mężczyźnie szeroki uśmiech.

— Nie zaszkodziło spróbować — mruknął, a w jego głosie nie słychać było urazy. Naprawdę chciałam kiedyś zostać jego żoną, ale oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że to jeszcze nie ten czas. Poczułam napór na moje bariery, które skrupulatnie poustawiałam wokół mojego umysłu i skrzywiłam się, patrząc na Snape'a spod byka.

Chcąc jednak, aby wiedział, wyobraziłam sobie wizje naszej przyszłości, z którą wiązałam wielkie nadzieje. My, razem, kiedyś. Może dzieci, może wspólny dom. „Może" wydawało mi się przyjemną wizją przyszłości. A jego szczery uśmiech uświadomił mi, że nie tylko ja tak czuję.

Tak. Wszystko było w porządku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro